Marcin Gabren: Zacznę od przewrotnego pytania, bo umówiliśmy się na rozmowę o esporcie i pewnie spodziewałeś się, że będziemy rozmawiać głównie o nim. Gdybyśmy mieli jednak rozmawiać o czymś innym, to o czym? Może to być coś już związanego z twoim życiem albo coś, co byś robił, gdybyś nie grał w CS-a.

Błażej "zaNNN" Bączkowski: Kurde, to wywróciłoby mój cały światopogląd. Zawsze dążyłem do tego, żeby zaistnieć w CS-ie, a co będzie dalej, to w sumie trudno mi teraz powiedzieć. Nie mam bladego pojęcia, na razie jestem przy CS-ie i nie myślę o niczym innym. 

Masz 20 lat. Kiedy zacząłeś grać w CS-a? Należysz do graczy zainspirowanych przez Virtus.pro w okolicach 2014 roku?

Mówimy o CS:GO czy o całej serii?

O całej serii. 

Można powiedzieć, że CS towarzyszy mi przez całe życie. Gdy miałem 6 lat, jeszcze w erze dawnych, białych monitorów i starych pecetów, brat pokazał mi CS-a 1.5 i od tego wszystko się zaczęło. Na początku wyglądało to oczywiście tak, że trzymałem głównie myszkę i randomowo coś nią klikałem (śmiech), ale z każdym rokiem dorastałem i coraz bardziej mi się to podobało. Potem przeszedłem na 1.6, grałem na serwerach FFA. W końcu trzeba też było przejść na wersję Global Offensive, choć nie byłem z automatu jej zwolennikiem, niezbyt mi się podobała. Przerzuciłem się głównie ze względu na znajomych, których przekonała nowa produkcja. Nie miałem też wielkiego wyboru, bo 1.6 miała mniejsze wsparcie i trzeba było przejść na CS:GO. W moim przypadku nie stało się to jednak od razu po premierze, tylko w 2014, tuż przed pamiętnym sukcesem Virtusów. 

Kiedy uświadomiłeś sobie, że chciałbyś poważnie postawić na CS-a? Kiedy "granie z kumplami" przerodziło się w coś więcej?

Już w 1.6, mając na koncie kilka tysięcy godzin w grze, widziałem, że jest różnica między mną i innymi graczami. Czułem nad nimi przewagę, nie tyle co mechaniczną, ale po prostu całościową. Byłem dosyć młody, przeczuwałem, że może coś z tego być. Myśląc długoterminowo i patrząc na te wszystkie turnieje na scenie CS:GO, mówiłem sobie, że może trzeba się przestawić, spróbować i że może w nowym tytule coś mi wyjdzie. Zacząłem grać; wpierw były to matchmakingi i pogrywanie ze znajomymi, ale znowu zauważyłem, że z każdą godziną idzie mi coraz lepiej. Nadal widziałem w sobie potencjał. 

Moment zwrotny i pierwsza drużyna to rok chyba 2018. Właściciel organizacji, która nic nam nie oferowała, zapytał po prostu, czy nie chcę pograć. Zebrał cztery inne osoby, nie mieliśmy ze sobą nic wspólnego, ale zaczęliśmy razem grać, odbyliśmy w Poznaniu mój pierwszy bootcamp. Z każdym miesiącem wiedziałem o grze coraz więcej i z czasem stawiałem kolejne kroki. Zaczęło się od Black Reality, gdzie dopiero uczyłem się grania niemiksowego, choć mimo wszystko trudno to nazwać graniem drużynowym. Złapałem większą zajawkę, zaczęli mnie zauważać inni zawodnicy, grałem z coraz lepszymi, nawiązywałem kolejne kontakty. Sporo pomogły mi też dawne huby PPL, które otworzyły drogę do dalszego rozwoju i poważniejszej gry zespołowej. Szedłem do przodu i jestem teraz tu, gdzie jestem. I się z tego cieszę.

Czyli esport to świadomy wybór, a nie "po prostu tak wyszło"? 

Na początku grałem bardziej dla zabawy, ale w pewnym momencie uznałem, że warto spróbować.

A jak wygląda u ciebie kwestia edukacji? I czy miałeś plan B na wypadek, gdyby w CS-ie nie udało się jednak przebić?

Skończyłem szkołę i jakoś nie ciśnie mnie, żeby iść na studia. Plan B byłby czymś z przymusu. 

Pojawiały się momenty zwątpienia?

Może nie tyle co zwątpienia, tylko czasami miałem dość, głównie przez ludzi i otoczenie, które się trafiało we wczesnych etapach mojej kariery. Wtedy utrzymywałem kontakt jedynie z nieliczną grupą osób, właściwie tylko z kolegami z aktualnego zespołu. Często zdarzało się, że ci ludzie potrafili wbić mi nóż w plecy. Zamiast podchodzić do takich sytuacji z dystansem, przejmowałem się nimi, co wpływało na mnie demotywująco.

Wraz z twoim rozwojem i awansem w hierarchii takie zachowania przestały występować? 

Tak, zdecydowanie.

To opowiedz, jak wyglądał twój marsz w górę. Gdzie najwięcej się nauczyłeś i który zespół wspominasz najlepiej?

Za kluczowy moment z pewnością mogę uznać PGE Turów Zgorzelec. Granie z repo dało mi dużo do myślenia. Karol uzmysłowił mi, że nie powinno się patrzeć na CS-a jednoliniowo, że trzeba się na niego otworzyć. Zacząłem zmieniać swoją perspektywę i konfrontować ją z dotychczasowym stylem. Pozwoliło mi to lepiej zrozumieć grę. 

Jeśli dobrze pamiętam, to nie graliście razem zbyt długo. 

Sam pobyt w Turowie faktycznie nie trwał długo, ale już wcześniej trochę czasu przepracowaliśmy. Mimo że był to krótki okres, to wyciągnąłem z niego dużo. Gdyby nie gra w Turowie, to mam wrażenie, że zostałbym w tyle i że wciąż podchodziłbym do rozgrywki w bardzo prosty sposób. Do tamtego zespołu patrzyłem na CS-a tylko i wyłącznie przez pryzmat umiejętności mechanicznych, nie brałem pod uwagę drugiej strony w postaci zaplecza taktycznego czy kwestii mentalnych. Przed Turowem kładłem nacisk głównie na strzelanie i nic więcej.

To, czego nauczyłeś się w Turowie, zaprocentowało później angażem w Illuminar?

Wydaje mi się, że na pewno pomogło. Po Turowie moja gra, którą oglądali bogdan i inni z IHG, wyglądała lepiej i bardziej składnie, więc może dlatego im się spodobałem. Jest całkiem duża szansa, że właśnie dzięki temu znalazłem się w Illuminar. 

Spodziewałeś się, że może się do ciebie zgłosić organizacja ze ścisłej krajowej czołówki?

Z pewnością zainteresowanie Illuminar było dla mnie niespodzianką. Grając w podziemiu, trudno sobie wyobrazić, że nagle napisze do ciebie taka marka.

Do tego dochodzi jeszcze to, z kim miałeś w IHG grać – chodzi mi tutaj o oskarisha.

Tak, gdy usłyszałem jego nick, strasznie mnie to zaciekawiło i byłem bardzo podekscytowany całym projektem...

...chwila, pogubiłem wątki, bo nie wspomniałem, że byłem testowany już do wcześniejszego zespołu Illuminar. Byłem przymierzany razem z oskarishem do składu, bodajże za Sidneya i morelza. Mieliśmy dołączyć do mouza, GruBego i Markosia, ale koniec końców to wszystko nie wypaliło i wyszło jak wyszło. Potem potoczyło się tak, że ta drużyna się rozpadła i powstał pomysł, by stworzyć ekipę zbudowaną z mniej znanych twarzy. Zaraz po tych testach otrzymałem więc propozycję, żeby spróbować swoich sił w akademii wspólnie z oskarishem, który miał pełnić rolę naszego mentora i przywódcy. 

W dużym stopniu pomógł mi też PPL. Pamiętam, że zanim Illuminar po raz pierwszy nawiązało ze mną kontakt, grałem sobie w tym hubie i łapałem znajomości. Próbowałem humorystycznie podchodzić do gry, żeby zakumplować się z niektórymi zawodnikami i gdy bogdan miał dobrać skład do IHG, chyba hades mu mnie polecił – choć pewien nie jestem, a nie chcę czegoś przekręcić. W każdym razie to, że z dobrej strony pokazałem się w PPL-u, też zrobiło swoje, bo mimo wszystko po samym Turowie mogłoby być ciężko przebić się wyżej.

