Z pewnością niejeden fan polskiego esportu był zaskoczony decyzją zakontraktowania Roberta "Bulleta" Pruchniewskiego przez devils.one. I w zasadzie nie powinno to nikogo dziwić, wszak nowy botlaner DV1 do tej pory w naszym kraju grywał w zasadzie wyłącznie w niezbyt znanych zespołach, które nie pokazywały się z najlepszej strony w turniejach. Bullet co prawda świetnie radził sobie chociażby w PG Nationals, czyli włoskiej lidze, jednakże mało kto zwracał uwagę na jego poczynania na Półwyspie Apenińskim. Potencjał w Pruchniewskim dostrzegł w końcu Adrian "Zetural" Dziadkowiec, który postanowił dać szansę utalentowanemu zawodnikowi. Wobec tego postanowiliśmy udać się do EPC, aby porozmawiać z Bulletem między innymi o minionym roku, trudnościach ze znalezieniem dobrej drużyny w Polsce, rywalizacji we Włoszech oraz nowym składzie devils.one.


Daniel Kasprzycki: Zacznijmy od podsumowania ubiegłego roku, bo rzadko kiedy decydowałeś się na informowanie fanów o swojej sytuacji. Rozpoczynałeś 2019 rok od walki w barażach Ultraligi w trykocie znanego z niewypłacalności Indictive. Otrzymałeś w końcu należne ci pieniądze?

Robert "Bullet" Pruchniewski: W Indictive znalazłem się, bo w pewnym momencie podjęto decyzję o wymianie niemalże całego składu. Zdecydowaliśmy się dołączyć wraz z Czarem, Bolszakiem, Dawidsonkiem i Grk, żeby pomóc Indictive, które kompletnie nie radziło sobie w Ultralidze. Od początku widzieliśmy, że z organizacją jest coś nie tak, bo jej działacze często spóźniali się na rozmowy i trudno było w ogóle nawiązać z nimi normalny dialog. Wszystkich pieniędzy nie otrzymałem do tej pory, więc nadal czekam na jakikolwiek odzew w tej sprawie. Pozostaje mieć nadzieję, że kiedyś je otrzymam, ale szczerze w to wątpię.

Były baraże Ultraligi, było Polish Open i były ESL Mistrzostwa Polski. W każdym z tych turniejów reprezentowałeś drużyny, które, mówiąc delikatnie, nie były w stanie walczyć z topowymi ekipami. Dlaczego w Polsce nie byłeś w stanie osiągać wyników, jakie z łatwością osiągałeś we Włoszech?

W Polsce panuje tak zwane kolesiostwo. Rzadko kiedy na polskiej scenie zdarzają się testy z prawdziwego zdarzenia, na które zaprasza się również zawodników z najwyższym rankingiem. Zawsze, gdy drużyna szuka botlanera, to bez względu na okoliczności i tak wybierze kogoś, kogo dobrze zna. Ja niestety nie jestem szczególnie zaznajomiony z najważniejszymi graczami z polskiej sceny. Zawsze mnie pomijano. Ludzie patrzą też na wyniki, a ja, między innymi przez panujące kolesiostwo, trafiałem najczęściej do sklejek i słabych drużyn, które zwyczajnie nie miały podjazdu do najlepszych formacji na scenie. Nie mogłem się wyróżniać, grając w zespołach, które regularnie dostawały oklep od każdego na polskiej scenie. Nie powinno zatem nikogo dziwić, że ludzie nie mieli okazji, żeby zobaczyć mój pełny potencjał.

Z czego wynika to, że nie jesteś zaznajomiony z graczami polskiej sceny? Dlaczego pozostajesz jakby na uboczu?

Szczerze mówiąc, wolę spędzać czas w mniejszych grupach. Nie otaczam się szczególnie dużą liczbą znajomych, bo nigdy nie byłem najbardziej otwarty i towarzyski. Mam taki charakter, a nie inny i tak naprawdę nie mam zamiaru z tym walczyć. Lubię spędzać czas w otoczeniu ludzi, których znam od lat, bo wiem, że z nimi mogę porozmawiać na każdy temat bez obaw o to, że jakieś rzeczy wypłyną do szerszego grona osób. Przez to, że nie otwieram się tak łatwo na nowe znajomości, trudno jest mi powiększyć koleżeńskie grono na polskiej scenie. Z jednej strony utrudnia mi to sytuację, ale z drugiej sam nie wiem, czy dużo tracę, nie znając dobrze tych wszystkich graczy.

Na polskiej scenie nie byłeś w stanie się odnaleźć, ale udało ci się to we Włoszech. Można powiedzieć, że szło ci naprawdę dobrze, bo otarłeś się nawet o awans na EU Masters. Ten jakby nie patrzeć dobry wynik był dla ciebie sukcesem, czy może porażką?

Tak naprawdę był to zarówno sukces, jak i porażka. Faza zasadnicza szła nam bardzo dobrze, prezentowaliśmy świetną formę na scrimach i rozwalaliśmy czołowe zespoły z Włoch. Niestety, kiedy przyszedł czas na finały lanowe, to nie radziliśmy sobie już tak fantastycznie. Przeciwnicy podejmowali często lanowe kompozycje skupiające się głównie na walkach drużynowych, a my próbowaliśmy grać pod split push, bo mieliśmy strasznie mocnych zawodników na solowych liniach. Na lanie zagraliśmy o wiele gorzej niż w internecie i ostatecznie przegraliśmy.

Seria z CP Sparks, której zwycięzca miał jechać na EU Masters, jak najbardziej była do wygrania. W pierwszym starciu rywale mieli już odkryty Nexus, który zresztą był na niesamowicie niskim poziomie zdrowia i wystarczyłyby może dwa dodatkowe podstawowe ataki, żeby to skończyć. Gdyby nam się udało, to prawdopodobnie ten mecz skończyłby się pozytywnym wynikiem na naszą korzyść. Na pewno jest jakiś ból po takiej porażce, bo, nie oszukujmy się, liga włoska nie cieszy się ogromną oglądalnością i sporo osób pewnie nie wiedziało, że sobie dobrze radziłem. A jeśli fani LoL-a nie widzieli mnie na EU Masters, to pewnie myśleli o mnie, że po prostu byłem za słaby nawet na włoską ligę. Naprawdę chciałem zagrać wtedy na EU Masters i pokazać, że jeśli nie chcą mnie w polskich zespołach, to i tak sobie poradzę i zaprezentuję się na najważniejszym turnieju. Szkoda, że się nie udało – to bolało.

Wspominasz, że oglądalność włoskiej ligi nie jest wysoka. Uważasz więc, że to dobry pomysł, aby w ogóle próbować tam sił i starać się rozwinąć właśnie w tym regionie Europy?

Jeżeli masz do wyboru grę w jednej z dwóch najlepszych drużyn we Włoszech lub grę w polskiej ekipie, która będzie okupować strefę spadkową w Ultralidze, to oczywiście, że powinieneś wybierać Włochy. Jeśli będziesz ciężko pracować ze swoją drużyną w PG Nationals, to może uda ci się zagrać na EU Masters przed większą publicznością, a to jest o wiele lepiej traktowane w okienku transferowym niż zajęcie 7. miejsca w Polsce.

A co z warunkami we Włoszech? Jest lepiej niż w Polsce?

Trudno tak naprawdę porównywać zespoły z niskiej półki w naszym kraju do tych czołowych z Włoch, bo często zdarza się tak, jak w przypadku Indictive, że organizacje w Polsce płacą grosze lub nie płacą wcale. We Włoszech zazwyczaj już na początku negocjacji mówi się przynajmniej o 2 razy większych zarobkach niż w przeciętnych polskich drużynach. Najlepsze organizacje włoskiej ligi posiadają też naprawdę fajne gaming house'y, więc bez problemu można przenieść się tam nawet na cały sezon i pomieszkać trochę w innym kraju, co również jest interesujące. W Polsce mało która organizacja może coś takiego w ogóle zaoferować, a ewentualne bootcampy zazwyczaj są organizowane bardzo rzadko. Właśnie dlatego uważam, że jeśli jakiś gracz nie ma zbyt dużo osiągnięć na swoim koncie i nie jest rozpoznawalny w Polsce, to powinien próbować swoich sił we Włoszech, bo to całkiem rozsądny kierunek pod wieloma względami.

