Na scenie League of Legends transferowe szaleństwo powoli dobiega końca. Mieliśmy kilka miłych zaskoczeń, rozczarowań i nie zabrakło też paru kontrowersji. Ale sama przerwa międzysezonowa była tylko wisienką na torcie roku pełnego nieprzewidywalnych wydarzeń. Teraz, kiedy możemy złapać mały dystans od tego, co wydarzyło się przez ostatnich dwanaście miesięcy, wypadałoby jeszcze raz przyjrzeć się najbardziej nieoczekiwanym momentom w świecie LoL-a. A tych było od groma.
Nowy król LEC
Zacznijmy może od europejskiego podwórka, ponieważ tutaj mieliśmy okazję oglądać najbardziej kompetytywne zawody od dłuższego czasu. Przyszło nam zobaczyć zmierzch wielkich dynastii, czyli G2 Esports oraz Fnatic. Żadna z tych organizacji nie zdołała sięgnąć po puchar mistrza League of Legends European Championship i było to niemałe zaskoczenie. Ostatnio podobna rzecz wydarzyła się dopiero w 2014 roku. Wówczas mistrzem Europy zostało Alliance. Czekaliśmy potem siedem lat na to, by tytuł ten uzyskała inna formacja niż Samuraje czy też czarno-pomarańczowi. A MAD Lions zrobiło to w naprawdę widowiskowy sposób.
Wiosną Lwy najpierw wysłały Rogue do dolnej drabinki, co aż tak dużym zaskoczeniem akurat nie było. Potem jednak przyszło im zmierzyć się z G2 i tutaj także Marek "Humanoid" Brázda i spółka byli górą. Zwieńczeniem tego splitu okazał się ponowny pojedynek z Łotrzykami. Finał dostarczył mnóstwo emocji. Zobaczyliśmy nie tylko pięć gier, ale także reverse sweepa. Latem natomiast historia zatoczyła koło. W pierwszej rundzie ekipa Humanoida pokonała G2, by następnie znowu rozprawić się z Rogue. Wielki finał skończył się rezultatem 3:1 dla obrońców tytułu. Jeszcze przed letnimi play-offami wiele osób wątpiło w to, że Lwy mogą powtórzyć swój wyczyn. No cóż, chapeau bas.
Upadek starych mistrzów
Niestety druga pozycja na tej liście nie należy do szczęśliwych historii. Po zakontraktowaniu Martina "Rekklesa" Larssona wszyscy chyba spodziewali się kolejnego roku dominacji ze strony G2 Esports. Powiedzieć, że tak się nie stało, to nie powiedzieć tak naprawdę nic o tym sezonie. Strzelec był w naprawdę dobrej formie, ale zespół jako całość nie dostarczał wyników. Najpierw zawiódł wiosną, kiedy to odpadł z play-offów LEC po starciu z Rogue. Ta niespodzianka była jednak przedsmakiem tego, co miało wydarzyć się w następnym splicie.
Latem G2 powróciło wraz z nowym trenerem, Sngiem "Nelsonem" Yi-Weiem. Jego obecność miała wprowadzić nieco chińskiej strategii i ulepszyć grę Samurajów. Z jego pomocą mieli oni poprawić wynik z poprzedniego splitu i tym razem ponownie podnieść puchar. Znowu nie wyszło. Tym razem G2 nie zdołało nawet awansować na Worlds 2021, co było jednym z największych zaskoczeń tego roku.
EDG wytrwale gra swojego LoL-a
Tego chyba nikt się nie spodziewał. Nawet pomimo tego, że Edward Gaming zdołało zwyciężyć w letniej edycji League of Legends Pro League. Biorąc to pod uwagę, eksperci nadal oczekiwali, że górą wyjdzie albo DWG KIA, albo FPX. Obie te drużyny pokazały ogromny potencjał i ich obecność o wiele bardziej elektryzowała publikę i dyskusję wokół następnych mistrzów świata. Chłopaki z EDG zrobili jednak to samo, co uczynili na swoim rodzimym podwórku. Schowali predykcje całego globu do kieszeni i nie patrzyli na nie nigdy więcej.
