Tegoroczną odsłonę F1 Esports Series możemy uznać za zamkniętą. Na kartach historii wirtualnych zmagań zapisali się David Tonizza, czyli nowy indywidualny mistrz świata, oraz Red Bull, który okazał się najlepszy w klasyfikacji konstruktorów. Patryk Krutyj nie powiększył swojego dorobku i zakończył sezon ze skromnymi sześcioma oczkami zapisanymi w wierszu przy swoim nazwisku.
Wyścig #1
Po sesji kwalifikacyjnej na Suzuce najwięcej powodów do radości miał reprezentujący Williamsa Álvaro Carretón, który ustawił swój bolid przed Frederikiem Rasmussenem oraz Davidem Tonizzą. Po zgaśnięciu świateł Hiszpan utrzymał swoją pozycję, choć ciągnął za sobą pokaźny peleton kierowców. Szczególnie dokuczliwy dla osiemnastolatka okazał się Rasmussen, który tylko czyhał na błąd gracza z Półwyspu Iberyjskiego. Carretón jechał niemalże perfekcyjnie, ale na początku piątego okrążenia musiał skapitulować i oddać prowadzenie wiceliderowi klasyfikacji generalnej. Czołowa trójka solidarnie zjechała do alei serwisowej na szóstym kółku, po czym powróciła na tor w nieco zmienionej kolejności.
O ile Rasmussen pozostał na pierwszej pozycji, tak Carretón oraz Tonniza spadli o dwie lokaty w dół, kosztem Lucasa Blakeleya i Patrika Holzmanna. Niemiec ścigający się pod banderą Toro Rosso niedługo po starcie wyścigu zjechał po mieszankę supermiękką, której zużycie pod koniec rywalizacji mogło znacząco utrudniać jazdę. Niemniej jednak Holzmann za żadną cenę nie chciał oddać miejsca na podium i zaciekle bronił się przed nacierającymi kierowcami. Nieustępliwość przyniosła efekty, wszak ostatecznie 25-latek dojechał w czołowej trójce, a na popularnym pudle stanęli również Rasmussen oraz Blakeley. Startujący z osiemnastego pola Patryk Krutyj ukończył otwierającą rundę dnia na czternastej pozycji.
Wyścig #2
Po Grand Prix Japonii różnica między Tonizzą a Rasmussen skurczyła się do 13 punktów. W czasówce poprzedzającej wyścig w Stanach Zjednoczonych Duńczyk wykonał świetną pracę, bowiem wywalczył sobie najlepszą pozycję startową. Kilka metrów dalej znalazł się bolid Daniela Bereznaya, ale Węgier już w pierwszym zakręcie poniósł spore straty, gdyż został wypchnięty szeroko poza tor. Z przodu bardzo pewnie poczynał sobie Rasmussen, który trzymał na dystans swojego głównego konkurenta w walce o mistrzowski tytuł. Włochowi trudno było o nawiązanie walki, stąd spróbował odwrócić losy wyścigu poprzez zjazd na czwartym okrążeniu. Ten manewr nie przyniósł członkowi Ferrari żadnej korzyści, a można wręcz powiedzieć, że pozwolił Rasmussenowi zyskać kolejne setne sekundy przewagi.
Mniej więcej w połowie zmagań z pełnym przekonaniem można było stwierdzić, że triumfowi kierowcy z północnej Europy już nic nie zagraża. Szczególnie że Tonizza zamiast niwelować straty to uwikłał się w starcia z Enzo Bonito oraz Brendonem Leigh, którzy lepiej odnaleźli się na komplecie opon pośrednich. Na domiar złego gracz z Półwyspu Apenińskiego przekroczył linie wyznaczone na torze i został ukarany dodatkowymi trzema sekundami. W pewnym momencie Rasmussen dojechał do zespołowego kolegi Tonizzy, Amosa Laurito, który jako jedyny jeszcze nie odwiedził swoich mechaników. W rozmowie z inżynierem wyścigowym duński zawodnik nie krył swojej złości, gdyż miał wrażenie, iż Laurito celowo stara się go spowolnić. Na szczęście w tym przypadku obyło się bez zbędnych kontaktów, a Rasmussen pewnie poradził sobie z drugim czerwonym bolidem. Kolejny sukces 19-latka pozwolił mu objąć przodownictwo w klasyfikacji generalnej.
Wyścig #3
Przed wielkim finałem tegorocznej edycji Rasmussen wyprzedzał Tonizzę o zaledwie cztery punkty. Mimo wszystko to Włoch miał wszystkie karty w swoich rękach, ponieważ zgarnął pole position przed rundą w Brazylii, a Rasmussen był dopiero siódmy. Reprezentant ekipy z Maranello nie musiał się na nikogo oglądać, gdyż każdy scenariusz zakładający jego zwycięstwo gwarantował mu mistrzowską koronę. Rasmussen z kolei musiał zagrać va banque – elementem jego desperackiego planu była błyskawiczna, bo dokonana już po premierowej pętli toru, zmiana opon na supermiękkie. Tak czy inaczej, bez poważnego błędu ze strony Tonizzy kierowca Red Bulla nie miał co liczyć na pozytywny obrót spraw i za taki stan rzeczy mógł winić wyłącznie siebie.
Tonizza doskonale zdawał sobie sprawę z położenia Rasmussena i jechał jak z nut, aczkolwiek nie mógł pozwolić sobie na żaden moment dekoncentracji. Na swoich plecach miał bowiem Bereznaya, a nie jest szczególną tajemnicą, że zawodnik Alfy Romeo zna się na manewrach wyprzedzania jak mało kto. Pod koniec czternastego okrążenia Węgier dopiął swego i wysunął się na czoło stawki. Tonizza próbował podgryzać lidera wyścigu, natomiast, co naturalne, nie przypuścił żadnego ryzykownego ataku, by przypadkiem nie uszkodzić swojego bolidu. W konsekwencji układ sił nie zmienił się do samej linii mety, wobec czego "Tonzilla" mógł świętować tytuł w swoim debiutanckim sezonie w F1 Esports Series. W trzecim wyścigu na starcie zabrakło Patryka Krutyja, który ustąpił fotel Danielowi Shieldsowi.
Końcowe klasyfikacje prezentują się następująco:
|
|