Po przygodzie z Outplayed zdecydowałeś się dołączyć do QLASH Forge na czas organizowanych przez ESL Mistrzostw Włoch. Twój pobyt na Półwyspie Apenińskim przedłużał się, ale w nowym zespole znalazł się także inny Polak, Color. Czy obecność rodaka pomagała ci w jakiś sposób?

Wydaje mi się, że tak. Wszystkie te miesiące spędzałem, przebywając bez przerwy wyłącznie z Włochami, przez co nieszczególnie mogłem z kimkolwiek porozmawiać. Naprawdę miło jest w końcu móc porozmawiać z kimś po polsku po takim czasie ciągłego obcowania z Włochami. Na szczęście koledzy z Outplayed starali się rozmawiać między sobą w języku angielskim, aby wszyscy pozostali członkowie zespołu rozumieli, o czym mowa. Zdarzały się co prawda jakieś pogawędki w języku włoskim, ale nie było to nagminne.

W trakcie włoskich rozgrywek zdołałeś zdobyć dwa pentakille w jednym meczu. To oczywiście nie lada wyczyn. Czy takie sytuacje sprawiają, że podświadomie zauważasz, iż jesteś naprawdę mocny mechanicznie? Czy to buduje pewność siebie?

Jeśli mam być szczery, to nie za bardzo. Grając we włoskiej lidze, czułem, że jestem dużo lepszy od moich rywali i zdobycie dwóch pentakilli w jednym meczu nie zrobiło na mnie aż takiego wrażenia. Najbardziej do dalszego działania motywuje mnie jednak moja dobra postawa podczas scrimów przeciwko dobrym zawodnikom. Widzę, że potrafię wygrać linię i zagrać bardzo dobrze nawet kiedy po drugiej stronie znajduje się botlaner uważany za jednego z najlepszych w danym regionie.

A czy podczas twojej przygody we Włoszech miałeś szansę przyglądać się temu, co działo się w Ultralidze?

Oglądałem niemalże każde spotkanie w ramach Ultraligi. Od zawsze interesowałem się tym, co dzieje się na polskiej scenie, więc starałem się nie omijać żadnego meczu. Trudno tak naprawdę nie przejmować się tym, co dzieje się w kraju, zwłaszcza że polskie zmagania są jednak poziom wyżej w porównaniu do włoskich.

Myślałeś wtedy, że dałbyś sobie radę z najlepszymi botlanerami Ultraligi?

Przyglądałem się zwłaszcza botlanerom i temu, jak zachowują się podczas gry. Nie zauważyłem, żeby ktokolwiek poza Woolitem przewyższał mnie poziomem i odniosłem wrażenie, że bez najmniejszego problemu poradziłbym sobie w Ultralidze, nawet w topowych zespołach.

Przez całą swoją karierę nie miałeś okazji występować w mocnym zespole w naszym kraju. Myślisz, że teraz, kiedy faktycznie masz dobre zaplecze oraz utalentowanych zawodników u swego boku, możesz udowodnić swoją wartość na polskiej scenie?

Tak, teraz jest ten moment, kiedy mogę pokazać, że jestem w czołówce polskich graczy. Nareszcie mam na tyle dobry zespół, aby móc w pełni zaprezentować swój potencjał. Mam nadzieję, że po najbliższym sezonie Ultraligi wszystkim w końcu otworzą się oczy i zrozumieją, że nie jestem AD Carry z dolnej półki.

Trzeba też spojrzeć na to, że na polskie podwórko wraca Woolite. Cały czas na horyzoncie jest też Puki, a do tego wszystkiego jest jeszcze paru zagranicznych marksmanów. Gdybyś miał stworzyć ranking czołówki graczy na twojej roli, to gdzie byś się umiejscowił?

