Pro Liga niezgody

Dla tych, którzy nie wiedzą, o co chodzi, krótkie nakreślenie historii. Otóż niedawno ESL wystosowało oświadczenie, w którym ustosunkowało się do sytuacji organizacji, które w jakikolwiek sposób związane są z rosyjskim reżimem politycznym. Takowe organizacje zostały usunięte z rywalizacji w ESL Pro League, chociaż ich gracze zachowali prawo do gry – niemniej już w innych, neutralnych barwach. Nie da się ukryć, że w ogólnym rozrachunku było to potraktowanie dość łagodne, bo przecież w tym samym momencie BLAST całkowicie usunął rosyjskie ekipy ze swoich rozgrywek, a Bethesda zawiesiła wszystkich graczy z Rosji i Białorusi. Były więc firmy, które podejmowały kroki zdecydowanie ostrzejsze, ale dla włodarzy VP otrzymany cios i tak był zbyt mocny, w efekcie czego postanowili oni po dwóch dniach wystosować swoje oświadczenie. Chociaż w tym wypadku wypadałoby napisać "niestety postanowili".

I cóż mogę rzec... Z reguły w rozmowach innych niż najbardziej prywatne staram się dbać o czystość języka i unikać słów powszechnie uznawanych za wulgarne. Wszak to właśnie mi, jako dziennikarzowi, wypada podchodzić do rzeczy z bardziej chłodną, wręcz analityczną głową. Dlatego też dałem sobie czas na to, by ochłonąć. Ale to nic nie dało. Chociaż od momentu, gdy przeczytałem pierwsze słowa feralnego oświadczenia, minęło kilka dni, nadal boli mnie każde przeczytane tam zdanie. Dlatego muszę z tego miejsca przeprosić moich akademickich wykładowców, w tym doktora Cieślaka i Kowalewskiego, którzy byli przykładem wyważenia. Ja niestety nie mogę i w tym jednym miejscu muszę uciec się do słowa "kurwa!", które ciśnie mi się na usta. Zresztą, ciśnie się na nie o wiele więcej słów. Trudno wszak zachować spokój, gdy profesjonalna, popularna organizacja wypuszcza na światło dzienne tak paskudne, wręcz plujące wszystkim w twarz oświadczenie.

Niczym splunięcie w twarz

W momencie, gdy tysiące ludzi uciekają z Ukrainy przed wojną, a kolejne setki tysięcy każdego dnia walczą o życie pośród rosyjskich rakiet i kul, Virtus.pro uznało za zasadne, by zrobić z siebie ofiarę. – Nie ma żadnych racjonalnych powodów, by odbierać nam prawo do gry w turniejach – nie licząc uprzedzeń oraz nacisków z zewnątrz – napisali przedstawiciele VP. – Mamy tutaj do czynienia z jasnym przykładem „cancel culture” – dodali również. – I właśnie dlatego nie zamierzamy odpowiadać na tę agresję własną agresją poprzez zabronienie naszym graczom występu w tych rozgrywkach – tak, to również oni. Gdyby więc ktoś miał czerpać wiedzę o świecie wyłącznie z tego komunikatu, uznałby, że biedni Virtusi zostali totalnie niesprawiedliwie potraktowani w ramach jakiegoś agresywnego zrywu uprzedzeń i nacisków. Na całe szczęście u nas nadają też inne media, a nie tylko Russia Today, i mamy doskonale świadomość tego, co się dzieje.

I dlatego właśnie to, co zrobiło VP jest paskudne. Jest zaprzeczeniem jakichkolwiek wartości, które mogą stać za sportem i esportem. W czasie, gdy kolejne bomby wybuchają na ukraińskiej ziemi, Virtus.pro martwi się przede wszystkim faktem, iż nie będzie mogło pokazywać swojej marki podczas rozgrywek ESL Pro League. Zero jakiejkolwiek refleksji, zero ludzkiego odruchu. Doskonale wiem, że wiele komunikatów, które ukazały się w ostatnim czasie, to zwykła PR-owa zagrywka będąca jedynie efektem tego, że coś wypada. Ale jesteśmy obecnie w takim momencie historii, a na wschodzie dzieją się tak paskudne rzeczy, że nawet takie współczucie na pokaz, które zapewne prezentuje wiele korporacji, jest nam zwyczajnie potrzebne. A tymczasem w VP zabrakło nawet tego. Jakby od prawie dwóch tygodni nie było żadnej wojny. Jakby nie liczyły się ludzkie życia, a wyłącznie pieniądze, które organizacja straci na wykluczeniu z EPL-a.

To tym bardziej oburzające, że akurat jedyną "winą" Virtus.pro w tym wypadku nie jest fakt, iż pochodzi z Rosji. Wszak formacja należy do ESForce, które z kolei podlega VK, spółce prowadzącej działania przy współpracy z państwowymi przedsiębiorstwami, takimi jak Rostec czy też Gazprom. Dodatkowo VP powiązane jest też z Alisherem Usmanovem, rosyjskim oligarchą i przyjacielem Vladimira Putina. Trudno więc tutaj mówić o uderzeniu w bogu ducha winną organizację, bo połączenia Virtus.pro z władzami Kremla są aż nazbyt oczywiste. A wobec całego zła, które dzieje się w Ukrainie, tym bardziej powinno się odseparowywać od świata zachodu wszelkie marki w jakikolwiek sposób kojarzone z rosyjską władzą. Na tym polegają sankcje – mają boleć i skłaniać do ustępstw. Z tego samego powodu zresztą wprowadza się zapisy uderzające w zwykłą ludność Rosji i Białorusi. W obliczu ukraińskiej tragedii nie ma wszak czasu, by pytać, czy swój, czy wróg. Trzeba nacisków, by skłonić społeczeństwo do zmian.

Szacunek wysadzony w powietrze

Tak czy inaczej, to, co zrobiło Virtus.pro, było paskudnym pokazem tego, jak bezduszny może być biznes. Było też widowiskowym zdeptaniem, na co przez wszystkie lata pracowali m.in. polscy gracze Virtus.pro czy też skład Doty 2. Cały szacunek, którym cieszyło się VP, wyleciał w powietrze niczym rosyjska kolumna wojskowa trafiona przez Bayraktara. Najgorsze jest to, że to nie jest nawet efekt nieuważnego PR-owca czy też źle sformułowanego zdania. Z całego oświadczenia bije wszak kompletnie niezrozumienie istoty problemu połączone z roszczeniowym podejściem do wszystkich. A przecież do problemu można było podejść zupełnie inaczej, tak jak Alexei „cYpheR” Yanushevsky. – Chciałbym powiedzieć znacznie więcej, ale na razie pozostanę cicho. Nie chcę wyglądać żałośnie albo jak gość, któremu należy współczuć. Ludzie na Ukrainie cierpią tak bardzo, że po prostu nie jestem w stanie mówić teraz o sobie, nawet jeżeli czuję się samotny i zagubiony – stwierdził białoruski gracz Quake'a, zachowując przy tym wszystkim ludzką twarz.

Twarz, którą Virtus.pro na własne życzenie straciło. Przeglądając sieć, trudno znaleźć ludzi, którzy popieraliby ten myślowy rzyg, który znalazł się w niedawnym komunikacie Virtusów. Być może takowych znaleźlibyśmy na VKontakte, ale tam raczej nie ma się co zagłębiać. Nie będę jednak ukrywał, że ten całkowity brak elementarnego humanitaryzmu, którym wykazali się przedstawiciele organizacji, zdecydowanie wpłynął na moje podejście do marki spod znaku polarnego niedźwiedzia. W cywilizowanym świecie nie powinno być miejsca dla tych, którzy nawet nie starają się zachować pozorów, że są kimś innym niż tylko bezdusznymi biznesmenami nastawionymi na zysk. I przyznam szczerze, że tak jak jeszcze kiedyś trudno było mi sobie wyobrazić esport bez Virtus.pro, tak dziś właśnie takiego esportu bym sobie życzył. Nie chcę oglądać formacji, której nie stać było nawet na jedno słowo komentarza w sytuacji, gdy chyba nikt z nas nie chce milczeć.

Prawo do milczenia mieli za to włodarze VP, ale nie zdecydowali się z niego skorzystać. Zamiast tego zaczęli krzyczeć, że to uprzedzenia, że to agresja, że to cancel culture. Cóż, oni przynajmniej krzyczeć mogą. Tego samego nie można natomiast powiedzieć o wielu mieszkańcach Kijowa, Charkowa czy Mariupolu...

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn