W roku 2020 Majora nie uświadczyliśmy. Powód? Oczywisty, więc nawet nie będziemy o nim tutaj wspominać. Korzystając jednak z okazji możemy przyjrzeć się losom dwóch ekip, które rywalizował z Astralis w finałach Majorów w roku 2019. O ile bowiem obecność Duńczyków w czołowej dwójce zaskoczeniem nie była, tak już fakt, że w Katowicach znalazło się w niej ENCE, zaś w Berlinie AVANGAR jak najbardziej możemy uznać za niespodziankę. Niespodzianką jest też to, jak w różny sposób zmieniła się sytuacja obu tych wspominanych drużyn – jedna z nich bowiem zdążyła się już na dobrą sprawę rozpaść, druga zaś po okresie gorszej gry powróciła do topu.

Zacznijmy od ENCE, bo to właśnie tam działo się najwięcej. Po tym, jak Finowie sięgnęli po wicemistrzostwo IEM Katowice 2019 Major Championship wydawało się, że świat stoi przed nimi otworem. I przez długi czas faktycznie tak było, bo piątka z Europy Północnej, chociaż dominatorem się nie stała, to zanotowała kilka naprawdę ciekawych występów, dokładając do swojej gabloty złote i srebrne medale. Wszystko zmieniło się dopiero jesienią, gdy podjęto nieoczekiwaną decyzję o rozstaniu z dotychczasowym prowadzącym i głównym autorem wspomnianych sukcesów, Aleksim "Aleksimb" Virolainenem, którego zastąpił niechciany w mousesports Miikka "suNny" Kemppi. Dziś, ponad rok później, można bez wahania powiedzieć, że był to początek końca drużyny. Przesada? Przed zmianą IGL-a ENCE dziewięciokrotnie kończyło prestiżowe turnieje w strefie medalowej, natomiast po niej dokonało tego tylko dwa razy i to tylko podczas imprez rozgrywanych w bardziej orientalnych miejscach, które większa część czołówki i tak omijała.

Wewnątrz drużyny powstała myśl, że potrzebujemy pewnego rodzaju zmiany. Teraz jednak patrząc w przeszłość, można powiedzieć, że rezygnując z Aleksiegob usunęliśmy nie tego gracza, co trzeba – przyznał niedawno podczas rozmowy z dziennikarzami HLTV Aleksi "allu" Jalli. I trudno nie odmówić mu racji, zwłaszcza że utrata świetnego prowadzącego była iskrą, która w 2020 roku poskutkowała rozczarowującymi rezultatami oraz odejściem kolejnych graczy. Dość powiedzieć, że po niespełna dwóch latach ze składu, który na katowickim Majorze finiszował na drugim miejscu, ostał się tylko Jalli. Zresztą, niewykluczone, że to on był powodem odejścia Aleksiegob, a co za tym idzie także kolejnych roszad. – Z jakiegoś powodu tylko on został z oryginalnego składu – pisał krótko po tym Jere "sergej" Salo, sugerując, że allu nie jest wcale tak przyjemną w obyciu osoba, jak może się wydawać. Jego wpis podali dalej Sami "xseveN" Laasanen i suNny. Sama organizacja natomiast przyznała, że zamierza dokładniej przyjrzeć się sprawie, co raczej nie zwiastuje niczego dobrego.

Podczas gdy ENCE mierzyło się więc z wewnętrznymi problemami i traciło kolejnych graczy, inną drogę obrało Virtus.pro. Rosyjska formacja pod koniec 2019 roku zakończyła polski etap swojej historii i postawiła na zawodników, którzy kilka miesięcy wcześniej zajęli drugie miejsce podczas StarLadder Major Berlin 2019. Ci jednak nie potrafili nawiązać do tamtego sukcesu i bardzo długo zawodzili, stając się obiektem żartów i drwin, co nawet nie dziwi, jeżeli uświadomimy sobie, że według nieoficjalnych informacji VP miało zapłacić za transfer nowej ekipy ok. 1,2-1,5 miliona dolarów. Mimo to nie było żadnych nerwowych ruchów, a spokojna analiza, koniec końców zaś w zespole doszło do zaledwie jednej roszady, ale to wystarczyło, by Virtusi odżyli. Sukcesy w końcu przyszły i to na tyle znaczące, że dziś Dzhami "Jame" Ali i jego koledzy znajdują się w czołowej dziesiątce rankingu HLTV, podczas gdy ENCE wypadło poza top 30.

Jakże więc dziwnie to wszystko się potoczyło. Z jednej strony Finowie, którzy po sukcesie w Katowicach nadal byli mocni, ale mimo to w nieprzemyślany sposób przeprowadzili zmianę, ta natomiast przyczyniła się do całego bałaganu, który obserwować możemy dziś. Zespół z każdym kolejnym miesiącem i każdą kolejną roszadą stawał się coraz słabszy i coraz bardziej podzielony, aż dotarł do miejsca, z którego już nie ma powrotu. ENCE, które znaliśmy, przestało istnieć. Z drugiej strony Virtus.pro, które fatalnie weszło w kończący się rok, w efekcie czego wszyscy zastanawiali się nie czy będą roszady, a kiedy one nastąpią. Ostatecznie jednak doszło do zaledwie jednego transferu, gdy jasne było, że inaczej wyjść z kryzysu się nie da – i ten brak nerwowych kroków, bardziej przemyślane podejście do budowy drużyny, opłaciło się, bo podczas gdy ENCE nie ma przed sobą przyszłości, tak przyszłość VP wydaje się być rysowana w jasnych barwach.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn