Jeden z najlepszych ekspertów League of Legends w Polsce, były trener Team ROCCAT, Reason Gaming czy illuminar Honor Gaming. Fryderyk "Veggie" Kozioł ocenił obecną sytuację na polskiej scenie, opowiedział o tym, jak z poważnego człowieka zmienił się w showmana i czy ta zamiana się opłaciła.

Polskie drużyny mają zaplecze treningowe, gaming house’y, wsparcie finansowe, a wciąż trudno znaleźć zespoły odnoszące sukcesy. Czego im brakuje?

W tym przypadku trzeba wyróżnić trzy drużyny, które grały w poprzednim sezonie ESL Mistrzostw Polski. Mamy AGO, Pompę, no i Kinguin. Z czego wiadomo, że Team Kinguin miał największe zaplecze, bo ich celem było Challenger Series. Uważam, że w każdym z tych zespołów zabrakło czegoś innego. Może to dziwne, ale połączenie tych ekip mogłoby nam dać kompletną drużynę. Zaczynając od Kinguin – nie ma co ukrywać, na polskiej scenie zamietli, ale cele mieli wyższe. Wydaje mi się, że w przypadku zarówno polskiego, jak i międzynarodowego składu zabrakło tego samego – pracy nad gameplayem.  Mieli pieniądze, gaming house, super Agatkę czy tam Agnieszkę od jedzenia. Widziałem to jedzenie i nawet gracze żartowali, że to coś, czego będzie im najbardziej brakować. Mieli też menedżera z naszej ekipy Frenzy, więc organizacyjnie nie można się do niczego przyczepić. Nie uważam też, żeby Hatchy dokonał złego wyboru w jednym, czy drugim składzie. W tym przypadku problemem nie są raczej zawodnicy, bo już w tej polskiej ekipie byli wybitni. Tym bardziej, że do Challenger Series Polacy dostali się głównie dzięki umiejętnościom indywidualnym. Wynika z tego, że problem musi leżeć po stronie analityczno-trenerskiej. Albo Hatchy źle wybrał analityków, albo oni źle wykonali swoją pracę.

Idąc w stronę kolejnego teamu – w AGO zawiodła organizacja tego wszystkiego, bo mieli gaming house, po czym na stałe nie potrafili znaleźć trenera. Zebrali dobrych graczy, ale oni nie wiedzieli jak ze sobą współpracować. Z kolei Pompa, podobnie jak Kinguin, miała dobre zaplecze, ale tutaj zabrakło czegoś w przypadku graczy – Matisław miał wahania formy, co mnie dziwi. Myślałem, że będzie bardzo stabilny. Pukistyle raz grał dobrze, raz źle. Bardzo możliwe, że w graczach zabrakło wiary. To dziwne, że w każdym z zespołów zabrakło czegoś innego, ale nie ma co ukrywać – największy potencjał miało Kinguin, bo miało dobre finanse, a wtedy łatwiej to wszystko zebrać.

Zdziwiło Cię, że polski skład Kinguin rozpadł się po odpadnięciu z Challenger Series?

Uważam, że nie do końca wiemy, co tak naprawdę się tam wydarzyło. Tabasko i IceBeasto odeszli sami, a delord jest po środku – jednocześnie szukali nowych zawodników, poczuł presję, a może nie dogadał się z tymi europejskimi graczami, zresztą taka była jego oficjalna wersja. Wydaje mi się, że najlepiej byłoby zostawić w pełni polski skład, dobrać dwóch analityków i wtedy w przypadku słabego występu w kolejnych kwalifikacjach byłoby wiadomo, że winni są gracze. Zresztą uważam, że polskiemu składowi nie poszło źle w CS, ale może gracze doszli do tego wniosku, że bardziej się tutaj nie rozwiną i odeszli.

Kiedy zobaczyłeś międzynarodowy skład, to pomyślałeś, że jest on silniejszy od polskiego?

Zagraniczny skład na pewno nie miał większego potencjału, bo jak masz skład z tego samego kraju, to kulturowo wszyscy jesteście jednakowi. Pamiętam jak było w ROCCAT, kiedy został dodany jeden zagraniczny zawodnik i wyniki były już beznadziejne. Uważam, że drużynowo Kinguin się pogorszyło, ale nie sądzę, by indywidualnie był to jakiś duży regres. Hatchy zawodników dobrał dobrze. Na pewno to nie umiejętności poszczególnych graczy przegrały te kwalifikacje.

Patrząc na obecną sytuację sceny, wierzysz w to, że będziemy mieć jeszcze w pełni polski skład w LCS?

Nam graczy na pewno nie brakuje, więc to jest dziwne, że nie jesteśmy w LCS-ie. Kinguin było bardzo bliskie. Teraz albo Kinguin musi działać z takim nakładem inwestycji jak dotychczas, albo musi pojawić się podobny inwestor. W końcu się uda. Kinguin było bardzo bliskie i jeśli awansowałoby do play-offów Challenger Series, to prawdopodobnie znów mielibyśmy Polaków w LCS-ie. Hatchy organizacyjnie zrobił wszystko idealnie – zebrał skład, marketingowo wyglądało to super, załatwił kasę, gaming house, ale jak widać – z grą sobie nie poradził. To jest chyba ostatni element układanki, którego nam brakuje.