Nie miałem okazji mierzyć się z nimi od bardzo długiego czasu i nie jestem w stanie tego rzetelnie ocenić. Na podstawie kilku powtórek z meczów nie mogę wystarczająco dobrze oszacować moich szans. Tak naprawdę dopiero w trakcie sezonu będę mógł sprawdzić, czy faktycznie jestem aż tak dobry, aby móc z nimi rywalizować jak równy z równym. Sezon zweryfikuje.

Kto kontaktował się z tobą w sprawie transferu do devils.one? Byłeś zaskoczony zainteresowaniem mistrzów Ultraligi?

Jako pierwszy skontaktował się ze mną Zetural. Twierdził, że przyglądał się moim występom we Włoszech oraz oglądał powtórki z innych oficjalnych spotkań. Już na wstępie powiedział mi, że zauważył we mnie spory potencjał i dodał, że chciałby zobaczyć mnie w składzie devils.one. Z jednej strony byłem zaskoczony tym, że w ogóle się mną zainteresował, bo czołowe zespoły nigdy wcześniej nie próbowały mnie zakontraktować. Z drugiej z kolei nie dziwiłem się temu, że Zetural postanowił przyjrzeć się bliżej. Przez jakieś osiem miesięcy w ubiegłym sezonie miałem wysokiego Challengera. Wcześniej figurowałem gdzieś w okolicach Mastera, ale znajomi mówili mi, że jeśli nie mam dobrych kontaktów, to z taką dywizją nie znajdę solidnej drużyny. Stwierdziłem więc, że muszę w końcu się przyłożyć i wbić Challegnera. Dlatego właśnie w ubiegłym sezonie spiąłem się i utrzymywałem się w najwyższej dywizji przez większą część sezonu, a to najpewniej przyczyniło się do zwiększenia zainteresowania moją osobą w Polsce.

Co zrobiło na tobie największe wrażenie w momencie rozpoczęcia współpracy z devils.one?

Największe wrażenie zrobił na mnie Zetural. Ten gość ma potężną wiedzę o grze, sporo się nauczył, trenując w devils.one i jestem niesamowicie zadowolony z tego, że będę z nim współpracować. Zetural skupia się na zagraniach makro, dopracowaniu rotacji na mapie i na tym, co możemy zrobić, aby wyjść na prowadzenie w złocie niekoniecznie dzięki zdobywaniu fragów. Od początku mojego pobytu w siedzibie DV1 widzę, że Zetural bardzo ciężko pracuje. Potrafi wytknąć zawodnikom błędy, jeśli któryś z graczy je popełnia, a często trenerzy przymykają oko na niektóre problemy, bojąc się, że zawodnicy się obrażą. Oprócz tego w poprzednich zespołach nie miałem do czynienia z tak dokładnym omawianiem naszych scrimów i meczów, a teraz analizujemy wszystkie pojedynki i to jest naprawdę dobre. Zetural bardzo przykłada się do swojej pracy i myślę, że dzięki temu szybciej rozwiniemy się jako drużyna.

Jeśli chodzi o samo Esports Performance Center, to oczywiście jest to znakomity obiekt, ale w trakcie mojej kariery miałem już okazję pracować w gaming house'ach we Włoszech i nie jest to dla mnie jakieś ogromne zaskoczenie. Cieszę się jednak, że Polska również może się pochwalić tego typu placówkami, bo to dobry znak.

Jak zapatrujesz się na współpracę z Pyrką na dolnej alejce? To też jest gracz, którego opinia na polskiej scenie została mocno zszargana, szczególnie po ostatnim sezonie w Wiśle Płock.

Zdaję sobie sprawę z tego, że jest utalentowanym zawodnikiem. Naprawdę spodobał mi się jego styl gry, bo ewidentnie chce agresywnie podchodzić do początkowej fazy meczu i dominować rywali na linii. Zgadzamy się w tej kwestii i wydaje mi się, że szybko wytworzymy świetną synergię, a nasza współpraca będzie się układać dobrze. A co do jego opinii, to masz rację. Sam oglądałem mecze Wisły Płock i widziałem, że nie radził sobie zarówno indywidualnie, jak i zespołowo. Mimo wszystko wiem, że teraz podejdzie do rywalizacji w Ultralidze o wiele poważniej. Wszystko dlatego, że dla nas jest to czas na odkupienie i pokazanie wszystkim, jak dobrzy jesteśmy. Musimy udowodnić, że nasze wcześniejsze słabe wyniki w Polsce były tylko zrządzeniem losu.

Nie da się ukryć, że nie jesteście uważani za głównych faworytów do wygrania Ultraligi. Raczej mówi się o was w kategorii czarnego konia rozgrywek. Myślisz, że jesteście w stanie powalczyć z najlepszymi jak równy z równym, aby później znaleźć dla siebie miejsce w topowych zespołach w Europie?

Naszym planem od początku jest to, aby zawojować polską scenę. Oczywiście w pierwszym splicie będzie nam o wiele trudniej, bo wciąż mamy wiele rzeczy do dopracowania. Mimo to uważam, że z takim składem jesteśmy w stanie wiele osiągnąć. Co konkretnie? To już zależy wyłącznie od tego, jak się rozwiniemy i co prezentować będą inne zespoły.

Macie zamiar komunikować się w języku angielskim tak, jak robił to poprzedni zespół devils.one?

Będziemy komunikować się w języku polskim. Dla mnie rozmawianie po angielsku nie jest w tym momencie szczególnie przydatne, bo potrafię komunikować się w tym języku na bardzo wysokim poziomie – wiele razy grałem już w zagranicznych ekipach. Nie wiem, jak to wygląda w przypadku młodszych graczy. Mimo to wydaje mi się, że jeśli wszyscy potrafią bez większego trudu porozumiewać się w języku angielskim, to nie ma potrzeby zmuszać do tego w pełni polskiego zespołu.

Myślisz, że praktyki stosowane przez devils.one rzeczywiście przyczyniły się do tego, że zawodnicy znaleźli się później w czołowych europejskich drużynach?

Komunikowanie się po angielsku pewnie nie miało na to szczególnie dużego wpływu. Jednakże wszystkie inne praktyki stosowane przez devils.one w trakcie przygotowań do meczów na pewno znacząco wpłynęły na rozwój zawodników oraz późniejsze transfery. W końcu aż czterech z nich znalazło się w topowych ekipach w Europie, a Matislaw poszedł do jednego z najlepszych zespołów w Polsce. To nie jest przypadek, że każdy z tych zawodników został zakontraktowany przez najlepsze organizacje.

Transfery poprzedniego składu devils.one wpłynęły na twoją decyzję o podpisaniu kontraktu z organizacją?

Tak, oczywiście. Wiedziałem, że jeśli dołączę do devils.one i włożę w przygotowania oraz oficjalne mecze całe serce, to z pewnością znacząco poprawię swoje umiejętności i później będę rozchwytywany podczas okienka transferowego.

Masz jakiś osobisty cel na 2020 rok?

Nawet kilka. I to ambitnych! Bardzo fajnie byłoby dostać się na EU Masters już po pierwszej rundzie Ultraligi. Niestety nie mogę przewidzieć tego, jak nam będzie szło. Na ten moment na scrimach radzimy sobie całkiem dobrze i wyciągamy sporo wniosków, ale trudno jest mi określić, jaki będzie końcowy rezultat naszego zespołu w Ultralidze. Jednakże jest to projekt długoterminowy i w drugiej odsłonie powinniśmy awansować i dobrze pokazać się na EU Masters. Natomiast jeśli chodzi o koniec roku, to zobaczymy – nie oczekuję, że od razu dostanę się do LEC.


Śledź autora wywiadu na Twitterze – Daniel Kasprzycki
Śledź rozmówcę na Twitterze – Robert "Bullet" Pruchniewski