AGO ROGUE z awansem mimo gracza zastępczego

Wchodząc w ten etap turnieju, mistrz Ultraligi był stawiany przez zagranicznych ekspertów jako underdog. Ultraligowe formacje w końcu nie zdołały wyjść nawet z play-inów. To mogło oznaczać, że sama liga nie była w najlepszym możliwym położeniu. RGO co prawda wydawało się znacznie lepsze od innych drużyn w Polsce, jednak stawiano pytanie – "czy jest wystarczająco dobre na walkę z innymi europejskimi drużynami?". Dodatkowym ciosem była nagła zmiana wspierającego. Leon Maximilian "Leon" Anton musiał zrezygnować z gry w turnieju z powodu problemów zdrowotnych, przez które trafił do szpitala.

Akademia Rogue szybko musiała znaleźć zastępstwo. Szczęśliwie kilka tygodni wcześniej Mauno "beansu" Tälli ogłosił powrót do gry i zmianę roli z gracza górnej alejki na wspierającego. Warto tutaj nadmienić, że beansu faktycznie przygotowywał się od początku tego roku na roleswap. Trenował wszystkie możliwe zestawienia i poznawał nową pozycję. Był zdeterminowany, by na niej również osiągnąć sukces. Nie jest przypadkowym graczem, jak wielu ludzi sądzi, także zawsze był dobry jeśli chodzi o komunikację z zespołem. Wielu ekspertów z miejsca go zlekceważyło, nawet tych na polskiej scenie. Pojawiły się argumenty typu "co AGO może ugrać z autofillem na wsparciu", co było wprost obrazą takiego zawodnika.

W trakcie turnieju okazało się, że Beansu prezentował się na mapie porównywalnie do Leona, a nawet lepiej. Formacja w pierwszym tygodniu grała spokojnego, acz bardzo skutecznego LoL-a i wiedziała, jak egzekwować swoje kompozycje. Dopiero w meczach rewanżowych gracze AGO ROGUE pokazali pazur, wybierając nieszablonowe kompozycje z Ivernem oraz Rengarem. Co prawda jeden z dwóch meczów, gdzie zdecydowali się na ten duet zakończył się porażką, niemniej na ten moment RGO jest drużyną, która zaprezentowała drafty najciekawsze, najbardziej niekonwencjonalne, ale też działające. Jochem "Rabble" van Graafeiland na tym turnieju jest prawdziwą bestią, która ogrywa na mapie swoich przeciwników, przewidując ścieżki oraz je kontrując. Na wyróżnienie zasługuje również Damian "Lucker" Konefał, który jak na razie pokazuje nam rozmaite postacie oraz style gry. Był w stanie grać nawet Ivernem oraz Soraką. Dodatkowo zdołał błyskawicznie zaadaptować się do beansu.

AGO jest drużyną, która nie pokazała nam jeszcze wszystkich kart i prawdopodobnie może być największym zaskoczeniem tego turnieju. Ekipa, w którą nawet niektórzy polscy kibice wątpili, zdołała dojść do czołowej ósemki tej edycji i nie powiedzieła jeszcze ostatniego słowa.

Bifrost wyszło z grupy śmierci z pierwszego miejsca

Tego nikt się nie spodziewał, większość ekspertów była pewna dominacji Fnatic TQ oraz Teamu BDS Academy – nikt inny nie miał prawa wyjść z tej grupy. Natomiast Bifrost udowodniło, że jest zdolne całkowicie zmienić nakreślony przez wielu ludzi los. Nieoczekiwanie reprezentanci NLC wyszli z grupy, pokonując dwukrotnie akademię Teamu BDS oraz Team ESCA Gaming. Trzeba powiedzieć, że norweska organizacja od samego początku roku przebija wszelakie oczekiwania. Gdy zapowiedziano ten skład, większość skazywała go na środek tabeli w NLC, jednak już w trakcie splitu okazało się, że Bifrost jest niezaprzeczalnym liderem ligi. Dopiero gdy JDXL odpadło z play-offów, stało się jasne, kogo liga północna wyśle na EU Masters.

Graczem, wokół którego kręci się ta dobrze naoliwiona maszyna, jest Adrian "Odi11" Kruk. Do niedawna grał w Ultralidze, jednak zdecydował się na emigrację do NLC. To z perspektywy czasu okazało się bardzo dobrym wyborem. Reszta Bifrost jako kolektyw gra wokół niego, co daje mu możliwości do błyszczenia, a polski strzelec z tych momentów bardzo sprawnie i bez zawahania korzysta. Gra znakomicie na hyper carry takich jak Jinx, Aphelios czy Zeri. Nie da się zliczyć walk, które był w stanie ponieść. To on jest podstawą tego zespołu, mało tego – społeczność zaczęła o nim głośno mówić. Po roku w Ultralidze, gdzie zawsze był w cieniu Mateusza "Czajka" Czajki, w końcu znajduje się na ustach wszystkich fanów lig regionalnych. Niektórzy popadają w zachwyt do tego stopnia, że wskazują go jako najlepszego polskiego strzelca. W piątek podczas bezpośredniej konfrontacji z Luckerem będzie miał okazję udowodnić, że zasługuje na to miano.

Drugim największym bohaterem formacji jest Mike "Furuy" Wils, który tak samo jak Odi przez ostatni rok był w cieniu innych zawodników. Powodem takiego stanu rzeczy był również jego styl gry. Nie zabija sam co chwilę swoich przeciwników. Rozgrywa za to genialnie fazę linii i daje przestrzeń strzelcowi. Dlatego właśnie w duecie z Odim11 są niepokonani. Furuy robi mu przestrzeń, by ten mógł błyszczeć, co zresztą widać po jego wyborach. Uwielbia grać postaciami, które ustawiają zagrania – nie sięgając daleko najczęściej wybieranymi postaciami w jego repertuarze są Ahri oraz Vex, na których genialnie kupuje przestrzeń w walkach.

Tempt wraca do gry

Nie podałem tutaj całego X7 Esports z jednego powodu – oczekiwania wobec tego składu były od samego początku duże. Po play-offach NLC niektórzy eksperci wskazywali reprezentantów Wyspy Man jako faworytów turnieju. Oczywiście pojawiały się również skrajnie inne opinie, jednak były one w mniejszości. W dalszym ciągu wyśrodkowane oczekiwania stawiały X7 na miejscu, w którym jest aktualnie. Natomiast to, co prezentuje Kang "Tempt" Myung-gu, jest na zupełnie innym poziomie. Koreańczyk notował dobre występy jeszcze podczas NLC, nie wzbudzał natomiast dreszczu emocji. Rozgrywał linię poprawnie i po prostu spełniał swoją rolę w zespole.

Na turnieju widzimy jednak jego dzikie oblicze, pamiętające jego najlepsze czasy w LCK. Każdy powinien zobaczyć jego niesamowitego Azira w spotkaniu przeciwko GamerLegion, gdzie swoją zdolnością ostateczną oraz wyczuciem tej postaci był po prostu bezbłędny. Dodatkowo jest niesamowicie elastyczny i potrafi zagrać każdym możliwym herosem. Widać, że w tym turnieju chce udowodnić całemu światu swoją wartość. Mimo że do tej pory całą uwagę pożerał jego rodak z lasu, sam nie chce pozostać w cieniu.

Jednorożce Miłości i ich górna część mapy

Najsilniejszymi ogniwami Unicorns of Love Sexy Edition od samego początku była górna i środkowa alejka, jednak w tym turnieju są na najwyższym poziomie. Marcin "iBo" Lebuda jest prawdziwą bestią zarówno na linii, jak i w walkach drużynowych. Zresztą każdy widział już, jak błyszczał na Rumble'u oraz Gnarze.  Mimo że zazwyczaj jest pozostawiony samotnie na linii, praktycznie zawsze ją wygrywa. Leśnik zwyczajnie nie musi obawiać się o stan jego alei, bo wie, że iBo zawsze będzie przynajmniej wychodził równo z niej.

Gdy już przy tym jesteśmy, warto poruszyć temat dżunglera. Lukas "Lurox" Thoma jako asekuracyjny gracz robi wszystko, by jego aleje mogły ponieść tę rozgrywkę. Czasy, w których Lurox był uznawany za mechaniczną bestię już minęły, teraz pokazuje nam znacznie bardziej stonowane oblicze, które przy tym lepiej pasuje do jego drużyny. Jest swego rodzaju spoiwem całego zespołu. Robi niesamowitą presję na innych liniach, poświęcając swój czas i zasoby względem swoich rywali, co potwierdza jego sakiewka, której stan do 15. minuty jest zazwyczaj na minusie w porównaniu do przeciwnych leśników. Jego linie natomiast się cieszą, bo to oznacza więcej presji oraz czasu poświęconych dla nich. Szczególnie dolna alejka wyglądałaby znacznie gorzej bez jego pomocy.

Ostatnim zawodnikiem w tej drużynie, który wykonuje tytaniczną robotę, jest Lee "Ruby" Sol-min, wokół którego dzieje się naprawdę wiele w grach. Lurox również poświęca mu dużo uwagi, jednak ten oddaje ją z podwójną siłą. Koreańczyk niebywale dobrze rozgrywa zarówno fazę linii oraz walki drużynowe. Trudno dopatrzeć się w jego grze rażących błędów. Mało tego, w walkach drużynowych pokonuje znajdować najdrobniejsze okienka na zadawanie dodatkowych obrażeń. Mimo tego, że jak na razie gra dosyć asekuracyjnymi postaciami, jak Viktor czy Ahri, jest w stanie wyciągnąć z nich najmniejszy procent mocy i wpakować go w swoich przeciwników. Jego transfer zrobił olbrzymi szum, ale na tym turnieju udowadnia, że był on jak najbardziej słuszny.