Wczoraj na kanale YouTube jednego z najbardziej rozpoznawalnych polskich trenerów League of Legends, Adriana “hatchy’ego” Widery, pojawił się film dotyczący tego, w jaki sposób każdy fan polskiego esportu może pomóc mu się rozwijać. Głównym założeniem wideo była kwestia wpływu aktywności społeczności na zasięgi, które w późniejszym rozrachunku miałyby przyciągnąć sponsorów, wykładających ogromne pieniądze. Niestety, ale muszę w pewien sposób zanegować sposób postrzegania trenera devils.one na tę sprawę.

Trochę to wszystko nudne...

Owszem, wspomaganie polskiego esportu powinno być dla nas bardzo ważne. Ale jak mamy to robić, gdy gracze i organizacje do tego nie zachęcają w żaden sposób? Spójrzmy na przykład na zawodników grających w Ultralidze. U większości z nich pojawiają się jedynie posty z losowym zdjęciem, które jest podpisane informacją na temat godziny spotkania. Nie ma w nich żadnych wartościowych informacji, bo o tym, kto i kiedy gra, można się dowiedzieć ze stron informacyjnych. Gracze nie pokazują swojego charakteru, przez co wydają się być bezosobowi, a wręcz nijacy. Dzieje się to zarówno na bardzo popularnym w Polsce Facebooku, ale także i Twitterze. Owszem, zdarzają się wyjątki od reguły, ale głównie są to kolejne bezwartościowe posty ze "śmieszkowym" tekstem.

Bardzo duży wpływ na zawodników powinny mieć organizacje, tylko że one także nie są w stanie stworzyć dobrego kontentu, który zainteresowałby odbiorców. Mamy całe mnóstwo przykładów takich drużyn, u których jedynymi informacjami na mediach społecznościowych są wzmianki o kolejnym meczu, wynikach czy streamach graczy. I to nie jest to, czym chcielibyśmy być karmieni. Wiadomo, pojawiają się też o wiele lepsze produkcje, chociażby ze strony devils.one, AGO Esports, czy nawet Illuminar Gaming, ale nadal nie jest to coś, czego byśmy chcieli.

Strasznie zaskakuje mnie także porównanie Konrada “itzRenifera” Potępy do Thomasa “Kireia” Yuena w filmie hatchy’ego. Pierwszy z nich gra na polskiej scenie, ale poza tym tak naprawdę nie ma żadnego powodu, żeby śledzić jego media społecznościowe. Wyniki każdy z nas może bez problemu sprawdzić, a nie oszukujmy się – shoty z gier czy screeny z lobby po zakończeniu gry nie są wcale aż tak ciekawe. Kirei natomiast przez wiele lat budował swoją społeczność fanowską chociażby poprzez granie w wielu ważnych ligach takich, jak TCL, NA LCS czy EU Challenger Series. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że ma kilka tysięcy obserwujących na Twitterze.

Chyba warto w tym miejscu powiedzieć, że Ultraliga w obecnym sezonie w większości rozgrywana jest online. Przez to fani nie są w stanie zobaczyć jak wyglądają, czy zachowują się gracze w rzeczywistości. Dystans pomiędzy szarym Kowalskim a profesjonalistą jest ogromny, a oprócz sesji zdjęciowej i nagraniem kilku filmów przed rozpoczęciem rozgrywek Polsat Games nie jest niestety w stanie zrobić nic więcej w kwestii pokazywania zawodników. Nie mam zarzutów do mediów społecznościowych Ultraligi, wręcz przeciwnie, bardzo mi się one podobają. Cieszy także tworzenie storyline’u podczas transmisji ligi. Ale fakt, że nie ma żadnych kroków w kierunku większych wydarzeń z obecnością zawodników, trochę smuci. Naprawdę dałoby się to zrobić w jeszcze lepszy sposób, organizując finały czy chociażby jedną z kolejek na nieco większej arenie, tak jak robią to takie ligi, jak LEC czy LCS. 

Wznieść media społecznościowe na wyższy poziom

Wracając do komunikacji na Twitterze, który przejmuje społeczność esportową od Facebooka – nie powinniśmy w żaden sposób porównywać Polski do Turcji. Według statystyk z badania Gemius/PBI w lutym 2019 roku Twittera odwiedziło 4,61 miliona Polaków. Turków za to było trzykrotnie więcej. Owszem, są oni o wiele bardziej zainteresowani tym, co na tej platformie się pokazuje, ale też dlatego, że mają konkretny powód, aby na nią wejść. Twitter w polskim esporcie nie istnieje i to niestety fakt. Pojawia się coraz więcej użytkowników, którzy starają się napędzić dyskusję, ale porównując nas do jakiegokolwiek innego państwa robi mi się aż przykro. Kto wie, może w końcu się to zmieni, ale i tak najpierw społeczność musi zrozumieć, że Facebook nie jest dobrym źródłem informacji, głównie ze względu na obcinanie zasięgów.

Łatwo jednak zauważyć, że inaczej wygląda to w kwestii zawodników Counter-Strike'a, bowiem tam każdy profesjonalny gracz bez problemu może dostać dużo "lajków", nawet jeśli post nie jest na wysokim poziomie. Społeczność zbudowana wokół CS:GO jest mniej hermetyczna niż w przypadku LoL-owej i wydaje mi się, że ma to niemały wpływ na zasięgi. Osoby powiązane z największym tytułem FPS bez problemu radzą sobie z budowaniem community, a większość ich treści jest dobrze przyjmowana przez odbiorców. Trzeba jednak zaznaczyć – one także nie są najwyższych lotów.

Muszę też w tym miejscu zaznaczyć – nie jest tak, że nie zgadzam się z hatchym. Ma on rację w kwestii zasięgów i wspierania polskich graczy i organizacji. Problemem jednak nie jest to, że Polacy nie chcą wspierać swoich rodaków, ale to, że kluby esportowe i ich zawodnicy nie dają im powodów, dla którego mieliby wykazywać jakąkolwiek aktywność. Media społecznościowe nie są w żaden sposób rozbudowane, posty w większości są bez wartości, a gracze przedstawieni w nieciekawy, nudny wręcz sposób.

Jak to zmienić? Przede wszystkim obmyślić plan, którego będziemy się trzymać. Treści publikowane w mediach społecznościowych muszą być ciekawe, zachęcające do aktywności fanów. Nie można nawet na moment odpuścić, gdyż społeczność esportowa jest bardzo specyficzna, a wszyscy fani powinni czuć się docenieni przez zawodnika czy organizację, gdyż to właśnie dla nich to wszystko ma miejsce.

Śledź autora na Twitterze – Mikołaj Bryła