To jednak nie jest początek historii. Ta zaczyna się od bolesnego upadku. Jak wiadomo, im wyżej wzlecisz, tym bardziej bolesny będzie ten (nieuchronny) upadek. A Marcin "Jankos" Jankowski z kolegami latali przecież pod samiutkim słońcem. Rok 2019 i 2020 były latami świetnymi. Zwycięstwo w Mid-Season Invitational, finał Worlds 2019, potem także i półfinał. Cztery wygrane splity. Kompletna dominacja regionu. Po dwóch latach czegoś takiego scena potrzebowała wręcz głębokiego oddechu. Ten przydarzył się w 2021 roku, kiedy to nowa superdrużyna z wcześniej wspomnianym Rekklesem nie dorosła do pięt poprzedniej generacji. Po tej kompromitacji, którą niepojechanie na Mistrzostwa Świata bezsprzecznie dla G2 było, przyszła pora na zmiany. Zmiany, które wkrótce przyniosą ocelotowi kolejne trofeum.

Flakto? "Przeciętna" ekipa robi "przeciętne" rzeczy

Kto znalazł się w nowej odsłonie? Fundament był jasny. Nasz doświadczony leśnik Jankos oraz mechaniczny (po 2021 już pół)bóg Rasmus "caPs" Winther. Tych dwóch spokojnie może walczyć z najlepszymi i są w absolutnej topce. Broken Blade z kolei zawsze był uważany za dobrego gracza, ale jednocześnie dość ryzykownego. Może sprawić, że gra skończy się w 20. minucie. Pytanie tylko brzmi, na korzyść kogo? Niemniej też postrzegany był jako ogromny talent jeszcze przed podpisaniem kontraktu z TSM. Dolna alejka budziła już ogromne wątpliwości. Kim jest Flakked? Czemu nie zostawić Rekklesa? Dlaczego Mihael "Mikyx" Mehle (jeden z najlepszych supportów w Europie) tkwi w kontraktowym więzieniu, a formacja podpisuje ryzykownego Targamasa?

[caption id="attachment_321908" align="alignnone" width="1120"]G2 Esports LEC sklad fot. Riot Games/Michał Konkol[/caption]

Chwiejny PR tych zmian mógł namieszać w głowach zawodników. Samuraje wiosenny split zaczęli jednak dobrze, chociaż nie rewelacyjnie. I w gruncie rzeczy trend ten utrzymywał się do końca sezonu regularnego. Czasami "wow", czasami "meh". Czasami "tragedia", gdy zawodnicy przegrywali niemalże pewne punkty. Generalnie jednak źle nie było i wszystko wskazywało na to, że G2 jest w czołówce. Nikt raczej nie stawiał tego składu na równi z bardzo mocnym Fnatic czy też galopującym przed siebie Rogue. Fani nie byli załamani, a to jak na przyjęcie transferów można nazwać sukcesem.

G2 chce tylko jednego i jest to... zrozumiałe

To, co się stało z tą ekipą w play-offach, przejdzie natomiast do historii LEC. Nigdy nie widzieliśmy bowiem 12-0 w fazie pucharowej, a tak właśnie się stało. Samuraje z drabinki przegranych dotarli na sam szczyt i podnieśli puchar. Cokolwiek wydarzyło się pomiędzy sezonem regularnym i play-offami, przemieniło tę drużynę w nieustraszoną. Nagle Twitter zalały peany i pochwały, ale nikt nie pyta o tę metamorfozę. Tej sam nie odgadnę, ale mam wrażenie, że pomogło parę czynników.

Team Vitality to klapa. Zawodnicy są świetni, ale drużyna nie rozgryzła swoich problemów na czas. Wielka szkoda, ale na Rozpadlinie Przywoływaczy było to widać. G2 Esports ewidentnie wkłada pracę nie tylko w treningi, ale także pracę z zawodnikami poza grą. Pszczoły musiały więc zawinąć kiecę i wrócić do punktu zero. Miejmy nadzieję, że do lata uda im się rozwiązać zagadkę superdrużyny. Boli słaba forma Fnatic. W porównaniu do BO1 wyglądało dość cienko i nikt chyba nie spodziewał się, że odpadnie przed finałem. Wielka szkoda i kolejna zagadka. Rogue natomiast zagadką już nie jest. Kocham tę organizację całym sercem, ale nie da się skryć tendencji do przegrywania w kluczowych momentach. Niestety, wyniki za tym przemówiły także i wczoraj.

[caption id="attachment_321907" align="alignnone" width="1120"]POLSKA GUROM LEC fot. Riot Games/Michał Konkol[/caption]

Samuraje wyszły na serwer i zagrały bardzo dobrą Ligę Legend. Skorzystały z błędów popełnianych przez rywali i zgrzytów wewnątrz ich szeregów. Dla G2 jest to oczywiście sukces w pełni zasłużony i okupiony ciężką pracą. Nie jest to jednak koniec starań. Jak dobrze wiemy, profesjonalnym zawodnikom chodzi tylko o jedno: wygranie Worlds. Mistrzostwo jednego splitu może dodać nieco wiatru w żagle, ale jakoś bardzo do niego nie zbliża. Zwłaszcza dla tak utytułowanej formacji jak G2 jest to po prostu przerwanie rocznej suszy i swego rodzaju wendeta na niedowiarkach. Teraz czekamy na więcej, ponieważ apetyt zaczął rosnąć...