Po zakończonych finałach szóstego sezonu PlayStation League porozmawialiśmy ze zwycięzcą rozgrywek Gran Turismo Sport, Maciejem „Matthew” Pawłowskim. Reprezentant zespołu SRC zdominował resztę konkurentów, w tym także kolegów ze swojej drużyny, w świetnym stylu broniąc tytułu mistrzowskiego. Choć polska scena gier wyścigowych, a przede wszystkim tych symulacyjnych, jest stosunkowo niewielka, to jak zaznacza sam Matthew rośnie ona w bardzo szybkim tempie. Zwycięzca PlayStation League podkreśla nie tylko wyrównany poziom wszystkich uczestników warszawskich finałów, ale także siłę rodzimych zawodników na arenie międzynarodowej. Według niego społeczność czeka bardzo dobra przyszłość, co potwierdza m.in. rosnące zainteresowanie esportem wśród klasycznych organizacji motorsportowych.
Jaka przyszłość czeka polską scenę Gran Turismo?
Myślę, że obiecująco to wygląda. Mamy bardzo dobrych zawodników, coraz więcej osób przystępuje do gry i trenuje, a poziom rywalizacji szybko wzrasta. Już teraz jest na naprawdę wysokim poziomie. Członkowie naszej drużyny regularnie pojawiają się w czołówce klasyfikacji eventów codziennych i mamy dobre wyniki w sparingach. Ostatnio, gdy zagraliśmy z zespołem ze Stanów Zjednoczonych, zasadniczo wygraliśmy w końcowej punktacji. Jesteśmy coraz bardziej konkurencyjni na arenie międzynarodowej, choć poza nami, także w pozostałych grach symulacyjnych, są też inne świetne drużyny. Jest tu masa utalentowanych graczy i moim zdaniem będzie ich coraz więcej, a każdy będzie jeszcze lepszy.
Poziom na polskiej scenie jest wysoki, ale jednak od pewnego czasu widać twoją zdecydowaną dominację nad resztą zawodników.
Zgadzam się. Samo to, że można przejechać jedno kółko z dobrym czasem i tym samym znaleźć się na szczycie tabeli to jedno. Natomiast w prawdziwym wyścigu sytuacja zmienia się bardzo dynamicznie, trzeba uważać na wiele zmiennych czy na przykład na to, gdy się jedzie za kimś i pojawia się zjawisko tzw. “dirty air”, który sprawia, że auto ma mniejszy docisk i zmieniają się punkty hamowania. Trzeba to wszystko uwzględniać, więc oprócz czystej prędkości i świadomości tego, że wiem, jak szybko pojechać, w wyścigu liczy się także spokój, powtarzalność i nieco szczęścia, bo zawsze można wylecieć na dwa centymetry w trawę. Trzeba jechać tak, by zrobić najlepszy czas i wykorzystać całą szerokość toru na swoją korzyść, a po prostu nie jest to zawsze możliwe. Najważniejsze są więc, poza spokojem i powtarzalnością, także opanowanie i ciężki trening. W “tłoku” jeździ się zupełnie inaczej, więc samo jeżdżenie szybkich kółek nie sprawi, że pojedzie się dobrze.
Czym różni się granie w warunkach domowych od grania na finałach LAN?
Jest to na pewno bardziej stresujące. Zawsze coś się dzieje, widać kamerę, jest dużo ludzi wokół i często panuje lekki zgiełk. Trzeba też się dostosować do terminów czasowych narzuconych przez produkcję telewizyjną, więc jeśli wystąpią na przykład problemy z logowaniem, to pojawia się nadmierny stres i obawa, że nie będę miał już wystarczająco dużo czasu na rozgrzewkę. Jeśli chodzi o sam sprzęt, nasze środowisko do gry jest zawsze nieco inne. Ja w domu jeżdżę na nieco innej kierownicy, nieco starszej od tej, która dostępna była na finałach PlayStation League i to wymagało przestawienia się. A na to nakłada się także presja wynikająca m.in. z atrakcyjnych nagród. Granie na LANie jest po prostu trudniejsze pod każdym względem.
Jest trudniej, ale i tak przez cały wyścig utrzymywałeś spore prowadzenie po rozpoczęciu z pole position. Czy oddech przeciwników jeszcze bardziej stresował, czy raczej motywował do lepszej jazdy?
Tak, zdecydowanie stresował, ale w sytuacjach, gdy mam już zbudowaną przewagę, to potrafię “wrzucić na luz”, w związku z czym prawdopodobieństwo, że popełnię błąd, choć i to przychodzi dopiero z czasem. Kiedyś się dużo bardziej stresowałem pomimo przewagi, natomiast niektórzy zawsze woleli gonić i w takiej sytuacji lepiej jadą, a gdy już wychodzą na prowadzenie, to ich tempo spada. Czasami więc ta presja zmusza zawodnika do robienia lepszych czasów. Wydawałoby się, że to tylko symulator, a jednak w trakcie wyścigu z udziałem kilku osób jest bardzo ciężko, bo trzeba analizować znacznie więcej zmiennych czy upewnić się, że w odpowiednim momencie zjeżdża się do pit-stopu i tak dalej. Zwłaszcza, że ma się na ogonie przeciwnika, który tylko czeka na błąd. Mateusz (F33nixxs - przyp. red.) jechał bardzo dobrze, stale trzymał się tuż za mną, a Nürburgring jest bardzo długim i wymagającym torem. Tam tak naprawdę na siedmiu okrążeniach przewaga rzędu trzech sekund to nie jest dużo. A on jechał praktycznie bezbłędnie, więc nie było łatwo.
Gdy już dojechałeś jako pierwszy do linii mety, to widać było, że jeszcze się nie cieszyłeś się ze zwycięstwa. Emocje pojawiły się dopiero w momencie, gdy wyścig zakończył ostatni zawodnik. Co wtedy czułeś?
Ciężko powiedzieć… to było straszne zmęczenie! Ja, tak samo jak reszta graczy, włożyłem w wyścig mnóstwo wysiłku, by dać z siebie wszystko. Natomiast czułem, że “dalej się jedzie” i człowiek potrzebuje jeszcze chwili, by zejść z tego stanu. Przez cały czas trwania długiego wyścigu finałowego byliśmy zmuszeni, by pracować na najwyższych obrotach. Trzeba było pamiętać o najmniejszych detalach: by mieć spokojną głowę, zadbać o odpowiednie ruchy kierownicą, wyczucie prędkości, dohamowania, wyjścia z zakrętów czy zużycie opon. W momencie wychodzenia z zakrętów, zwłaszcza tych wolnych, zbyt wczesne dodanie gazu powoduje poślizg, co też jest stratą czasu. A to wszystko tylko zwiększa stres. Z tyłu głowy trzeba było mieć te wszystkie zmienne, przez które każde okrążenie było inne i trzeba było zwracać uwagę na nieco inne warunki. Doświadczyłem nawet czegoś, co ma miejsce też w realnym ściganiu, mianowicie w zły sposób ustawiłem samochód w szczycie zakrętu pod górę. Przez to powietrze wdarło się pod auto i spowodowało chwilową utratę przyczepności, a ja miałem bardzo bliskie spotkanie z trawą. Ten błąd mógł zaważyć na całym wyścigu, ale na szczęście opanowałem auto w odpowiednim momencie. Przez to wszystko kończy się wyścig, a ty dalej jedziesz, bo po prostu nie da się zejść ze stanu maksymalnego skupienia i wysiłku do stanu radości ze zwycięstwa.