10. Rogue

fot. Riot Games/Michał Konkol

Typowanie drużyn do zajęcia ostatniego miejsca w LEC zawsze jest dość skomplikowane. Faza zasadnicza jest niezwykle krótka i wystarczy czasem tylko jedno potknięcie, aby któraś z ekip zaprzepaściła swoje szanse na uchronienie się przed przedwczesnym odpadnięciem. W związku z tym często to, co na papierze, nie idzie w parze z rzeczywistością. Niemniej na czymś bazować trzeba, bo losowe akcje trudno przewidzieć. W ten sposób na końcowej lokacie klasyfikacji ląduje tym razem Rogue.

Łotrzyki zeszły split zakończyły znacznie niżej, niż ktokolwiek się prawdopodobnie mógł spodziewać. Przeglądając ówczesne power rankingi RGE plasowało się gdzieś w okolicach środka. A finalnie swój rozdział związany z zimową edycją LEC zamknęło już w pierwszym etapie, trafiając na dziewiątą pozycję. Z tej okazji w szeregach amerykańskiej organizacji poczyniono pewne ruchy, które miały pomóc drużynie nie powtórzyć tego niechlubnego rezultatu, co poprzednio. Wybór padł na toplane. Z dotychczasowym miejscem w składzie pożegnał się Mathias "Szygenda" Jensen, a jego miejsce zajął... Finn "Finn" Wiestål. Tak, osoba, która nie dość, że przez ostatni split nie grała w ogóle w żadnej drużynie, to dodatkowo jej zeszłoroczne występy bynajmniej nie przekonywały do wzięcia jej pod swoje skrzydła w celu ratowania ekipy z opresji.

Lata świetności Finna już dawno minęły i nie chcę mi się wierzyć, że Szwed wejdzie do drużyny i będzie gamechangerem. To po prostu nie może wypalić. Rogue prawdopodobnie zdecydowało się na ten ruch, bo kiedyś już pod banderą tej organizacji grał i coś tam nawet udało się wspólnie wygrać. Te czasy jednak są już tak odległe, że nie został po nich nawet kurz. Uważam, że jest to downgrade, nawet względem średnio radzącego sobie Szygendy. Ponadto nie spodziewam się także nagłego przypływu siły u Emila "Larssena" Larssona czy Markosa "Compa" Stamkopoulosa. Wszak przynajmniej na ten moment meta nie zmieniła się zbyt mocno.

9. GIANTX

fot. Riot Games/Michał Konkol

Oczko wyżej wrzuciłem GIANTX. GIANTX, które w zeszłym splicie LEC poradziło sobie nieźle. Oczywiście bez przesady, nadal było to ósme miejsce na koniec zimy. Ale gdybyśmy mówili tutaj o oczekiwaniach wobec tej ekipy, to uchronienie się przed odpadnięciem z rywalizacji już po fazie zasadniczej jest faktycznie wynikiem lepszym. Akurat w kwestii GX niewiele się pomyliłem, bo typowałem wtedy tę piątkę na zajęcie ostatniego miejsca. Nie spodziewałem się natomiast, że na końcowe lokaty stawki będzie aż tak wielu chętnych.

Andrei "Odoamne" Pascu i jego kompani przez cały split byli po prostu miałcy. Coś wygrali, coś przegrali. Z czołówką stawki nie mieli zbytnio szans, ale wyrwali ważne zwycięstwo przeciwko MAD Lions KOI (czyli jak się później okazało wicemistrzom LEC). W ich przypadku jednak kluczowe okazało się wygrywanie z gorszymi od siebie, czyli takie Rogue czy Karmine Corp. W play-offach natomiast nadeszła szybka weryfikacja, choć trzeba przyznać, że GIANTX trafiło najgorzej, jak mogło. Takie jednak prawo dżungli – silniejsi przetrwają, a mięczaki wylatują.

Zarząd GX zaufał drużynie na kolejny split, nie decydując się na żadne zmiany w wyjściowej piątce. I też nie ma co się dziwić. Dokonywanie roszad w składzie między zimą a wiosną jest naprawdę problematyczne. Nie dość, że czasu jest niewiele, to jeszcze w innych ligach ciągle trwają rozgrywki i nie ma zbyt wielu dostępnych graczy. Co prawda organizacja ma swoją akademię w lidze hiszpańskiej, ale ta także nie jest na ten moment w najlepszej sytuacji. Nie oznacza to jednak, że jakichkolwiek przetasowań brak. Z zespołem pożegnał się bowiem główny trener, którego obowiązki przejął jego asystent. Co to zmienia? Pewnie niewiele.

Nowych nabytków brak, a w składzie tym widać było powoli sufit. Adam "Jackies" Jeřábek wprowadził pewną świeżość do formacji i przez pierwsze kolejki dało się to odczuć. Później jednak różnica poziomów między nim a innymi midlanerami zaczęła także się przebijać, przez co GIANTX traciło na wartości. Dodatkowo zarówno Odoamne, jak i Patrik "Patrik" Jírů stale grają na jednym, naprawdę stabilnym pułapie, ale brakuje czegoś więcej. Czegoś, co właśnie pozwoliłoby wzbić się tej drużynie wyżej. W takim kształcie ekipy trudno spodziewać się, że nagle wyniki będą lepsze.

8. Karmine Corp

fot. Riot Games/Michał Konkol

Następne w kolejce jest Karmine Corp. I w tym miejscu być może wielu z was złapie się za głowę i pomyśli, że postradałem zmysły. Ale tak – KC awansuje do play-offów! W porównaniu do tier listy z zimowej edycji LEC i tak znacząco obniżyłem wiarę w ten zespół. I mam pewne dziwne uczucie, że tym razem ekipa Lucasa "SAKENA" Fayarda, postawiona znacznie niżej, zagra mi na nosie i nagle odpali.

Przeanalizujmy na szybko, co się w zasadzie wydarzyło. Karmine Corp zaliczyło swój debiutancki split w LEC, który akurat nie był udany. Przez dwa tygodnie rywalizacji podopieczni Jakoba "YamatoCannona" Mebdiego byli nieskuteczni w swoich działaniach, zdobywając łącznie zero punktów. Już wtedy było niemal oczywiste, że zespół może pożegnać się na dobre z marzeniami o awansie do play-offów i szybko zakończy swój udział w rozgrywkach. Nie stało się inaczej, po kolejnym meczu w ostatnim tygodniu zmagań wszystko było już jasne. Dziwnym trafem jednak po odpadnięciu z rywalizacji KC zaczęło grać znacznie lepiej, wygrywając dwa ostatnie mecze, pokonując wówczas dwie ekipy z top 3 stawki.

Zarówno fani organizacji, jak i hejterzy wręcz domagali się znaczących modyfikacji przed startem wiosennej edycji zmagań. Ostatecznie dostali jedynie tyle, że z zespołem pożegnał się YamatoCannon, a jego obowiązki przejął jego pomocnik – Rehareha "Reha" Ramanana. Czy zarząd zespołu to szaleńcy? Być może. Niemniej z czegoś tak ostrożne ruchy, jak na powagę sytuacji, musiały się wziąć. Pozostawienie wyjściowej piątki w niezmienionym składzie to krok bardzo odważny, ale dający jeszcze pewien kredyt zaufania tej drużynie. Kto wie, może akurat te dwie ostatnie wygrane i dużo czasu na naprawianie błędów pomogą KC chociaż zaliczyć awans do fazy pucharowej w tym splicie? Czuję delikatny rozłam w tym miejscu, chcąc poniekąd, aby tej formacji się udało, ale z drugiej strony, nie potrafię aż tak zaufać, żeby dać ją wyżej.

7. SK Gaming

fot. Riot Games/Michał Konkol

Nie ma co mówić, w zeszłym splicie SK Gaming zamknęło mi usta. A przynajmniej na czas trwania fazy zasadniczej LEC. Wówczas bowiem drużyna, w której zamysł budowania nie wierzyłem, okazała się działać znacznie lepiej. Mówimy tutaj o zespole, który po pierwszym tygodniu etapu wstępnego jako jedyny legitymował się bilansem 3-0. Im dalej w las jednak, tym bardziej było widać, że początkowo dość trudny do rozgryzienia styl gry SK szybko stał się przewidywalny i jednomiarowy.

Zespół bez problemu awansował do play-offów zmagań, nawet przegrywając dwa ostatnie mecze. Niemniej już to pokazywało, że powoli pomysły na rozgrywanie spotkań się kończą, a Yasin "Nisqy" Dinçer nie jest w stanie utrzymać wszystkiego w ryzach. Joel "Irrelevant" Miro Scharoll, który rewelacyjnie sprawował się podczas początkowych starć, stopniowo przygasał, na czym traciła cała drużyna. Styl gry Ismaïla "ISMY" Boualema także zaczął być łatwy do rozczytania. I takich powodów można by było wymieniać i wymieniać.

Jako że drużyna ta nie poczyniła żadnych zmian na rozpoczynający się jutro split, prawdopodobnie niewiele się zmieni. Może pojawią się ciekawe wybory, może znowu Irrelevant będzie śmigał w meczach BO1. I awans z pewnością SK uda się wywalczyć. Nadal jednak w dłuższych seriach będzie brakować tego dodatkowego polotu. Z kolei drużyny prawdopodobnie błyskawicznie zaadaptują się do konfiguracji serwowanej przez Nisqy'ego i jego kompanów.

6. Team Vitality

fot. Riot Games/Michał Konkol

Team Vitality z kolei był pozytywno-negatywnym bohaterem zeszłego splitu LEC. Oceniając przed startem zimowej edycji pod względem czysto sportowym i czysto teoretycznym można było stwierdzić, że będzie to solidna paczka na środek tabeli. Początki natomiast bynajmniej nie były tego świadectwem, bo przypomnę, że po pierwszym tygodniu rywalizacji Pszczoły miały wynik 0-3. Kolejny tydzień był już całkowicie odmienny i wtedy VIT zaskoczyło wszystkich diametralną różnicą w prezentowanym przez siebie poziomie, wygrywając nawet z G2 Esports. Finalnie formacja ta uplasowała się na szóstym miejscu fazy zasadniczej.

I bądź tu mądry w takiej sytuacji. Zaczynasz od 0-3 i nagle na następny tydzień robisz 3-0, triumfując po drodze nad mistrzami LEC. Trudno  takie coś wytłumaczyć racjonalnie. Trudno zatem było też przewidzieć, co konkretnie pokaże nam Vitality w play-offach. Na pewno można było stwierdzić jasno, że poszczególne elementy tego kolektywu coraz lepiej wspólnie działają. W końcu udało się łatwiej zauważyć synergię pomiędzy Matyášem "Carzzym" Orságiem i Zdravetsem "Hylissangiem" Galabovem, która powinna być widoczna już od samego początku. Do tego coraz lepiej Kacper "Daglas" Dagiel dogadywał się ze swoimi kompanami z solowych alejek.

Dzięki temu właśnie udało się rozprawić z SK Gaming w pierwszej rundzie i to w naprawdę niezłym stylu. Później jednak już trafiła kosa na kamień, a nawet na kamienie, bo na Team BDS i MAD Lions KOI. Z tymi zespołami nie udało się odnieść sukcesu. Niemniej patrząc na to, że zarówno BDS, jak i MDK skończyły w czołowej trójce, to nie powinien być to powód do smutku.

W nadchodzącym splicie prawdopodobnie będzie podobnie. Vitality nadal jest ligowym średniakiem, który jest lepszy niż drużyny bez pomysłu, albo ze znacznie mniejszym potencjałem. Ale też i gorszy od drużyn pokroju BDS, Fnatic i MAD Lions, które po prostu widać, że mają albo lepszy pomysł na gry, albo po prostu więcej talentu. Bezpiecznie zatem będzie wrzucić Pszczoły ponownie gdzieś do środka stawki, bo istnieje spora szansa, że ponownie peakiem ich możliwości będzie druga runda play-offów.

5. Team Heretics

fot. Riot Games/Michał Konkol

Wkraczamy w górną połówkę stawki i tę część otworzy Team Heretics. U Heretyków, co ciekawe, podczas przerwy między splitami podziało się najwięcej. A nie musiało być to wcale aż tak oczywiste. Była to jednak formacja, która dotarła do play-offów zmagań (choć trzeba przyznać, że szybko się z nimi pożegnała). Siódme miejsce w klasyfikacji generalnej raczej nie było satysfakcjonujące, o czym świadczą pojawiające się komunikaty.

No i właśnie, od komunikatów trzeba zacząć. Kilka dni temu pojawiła się oficjalna informacja, potwierdzająca wcześniejsze plotki. Jeśli ktoś przez ostatnie dni żył pod kamieniem i nie słyszał o całym zamieszaniu wokół TH, to już spieszę z wyjaśnieniem. Jakiś czas temu światło dzienne ujrzało pierwsze doniesienie o potencjalnym pozyskaniu Adriana "Trymbiego" Trybusa, który miał być następcą Normana "Kaisera" Kaisera. Całkiem niedawno natomiast doszła do tego jeszcze jedna nowina, która z pewnością uradowała hejterów formacji. Wskutek pewnych niezgodności pomiędzy Luką "Perkzem" Perkoviciem a menadżerem organizacji postanowiono odsunąć Chorwata od składu. Tym samym promocję do głównej dywizji otrzymał Artur "Zwyroo" Trojan.

I w ten sposób można by powiedzieć, że Heretics stali się polską drużyną. A przynajmniej w większości. Czy te ruchy jednak pomogą wznieść się ekipie na wyższy poziom? Na pewno są ciekawe. Trymbi był już w stanie pokazać, że wchodząc do zespołu, który boryka się z nie lada problemami, jest w stanie wyciągnąć go z opresji i ponieść aż na mistrzostwa świata. Zwyroo z kolei już od dawna daje o sobie znać ekipom z LEC, że jest on gotowy na rywalizację na wyższym poziomie. Patrząc na case Bartłomieja "Fresskowego" Przewoźnika być może efekt będzie podobny? Taką nadzieję na pewno mają rodzimi kibcie, którzy z pewnością będą trzymać kciuki za ten team. Ja podejdę do całej sytuacji nieco bezpieczniej i wrzucę TH na piąte miejsce.

4. Team BDS

fot. Riot Games/Michał Konkol

Powoli pukamy do ścisłej czołówki. Tuż za podium postanowiłem wstawić tym razem Team BDS. Zespół ten mimo kilku kontrowersji oraz małych wątpliwości co do zmiany na dolnej alejce okazał się funkcjonować tak samo dobrze, jak wcześniej. A nie było to wcale tak oczywiste. Wszak debiut Yoona "ICE'A" Sang-hoona nie musiał być tak udany. Niemniej Koreańczyk świetnie odnalazł się w nowym środowisku. Dzięki temu jako drugi strzelec przechodzący z Zero Tenacity do LEC pokazał się ze znakomitej strony. Wcześniej zrobił to samo Oh "Noah" Hyeon-taek, który odegrał sporą rolę w sukcesie Fnatic w zeszłym roku.

Ale my nie o Fnatic, a o BDS. Jest to z pewnością bardzo ciekawy case, bo potencjał tej drużyny od dawna jest podawany w wątpliwość. Ciągle mówi się o tym, że ekipa z Iliasem "nukiem" Bizrikenem w składzie nie może być dobra. Tak samo nieraz słyszało się o trudnościach we współpracy z Adamem "Adamem" Maanane (swoją drogą z tego powodu na końcówkę minionych play-offów Francuz musiał wziąć sobie przymusowe wolne). A jednak za każdym razem formacja ta wchodziła na Summoner's Rift i robiła to, co do niej należało. Drugie miejsce w fazie zasadniczej rozgrywek nie bierze się znikąd, tak samo jak wynik 7-2.

