"W końcu" chciałoby się rzec. A może nawet wykrzyczeć, bo w wielu z nas ten brak lanów siedział i bolał niczym dawno wbita drzazga. Nareszcie więc możemy wydać z siebie okrzyk ulgi. Bo oto jest i już nic nie powinno zmienić sytuacji. Wszak w minionych miesiącach ten moment miał nadejść już wielokrotnie, ale za każdym razem na przeszkodzie stawały literki C, O, V, I oraz D. Tym razem ma być inaczej, a Intel Extreme Masters Cologne 2021 ma dać nam to, czego nie czuliśmy już od półtora roku.

Wyzwanie logistyczne

Nie da się jednak ukryć, że w tych trudnych czasach zorganizowanie lanowej imprezy na tak dużą skalę nawet bez udziału publiczności stanowi ogromne wyzwanie logistyczne. Przecież na miejsce przybędzie nie tylko 120 graczy, ale do tego ich trenerzy oraz, co nie mniej istotne, pracownicy obsługi imprezy, których przecież też wcale mało nie będzie. Oczywiście wszyscy nie będą przebywać w tym samym miejscu w tym samym czasie, bo względy bezpieczeństwa będą najważniejsze, ale nie zmienia to faktu, że łatwo nie będzie. Mamy przecież przykład trwających mistrzostw Europy w piłce nożnej, gdzie też starano się zachować wszelkie środki ostrożności, a tymczasem dochodziło już do sytuacji, gdy poszczególni piłkarze nie mogli grać z powodu otrzymania pozytywnych wyników testów na COVID-19. Wówczas nie było to jeszcze tak bolesne, bo przecież kadra piłkarska liczy do 28 osób i zawsze można kogoś zastąpić – w CS-ie natomiast jedyną osobą, która mogłaby zająć miejsce potencjalnego chorego, jest trener, tak więc... Cóż, ciekawie będzie oglądać te zmagania, które toczyć będą zarówno sami zawodnicy, jak i organizatorzy.


Wszystko o IEM Cologne:


Będzie to przedsięwzięcie o tyle istotne, że od jego powodzenia zależeć pewnie będzie to, co dalej dziać się będzie z profesjonalną sceną. Jeżeli mimo wszelkich środków ostrożności nie uda się zapewnić uczestnikom turnieju odpowiedniego bezpieczeństwa i, w najgorszym wypadku, pojawi się jakieś ognisko zakażeń, to istnieje spora szansa, że w tym roku o lanach będziemy mogli już zapomnieć. Ale to skrajnie pesymistyczny scenariusz, który z jednej strony należy brać pod uwagę, ale z drugiej wydaje się bardzo mało prawdopodobny. Większe szanse są na to, że podczas dwóch tygodni zmagań nie wydarzy się nic niepokojącego i nie trzeba będzie bić na alarm.

Cieszmy się lanami, póki możemy

Oczywiście wspomniany IEM nie będzie lanem pełną gębą, bo w najważniejszej jego fazie zabraknie publiki. Na to jest jeszcze za wcześnie, zwłaszcza w obliczu niepewnej przyszłości, toteż postanowiono pójść na kompromis i przygotować turniej zamknięty dla widzów. Nie będzie więc tego klimatu trybun powodujących niewyobrażalny hałas w czasie najbardziej spektakularnych akcji, ale mimo wszystko jest to krok w dobrą stronę. Krok do tak wyczekiwanej przez nas normalności, pewna jej namiastka. Będzie to też ogromne wyzwanie dla drużyn, które przez ostatnie półtora roku rywalizowały wyłącznie w internecie, co nie wszystkim wyszło na zdrowie. Dawni mistrzowie, jak Astralis czy Team Vitality, dziś próbują wyjść z kryzysu, a pretendenci w osobach Gambit Esports i Heroic szturmem zdobywają międzynarodowe salony, dokładając do swoich dorobków kolejne sukcesy. Sukces to sukces, ale wiele osób deprecjonuje trofea zdobywane online, bo w esporcie liczy się głównie offline. W Kolonii więc mistrzowie internetowego grania będą mieli okazję, by udowodnić, że ich fantastyczna forma nie jest tylko zbiegiem okoliczności i efektem splotu korzystnych wydarzeń, a po prostu następstwem wielu litrów potu wylanego na treningach i ogromnego poświęcenia.

IEM Cologne będzie wyzwaniem również dla nas, kibiców. A to z tego powodu, że, jak już wspomniałem, przyszłość jest niepewna. W Europie powoli zaczyna szaleć wariant Delta, a w wielu krajach, w tym niestety również w Polsce, procent wyszczepienia społeczeństwa jest na tyle niski, że o odpowiedzialności zbiorowej nie może być mowy. Istnieje więc spora szansa, że na jesień czeka nas czwarta fala pandemii, a my znowu zaczniemy mierzyć się z widmem mniej lub bardziej drastycznych ograniczeń i lockdownów. Niewykluczone więc, że lanowe turnieje nie wracają do nas na stałe, a tylko na chwilę. Trudno to przewidzieć, więc tym bardziej powinniśmy cieszyć się tym, że CS w formie, w jakiej znaliśmy go jeszcze w 2019 roku, powraca. Niczym dawno niewidziany przyjaciel będzie mógł ponownie uścisnąć nam rękę, wziąć łyk ciepłej herbaty i wygodnie rozsiąść się w fotelu naprzeciwko nas, by jeszcze raz opowiedzieć nam tak ciekawe historie, jakie fundować nam może tylko Counter-Strike.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn