Fnatic BO5
vs
17:00
G2 Esports

G2 z szansą na zgarnięcie drugiego tytułu w tym sezonie LEC

G2 Esports jak na razie w tym roku spełnia wszystkie oczekiwania. Zespół postanowił pozostać w tym samym kształcie na kolejny sezon LEC i starać się o jeszcze lepsze wyniki niż w 2023. Przypomnijmy, że wówczas formacji udało się wygrać dwa z trzech splitów – zimowy i letni. Dzięki temu m.in. Samuraje zameldowali się na światowej rangi turniejach, czyli Mid-Season Invitational oraz Worlds. W środku organizacji jednak z pewnością pozostał pewien niedosyt. I to nie tylko ze względu na dość przeciętne wyniki na arenie międzynarodowej, ale też przede wszystkim o słabą prezencję zeszłej wiosny. Wtedy G2 zajęło dopiero czwarte miejsce, sensacyjnie odpadając przeciwko MAD Lions.

Myślę, że ten split jest dla nas nadal bardzo ważny. Nie chcemy powtórzyć zeszłorocznej wiosennej porażki. Dlatego celujemy w sam szczyt – tak o wpadce wypowiedział się niedawno Rasmus "Caps" Winther na łamach Sheep Esports. Jak zatem widać G2 nadal ma chrapkę na zdobywanie kolejnych tytułów i zgarnianie wszystkiego, co się da. W końcu nie bez powodu od lat jest to bezapelacyjnie najlepsza drużyna w LEC. I to nawet gdy w szeregach ekipy wprowadzano zmiany.

fot. Riot Games/Wojciech Wandzel

W tym roku, jak już wspomnieliśmy, wszystko idzie tak, jak powinno. Póki co w gablocie Samurajów stoi jeden puchar za ten rok LEC. I zimą nie ma co ukrywać, że żadna z drużyn nie zbliżyła się nawet do szansy, aby zagrozić duńskiemu midlanerowi i jego kompanom w zgarnięciu statuetki. Idealnym potwierdzeniem tych słów jest fakt, iż G2 na przestrzeni całego splitu na 19 rozegranych gier przegrało zaledwie 4. Nie trzeba być zatem alfą i omegą, aby zauważyć, że różnica między tą formacją a innymi była całkiem pokaźna.

Ten split z kolei również wychodzi dobrze. Co prawda w fazie zasadniczej pojawiły się pewne problemy, gdyż G2 zakończyło ją dopiero na trzeciej lokacie. Prawda jest jednak taka, że nie miało to większego znaczenia. Znacznie lepiej natomiast podopieczni Dylana Falco radzą sobie w play-offach. Jak na razie na osiem rozegranych gier przegrali zaledwie jedną. Po raz kolejny zatem zespół ten udowadnia, że ma sporą przewagę nad pozostałymi kolektywami rywalizującymi w LEC. Trzeba natomiast przyznać, że niektóre wyniki delikatnie przekłamują obraz całych serii. Chociażby ostatnia batalia z Teamem BDS, która zakończyła się 3:1 na korzyść G2, wcale nie była tak jednostronna. Samuraje miewali problemy i to naprawdę duże. Jak to jednak zazwyczaj w ich przypadku bywa, ci i tak byli w stanie znaleźć ścieżkę do powrotu i do wygranej.

Fnatic ciągle szuka stabilności

Fnatic z kolei jest na całkowicie przeciwnym biegunie. W przeszłości organizacja ta była potęgą LEC (a w zasadzie EU LCS), kiedy to regularnie sięgała po triumfy. Wszystko zmieniło się w 2020 roku, gdy właśnie wybijać ponad Czarno-Pomarańczowych zaczęło się G2. Od tego czasu FNC nie tylko nie miało już okazji zdobyć mistrzostwa ligi, w której bierze udział, ale też często nawet nie kończyło na drugim miejscu. Organizacja znacząco obniżyła loty, zwłaszcza w ostatnich latach. Bardzo dobrze przecież pamiętamy początek minionego roku, jak przez długi czas wyśmiewano drużynę za jej wyniki i absurdalne decyzje. Kto bowiem jeszcze kilka lat temu przewidziałby, że formacja ta zajmie dziewiąte miejsce w LEC? Raczej nikt.

Nadzieja na lepsze jutro pojawiła się latem zeszłego roku. Wówczas do drużyny przyszli Oh "Noah" Hyeon-taek oraz Adrian "Trymbi" Trybus. I to właśnie z nowym duetem na dolnej alejce organizacja mogła znowu poczuć chociaż namiastkę tego, co działo się w przeszłości. Z tą dwójką w szeregach FNC zdołało zdobyć brązowy medal podczas LEC 2023 Summer, co dało awans na finały sezonu. Tam wynik był jeszcze lepszy, gdyż na szyjach ówczesnych reprezentantów pojawiły się srebrne medale, a w rękach bilety na Worlds 2023.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Ale to był zeszły rok. W tym jak na razie nie było tak kolorowo. Trzeba jednak też od razu zaznaczyć, że nie było też fatalnie. Fnatic bowiem było dotychczas po prostu w porządku drużyną. W zeszłym splicie zajęło czwarte miejsce, ponosząc klęskę z ówczesnymi finalistami LEC – MAD Lions KOI. Już wtedy było jednak widać, że istnieje szansa, że z tych graczy będą ludzie i być może uda im się zgrać na tyle dobrze, że w końcu będą mogli rywalizować o najwyższe cele. I tak też się stało. FNC fazę zasadniczą tego splitu zakończyło przecież na samym szczycie. Podczas gier BO1 ekipa prezentowała się naprawdę solidnie i z pewnością wielu jej oponentów miało czarne scenariusze, wchodząc z nią do boju.

Przyszły natomiast play-offy i znacznie gorsze czasy. Tzn. gorsze w odniesieniu do wyników z regulara. Rozpoczęło się nieźle, od dość pewnej wygranej z GIANTX. Następnie jednak szybko Fnatic zostało sprowadzone na ziemię przez G2, które zrzuciło brytyjską organizację do drabinki przegranych. I wtedy zaczęły się największe kłopoty. Pierwszy mecz z Teamem Heretics wygrany, ale jakim kosztem. Mało kto spodziewał się, że Noah i jego kompani będą mieli w tym zestawieniu nóż na gardle. Następna potyczka z Teamem Vitality. Starcie to było naprawdę wymagające, w szczególności dla widzów. Kto oglądał ten mecz, bardzo dobrze pamięta, jakie dziwne akcje miały tam miejsce i jak trudno było drużynie koreańskiego strzelca zakończyć rozgrywkę.

Dotarliśmy do wczorajszej batalii, w której Czarno-Pomarańczowi mierzyli się z Teamem BDS. Batalii, która przez pierwsze dwie gry zwiastowała, że Fnatic nie ma kompletnie czego tam szukać. Podczas tych potyczek podopieczni Tomáša "Nightshare'a" Kněžínka nie pokazali absolutnie nic, dając się zdominować swoim rywalom. Wtedy wydawało się, że po trzecim starciu wszystko będzie już jasne. Ale nie było. FNC zaczęło powoli wracać na właściwe tory. Najpierw pierwszy punkt, potem drugi i w ten sposób stan meczu się wyrównał. Wszystko zatem miało rozstrzygnąć się w piątej bijatyce. I w niej już gracze czeskiego szkoleniowca pokazali się należycie, dopełniając reverse sweepa.

Odwieczna walka dwóch organizacji

Historie obu ekip ostatnich kilku lat LEC już znacie. Przy okazji jednak tak szlagierowego spotkania warto byłoby zagłębić się jeszcze bardziej. Tego typu finał przecież może zachęcić różnych fanów rozgrywek, zarówno tych, którzy oglądają je od niedawna, jak i prawdziwych weteranów zmagań, którzy wspominają jeszcze czasy, jak Caps był częścią Fnatic. I w zasadzie cała ta odwieczna wojna między organizacjami zaczęła się w 2018 roku, czyli aż sześć lat temu. Ówczesnej wiosny obie formacje po raz pierwszy zmierzyły się ze sobą o mistrzostwo zawodów. Wtedy górą byli Czarno-Pomarańczowi z duńskim midlanerem na pokładzie.

Kolejną taką okazją były play-offy rok później, ale w ramach letniej odsłony zmagań. Wtedy już jednak Caps był po drugiej stronie barykady i jako Samuraj to on tamtym razem triumfował. I tak triumfował już w każdych dalszych bitwach ze swoją była organizacją. FNC bowiem od wspomnianego zwycięstwa w 2018 nie było w stanie ani razu sięgnąć po mistrzostwo rozgrywek. W sumie można po prostu powiedzieć, że odkąd EU LCS zmieniło się na LEC, to Czarno-Pomarańczowi nie posmakowali wygranej.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Zwłaszcza że wtedy hegemonia tych dwóch organizacji została przerwana, gdyż wygrywać zaczęły też inne zespoły. Pierwszym byli MAD Lions, którzy łącznie zdobyli trzy tytuły – dwa w 2021 oraz jeden w 2023 roku. W międzyczasie puchar LEC udało się zgarnąć jeszcze Trymbiemu, który wraz z Rogue świętował mistrzostwo w 2022 roku. Pozostałe triumfy padały łupem Samurajów, które ani razu nie dopuściły Fnatic do odbicia im tej możliwości.

I zapowiada się, że dzisiaj nie będzie inaczej. Choć sama potyczka pod względem historycznym i emocjonalnym na pewno będzie warta uwagi, tak trudno spodziewać się innego wyniku, niż zwycięstwa G2. Po stronie Capsa i jego towarzyszy stoi obecna dyspozycja, poprzednie bezpośrednie pojedynki oraz motywacja do wygranej. Co by jednak nie mówić, warto będzie zarezerwować sobie dzisiaj wolny wieczór i sprawdzić, jak poradzą sobie dwie ekipy, które wysyłamy na MSI 2024 w batalii pomiędzy sobą. A nuż będziemy świadkami jakiejś ogromnej sensacji.


Wielki finał LEC 2024 Spring rozpocznie się o godzinie 17:00 i rozegrany zostanie w formacie BO5. Transmisję z tego starcia będziecie mogli obejrzeć po polsku na kanałach Polsat Games. Dostępna będzie ona w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Po więcej informacji na temat bieżącej odsłony rozgrywek zapraszamy do naszej relacji tekstowej, w której znajdziecie się po kliknięciu poniższego baneru:

LEC 2024 Spring