A wróćmy np. do illuminar Honor Gaming – gracze więcej imprezowali niż trenowali. Scenie nie brakuje dojrzałości?

W tym drugim składzie, w którym był Overpow, gracze przestali mieć nadzieję na wygraną, więc szli na imprezę. To jest proste – jakby każdy z graczy powiedział: o, jeszcze trochę od siebie dołożę i dostanę się do LCS. Wtedy na pewno nie szliby na żadną imprezę. Według mnie w IGH zabrakło też inwestycji, w tym pierwszym składzie było mało czasu, a zabrakło jednego BO5. Przegraliśmy na Team Huma. Nie przez umiejętności, a przez zbyt mało treningów. Byłem w drużynie przez tydzień, miał być gaming house w Warszawie i miałem po godzinach pracy etatowej zajmować się graczami. Wtedy udałoby się awansować, ale skończyło się na tym, że ja pracowałem na etacie, drużyna była w Nowym Sączu, bo tam było taniej. Nie była to przemyślana inwestycja. Jeśli chodzi o ten drugi skład – mnie już w nim nie było, więc trudno jest się dokładnie wypowiadać. Wiem tylko o tych imprezach.

Brakuje Ci trenowania jakiejś drużyny?

Owszem, brakuje mi, ale jeśli ma to wyglądać jak w Bobaskach czy IHG, to mi się odechciewa. Brakuje mi tego co miał Hatchy. On potrafił zająć się wszystkim, załatwił całe zaplecze, a ja – jak widać – potrafię zająć się tylko grą. Kiedy w Bobaskach zajmowałem się też sprawami organizacyjnymi, skończyło się na tym, że nie pomogłem w grze. Ostatnią drużyną, w której miałem zaplecze był Reason Gaming. Przegraliśmy wtedy 1:3 z GIANTS. Zabrakło nam tygodnia i pewnie awansowalibyśmy dalej. Obecnie jakbym miał wszystko ogarnięte, to myślę, że jestem w stanie dostać się do Challenger Series. Wciąż ciągnie mnie do trenerki, ale nie w takim wymiarze, jak ostatnimi czasy.

Wolałbyś budować skład od nowa czy dołączyć do gotowej drużyny?

Chciałbym skład, który ze sobą coś tam gra. Dajmy przykład AGO – jest HosaN, Jactroll i Babunia, a dodatkowo dwóch zagranicznych graczy. Wszedłbym do takiego składu i do tych trzech Polaków próbowałbym dobrać dwójkę, by zobaczyć, jak to współgra. Tej trójce się chce i wierzą, że mogą coś osiągnąć. Brakuje im jednak dwójki podobnych graczy i trochę zaplecza organizacyjnego.

Jakiś czas temu tę karierę trenera i poważnego eksperta zmieniłeś na showmana. Skąd ta zmiana?

Jeśli ktoś chce być ekspertem lub trenerem na wysokim poziomie, to musi zajmować się tym w pełnym wymiarze czasu, powiedzmy 12 godzin dziennie. Wtedy mogę być ekspertem. Teraz znów będę pracował na etacie, więc trudno jest to wszystko połączyć. Powiedzmy, że będę mógł poświęcić 4-5 godzin dziennie, to za mało, by trenować drużynę. Wymagałoby to zbyt dużo pracy, a do tego nikt na zewnątrz tego nie doceni. Teraz dla tych 200 osób w Polsce, którzy uważają się za specjalistów, ja nie jestem ekspertem. Mówią, że nie znam się na jednym, czy drugim. Wiem, że gdybym włożył więcej czasu, to mógłbym być od nich lepszy.

Patrząc jednak na to z drugiej strony – jestem ekspertem dla kilkudziesięciu tysięcy innych ludzi, którzy na co dzień w tym nie siedzą. To jest bardziej opłacalne. Więcej osób widzi efekty mojej pracy, dlatego poszedłem w kierunku showmana. Cały czas chcę zachować w sobie jakąś cząstkę eksperta, żeby nie być kojarzonym tylko jako pajac. Uważam, że jako trener byłem super ekspertem, ale miałem pięć tysięcy polubień na facebooku, jak byłem w ROCCAT to nikt nie wiedział kim jestem. Co mi przyniosła ciężka praca i dobre wyniki? Kogo to obchodzi na koniec dnia? I tak wszyscy kojarzyli tylko Overpowa i Celavera. Kim w ogóle był Veggie? Nikt mnie nie kojarzył. Za dużo pracy w to wkładałem, a za mało z tego miałem. Teraz próbuję to równoważyć, ale powoli tracę jako ekspert.

Bycie showmanem jest przyjemniejsze niż funkcja trenera?

Zawsze będzie mnie ciągnąć tam, gdzie mnie nie ma. Byłem trenerem – ciągnęło mnie do showmanowania. Jestem showmanem – ciągnie mnie do trenowania. Uważam, że oba zajęcia mają swoje wady i zalety, ale jeśli ktoś zajmuje się czymś na co dzień, to w końcu może stać się to nudne. Kiedy byłem trenerem to zdarzały się nudne dni, teraz jest to samo – są dni, w których mówię: Boże, znów muszę coś nagrać, gdzieś się pojawić. No ale są też dni, kiedy wpadam na fajny pomysł i go realizuję.

W przypadku showmana krytyka i hejt są mniejsze, niż w przypadku bycia trenerem? Spójrzmy na przykład Hatchy’ego – na początku wszyscy go uwielbiali, a po dwóch potknięciach bardzo dużo ludzi go hejtuje.

Rozchodzi się o tę grupkę ekspertów – te 200-300 osób. W LCS jest tak samo, jeśli jesteś super, to nikt o tym nie pisze. Kogo tam obchodzi, że inni trenerzy podchodzą do Ciebie i mówią, że super robota? Kto tam wie, że przyszedł do mnie Deficio i pochwalił? Zrobiliśmy coś dobrze – on wie, ja wiem, bo jesteśmy ekspertami i widzimy tę różnicę. Ja potrafię docenić pracę Hatchy’ego, ale jak widać – ogół nie. Co jest ważniejsze – by podszedł do mnie jakiś ekspert i pochwalił, czy żeby podeszło 90% społeczeństwa? Czy wolę, by pochwalił mnie ekspert, czy jakiś gościu, który jest w gimnazjum i nigdy nie grał w żadnej drużynie?

No ale u Hatchy’ego widać właśnie takie osoby, które były wiernym fanami, a teraz…

Nienawidzą go.

No właśnie, rozumiesz to?

Trochę tak, bo kiedy wygrywasz, to łatwo łączyć fakty. Jeśli drugi skład Kinguin awansowałby dalej, to ludzie pisaliby: jednak IceBeasto czy Tabasko byli problemem, dobra robota Hatchy. Kiedy przegrał, to ludzie piszą: jednak IceBeasto czy Tabasko nie byli problemem, beznadziejna robota Hatchy. W takim przypadku pojawiają się głosy, że Hatchy powinien odejść, ale na jego fan page’u wciąż widać sporo ludzi, którzy po tych porażkach go bronią. Piszą: słuchajcie, dzięki niemu mieliśmy polski skład w Challenger Series. I to prawda.

Trudno jest zyskać takich fanów na dobre i na złe?

Nie jest to trudne, jeśli robisz coś, co współgra z punktem widzenia jakiejś osoby, to ona z automatu zostanie Twoim fanem. Ci, którzy najbardziej bronią Hatchy’ego, to osoby zgadzający się z jego poglądami, że polska scena musi być w pełni profesjonalna, a prawdziwy team zaczyna się dopiero wtedy, kiedy masz psychologów, trenerów czy gaming house. Każda osoba publiczna ma takiego fana, który pójdzie za nią w ogień. Czy to Hatchy, czy AGO, w którym było sporo kontrowersji, a cały czas ma swoich obrońców.

Zostając przy Hatchym – wiadomo, że będzie budował nowy skład. Uważasz, że będzie to drużyna, w której polscy fani znów będą pokładać największe nadzieje?

To wszystko zależy od tego, ilu Polaków będzie w składzie. Jeśli Hatchy byłby jedynym Polakiem w drużynie, to trudno byłoby o wsparcie polskich fanów. Wtedy ludzie po prostu zapomną, że Kinguin jest polską organizacją. Hatchy ma teraz wrócić do tego, co zrealizował bardzo dobrze – zorganizował otwarte eliminacje do drużyny. Załóżmy więc, że z takich eliminacji wyłoni dwóch czy trzech polskich zawodników. To powinno wystarczyć, by fani znów kojarzyli Kinguin jako polską drużynę. Serca kibiców najłatwiej jest zdobyć, tworząc w pełni polski skład.

Z racji, że do kolejnych kwalifikacji do Challenger Series mamy jeszcze sporo czasu, możemy w Polsce spodziewać się innych ciekawych składów?

Załóżmy, że znów pojawiłby się jakiś duży inwestor, który jest w stanie zapłacić europejskie stawki, tak jak Kinguin. Dlaczego nie można by wtedy stworzyć drużyny, opierającej się nawet na byłych zawodnikach Kinguin? Sebekx, Woolite, Tabasko. Delord też na pewno byłby chętny do grania. Uważam, że zebranie dobrych graczy, którzy mogliby się dostać do Challenger Series, to nie jest problem. Pytanie tylko, kto zepnie to w całość i sprawi, że ci gracze będą dobrze działać jako drużyna.