Umówmy się, pierwsza lokata Chin zawsze powinna budzić strach. Sam fakt, że to właśnie z tego miejsca ekipa Parka "Vipera" Do-hyeona dostała się na Worlds, już mogłoby zasługiwać na miejsce w tej liście. EDG sunęło jednak w tym roku przed siebie jak burza. Podczas najważniejszego turnieju 2021 roku w play-offach wyeliminowało takie marki, jak Royal Never Give Up oraz Gen.G Esports. Obie te serie kończyły się po wyrównanych pięciu grach i analitycy wskazywali na to, że z obrońcami tytułu chińska formacja raczej sobie nie poradzi. A tu proszę, kolejne pięć map i triumf EDG jako ostateczny argument przeciwko pochopnym predykcjom ekspertów.
FPX nie wygrywa niczego
Smutny był to trochę rok dla FPX. Po szalonej przejażdżce po dolnej drabince w LPL ostatecznie Kim "Doinb" Tae-sang i spółka przegrali w finale. Wszyscy jednak byli zgodni co do jednego: drużyna ta wygląda znakomicie i dokonuje prawdziwych cudów na Rozpadlinie Przywoływaczy. Tym bardziej wzrastał głód na Worlds 2021, gdzie tak naprawdę mieliśmy kilku kandydatów do tytułu mistrza świata. FPX było właśnie w tym gronie po tym, co mogliśmy zobaczyć w play-offach chińskich rozgrywek.
Worlds 2021 będzie jednak bardzo bolesnym wspomnieniem dla fanów tej formacji. Grupa dla nigdysiejszych mistrzów świata wyglądała całkiem obiecująco. Ekipa Doinb trafiła na DWG KIA i dwie ze słabszych drużyn zachodu, czyli Rogue oraz Cloud9. Bez wątpienia pojedynki z DK niejednokrotnie były okrzykiwane mianem przedwczesnych finałów w grupach. Co do reszty stawki, nikt tak naprawdę się z nią nie liczył. No cóż, był to duży błąd. FPX dało plamę i ewidentnie nie grało najlepszego LoL-a. Tym samym wicemistrzowie Chin nie zdołali nawet awansować z grupy, co było chyba drugim największym zaskoczeniem tego turnieju.
DWG KIA o włos od dominacji świata LoL-a
Prosiłbym was teraz o chwilę ciszy dla DK. Dla Kima "Khana" Dong-ha, który rozgrywał swój ostatni sezon. Dla Heo "ShowMakera" Su, który ciągnął swoją ekipę na plecach i niejednokrotnie udowadniał, że może być następcą legendarnego Lee "Fakera" Sang-hyeoka. Ale przede wszystkim dla całego DWG KIA, które pokazało ogromny potencjał w 2021 roku. Ekipa ta doszła do finału Mid-Season Invitational i była o jedną wygraną grę od zostania mistrzem świata w LoL-a. Niestety, czegoś wówczas zabrakło. Zabrakło też milimetrów, aby najlepsza drużyna z Korei mogła podnieść Puchar Przywoływacza.
To było jedno z większych zaskoczeń tego roku. Sam fakt, że DK było w stanie dojść do najlepszej dwójki tych wydarzeń i być o włos od wygrania całego wydarzenia, nie dziwi wcale. Dziwi natomiast to, że w obu tych przypadkach zawodnicy tego kalibru w pewnym stopniu zawiedli. Nie swoją złą grą. Zawiedli tym, że nie byli najlepsi. A tego wszyscy od nich oczekiwali. Tym większym zaskoczeniem były ich uśmiechnięte twarze na konferencji prasowej, gdzie żartowali tuż po przegranym finale. Rozeszli się z prawdziwą klasą i sam już nie wiem, czy to właśnie ten finisz nie był największym zaskoczeniem.