2020 rok to czas debiutu franczyzowego, czy będąc bardziej precyzyjnym półfranczyzowego, systemu rozgrywek w świecie CS:GO. Profesjonalna scena została w pewnym sensie podzielona na dwie części – drużyny, które wybrały współpracę z ESL oraz te, do których bardziej przemówiła wizja nakreślona przez FACEITA.
Angielska firma, tworząc FLASHPOINT, miała trudne zadanie, wszak nie codziennie musimy mierzyć się z konkurentem, którego produkt wielokrotnie określany był mianem CS-owej Ligi Mistrzów. Coś w tym jest, bo zmagania od ESL gromadziły wszystkie najlepsze formacje świata, a ponadto gwarantowały wysokie, porównywalne z Esports Championship Series, pule nagród. Niemiecki gigant starał się robić wszystko, żeby doprowadzać swój projekt do perfekcji.Od sezonu dziewiątego Pro Liga otrzymała całkowicie inny sezon zasadniczy, w którym nie uświadczyliśmy już żadnych pojedynków przez internet. ESL przykładało też ogromną wagę do tego, aby zapewnić uczestnikom jak najlepsze warunki do gry i treningów, które mogły odbywać się nawet w hotelowych pokojach.
Nic więc dziwnego, że liczne grono drużyn ceniło sobie ESL jako organizatora i nie wypięło się na firmę, gdy na horyzoncie pojawił się groźny, przynajmniej początkowo, rywal. W efekcie to ESL Pro League zajada się najlepszymi kawałkami tortu, a FLASHPOINTOWI pozostały resztki. Nowe rozgrywki chciały zasiąść przy jednym stole z EPL, ale problem w tym, że nawet nie zostały wpuszczone do tej samej restauracji. Obsada zmagań ulokowanych na amerykańskiej ziemi, jakby to dyplomatycznie określić, została schowana do kieszeni za sprawą listy trzynastu formacji przyklepanych przez koncern zza naszej zachodniej granicy.
Hola hola, ale FLASHPOINT nie odsłonił jeszcze wszystkich kart, czemu wystawiamy ocenę tej inicjatywie na podstawie sześciu ogłoszonych ekip? No właśnie, już one dają nam zwiastun tego, czego możemy się spodziewać. FACEIT nie przeciągnął na swoją stronę żadnej formacji z czołowej dziesiątki światowego rankingu. Jeśli rozszerzymy spektrum poszukiwań do top 20, to tych zespołów wyjdzie raptem trzy. Spójrzmy prawdzie w oczy – FLASHPOINT to nie jest żaden poważny przeciwnik dla EPL-a i nie zmieni tego nawet wyższa pula nagród. Jeżeli potencjalnym meczem na szczycie może być konfrontacja MAD Lions z c0ntact Gaming... to bardziej przypomina półfinał DreamHack Open.
Niemniej ja nie dyskredytowałbym całkowicie tych rozgrywek, bo przecież ich częścią jest wielki MIBR. Wybaczcie ten sytuacyjny żart, już wracam do całkowicie racjonalnych rozważań. To dobrze, że FACEIT zaproponował klubom alternatywne rozwiązanie, bo scena potrzebuje różnorodności, tak jak studnia potrzebuje wody. Dla takiego MAD Lions czy c0ntact Gaming, które wcześniej wywołałem do tablicy, wykupienie miejsca we FLASHPOINCIE było bardziej naturalnym wyjściem od kiszenia się w ESEA Mountain Dew League przez kolejnych kilka miesięcy. Niższy poziom rywalizacji nie stanowi żadnego problemu – żadna z formacji, z racji potencjału sportowego oponentów, nie miałaby większych szans na osiągnięcie czegoś w ESL Pro League, a tutaj będzie o to stosunkowo łatwiej, przy czym nagrody są równie atrakcyjne.
Poza tym twór, który pierwotnie otrzymał roboczą nazwę B Site, może w przyszłości wzmocnić swoją obsadę, przygarniając potencjalnie niezadowolonych z przeciwnego obozu. Końcową notę FLASHPOINTOWI wystawimy za dwa-trzy lata, pod warunkiem, że do tego czasu projekt wciąż będzie istniał. Umowy z ESL, pod którymi podpis złożyło trzynaście organizacji, nie są wieczne. FACEIT musi dbać o swój produkt, pokazywać "partnerom" Pro Ligi, że po drugiej stronie barykady jest przynajmniej tak samo dobrze, jeżeli nie lepiej.
***
Jedyną rzeczą, która w kontekście FLASHPOINTA przyprawia mnie o spory ból głowy, jest działalność Duncana "Thorina" Shieldsa. Ekspert z Wysp Brytyjskich powinien mieć ograniczony dostęp do mediów społecznościowych, bo to, co ostatnimi czasy wyprawia na Twitterze, nie pomaga w budowaniu pozytywnej narracji wokół ligi. Thorin za punkt honoru przyjął sobie krytykę wszystkich działań ESL, czym wrzuca kamyczki do własnego ogródka. Można wbić jedną, dwie, trzy szpileczki konkurencji, ale robić to nagminnie? Stało się to już odrobinę żałosne, ale czy powinienem uświadamiać to osobie o takim obyciu w tym środowisku?
Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.