Niedawno na naszych łamach znalazł się tekst opisujący największe esportowe sukcesy Polaków w kończącym się roku. Teraz jednak przyszła pora na tę mniej przyjemną część, czyli zestawienie rozczarowań i porażek. A tych niestety nie brakowało – szczególnie w dwóch najpopularniejszych tytułach nad Wisłą, czyli Counter-Strike'u: Global Offensive oraz League of Legends. To w nie bawi się najwięcej osób, to w nich nasz kraj odnosił kiedyś ogromne sukcesy. I to one dostarczyły nam największej liczby smutków, bo CS:GO ponownie nie potrafiło nawiązać do wielkiej przeszłości, a LoL po udanym roku 2020 kompletnie nie spełnił pokładanych w nim oczekiwań. Cóż, było przykro.

Counter-Strike: Global Offensive

Rok 2021 był kolejnym, w którym polski Counter-Strike niewiele znaczył na arenie międzynarodowej. O ile pojedynczy rodzimi gracze dość regularnie pojawiali się na największych imprezach świata, tak o grze w pełni polskiego składu mogliśmy z reguły zapomnieć. Najczęściej bowiem przeszkodą nie do przejścia okazał się już etap otwartych eliminacji, który w bolesny sposób pokazywał zespołom znad Wisły miejsce w szeregu. I tak to wyglądało, aczkolwiek były też pewne wyjątki.

Weźmy taką Wisłę All iN! Games Kraków, która przez eliminacje przechodzić nie musiała, bo z powodu zawirowań w Illuminar Gaming zgarnęła miejsce na Intel Extreme Masters Katowice 2021. Ale specjalnego użytku z tegoż miejsca nie zrobiła, bo jej przygoda z imprezą zakończyła się po zaledwie dwóch meczach fazy play-in. Ostatecznie spory niedosyt mogliśmy odczuwać też po występie Anonymo Esports we Flashpoincie. Co prawda podopieczni Adriana "imd" Piepera zaczęli z wysokiego C, pokonując legendarne Ninjas in Pyjamas, ale potem było już tylko gorzej. Zaczęło się od powtórzonego starcia z NIP-em, które tym razem nasi rodacy przegrali. Potem zresztą przegrali oni jeszcze trzykrotnie, po drodze ogrywając jedynie miksowe HYENAS. I chociaż pierwszy mecz wzmógł apetyty, to Anonimowi koniec końców finiszowali dopiero na 12. miejscu na szesnaście możliwych.

fot. ESL/Adam Łakomy

Zresztą całokształt polskiej sceny był ogromnym rozczarowaniem mijającego roku. Transferowa szufla, która miała miejsce na przełomie 2020 i 2021 dawała nadzieję na to, że "idzie lepsze". Powstały przecież drużyny na papierze wyglądające naprawdę dobrze – wystarczy tutaj wymienić x-kom AGO wzmocnione przez Karola "rallena" Rodowicza, Michała "snatchiego" Rudzkiego i Pawła "reatza" Jańczaka, czy też powołane do życia Anonymo Esports, stanowiące połączenie młodości i doświadczenia. Oczekiwania względem ekip, które ewidentnie celowały w coś, co od dawna nazywamy "polskim super teamem" były oczywiście duże, tym większe było więc ostateczne rozczarowanie.

Znacznie większe jest ono w przypadku Anonimowych, którzy mimo posiadania takich nazwisk, jak Janusz "Snax" Pogorzelski, Paweł "innocent" Mocek czy Kamil "KEi" Pietkun, mimo mających miejsce w trakcie roku roszad itp. nie wygrali tak naprawdę niczego znaczącego. Jedyny w tym roku triumf zespołu to zdobyte kilka dni temu mistrzostwo mało istotnego Gdańsk Games – i tyle. Zamiast tego fani otrzymali spadek z ESEA Premier do ESEA Advanced i zapowiedź świeżego startu w sezonie 2022. Lepiej poradziły sobie Jastrzębie, bo im udało się nawet dostać do ESL Pro League, ale i tak wydaje się, że spodziewano się więcej. Jeżeli zaś chodzi o pozostałych członków ścisłej krajowej czołówki, czyli chociażby wspomnianą już Wisłę czy HONORIS, MAD DOG'S PACT i Izako Boars, to cóż... Na dobrą sprawę nie ma nawet o czym mówić, bo żadnej z tych formacji nie udało się wychylić poza standardową krajową przeciętność.

League of Legends

O ile do słabych osiągów polskiego CS-a zdążyliśmy się już przyzwyczaić, tak League of Legends zawsze było tym ostatnim bastionem, do którego złaknieni sukcesów kibice mogli się spokojnie zwrócić. Ale nie tym razem. Nawet dotychczasowy pewniak, Marcin "Jankos" Jankowski, wraz ze swoim G2 Esports zawiódł na całej linii. A przecież to nie tak miało być! Samuraje jeszcze przed startem sezonu 2021 ściągnęły Martina "Rekklesa" Larssona, który na dolnej alei zajął miejsce Luki "Perkza" Perkovicia. Na papierze wydawało się więc, że G2 dysponuje składem praktycznie kompletnym, wypełnionym gwiazdami po brzegi i po prostu skazanym na sukces. Ale już wiosną okazało się, że jest inaczej.

