Lany były w roku 2020 towarem zdecydowanie deficytowym, ale mimo wszystko dużo się na scenie Counter-Strike'a działo. Mieliśmy bowiem prawdziwy wysyp imprez online i to także tych organizowanych dla szeroko pojętego drugiego i trzeciego tieru. Dzięki temu sporo szans na wykazanie się mieli również polscy gracze, którym w większości daleko było do regularnej rywalizacji z czołówką. Piszemy "w większości", bo zdarzały się oczywiście chlubne wyjątki, które spotkały się z naszym uznaniem. W redakcyjnym gronie wytypowaliśmy bowiem dziesięciu najlepszych zawodników CS:GO z Polski, którzy zwrócili na siebie naszą uwagę w trakcie minionych dwunastu miesięcy. Co ciekawe, spośród dziesiątki, którą wyróżniliśmy przed rokiem, tylko czterech strzelców zdołało utrzymać porównywalnie dobrą formę – zresztą, sprawdźcie sami.


W roku 2019 uhonorowaliśmy innocenta najniższym stopniem podium naszego zestawienia i bynajmniej nie było to na wyrost. 26-latek bardzo dobrze prezentował się wówczas zarówno pod banderą x-kom teamu, jak i Illuminar Gaming, wydawało się więc, że rok 2020 nie może być gorszy. I cóż, drużynowo zdecydowanie był, bo gracze iHG kompletnie nie poradzili sobie ze stawianymi przed nimi oczekiwaniami, czego efektem była kadrowa rewolucja. Tę co prawda Mocek przetrwał, ale i tak nie zagrzał miejsca w ekipie. Wszystko dlatego, że kwietniu na jego stole wylądowała oferta z gatunku tych nie do odrzucenia – po Polaka zgłosiło się MAD Lions. Finalnie jednak decyzja o powtórnym wyjeździe za granicę nie okazała się trafiona, bo innocent po niespełna dwóch miesiącach wylądował na ławce rezerwowych, na której pozostaje do dziś.

Nim jednak widmo przyspawania do rezerwy spojrzało w oczy 26-latka, ten zdążył przyczynić się do kilku sukcesów, aczkolwiek lwia część z nich przypada jeszcze na okres jego gry w Illuminar. To właśnie w barwach rodzimej organizacji zajął on wraz z ówczesnymi kolegami pierwsze miejsce podczas trzeciej odsłony Eden Arena: Malta Vibes – zresztą Mocek w ogromnym stopniu przyczynił się do tego triumfu, osiągając rating 1,39, co było najlepszym wynikiem na imprezie. Wicemistrzostwo Malta Vibes 9, wywalczone już pod skrzydłami MAD Lions, także było w dużej mierze jego zasługą. Na swoje nieszczęście Polak miewał też całkiem sporo "pustych przebiegów" no i od września siedzi na ławce, co w dużym stopniu przyczyniło się do tego, że tym razem znalazł się on siedem pozycji niżej niż przed rokiem, zamykając top 10.


Na miejscu dziewiątym umieściliśmy natomiast gracza, który w 2019 roku w cuglach sięgnął po tytuł najlepszego Polaka rywalizującego w CS:GO. Ale nie mogło być inaczej, bo wówczas MICHU był jednym z niewielu pozytywnych aspektów niestabilnego i z reguły zawodzącego Virtus.pro, wydawało się więc tylko kwestią czasu, aż zgłosi się po niego któraś z zagranicznych ekip. Ostatecznie padło na Team Envy, co bez wątpienia było wyborem zaskakującym. Wyjazd z Europy do Ameryki Północnej nie był na pewno tym, czego spodziewali się fani, ale wydawało się, że w tym szaleństwie może być metoda – zwłaszcza że Polak zasilał nie byle jaką organizację. I być może z tego projektu faktycznie coś by wyszło, gdyby nie pandemia. Ta znacznie wszystko skomplikowała i sprawiła, że finalnie zarówno Müller, jak i jego towarzysze, przenieśli się na Stary Kontynent.

A dlaczego tym razem MICHU znalazł się tak nisko? Cóż, przede wszystkim trudno było ocenić go wyżej w momencie, gdy w trakcie całego roku rozegrał on zaledwie... 74 mapy. I nie wszystkie one wypadły po myśli 23-latka – oczywiście bywały mecze, w których ten zdecydowanie carry'ował, jak wtedy, gdy ze wszystkich sił walczył z FURIĄ Esports albo niemal w pojedynkę zatrzymywał Team Liquid. Nadspodziewanie często jednak zdarzały się też spotkania, gdy Müller prezentował się słabiej niż nas do tego przyzwyczaił. Do zapomnienia jest m.in. pierwszy sezon Flashpointa czy też zamknięte eliminacje do cs_summit 6 (chociaż tam akurat usprawiedliwia go fakt, że musiał grać na północnoamerykańskich serwerach z Europy). Tak czy inaczej, te problemy i fakt, że MICHU kończy rok z pustą gablotą z trofeami, można złożyć na karb braku stabilizacji, ale w 2021 już takiej wymówki nie będzie.


Było o graczach, którzy wypadli nieco słabiej niż w ubiegłym roku, teraz jednak pora na zawodnika, który swoją pozycję poprawił. Kamil "Sobol" Sobolewski, bo o nim tu mowa, ponownie był zdecydowanie najjaśniejszym punktem Actiny PACT. Nadal młody, bo zaledwie 22-letni strzelec, gdy grał, to raczej nigdy nie zawodził i to właśnie na niego kibice podopiecznych Vincenta "VinSa" Jozefiaka spoglądali zazwyczaj, gdy potrzebna była "boska interwencja". I zwykle taką interwencję otrzymywali, bo nie da się ukryć, że Sobol wyróżniał się za każdym razem, gdy PACT zdobywał jeden z czterech mistrzowskich tytułów, które w 2020 padły jego łupem. Pewien niedosyt pozostawia jednak fakt, że w większości były to tytuły krajowe lub ewentualnie międzynarodowe, ale nie cieszące się zbytnim prestiżem i raczej uzyskane w przeciętnie obsadzonych zmaganiach.

Jak nadmieniliśmy, Sobolewski jest nadal młody, ale latka lecą. I trudno nie odnieść wrażenia, że nadejdzie taka chwila, być może już w 2021 roku, że dotychczasowy zespół stanie się dla Sobola zwyczajnie za mały. Być może i sam zawodnik chciałby czegoś więcej – w końcu w przeszłości odbywał już testy w Teamie Kinguin czy Virtus.pro, ale finalnie w żadnej z tych formacji angażu nie otrzymał, bo TK wolał Pawła "dychę" Dychę, zaś VP postawiło na Arka "Vegiego" Nawojskiego. A przecież 22-latek to obecnie jeden z najrówniej grających strzelców obecnych na rodzimej scenie, bez którego trudno wyobrazić sobie obecny PACT.


A oto przed nami pierwsza nowość w zestawieniu – Kamil "KEi" Pietkun. Mający zaledwie 19 wiosen zawodnik w roku 2019 w ogóle nie został przez nas ujęty, ale nie mogło być inaczej, bo w trakcie minionych dwunastu miesięcy tak naprawdę po raz pierwszy miał on okazję, by regularnie rywalizować na wysokim poziomie. Niejednego w takiej sytuacji zjadłaby trema, a przeskok okazałby się za dużo, ale nie w wypadku Pietkuna. Ten bardzo szybko wyrósł bowiem na kluczową postać AVEZ Esport i to mimo tego, że posiadał wokół siebie kilku o wiele bardziej doświadczonych kolegów. Jego kariera potoczyła się więc bardzo szybko – przecież w maju tego roku zostawał wicemistrzem Polski, podczas gdy rok wcześniej o tej samej porze był mało znanym zawodnikiem, który dopiero co kończył średnio udaną przygodę z Pogonią Esports.

W dwanaście miesięcy KEi i jego koledzy na dobre zadomowili się w ścisłym krajowym topie – ba, przez pewien czas znajdowali się nawet na szczycie prowadzonego przez nasz serwis Rankingu. Powiedzieć, że to wszystko zasługa samego Pietkuna byłoby oczywiście przesadą, aczkolwiek nie można nie zauważyć, jak znaczącą postacią był i jak ważne fragi zdobywał na przestrzeni całego sezonu. Gdy więc pod koniec września nastolatek ogłosił, iż robi sobie przerwę od gry, na fanów Ośmiornic padł blady strach, bo przecież trudno byłoby go zastąpić. Na całe szczęście młody strzelec bardzo szybko wrócił do rywalizacji i w dużym stopniu pomógł AVEZ stanąć na najniższym stopniu podium jesiennych ESL Mistrzostw Polski, wypracowując jedne z najlepszych indywidualnych statystyk. Pytanie tylko co dalej w obliczu kadrowej rewolucji, która w połowie grudnia miała miejsce w zespole?


Teraz wchodzimy w segment snajperów, bo na szóstej lokacie naszego zestawienia znalazł się Michał "snatchie" Rudzki. W roku 2019 w ogóle nie braliśmy 22-latka pod uwagę, ale brać się go nie dało, bo w barwach Virtus.pro zaliczył on bardzo słaby okres. Rudzki zatracił wiele atutów, którymi zachwycał jeszcze w AGO Esports czy nawet na początku swojej przygody z VP. Potrzebna była mu więc zmiana otoczenia. Początkowo wydawało się, że wyląduje on w przechodzącym wówczas kadrową rewolucję Illuminar Gaming, potem znalazł się on w składzie miksu Demolition Crew, ale w tym nie zdążył nawet zadebiutować, bo niespodziewanie przyszła oferta z naprawdę ciekawego kierunku. Sprout, pod którego skrzydłami znajdował się już wtedy Paweł "dycha" Dycha, postanowiło wymienić AWP-era i wybór padł właśnie na snatchiego.

Z perspektywy czasu możemy powiedzieć, że transfer ten wyszedł na dobre obu stronom. Sprout z Polakiem w składzie grało o wiele lepiej niż gdy rolę strzelca wyborowego pełnił Tomas "oskar" Stasny, a i sam Rudzki zaczął stopniowo odzyskiwać walory, z których był powszechnie znany. Przecież zdobyte w maju mistrzostwo Niemiec pod wieloma względami było zasługą nadwiślańskiego duetu, który przez cały turniej prezentował równą formę. Problem przychodził, gdy podopieczni niemieckiej formacji mierzyli się z czołówką i mimo upływu miesięcy nie poczynili żadnego większego progresu w taki istotnych meczach. Sam snatchie z kolei miał czasami tendencję do znikania podczas niektórych ważniejszych potyczek, ogólnie jednak po swojej pierwszej międzynarodowej przygodzie pozostawił bardzo pozytywne wrażenie.


Był taki czas, gdy Janusz "Snax" Pogorzelski był zaliczany do ścisłego grona najlepszych zawodników świata. W roku 2014 oraz 2015 znalazł się on nawet na czwartym miejscu przygotowanej przez HLTV listy dwudziestu najlepszych graczy na globie, co było znaczącym wyróżnieniem. To było jednak dawno – wtedy, gdy Virtus.pro było jeszcze na szczycie i jak równy z równym walczyło z przedstawicielami topu, do którego samo się zresztą zaliczało. W kolejnych latach kariera Pogorzelskiego zaliczyła kilka wzlotów oraz upadków i ostatecznie, po szybkim rozwiązaniu robin hoodów (czyli ex-Virtus.pro), triumfator Katowickiego Majora z 2014 roku znalazł dla siebie miejsce w Illuminar Gaming. Wówczas był to transfer dość niespodziewany i budzący pewne wątpliwości. Jak się okazało, kompletnie niepotrzebnie.

Początki były oczywiście trudne, ale po w końcu coś zaskoczyło. Szczególnie gdy obowiązki prowadzącego przejął nowo pozyskany Tomasz "phr" Wójcik, co pozwoliło Snaxowi w pełni skupić się na robieniu tego, co zawsze wychodziło mu najlepiej – na eliminowaniu rywali. Wystarczy przypomnieć sobie np. otwarte eliminacje do Intel Extreme Masters Beijing-Haidian, przez które Pogorzelski przeszedł niczym burza i z ratingiem 1,59 (co było zdecydowanie najlepszym wynikiem na zawodach) gładko zapewnił iHG miejsce w eliminacjach zamkniętych. Podobnie sytuacja wyglądała w DreamHack Open November czy też play-offach ESL Mistrzostw Polski i Polskiej Ligi Esportowej, w których doświadczony strzelec był najlepszym z członków Illuminar. Snax więc odżył i nie ulega wątpliwości, że zasłużył sobie na miejsce w czołówce naszego zestawienia.


Testy, szumnie nazywane przez włodarzy x-komu AGO obserwacjami, ostatecznie nie przyniosły oczekiwanych rezultatów. To znaczy, jakieś tam wyniki się pojawiły, ale nie było to nic, czego nie osiągnęłaby typowa polska drużyna bez dużego zaplecza i wsparcia zewnętrznych firm. Jeżeli jednak mielibyśmy wymienić jakiś pozytyw testowej machiny, która przemknęła przez szeregi Jastrzębi latem 2019 roku, to byłby nim Miłosz "mhL" Knasiak. Zaledwie 18-letni gracz, znany wcześniej z występów dla ekip z niższego krajowego tieru, otrzymał w końcu szansę, by pokazać swój niebanalny talent szerszej publice i skrzętnie z niej skorzystał. Ba, mimo niezwykle młodego wieku bez kompleksów podchodził on do pojedynków z bardziej znanymi i utytułowanymi od siebie, odbierając Dominikowi "GruBemu" Świderskiemu miano największej gwiazdy drużyny.

Triumf w ESEA Mountain Dew League? Najjaśniejszą postacią mhL. Zdobycie upragnionego mistrzostwa Polski? mhL ponownie błyszczy. Także udany rajd w otwartych eliminacjach do Intel Extreme Masters Katowice to w dużej mierze zasługa właśnie nastoletniego strzelca wyborowego, którego słabe mecze można policzyć tak naprawdę na palcach jednej ręki u drwala. W obliczu tego wszystkiego nie ulega wątpliwości, że Knasiak mógłby znaleźć się w naszym zestawieniu jeszcze wyżej, ale we wrześniu wylądował na ławce rezerwowych. To znaczy, według oficjalnej wersji sam ustąpił, by móc skupić się na nauce, co jednak nie przeszkodziło mu we współuczestniczeniu w miksowym projekcie Poland, gdzie nadal się wyróżniał. Pozostaje nam więc mieć nadzieję, że 2021 roku mhL uporządkuje prywatne sprawy i wróci do regularnej gry, bo szkoda, by taki talent się marnował.


Można powiedzieć, że polska snajperami stoi, bo oto przed nami czwarty z rzędu gracz posługujący się na serwerze karabinem AWP. O tym, że Olek "hades" Miśkiewicz jest zawodnikiem utalentowanym, mówiono już od dawna, wcześniej jednak nie miał on okazji, by regularnie występować przeciwko najlepszym zespołom w kraju oraz za granicą. Takiej szansy nie otrzymał w x-komie AGO, gdzie zamiast niego wybrano mhL-a. W ARCY natomiast był tylko przez chwilę, także też nie było mowy o żadnej regularności. Taka możliwość pojawiła się dopiero, gdy pomocną dłoń do młodego strzelca wyciągnęła będąca w trakcie gruntownej przebudowy Wisła All in! Games Kraków. Już wtedy, w kwietniu 2020, wydawało się, że Biała Gwiazda stawia na właściwego konia, ale dziś możemy być już tego pewni.

Miśkiewicz, o którym po raz pierwszy naprawdę głośno zrobiło się, gdy w 2019 roku wygrał wraz z ekipą Piotra "izaka" Skowyrskiego ASUS ROG Join The Republic Challenge, błyskawicznie udowodnił, że jego rzekomy talent nie jest tylko mitem. Oddanie AWP w ręce hadesa wyraźnie ożywiło grę Wisły, bo dzięki temu Grzegorz "SZPERO" Dziamałek mógł się mocniej skupić na kwestiach taktycznych. Dodatkowo 20-latek swoją nieszablonową grą potrafił niejednokrotnie zaskakiwać rywali, a przecież na dobrą sprawę jest on dopiero u progu profesjonalnej kariery. Jeżeli mielibyśmy coś mu zarzucić, to na pewno byłby to brak stabilizacji, który jednak nie może dziwić, skoro mówimy o tak w gruncie rzeczy niedoświadczonym jeszcze graczu.


Znowu drugi. Całe życie ciągle drugi. Nawet jak gdzieś pierwszy byłem, czułem się jak drugi – mówił Adaś Miauczyński w tragikomedii Marka Koterskiego "Nic śmiesznego". Niemniej tymi samymi słowami swoją sytuację mógł opisać Paweł "dycha" Dycha, który drugi rok z rzędu znalazł się na drugiej lokacie naszego zestawienia dziesięciu najlepszych graczy. A przecież 23-latek zalicza się do niewielkiego grona rodzimych zawodników, którym wyjazd za granicę nie przeszkodził, nie przerósł ich. Wręcz przeciwnie – Dycha w trakcie minionych miesięcy prezentował nam dokładnie to, z czego był znany jeszcze w czasach Teamu Kinguin i Aristocracy: ogromną pewność siebie, która pomagała mu nawet wtedy, gdy jego drużyna mierzyła się z teoretycznie o wiele lepszymi OG czy też Ninjas in Pyjamas.

A to wszystko przełożyło się na ogromną liczbę miejsc medalowych. W sumie dycha i spółka czternastokrotnie stawali na podium, w tym trzy razy na najwyższym jego stopniu. Brakowało jednak jakiegoś przełomu, który pozwoliłby podopiecznym niemieckiej formacji postawić upragniony krok naprzód – trudno wszak uważać, by triumf w mistrzostwach Niemiec czy też charytatywnym turnieju #PlayForBelarus zaspokajał ambicje kogokolwiek. Ostatecznie więc w grudniu zarówno dycha, jak i snatchie wylądowali na ławce rezerwowych, jednocześnie otrzymując pozwolenie na rozpoczęcie poszukiwań nowego pracodawcy. I cóż, nie mamy wątpliwości, że 23-latek znajdzie go prędzej niż później i to raczej znowu poza Polską. I może w 2021 uda mu się wreszcie stanąć na szczycie naszego zestawienia, bo rok temu przegonił go MICHU, teraz zaś lepszy okazał się...


Nie mogło być inaczej. W trakcie kończącego się roku zaledwie jeden Polak był regularnym bywalcem największych i najbardziej prestiżowych imprez. Co prawda żadnej z nich nie wygrał, ale i tak wracał z medalami w kolorach srebrnym lub brązowym. Co więcej, najczęściej w ogromnym stopniu przyczyniał się do zdobywania tych medali i w trakcie całego sezonu tylko trzy imprezy zakończył z ratingiem wynoszącym mniej niż 1,00. Proszę państwa, oto Mateusz "mantuu" Wilczewski, wicemistrz drugiego sezonu Flashpointa i europejskiego Intel Extreme Masters New York, a także nominalny snajper OG, siódmej obecnie drużyny świata. Drużyny, która ma za sobą całkiem udany rok, aczkolwiek na pewno odczuwa spory niedosyt, bo koniec końców jej gracze ani razu nie zdołali zawiesić na swoich szyjach złotego krążka.

Trudno jednak nie odnieść wrażenia, że to wyłącznie początek, bo mantuu i spółka mają za sobą dopiero pierwsze dwanaście miesięcy wspólnej gry i cały czas się rozwijają. Jesteście oczywiście świadomi, że umieszczenie Wilczewskiego na pierwszym miejscu może budzić pewne zdziwienie, skoro na HLTV jest on traktowany jako Brytyjczyk. My jednak odsyłamy do wywiadu, który przeprowadziliśmy z 23-latkiem na początku 2019 roku, gdy dołączał do ALTERNATE aTTaX. – Jestem Polakiem. Przyjechałem z rodzicami do Wielkiej Brytanii jako 5-letnie dziecko. Tutaj dorastałem, kształcę się i nadal mieszkam. Mam obywatelstwo zarówno polskie jak i brytyjskie – opowiadał wtedy. I my tego się trzymamy, jednocześnie gratulując oraz czekając – na kolejne udane występy mantuu oraz na kolejnego Polaka, który za rok sprawi, że wybór pierwszego miejsca nie będzie tak oczywisty.

W artykule wykorzystano zdjęcia należące do DreamHack (Joao Ferreira, Stephanie Lindgren), Team Envy, ESL (Adam Łakomy), AVEZ Esport (Kamil Zieliński), Sprout, Illuminar Gaming (Maciej Kołek), Wisła All in! Games Kraków, OG.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn