Dokładnie tydzień temu także w ramach mojego cyklu pisałem o dyspozycji devils.one i fatalnym występie podczas fazy play-in European Masters 2019 Spring. Stwierdziłem tam także, że nie powinniśmy liczyć na niesamowity występ ze strony Rogue Esports Club, jednakże tak tragicznego wyniku szczerze mówiąc się nie spodziewałem. EU Masters, które miało być przełomem dla polskiej sceny League of Legends, zostało zakończone najgorszym występem w historii polskich formacji na tym turnieju.

Format rozgrywek

Zanim jednak przejdziemy do omawiania wyniku Rogue i wszystkiego związanego z tą ekipą, chciałbym zwrócić uwagę na format, który wydaje się być nieśmiesznym żartem. O tym, czy dla danej drużyny sezon będzie udany czy też nie mają zadecydować trzy mecze w formacie Bo1. Nadal nie potrafię zrozumieć powodu, dla którego jest on wciąż podtrzymywany w tym turnieju. Jeżeli ekipa przegra pierwsze ze swoich spotkań, to dwa następne są już meczami o wszystko, co generuje ogromną presję na zawodnikach. Oczywiście można powiedzieć, że dla każdego format jest ten sam i nie należy w ten sposób usprawiedliwiać wyniku REC, jednakże całkowite ominięcie tego tematu byłoby po prostu ignorancją.

Dużo lepszym rozwiązaniem byłby po prostu mecz i rewanż w grupach, tak jak na Mistrzostwach Świata. Wyobraźmy sobie, ile znakomitych historii by nas ominęło, gdyby tam format wyglądał tak, jak na EU Masters. Nigdy nie zobaczylibyśmy Fnatic awansującego z wyniku 0-4, a finał poprzednich Worldsów najprawdopodobniej byłby rozgrywany pomiędzy kt Rolster a Invictus Gaming, które w ćwierćfinale trafiłoby wtedy na EDward Gaming, a nie na koreańską ekipę. Sześć meczów w fazie grupowej pozwala drużynom całkowicie rozpostrzeć skrzydła, a dodatkowo daje możliwość przygotowania się pod rywala i skontrowania go. W przypadku jedynie trzech starć, które dodatkowo rozgrywane są przez trzy dni z rzędu, formacje po prostu nie są w stanie zaadaptować się do przeciwnika w odpowiedni sposób.

Brak podziału na koszyki podczas losowania należy pozostawić bez komentarza. Dlaczego do jednej grupy mogły trafić wszystkie trzy drużyny, które brały udział w fazie play-in? Dlaczego wszystkie regiony traktowane były na równi mimo tego, że różnica w poziomach jest bardzo widoczna? Na te pytania prawdopodobnie nie dostaniemy odpowiedzi, jednakże niedopilnowanie przez organizatora tak istotnych kwestii na pewno nie wpłynęło dobrze na całe rozgrywki.

Dramatyczny wynik

Musimy jednak uświadomić sobie, że jeżeli Rogue nie jest w stanie zwyciężyć ani Fnatic Rising, ani Misfits Premier, to coś po prostu jest nie tak. Wczoraj byliśmy świadkami kilku fatalnych decyzji, które zadecydowały o losach spotkania. Wydawało się, że wszystko szło zgodnie z planem, no bo przecież jak inaczej nazwać 3/0 Sivir przed dziesiątą minutą? Jak się okazało, indywidualna dyspozycja Finna "Finna" Wiestala pozostawiała wiele do życzenia, bo przeciwna Neeko całkowicie go zdominowała. Nie chcę obarczać go winą za porażkę, bo zarówno wygrywa, jak i przegrywa się całą drużyną, ale toplaner nie miał wczoraj najlepszego dnia.

Wydawało się, że akademia Misfits podejmowała znacznie lepsze decyzje od Rogue. Podczas Ultraligi Oskar "Vander" Bogdan i spółka przyzwyczaili nas do tego, że są w stanie grać wokół obiektów na mapie i raczej nie "podpalają się" na pojedyncze zabójstwa. Wczoraj jednak mogliśmy oglądać chociażby Kacpra "Inspireda" Słomę goniącego Zeda, który zdołał wytrzymać na tyle długo, że polski leśnik został unicestwiony. Inna sytuacja to ta przy Baronie, kiedy REC postanowiło przerwać Nashora i gonić Sejuani. Oczywiście Króliki wykorzystały ten błąd i wzięły dolny inhibitor.

Ostatni przykład, jaki przychodzi mi do głowy, to wygrany teamfight na midzie, po którym wydawało się, że Rogue zdoła odzyskać kontrolę nad grą. Jak się jednak okazało, obrony Nexusa podjęli się gracze, którzy po prostu nie mieli szans na walkę z rywalami. Finn swoim Vladimirem był znacznie do tyłu względem przeciwnej Neeko, a Kayle Emila "Larssena" Larssona nie posiadała umiejętności ostatecznej, przez co została zniszczona przez Zeda. Wtedy zarówno mecz, jak i marzenia Polaków o sukcesie w European Masters zostały zakończone.

Gdzie są weterani?

We wczorajszym starciu Paweł "Woolite" Pruski oraz Oskar "Vander" Bogdan zaprezentowali się naprawdę bardzo dobrze we wczesnej fazie gry. Już na samym początku wypracowali sobie ogromną przewagę na dolnej alejce, której jednak nie potrafili później wykorzystać w odpowiedni sposób. Wydawać by się mogło, że to właśnie ci dwaj gracze powinni być odpowiedzialni za poszczególne działania swojej drużyny. Z tak ogromnym doświadczeniem i tak dużą wiedzą o grze nie powinny zdarzać się sytuacje, w których drużyna ma dwadzieścia zabójstw więcej na swoim koncie i przegrywa grę. Gdzie w tym czasie było doświadczenie tej dwójki? Rogue zostało wczoraj całkowicie zniszczone drużynowo, a Misfits zawsze przewidywało ruchy swojego rywala i było o jeden krok do przodu.

Poza tym REC postawiło się w dosyć trudnej sytuacji już podczas fazy wybierania postaci. Największym znakiem zapytania był dla mnie wybór Kayle przez Larssena. Postać ta może rzeczywiście coś zdziałać dopiero po 11 poziomie, dlatego Szwed nie mógł za bardzo popisać się swoimi umiejętnościami indywidualnymi na linii. Midlaner Rogue jest niewątpliwie jednym z najlepszych środkowych w Europie spoza LEC, dlatego moim zdaniem powinno się to wykorzystać poprzez wybieranie bohaterów, które będą w stanie zdominować rywala już podczas wczesnej fazy gry. Tym bardziej, że mieliśmy w kompozycji mocno skalującego Vladimira, a także słynącą z siły w późniejszych etapach rozgrywki Sivir.

Draft ze strony ekipy reprezentującej Ultraligę wydawał się nie najlepszy już dzień wcześniej, o czym wspominał na transmisji również Fryderyk "Veggie" Kozioł. Larssen także otrzymał wtedy Kayle, którą przez pół godziny uczestniczył tylko w jednym zabójstwie swojej formacji. Warto wspomnieć także, że indywidualna dyspozycja Finna również pozostawiała wiele do życzenia. Szwedzki toplaner podczas tego turnieju nie radził sobie najlepiej ze swoimi rywalami, co w fantastyczny sposób wykorzystało Misfits.

Pękł po raz drugi

Pęknięty balonik to wyrażenie, które słyszymy podczas tego European Masters nie pierwszy raz. Nic w tym dziwnego, ponieważ wielu ekspertów przed rozpoczęciem rozgrywek oczekiwało nawet polskiego finału. W zasadzie mało kto zwrócił uwagę na to, że Rogue Esports Club znalazło się w grupie śmierci i awans do play-offów wcale nie był tylko formalnością. Błędnie stwierdziliśmy, że Rogue jest najlepsze w Europie, nie mając żadnego porównania do innych drużyn z czołówki Starego Kontynentu. Na tle polskich ekip Vander i spółka wyglądali po prostu fenomenalnie, dlatego byliśmy przekonani, że równie dobrze poradzą sobie z Francją czy Anglią.

Nie należy jednak stwierdzać, że takie przekonanie budowali tylko i wyłącznie komentatorzy i eksperci. Sam Marcus "Blumigan" Blom stwierdził na swoim Twitterze, że czołowe siedem drużyn z Ultraligi znalazło by się w top 5 LVP SuperLiga Orange, a dodatkowo wygrałyby one ligę angielską czy niemiecką. Te słowa wydają się być dosyć dziwne, a na przestrzeni tych kilku tygodni błędne, bo dobrze wiemy, jaka jest różnica klas pomiędzy devils.one i Rogue a resztą stawki. Być może się powtórzę, ale na pewno trzeba być bardziej pokornym, bo Europa nie stoi w miejscu. Każdy obserwował poczynania Rogue, każdy wiedział, że polska ekipa jest bardzo mocna i każdy dobrze się na starcie z nią przygotował. Ekipa reprezentująca Ultraligę trenowała także z drużynami z LEC, dlatego akademie miały szanse zaczerpnąć sporo informacji na temat gry polskiej formacji od swoich kolegów grających na wyższym poziomie.

Rozgrywki te możemy podsumować jednym zdaniem: Przed turniejem mogliśmy sądzić, że nigdy nie było tak dobrze, a po turnieju możemy stwierdzić, że nigdy nie było tak źle. To pierwszy tak fatalny występ polskich ekip na European Masters. Ekip, które miały bić się o wygraną, a nie przeszły nawet pierwszych etapów swoich zmagań. Tak, jak finał pierwszego sezonu Ultraligi mogliśmy nazwać najlepszym meczem w historii polskiej sceny, tak tegoroczne EU Masters śmiało możemy określić największym rozczarowaniem w historii polskiej Ligi Legend.


Był to kolejny tekst z cyklu Pątko w piątki. Pojawiają się one co tydzień w godzinach wieczornych, a autora możecie śledzić na Facebooku i Twitterze.