Wtedy Jankos i spółka po raz pierwszy od 2018 roku nie zdobyli mistrzostwa europejskiego splitu. Ba, zabrakło ich nawet w finale, bo ostatecznie stanęli na najniższym stopniu podium. Ale nie to było najgorsze, bo latem zespół wypadł jeszcze słabiej, finiszując dopiero na czwartej lokacie! W efekcie G2 Esports, które ostatnie trzy edycje Worlds kończyło w najlepszej czwórce, w ogóle na tegoroczną edycję mistrzostw świata nie awansowało. A to był scenariusz, którego nie zakładali nawet najwięksi pesymiści. W związku z tym w tym roku żaden z naszych rodaków nie stanął na podium światowego czempionatu, bo jedyni nasi reprezentanci na Islandii, Kacper "Inspired" Słoma i Adrian "Trymbi" Trybus z Rogue, odpadli w fazie grupowej, chociaż wcześniej odważnie rzucili rękawicę FPX i Cloud9.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Ale nie musimy wcale szukać w najwyższych klasach rozgrywkowych, bo w drugich po względem istotności zmaganiach na Starym Kontynencie, European Masters, też było rozczarowująco. Wszak nadal żywe były wspomnienia z roku 2020, kiedy wiosną K1CK zdobyło wicemistrzostwo, zaś latem AGO ROGUE sięgnęło po tytuł mistrzowski! Niestety w tegorocznym sezonie do tych wyników nie udało się nawet nawiązać, nie mówiąc już choćby o ich powtórzeniu.

Wystarczy wspomnieć, że w pierwszym splicie żaden z przedstawicieli Ultraligi nie wyszedł finalnie ze swojej grupy, w splicie numer dwa natomiast dokonało tego tylko PDW. Ale marne to pocieszenie, bo mistrzowie Polski i tak już w pierwszej rundzie play-offów zostali odesłani do domu przez BIG, które gładko zatriumfowało 3:0. Czy są powody, by wierzyć, że w 2022 będzie lepiej? Cóż, niekoniecznie, bo połączenie polskich rozgrywek z ligą bałtycką paradoksalnie nie musi wcale wyjść nikomu na lepsze. Składy, które już poznaliśmy oraz te, które były leakowane w sieci bynajmniej nie nastrajają zbyt optymistycznie w kontekście potencjalnej walki o dobry wynik na EU Masters 2022. Tak więc fuzja Ultraligi i Baltic Masters, będąca następstwem zmian wprowadzonych przez Riot Games w ERL-ach, to kolejna niezbyt pozytywna informacja dla nadwiślańskich kibiców.

I inni

A co było słychać na innych scenach? Cóż, w teorii tam aż tak wielu rozczarowań nie było, ale miało to także związek z o wiele mniejszymi oczekiwaniami. Chociaż i w tym wypadku nie obyło się bez tych, którzy i tak owym oczekiwaniom sprostać nie zdołali. Weźmy takiego Mikołaja "Elazera" Ogonowskiego. Reprezentant x-komu AGO ma za sobą naprawdę przeciętny jak na swoje możliwości rok, w którego trakcie nie dotarł do czołówki żadnego znaczącego turnieju. IEM Katowice 2021? Eliminacja już w Ro36 po zaledwie dwóch meczach. Jesienna i zimowa odsłona DH SC2 Masters 2021? Odległe lokaty. Podobnie TeamLiquid StarLeague 8 czy NeXT 2021 S1 SC2 Masters. Jedyny przebłysk Elazera miał miejsce na początku czerwca, gdy finiszował on w najlepszej szóstce wiosennego DreamHacka Masters. Niemniej to zdecydowanie za mało jak na zawodnika, który w przeszłości potrafił nawet wygrać imprezę spod szyldu World Championship Series czy docierać do półfinału IEM-a w Pjongczangu.

fot. G2 Esports

Więcej spodziewano się też po G2 Esports, w którego składzie VALORANTA znajdowało się dwóch naszych rodaków. W końcu jeszcze w 2020 roku Samuraje byli absolutnym dominatorem europejskiej sceny i chociaż końcówka w ich wykonaniu była już nieco gorsza, to wydawało się, że powrót na właściwą ścieżkę nie będzie niczym trudnym. Pomóc w tym miał zresztą Aleksander "zeek" Zygmunt, który dołączył do Patryka "paTiTka" Fabrowskiego. I zaczęło się nieźle, bo od triumfu na Red Bull Home Ground. Problem tylko w tym, że były to jedynie miłe złego początki. Wraz z rozpoczęciem cyklu VALORANT Champions Tour G2 niespodziewanie spadło do statusu przeciętniaka niepotrafiącego awansować chociażby na turniej finałowy. Doszło nawet do tego, że w trakcie drugiego etapu odsunięto zeeka, a przed etapem trzecim pożegnano paTiTka. Samej organizacji wyszło to na lepsze, bo w Berlinie przy okazji finałów Stage 3 finiszowała w top 4. A Polacy... Cóż, powody do radości może mieć tylko Zygmunt, który rok kończył jako mistrz świata w barwach Acend. Z kolei Fabrowski po krótkim i kompletnie nieudanym epizodzie w Teamie Heretics nadal nie znalazł dla siebie nowego domu.

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn