Po zmianie European League of Legends Championship Series na League of Legends European Championship miałem mieszane uczucia. Czy całkowita zmiana nazwy, szaty graficznej i wszystkiego, co związane z ligą była potrzebna? Czy pisanie "EU" lub "NA" na samym początku było aż takim kłopotem? Nie byłem co do tego pewny, ale teraz Riot Games przekonał mnie swoim contentem i całą otoczką wokół ligi, że zmiana ta była bardzo dobrą decyzją.
Szczerze mówiąc, nie pamiętam kiedy ostatni raz chwaliłem Riot Games za jakąkolwiek decyzję. Niektóre z moich artykułów wprost krytykowały ich działania, jak np. ten o Vaevictis czy inny o bardzo szybkim temperowaniu mety. Byłoby to jednak nie fair, gdybym nie wspomniał o tych pozytywnych zmianach przeprowadzanych przez Riot, a taką niewątpliwie jest decyzja o całkowitym rebrandingu najlepszej europejskiej ligi, czyli byłego EU LCS. LEC zmienił swoją szatę graficzną na turkusowo-pomarańczową i od tamtej pory całkowicie różni się od wcześniej bliźniaczych, amerykańskich rozgrywek. Przy okazji, w tamtym momencie do Europy wprowadzana była franczyza, czyli liga Starego Kontynentu przeszła summa summarum ogromne zmiany.
Falstart
Pierwsza kolejka organizacyjnie nie wyglądała zbyt dobrze. Musieliśmy długo czekać na to, aż gracze z fazy wybierania przejdą do samej gry. Dodatkowo, już podczas pierwszego starcia nowego sezonu byliśmy świadkami remake'u. Zawodnicy Fnatic mieli problemy ze swoim sprzętem, przez co SK Gaming zostało praktycznie pozbawione wypracowanej wcześniej przewagi. Jak się jednak okazało, Oskar "Selfmade" Boderek i spółka w drugiej rozgrywce także zdominowali wicemistrzów świata i wywalczyli oczko.
Pierwszy dzień jednak planowo miał zakończyć się o godzinie 23:00, a trwał prawie do pierwszej w nocy. Następnego dnia po raz kolejny wystąpiły problemy z klientem, przez które gracze musieli wybierać postaci w jednym lobby, a potem grać w innym. Skutkowało to, jak można się domyślić, znacznymi opóźnieniami. Dodatkowo, czasami grafiki były niedopracowane i np. zasłaniały jakiś ważny element podczas meczu.
Dużo contentu
W kolejnych tygodniach wyglądało to już znacznie lepiej. Wszystko toczyło się tak, jak toczyć się powinno, a mecze rozpoczynały się o planowych godzinach. Świetnym dodatkiem była działalność na mediach społecznościowych, na których pojawiało się bardzo dużo interesujących materiałów. Co ciekawe, Riot postanowił nie ograniczać się tylko i wyłącznie do informacji o lidze, ale zaczął wstawiać różne zabawne filmiki czy zdjęcia. Warto wspomnieć także o tzw. Mic Checkach, które co prawda były obecne już wcześniej, ale także zasługują na pochwałę, ponieważ pokazują nam Ligę Legend od wewnątrz.
Gracze również zauważyli dosyć znaczącą zmianę, jeśli chodzi o media społecznościowe. Gdy zapytałem Lukę "Perkza" Perkovicia i Alfonso "Mithy'ego" Aguirre Rodrigueza w jaki sposób rebranding na nich wpłynął, to obydwaj wspomnieli o ogromnej ilości contentu wypuszczanego przez LEC. Hiszpan stwierdził także, że zdołał zauważyć dużo większą pracę włożoną na co dzień w same rozgrywki. Jako że gracze znajdują się wewnątrz tego wszystkiego, to ich zdanie wydaje się być najważniejsze, a obydwaj wypowiedzieli się na ten temat bardzo pozytywnie.
Końcówka sezonu - geniusz Riotu
Przez pierwszą część splitu oprócz oczywistych zmian, takich jak np. szata graficzna oraz większa aktywność i ciekawsze materiały na social mediach, nie można było dostrzec większych unowocześnień. Liga toczyła się praktycznie jak co split – wywiady pomeczowe czy Post Game Lobby to coś, co widzieliśmy już znacznie wcześniej. W tygodniu ósmym Riot postanowił jednak wpaść na niesamowity pomysł i zaprosił do swojego studia dwie osoby znane ze sceny Counter-Strike'a, czyli Alexa "Machine'a" Richardsone'a oraz Frankie Ward. Ta decyzja wydaje mi się być rewelacyjnie przemyślana, bo z pewnością przyciągnęła do europejskiej Ligi Legend fanów z innych gier. Niedługo później Eefje "sjokz" Depoortere wystąpiła podczas BLAST Pro Series w Sao Paulo, co również przyjęło się bardzo pozytywnie.
Prawdziwego szoku doświadczyliśmy jednak dopiero kilka dni temu. Wcześniej wspomniana sjokz oraz dwóch komentatorów – Daniel Drakos oraz Andy "Vedius" Day nagrali kawałek z teledyskiem zapowiadającym pojedynek G2 Esports oraz Origen. Ma on formę swego rodzaju raperskiej bitwy, w której Drakos śmieje się z zawodników Origen, a Vedius oraz sjokz z graczy G2. Jest to druga część tej serii – poprzednia piosenka została wypuszczona przed meczem G2 z Misfits Gaming, jednakże nie była ona aż tak dobra pod względem produkcji. Jeżeli jeszcze nie mieliście okazji usłyszeć opublikowanego wczoraj utworu, to serdecznie zapraszam do zapoznania się z nim, bo biorąc pod uwagę, że jest to pierwszy raperski występ całej trójki, to wyszło to bardzo dobrze:
https://www.youtube.com/watch?v=cEeLfHEyxAY
Właśnie dzięki takim działaniom Riot Games nakręca fanów zmagań jeszcze bardziej. Szczerze mówiąc, od trzech tygodni nie mogę doczekać się starcia G2 z Origen, a wszystkie materiały zapowiadające je wywołują na mnie coraz większe wrażenie. Pomysły organizatorów LEC są po prostu fantastyczne, a ich wykonanie jeszcze lepsze. Dzięki temu kolejne mecze będą gromadziły przed komputerami i telewizorami więcej widzów, a liga będzie się rozwijała. Nie przesadzę, jeśli powiem, że jestem zachwycony działaniem Riotu w Europie i mam nadzieję, że będzie tylko lepiej.
Był to kolejny tekst z serii Pątko w piątki. Artykuły pojawiają się co tydzień w godzinach wieczornych. Autora możecie śledzić na Twitterze bądź na Facebooku.