No dobra, ale w play-offach już przecież nie może pójść tak dobrze? Przecież BDS potrafi grać tylko BO1, a w dłuższych seriach już sobie nie radzi. Figa z makiem. Przedstawiciele szwajcarskiej organizacji niewiele robili sobie z opinii publicznej i mknęli przed siebie, przechodząc do finału drabinki wygranych bez większego problemu. Tam już ściana w postaci G2 Esports okazała się nie do przebicia. Ale i tak BDS nie powiedziało wówczas jeszcze ostatniego słowa. Niestety bądź stety właśnie wtedy wydarzył się incydent z Adamem, przez co drugi mecz o finał drużyna była zmuszona zagrać z toplanerem swojej akademii – Janikiem "JNX-em" Bartelsem. I choć Niemiec radził sobie przyzwoicie, to ekipie nie udało się pokonać MAD Lions, mimo niezłej próby reverse sweepa.

To jednak już wszystko przeszłość. Co więcej, wychodzi na to, że Adam nadal będzie reprezentował drużynę także i w tym splicie. I nawet jeśli w środku formacji nieraz zapewne się gotuje, to trzeba przyznać, że w takim kształcie trudno spodziewać się odmiennego rezultatu niż podobnego do zeszłego splitu. Obecna liga legend bardzo mocno faworyzuje zespoły, które potrafią podejść do spotkań niekonwencjonalnie, zaskakując rywali niestandardowymi wyborami. I nie trzeba szukać daleko, bo z takiego stylu słynie chociażby francuski toplaner. Ale nie tylko, bo niektórzy jego kompani także potrafią wyciągnąć jakiegoś asa z rękawa. Taka postawa powinna pozwolić zespołowi znowu włączyć się do walki o górne lokaty ligi.

3. MAD Lions KOI

fot. Riot Games/Michał Konkol

Podium otworzy nam natomiast MAD Lions KOI, czyli zespół, który był bezapelacyjnie największym pozytywnym zaskoczeniem poprzedniego splitu. Zanim rywalizacja w LEC wystartowała, dosłownie nikt nie wierzył w to, co przygotowało MDK. Skład złożony z czterech debiutantów, który spinać miał jeden generał – Javier "Elyoya" Prades Batalla. Bardzo trudno było zaufać zapewnieniom graczy, którzy akurat czuli się mocni. Taka piątka była po prostu zbyt dużą zagadką i większość spodziewała się, że tak nieokiełznany i młody stażem kolektyw nie będzie w stanie zbyt wiele zdziałać na wyższym szczeblu.

Faza zasadnicza zimą przebiegała po prostu w porządku. Ani nie było fajerwerków, ani szczególnego wstydu. Trzeba jednak przyznać, że to, co widywaliśmy na Summoner's Rifcie w wykonaniu Lwów, znacząco różniło się od tego, co przypuszczano. A przypuszczano, że przedstawiciele hiszpańskiej organizacji nie będą w stanie zbyt często wygrywać. I od razu zonk, bo już w pierwszej rundzie Bartłomiej "Fresskowy" Przewoźnik i spółka zgarnęli dwa oczka. Do końca tego etapu dołożyli jeszcze trzy i z wynikiem 5-4 awansowali do play-offów z czwartego miejsca! Był to rezultat znacząco powyżej oczekiwań.

Dzięki takiej postawie powoli zaczęło się mówić o MDK jako o "real deal". Pierwsza seria przeciwko Fnatic jednak bardzo mocno ostudziła emocje i wprowadziła nieco konsternacji. Nieprzychylni tej formacji widzowie już się radowali, że na dłuższym dystansie innowacyjne wybory Lwów nie działają. Te jednak na spokojnie zaczęły sobie dreptać w drabince przegranych. Tutaj na początek pokonane GIANTX. Później pokonane Vitality. I tak pomalutku pięły się w drabince. Od trzeciej rundy już zaczęły się schody. Po drugiej stronie ponownie pojawili się Czarno-Pomarańczowi, lecz tym razem wynik był odmienny, bo to MAD Lions triumfowali. Zresztą nie inaczej było w kolejnej bitwie, tym razem z Teamem BDS, o finał LEC. Z niej także brygada Fresskowego wyszła obronną ręką. Tym samym awansowała do wielkiego finału. G2 Esports jednak okazało się już zbyt silne i na tym skończyła się podróż zespołu polskiego midlanera.

Trzeba jednak przyznać, że drużyna, która typowana była do grzania ostanich miejsc tabeli, zagrała w finale i jest to spore osiągnięcie. Dlatego też nie można przejść obok niej obojętnie. MAD Lions nie wprowadzili żadnych zmian na kolejny split i trudno się temu dziwić. Skoro wszystko działa jak należy, to nic tylko korzystać. Niemniej w moim mniemaniu trochę się tej formacji poszczęściło w końcowych etapach play-offów. Myślę, że teraz już mniej ekip da się jej zaskoczyć. Poziom zespołu jednak nadal powinien być wysoki, dlatego zrzucam MDK tylko o jedno oczko niżej.

2. Fnatic

Oscarinin Humanoid Razork Fnatic LEC 2023 Winterfot. Riot Games/Michał Konkol

Srebrny medal tym razem w mojej opinii zawiśnie na szyjach reprezentantów Fnatic. Trzeba przyznać, że jest to naprawdę fajna paczka i jak na standardy LEC radzi sobie bardzo solidnie. A przecież pamiętamy, że początki nie były łatwe. Do teraz nie można zapomnieć o trudnym wejściu na wyższy szczebel Óscara "Oscarinina" Muñoza Jiméneza, którego po kilku meczach wysyłać już chciano do Ultraligi. Z czasem Hiszpan się wyrobił i radził sobie już znacznie lepiej, nieraz nawet prowadząc swoją drużynę do zwycięstwa. Bez dwóch zdań mocno rozwinął się także Iván "Razork" Martín Díaz, który szczególnie w polskiej społeczności był często obiektem nieprzychylnych memów. Prawda jest jednak taka, że chyba najbardziej do odbudowy FNC przyczynił się poprzedni botlane – Noah oraz Trymbi.

Na zimową kampanię jednak Trymbiego zabrakło i jego miejsce przejął Yoon "Jun" Se-jun. Z perspektywy pewnej synergii dolnej alejki był to ruch na pewno odpowiedni. Wszak dwaj Koreańczycy na jednej linii naturalnie będą funkcjonować lepiej niż multinarodowy duet. I na tym się skupmy, odkładając już na bok wszelkie nieścisłości, które krążyły wokół Trybusa. Czarno-Pomarańczowi poprzedni split LEC zaczęli z wysokiego C. Przez pierwsze dwie kolejki utrzymywali się niemalże na samym szczycie, będąc wiceliderami stawki. W ostatniej kolejce natomiast trochę się pogubili i finalnie zakończyli na piątej lokacie.

To oczywiście nic złego, wszak awans do play-offów i tak był zdobyty dość pewnie. Co więcej, początek fazy pucharowej również wyglądał dobrze dla FNC. Pokonanie MDK, o czym pisałem wcześniej, a później nawet postraszenie G2 – był to dobry zwiastun na dalszą walkę o finał LEC. W drugiej rundzie pojawiły się natomiast niespodziewane problemy w starciu z SK Gaming, ale cudem udało się przejść dalej. No i później rewanżowe spotkanie z Lwami, które tym razem nie poszło po myśli Razorka i jego towarzyszy. W ten sposób Fnatic skończyło na czwartej lokacie.

Czy był niedosyt? Z pewnością, bo śmiem twierdzić, że przedstawicieli brytyjskiej organizacji stać było na finał. Prawda jest taka, że jedna gra potoczyłaby się inaczej i to oni byliby w miejscu MAD Lions i kto wie, może także pokonaliby BDS? Teraz można gdybać. Niemniej uważam, że był to mały wypadek przy pracy i tym razem się nie zdarzy. FNC ma zadatki na to, aby wystąpić w finale wiosny i tego będę się trzymał.

1. G2 Esports

Caps G2 Esports LEC 2024 Winterfot. Riot Games/Michał Konkol

Na samym szczycie uplasowałem G2 Esports (szok i niedowierzanie). I prawda jest taka, że nawet do końca nie wiem, co w tym miejscu napisać. Samuraje po prostu są lepsi od wszystkich pozostałych drużyn, koniec kropka. Ekipa Rasmusa "Capsa" Winthera miała dosłownie wszystko, aby wygrać poprzednią edycję rywalizacji. Dużym plusem zespołu było to, że został on w niezmienionej formie względem poprzedniego roku. Dzięki temu mógł nadal pracować nad swoimi niedociągnięciami i w momencie gdy inne formacje martwiły się o budowanie chemii między zawodnikami, to Duńczyk i jego towarzysze mogli już wykorzystywać ten czas na uczenie się nowej mapy.

G2 jednak nie dominowało aż tak bardzo w poprzednim splicie. I nie ma też co się dziwić. Mimo wszystko zmiany w samej grze były ogromne, dlatego mistrzowie LEC nie mieli wcale szczególnie ułatwionego zadania. Dużo rzeczy trzeba było zapewne wymyślać na nowo, więc i tak roboty było sporo. Ponadto przecież G2 klasycznie nie jest szczególnie zainteresowane miażdżeniem wszystkich, tylko znane jest bardziej z tego, że testuje limity. Dopiero gdy powoli sytuacja zaczyna wymykać się spod kontroli, to bierze się w garść i wygrywa. System znany od lat.

I nie inaczej było tym razem. Początki powolne, dużo błędów i niedociągnięć, ale utrzymywać się w czołówce udawało. Kiedy jednak trzeba było się spiąć na ostatnią kolejkę, to G2 to zrobiło i wywalczyło sobie pierwsze miejsce. Dzięki temu miało ułatwione zadanie w play-offach, bo mogło wybrać sobie oponenta. I w zasadzie w fazie pucharowej już raczej zbyt wielu problemów w drodze do triumfu Samuraje nie uświadczyli. Może FNC trochę pogroziło, ale nawet gdyby wtedy przegrało, to dobrze znany już "lower bracket buff" by się pewnie aktywował i Caps z jego gromadą roznieśli by wszystkich. A tak to po prostu zrobili to samo, ale w górnej drabince, pokonując z łatwością BDS, a w finale, po niespodziance w pierwszej grze, mimo wszystko bez większych problemów rozprawiło się z Lwami.

Nie ma zatem nad czym się rozwodzić. Mistrz LEC jest tylko jeden i można być niemal pewnym, że w tym splicie także zostanie nim G2. Chyba że jakimś cudem, któraś z drużyn z top 4 nagle odpali i pokaże coś, czego jeszcze wcześniej nie pokazywała. Drugim scenariuszem, w którym Samuraje nie wygrywają, jest to, że pokpią sobie ten split, skoro i tak mają już awans na Mid-Season Invitational (podobna sytuacja, co w zeszłym roku). Nic na to jednak nie wskazuje i niejednokrotnie można było nawet wyczuć, że tamto potknięcie w poprzednim sezonie godzi w ich dumę.


LEC 2024 Spring rozpoczyna się już jutro. Transmisję ze wszystkich spotkań tego splitu będziecie mogli obejrzeć po polsku na kanałach Polsat Games. Dostępna będzie ona w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji na temat bieżącej odsłony rozgrywek zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się po kliknięciu poniższego baneru:

LEC 2024 Spring