Myślisz, że w PPL-u można wyróżnić się na tyle, by zostać zauważonym, nawet jeśli nie ma się żadnego doświadczenia drużynowego?

Powiem ci tak: kiedyś na pewno tak było. Mówię o czasach, w których PPL-a grało 100-150 osób i liga była podzielona na poziomy. Pamiętam, że gracze pokroju siuhego czy Szejna, którzy teraz są w Polsce na topie, właśnie wtedy rywalizowali w hubie. Potem zaczął się na scenie okres, w którym starsi zawodnicy zaczęli nieco ustępować miejsca i organizacje wychwytywały młodych, perspektywicznych graczy. Wydaje mi się, że w tamtych czasach PPL był chyba jedną z najlepszych i najważniejszych ścieżek, by móc się wybić. 

Przechodząc już do Illuminar, wasz pierwszy skład określasz jako akademię z oskarishem na czele i bogdanem na pozycji trenera. Byliście nastawieni na konkretne wyniki czy to był projekt stricte szkoleniowy nastawiony głównie na rozwój?

Na początku bogdan próbował nam wpoić, że nie mamy myśleć tylko i wyłącznie o rezultatach. Że mamy skupić się na tym, że to projekt długoterminowy i wyniki nie muszą przyjść już tu i teraz. Celem był progres zarówno indywidualny, jak i drużynowy. Nie było żadnego nacisku ze strony organizacji i trenera, jeśli chodzi o wyniki, więc trenowaliśmy ze spokojną głową. 

To podejście przyjęło się na dłużej? Gdy rozstaliście się z mwlkym, skończyło się tak, że nikt go nie zastąpił i przez pewien okres graliście... no właśnie, nie wiem, jak to wyglądało z twojej perspektywy: to był martwy skład?

Wychodzę z założenia, że odejście mwlky'ego było nieuniknione, tylko problem w tym, że trudno było znaleźć jego następcę. Zmiana w składzie przytrafiła nam się w najgorszym możliwym momencie, bo mieliśmy problem z wychwyceniem jakiegokolwiek w miarę dobrego snajpera, który nie był związany kontraktem. Nie każdemu pasowała też wizja akademii. 

Doprecyzujmy, co konkretnie masz na myśli, mówiąc o akademii. Chodzi tylko o kształt personalny zespołu i nacisk na szkolenie czy też np. warunki współpracy z organizacją?

Dla samego Illuminar nasz zespół nie był akademią. Bardziej chodziło o sam fakt, że zespół tworzą młodzi zawodnicy zbytnio nieograni aż tak na tym poziomie. Patrzę na słowo "akademia" tylko przez ten pryzmat.

To jak byś podsumował ten cały epizod, skoro i sukcesów brakowało, i nic z tego projektu nie przerodziło się w coś stałego? Ostatecznie w Illuminar zostałeś w końcu tylko ty.

Jeśli chodzi o rezultaty, to były i lepsze, i gorsze momenty. Niestety te drugie stanowiły większość, ale wydaje mi się, że to efekt tylko i wyłącznie perypetii kadrowych. Nie trafiliśmy w odpowiedni moment ze zmianą. Być może doszło do niej zbyt pochopnie, ale podtrzymuję zdanie, że prędzej czy później nie dało się jej uniknąć.

Cały pobyt w tym składzie był dla mnie szkołą życia. bogdan – mimo tego, co wtedy się o nim mówiło – dawał z siebie wszystko i wyłapywał błędy, które samemu było trudno zidentyfikować. Bardzo nam pomagał i uczył nas też wielu rzeczy niekoniecznie związanych z samą grą, zależało mu na tym, żebyśmy stawali się lepszymi ludźmi. Niektórzy brali to do siebie, niektórzy nie. Ja jestem bardzo zadowolony z tej współpracy.

A jak wyglądał wkład oskarisha w zespół? Jako najbardziej doświadczony członek składu też miał na ciebie jakiś wpływ?

Jasne, Oskar razem z bogdanem byli moimi mentorami. Dzięki tej dwójce jestem nie tylko lepszym graczem, ale też zdecydowanie lepszym człowiekiem. 

Było ci przykro, gdy się rozstawaliście?

Były takie chwile, że czasami chciało się już odetchnąć od tego wszystkiego, patrząc na nasze wyniki i zawirowania w składzie. Koniec końców było mi jednak bardzo smutno, że kończy się pewien etap i współpraca z tymi ludźmi. Co by się nie mówiło, byli dla mnie jak bracia.

A była na stole propozycja, żeby spróbować jeszcze raz? Ty zostałeś w IHG, inni nie – jak to się stało?

Gdy było już wiadomo, że powoli czas gasić światło, bo i wyniki złe, i sama organizacja chciała zmian, to Oskar dostał ofertę stand-inowania w Anonymo i chyba tak dobrze im się grało, że chcieli zaczął współpracować w pełnym wymiarze. Z tego co pamiętam, bogdan nie dogadał się z Illuminar – ale w jakich kwestiach to już nie wiem – i zaraz potem dołączył do HONORIS. 

Jak przebiegały twoje rozmowy z organizacją? Zostałeś z automatu, bo miałeś ważny kontrakt, czy Illuminar zaproponowało ci budowę od podstaw składu wokół ciebie?

Miałem nadal ważny kontrakt, ale organizacja stawiała sprawę jasno, że jeśli ktoś chce odejść, to nie ma problemu i nie będzie nikogo trzymać na siłę. Illuminar miało swoją wizję – chciało postawić na kogokolwiek z akademii, żeby nie było tak, że zainwestowali w młodych graczy swój czas i pieniądze, a nic by z tego nie mieli. Wydaje mi się, że grałem momentami na tyle dobrze, że postanowili zaryzykować i zaufać właśnie mi. 

Miałeś wpływ na to, jak wygląda wasz obecny skład?

Tak, miałem. Konsultowałem się razem z menedżerem i Fryderykiem na temat graczy, którzy potencjalnie mogli dołączyć do IHG. Razem o tym gadaliśmy, stworzyliśmy listę i ostatecznie zaczęliśmy sprawdzać ludzi, wzajemnie się testując. Przed złożeniem finalnego składu doszło do kilku roszad i teraz zespół wygląda tak, jak wygląda.

Skoro testowaliście kilka różnych zestawień, to co sprawiło, że to obecne zostało już na stałe?

Z pewnością jednym z ważniejszych czynników było to, że na początku brakowało nam osoby dowodzącej. Pierwotnie prowadzącym miał być mynio, ale czuł się zmęczony tą rolą i chciał na nowo odżyć. Dlatego postanowiliśmy spytać phr-a, czy byłby chętny, by z nami pograć i po pozytywnej odpowiedzi dokonaliśmy jednej roszady. 

W porównaniu do wcześniejszej odsłony IHG widać dużą różnicę. Wtedy mieliście jednego weterana i czterech przedstawicieli świeżej krwi, teraz te proporcje to już 3:2 na korzyść doświadczenia. To lepsza kompozycja? 

Teraz jest zdecydowanie łatwiej się uczyć, bo mamy więcej pod ręką więcej wzorców, z których można brać przykład. Jest morelz, jest phr, jest mynio. Codziennie dowiadujemy się czegoś nowego. Wspólnie z maskedem próbujemy jak najszybciej dobić do najwyższego poziomu i wybić się dzięki radom starszych kumpli. Cały czas się rozwijamy, cały czas się uczymy. Mimo że nie wszystko jest dla nas czymś nowym, to informacje otrzymane z nowego źródła są podwójnie przydatne. Możliwość zbierania doświadczenia od kilku osób jednocześnie przekłada się na to, że dużo szybciej nabieramy ogrania i progresujemy. Wydaje mi się, że jest to widoczne już po naszych ostatnich wynikach. Co prawda zdarzają się spotkania, w których popełniamy błędy, ale uważam, że z meczu na mecz jest ich coraz mniej. Cieszę się, że jest tak, a nie inaczej.

To zawsze jest kop motywacyjny, gdy wyniki się zgadzają.

Oczywiście. W poprzednim składzie z tymi wynikami bywało różnie, a teraz od razu znaleźliśmy w ekipie nić porozumienia i już na początku zaczęliśmy działać jak mega dobrzy koledzy. Nie było żadnego problemu z dogrywaniem się, o dziwo. To przełożyło się na w miarę pozytywne wyniki, a może być tylko lepiej.

W sumie było to trochę widać w Katowicach, gdy przez krótkie chwile miałem okazję was podpatrywać.

W Katowicach byliśmy wprawdzie ze stand-inem, ale mimo wszystko...

Wspólnie pokonywane przeszkody też łączą ludzi.

Jasne, wiadomo. Zawody w Katowicach wyszły o tyle spoko, że pojechaliśmy tam po prostu bez jakiejkolwiek presji pod kątem wyników i z takim założeniem na razie podchodzimy do meczów. Naturalnie każdy chce wygrywać, ale na samym początku nic na siłę. Na ESL MP jechaliśmy na spontanie, żeby zostawić po sobie fajne wrażenie i wydaje mi się, że to się udało.

Takie samo podejście towarzyszyło wam w drugim dniu kwalifikacji do Majora, gdy udało się do niego przetrwać?

(śmiech) Nie no, wiadomo, że nie. Gdy zdołaliśmy już przeskoczyć ten pierwszy dzień, to do mnie, nie wiem jak do reszty, dotarło, że, hej, my możemy to zrobić. Podchodziłem do tematu tak, że to rywale muszą, a nie my. Wydaje mi się, że podobnie było u reszty drużyny. W meczu z Fnatic wyglądało to bardzo w porządku, każdy grał swoje, wynik miał drugorzędne znaczenie, bo nie chcieliśmy wpaść w spiralę zestresowania się, że musimy wygrać, żeby zwrócić na siebie uwagę świata. 

Na końcowy wynik kwalifikacji i brak awansu wpływ miało niestety to, że drużyna grała 4 na 5. W moim domu panował COVID i grałem z innego pokoju na internecie podłączonym po kablu z telefonu. Nie mogłem dać z siebie 100% i wydaje mi się, że to mogło zaważyć na naszym niepowodzeniu. Patrząc jednak na całokształt, uważam, że ten występ może dać nam kopa z motywacją, żeby ciężej pracować. Widać, że u każdego w głowie jest przeświadczenie, że możemy się rozwinąć i zrobić najlepszym psikusa. 

Już zaczęliście to udowadniać, bo w ESL MP bilans 4-1, w PLE 2-0. To również pozytywne przesłanki. Chyba że miałeś na myśli najlepszych w Europie, to na razie cofam te słowa.

Z pewnością mówiłem też o przeciwnikach z Europy, ale musimy także patrzeć na nasze podwórko. To, że pokazaliśmy się z dobrej strony w jednych eliminacjach, nie znaczy, że urosło nam ego na tyle, by uważać się za najlepszych w Polsce czy coś w tym stylu. Bardziej chodzi o to, że pokazaliśmy sobie, że dzięki ciągłemu rozwojowi będziemy mogli zagrozić każdemu, nie tylko w kraju, ale i na arenie międzynarodowej.

Macie gotowy plan, by utrzymywać odpowiedni kurs? Szukacie na przykład trenera?

Tak, właśnie jesteśmy w trakcie testowania trenera. Sprawdzamy jego możliwości i szukamy przestrzeni, w której potencjalnie mógłby odciążyć phr-a albo pomóc pozostałym graczom. Na razie chciałbym jednak pozostawić jego nick tajemnicą. 

To powiedz chociaż, czy to osoba, którą możemy już kojarzyć czy całkowicie nowa twarz?

Czy nowa twarz? Raczej nie. Jest znany na scenie, ale może nie pracował jeszcze w topowych formacjach. 

Na koniec kilka bardziej ogólnych kwestii. Po pierwsze, otoczka wokół ciebie staje się coraz bardziej profesjonalna. Najważniejsze krajowe lany, wywiady, agencja menedżerska ProPlayers – podoba ci się to wszystko i to, że teraz rozmawiamy?

Powiem ci tak, że trochę mnie to stresuje (śmiech). W końcu trzeba to jednak przeskoczyć, zaakceptować i dalej się rozwijać. 

CS-owy idol?

oskarish.

CS-owe marzenie?

Wyjazd na Majora i wygranie lana w Bydgoszczy z sajem.

Ostatnie słowa na pożegnanie?

Chciałbym z całego serduszka pozdrowić Mariusza i Dominika.

Śledź rozmówcę na Twitterze – Błażej "zaNNN" Bączkowski
Śledź autora wywiadu na Twitterze – Marcin Gabren