O tym, że Gen.G Esports uważnie przygląda się rozwojowi sceny Counter-Strike'a, wiadomo było od dawna, ale dopiero pod koniec 2019 roku plotki przekute zostały w rzeczywistość. Słynna organizacja, której podopieczni z sukcesami rywalizowali w PUBG czy też League of Legends, postanowiła poszerzyć swoje horyzonty i w tym celu zbudowała skład niebanalny. Skład, który szybko przyniósł kolejne osiągnięcia do gabloty. Skład, który dziś, nieco ponad rok później, już nie istnieje, a większość jego członków w ogóle opuściła CS:GO.

Grudzień 2019. Wtedy wiemy już, że Gen.G na pewno poszerzy grono północnoamerykańskich drużyn CS-a. I to jak poszerzy! W kolejnych dniach drużynę zasilają m.in. Timothy "autimatic" Ta, triumfator Majora z 2018 roku, Hansel "BnTeT" Ferdinand, który był największą gwiazdą przeciętnego w gruncie rzeczy TYLOO, oraz uważany za ogromny talent Sam "s0m" Oh. Trio to uzupełnili Kenneth "koosta" Suen, czyli ex-zawodnik Counter Logic Gaming, Teamu Liquid i Cloud9, a także Damian "daps" Steele – temu ostatniemu powierzono rolę prowadzącego, co wydawało się zresztą niezłym wyborem. Wszak to pod wodzą Kanadyjczyka na szerokie wody wypłynęło NRG. Innymi słowy, Gen.G zebrało naprawdę niezłą pakę, która mogła realnie namieszać i to nie tylko na swoim podwórku, ale nawet na scenie międzynarodowej.

Początki były dość niemrawe, chociaż warto zauważyć, że pierwsze mecze rozgrywano jeszcze z udziałem Huntera "SicKa" Mimsa, który przed przyjściem BnTeTa pełnił rolę zmiennika. Debiut Indonezyjczyka przypadł dopiero na eliminacje do DreamHack Open Anaheim 2020. Eliminacje wygrane, przez które międzynarodowy zespół przebrnął niezwykle gładko. Równie gładko podopieczni Chrisa "Elmapuddy'ego" Tebbita przeszli też przez imprezę główną, w której trakcie nie stracili nawet mapy! A trzeba przecież pamiętać, że po drodze przyszło im mierzyć się m.in. z ENCE oraz FURIĄ Esports, które poległy 0:2. Tym samym reprezentanci Gen.G zaledwie trzy miesiące po skompletowaniu składu mogli świętować pierwszy w historii organizacji lanowy triumf w CS:GO. Jak się później okazało, pierwszy i jednocześnie ostatni. W tym jednak nie ma już winy samych graczy, bo lany zwyczajnie przestały być organizowane z powodu szalejącej pandemii. Pandemii, która wiele miesięcy później przyczyni się do końca dobrze zapowiadającego się projektu.

Potem była też gładka przeprawa przez zamknięte eliminacje do Minora oraz zdobyte w niezłym stylu mistrzostwo ESL One Road to Rio. Oczywiście nie zawsze było kolorowo, bo więcej po Gen.G spodziewano się podczas Flashpointa i BLAST Premier Showdown, ale w gruncie rzeczy zarówno sami gracze, jak i formacja mogli być zadowoleni. Tym bardziej że w lipcu wpadł kolejny sukces – 2. miejsce podczas cs_summit 6. W tamtym momencie dowodzona przez dapsa piątka w północnoamerykańskim rankingu RMR zajmowała trzecie miejsce, co dawało jej status legendy Majora. Niemniej był to prawdopodobnie ostatni moment, gdy ktokolwiek miał powody do zadowolenia, bo potem zaczął się kryzys, z którego drużyna już się nie podniosła. Rozczarowaniem były zarówno ESL One Cologne, jak i ESL Pro League, zaś gwoździem do trumny Flashpoint Season 2. Jednakże na tej ostatniej imprezie nie było już dwóch graczy.

W międzyczasie decyzję o porzuceniu CS:GO na rzecz VALORANTA podjęli zarówno daps, jak i s0m, którzy zakotwiczyli w NRG. Jak dziś już wiemy, nie byli oni jedynymi członkami Gen.G, którzy nie widzieli dla siebie przyszłości w Counter-Strike'u. Później na grę Riot Games przerzucili się też koosta, jak i autimatic. Przy dotychczasowej produkcji pozostali tylko BnTeT i Elmapuddy – tego pierwszego zaangażowało EXTREMUM, drugi natomiast powrócił do Cloud9. Tym samym 4 lutego 2021 roku historia dywizji CS-a w Gen.G Esports oficjalnie dobiegła końca, chociaż tak naprawdę jej koniec nastąpił wiele tygodni wcześniej.

I trudno w tym wszystkim nie czuć rozczarowania, bo Counter-Strike stracił nie tylko możną organizację, ale też czterech naprawdę przyzwoitych graczy. Wydaje się zresztą, że gdyby nie covidowy kryzys, to ekipa ostatecznie starałaby się wyjść na prostą, zamiast rozpadać się po natrafieniu na pierwsze problemy. Niestety zabrakło czasu, zabrakło samozaparcia i pewnie zabrakło też pieniędzy, bo zapewne i sama organizacja nie miała zamiaru eksperymentować w momencie, gdy sytuacja na świecie jest tak niepewna. Niepewna jest też przyszłość CS-a w Ameryce Północnej, bo przecież region ten za sprawą COVID-19 i VALORANTA zamienił się w prawdziwą pustynię. I w tym wszystkim szkoda tylko ekipy, która w normalnych okolicznościach miała realne szanse na zadomowienie się w światowej czołówce, ale miała pecha trafić na złe czasy.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn