Andrzej Kowalski: Zanim przejdziemy do kwestii bieżących, chciałbym cię zapytać o okres pomiędzy zakończeniem VRL-a i rozpoczęciem VEU. Z tego, co widziałem, graliście parę turniejów. Nie mieliście wakacji od VALORANTA?

Robert "vilczek" Ptok: Po zakończeniu VRL-a mieliśmy jeszcze mecz relegacyjny, każdy wiedział, że nie ma zbytnio czasu na wakacje i że musimy jeszcze więcej grać, aby na pewno się utrzymać. Na szczęście bootcamp jeszcze w tym pomógł i gładko utrzymaliśmy się w lidze. Później stwierdziliśmy, że skoro mamy wolne od szkoły i studiów, to warto więcej grać niż robić wakacje. W sumie mieliśmy tylko 3-4 dni przerwy od VALORANTA.

To bardzo krótka przerwa, biorąc pod uwagę fakt, że wcześniej mieliście też VRL-a. Jak oceniasz wasze występy w meczu relegacyjnym, NOM Invitational i Pucharze Sławy?

Zacznę może od turnieju offline, czyli Sławy. Na sam wyjazd ciężko się było przygotować, jako że oprócz nas były 2 mixy oraz koledzy z kokpiTu. Potraktowaliśmy to jako mały turniej na rozluźnienie przed relegacjami. Na same relegacje pojechaliśmy na tygodniowy bootcamp, gdzie przygotowaliśmy nowe taktyki, które mocno zaskoczyły przeciwników. W sumie i w Pucharze Sławy, i w relegacjach zrobiliśmy wynik 3-0, a więc wszystko szło po naszej myśli. Aż do czasu NoM Invitational, gdzie mimo bycia faworytem totalnie nam nie wyszło. Rapid Ninjas praktycznie nas zmiażdżyło, później mieliśmy łatwiejszy mecz z NoM JR, ale spotkanie z Anorthosis znowu nie poszło po naszej myśli i zajęliśmy tylko 3. miejsce...

Znowu pojawia się Anorthosis. Na początku porażka z cypryjską organizacją też zablokowała was w VRL-u i rozpoczęła serię porażek. Mają na was jakiś sposób?

Z Anorthosis jest taki śmieszny problem, że graliśmy z nimi trzy mecze, a oni zawsze grali innym składem. W pierwszym meczu VRL-a wzięli stand-ina na kilka godzin przed spotkaniem, przez to zagrali inny teamcomp z Neon na mapie Split. Mając wtedy dobrego Splita, nie potrafiliśmy sobie poradzić z ich szybki wjazdami. Gdy spotkaliśmy się ponownie, grali już z Xenonem, który zaczął tam IGL-ować. Mimo analiz trudno było znaleźć na nich sposób, gdyż dobrze grali zespołowo i często nas zaskakiwali. Chyba po prostu za bardzo skupiliśmy się na tym, żeby rozgryźć przeciwnika, zamiast pomyśleć nad swoimi taktykami.

Wracając do VEU, w trzecim Weekly Cupie w waszej formacji zaszły pewne zmiany. NOKOCA zastąpił Incredible. Skąd ta decyzja?

Michałowi zaczynają się studia, a sam miał też inną wizję drużyny. Postanowiliśmy przenieść go na ławkę i zobaczyć, jak się będzie grało z innymi osobami. Incre jest jeszcze testowany i nie zapadła ostateczna decyzja, jak będzie wyglądał nasz skład.

Ale zmiana ewidentnie zadziałała, ponieważ udało wam się pokonać Węgrów w półfinale i kokpiT w ostatniej serii. Przy wyniku 1:1 to drugie spotkanie mogło różnie się potoczyć. Haven było jednak zdominowane przez was. Jaki był plan przed tą mapą?

Ostatnio z kokpiTem graliśmy właśnie w Sławie, tam zrobiliśmy 11:1 po stronie atakujących. Teraz zaczynaliśmy w defensywie i wiedzieliśmy, że mamy dobrze przygotowane Haven. Wystarczy ugrać kilka rund w obronie, żeby potem domknąć mecz w ataku. Dobrze czytaliśmy przeciwnika, co jest też dużą zasługą Incredibla, który wniósł dużo europejskiego doświadczenia do drużyny. Oddaliśmy ponownie tylko jedną rundę i zwycięstwo było formalnością.

Jak pewnie czujecie się przed nadchodzącym Monthly Cupem? Przypomnijmy, że tam na pewno zobaczymy was, Zero Tenacity oraz Dsyre.

Niestety nie znamy czwartej drużyny, więc przygotowujemy się na Z10 oraz Dsyre. Drużynę Kenobiego znamy bardzo dobrze, ona pewnie też przygotowuje się głównie na nas, bo pojedynki Ownage i Watahy to były derby pierwszego VEU. Myślę, że nawet mimo zmian w składzie, jesteśmy w stanie wygrać Monthly Cupa albo co najmniej dostać się do finałów sezonu.

No właśnie. Zero Tenacity, czyli byłe Ownage i Anonymo Mentos, czyli była Wataha, znowu walczą o topowe miejsca w VEU. Jest między wami jakaś osobna rywalizacja, czujecie coś więcej podczas tych pojedynków?

Często nawet na czacie meczowym lecą małe “docinki" ze strony Z10. Nyczu, który grał kiedyś w Ownage, też zawsze chce się jak najlepiej zaprezentować. My przygotowujemy się do tego meczu jak do każdego innego, ale już w samym spotkaniu czuć większą chęć wygrania i pokazania, że jest się lepszym polskim zespołem.

Przykład waszej ekipy i Zero Tenacity to bardzo ładna laurka dla polskiej sceny. Pięciu zawodników, którzy walczą o awans do wyższej ligi. Udaje im się i dostają szansę od dużej organizacji. Jakie były początki Watahy?

Początki Watahy to w sumie ja, Kamisseq i Kant. Kamissqa znałem, bo stand-inował raz u nas w PACT podczas turnieju Beloud, który udało się nawet wygrać. Kant był znany na polskiej scenie, ale nigdy z nim nie grałem. Szukaliśmy jeszcze dwóch osób i testy przeszło dwóch zawodników, którzy byli na początku wyśmiewani na polskiej scenie – kvmilhvh oraz demek. Mimo że grali wcześniej tylko w drużynie Tempo, pokazywali dużo wyższy poziom komunikacji niż najlepsze polskie drużyny. Po kilku tygodniach zamieniliśmy Kanta na Nycza, a demka na Nokoca, któremu skończył się kontrakt w Anonymo. Ale mówiąc o samych spotkaniach, to mieliśmy trochę pecha. W kwalifikacjach trafiliśmy na takie drużyny jak Ungentium czy Team Queso i mimo bycia sporym underdogiem, zawsze przegrywaliśmy wynikiem 1:2 po bardzo bliskich spotkaniach. Dopiero w VEU udało się przełamać i mieliśmy okres kilku wygranych Weekly z rzędu.

A jak z waszej perspektywy drużyny tieru 2 oceniacie nowy system VCT i podrzędnych mu lig?

Dla nas niewiele się zmieni, musimy wygrać naszą ligę, żeby móc walczyć z najlepszymi drużynami innych regionów i mieć szansę dojść gdzieś dalej. Natomiast zespoły tieru 1, które nie znalazły się we franczyzie, mają spory problem i w sumie nie wiadomo, co z nimi będzie. Jak dla mnie szkoda, że franczyza tak szybko została wprowadzona i nie ma w niej np. mistrzów świata, Acend.

Wróćmy do rozgrywek VEU i waszego gameplanu. Jak oceniasz wasz map pool? Co jest waszą najmocniejszą stroną?

Dwa tygodnie temu odpowiedziałbym, że mamy przygotowane wszystkie mapy i możemy wykluczyć najlepszą mapę przeciwników, a wybierać ich najsłabszą. Obecnie, mając nowego zawodnika, nie mamy tego komfortu. Zmieniła się też nasza gra, nie gramy już tak statycznie jak to zawsze mówił Nero czy frs i dopasowujemy się na bieżąco do przeciwnika. Teraz z pomocą Incredible'a możemy co rundę zaskoczyć. Dodatkowo przeciwnicy nie mają jak nas przeanalizować.

Sprawdzałem wasze statystyki i jedna mapa w waszym wykonaniu odstaje od reszty. Graliście ją bardzo rzadko i wygrana przychodziła z trudem. Fracture jest waszą piętą achillesową?

Na Fracture mieliśmy przygotowane dwie kompozycje, obie na treningach wychodziły, ale w samym spotkaniu coś nie szło. Teraz dogadaliśmy się na jeden team comp i trzeba w sobotę zobaczyć, czy to wyjdzie. Ale zawsze chętnie graliśmy na tej mapie i szkoda, że tak słabo nam na niej szło.

VRL-a zaczęliście dość powoli. Kamisseq w czerwcu zdradził mi, że dopiero po twoim wejściu na IGL-a mogliście ruszyć z miejsca. Jak to wyglądało z twojej perspektywy?

Zaczynaliśmy w sumie tak jak w PACT, czyli bez IGL-a. Za to każdy miał szansę callować, jeśli coś zobaczył lub chciał przetestować. Na samych treningach nie wyglądało to źle, ale pierwsze mecze VRL-a to zweryfikowały. Przy presji i słabym wyniku trudno dać jakikolwiek pomysł, dlatego spróbowaliśmy z jednym IGL-em. Wtedy musiałem callować niezależnie od tego, jak nam idzie, dzięki czemu każdy wiedział, co ma robić. Mając tak świetnych zawodników w drużynie, dawałem same proste pomysły. Zwykłe podejścia dwójkowe często kończyły się zgarnięciem przewagi i zajęciem mapy. Ja sam wtedy poczułem, że nie muszę myśleć o fragach. Wystarczy, że poukładam naszą grę, a będziemy w stanie wygrać z każdym.

Jak przebiegała twoja przygoda z IGL-owaniem? Był to pierwszy raz, kiedy byłeś osadzony w tej roli? 

Grając w CS-a, dużo podpatrzyłem od starszych kolegów. W Zuli zacząłem sam IGL-ować i wtedy też nasza gra wyglądała dużo lepiej. W VALORANACIE natomiast jest dużo trudniej. Jest dużo agentów i umiejętności, a każda runda może wyglądać inaczej. W pierwszych drużynach raczej Katu callował, ja starałem się dorzucać pomysły z pozycji kontrolera. Obecnie wiem, jak dużo meczów trzeba obejrzeć, jak bardzo wyrozumiałym i spokojnym trzeba być, aby móc dobrze to robić. Niestety nie zawsze jest to proste, ale w gorszych chwilach Nyczu czy kvmilhvh potrafią podjąć decyzję i też super to wychodzi. Obecnie Incredible, mimo bycia testowanym, dużo calluje, więc moja przygoda z IGL-owaniem może nawet się skończyć.

Jeśli się skończy, będzie ci tego brakować czy raczej z ulgą przekażesz pałeczkę dalej?

Nie będzie takiej presji, więc chyba z ulgą przekaże pałeczkę i skupię się na strzelaniu.

Twój agent pool jest dość szeroki. Najczęściej grasz Omenem, Skye, Fade i Sage – w zależności od mapy. Który wybór jest dla ciebie najbardziej komfortowy?

Obecnie jestem nieco zmuszony grać Fade i Skye, jest to dla mnie nowe i popełniam zdecydowanie za dużo błędów. Najbardziej komfortowy pewnie byłby Omen, gdyż mam na nim zagrane ze sto officiali, ale cieszę się, że mam okazję pograć w nowej roli, czyli inicjatorami.

Mało osób pewnie wie, ale na początku swojej VALORANTOWEJ przygody najczęściej nie sięgałeś po inicjatora czy też smokera. Pamiętasz może, kogo wybierałeś? 

Pamiętam, jak grałem testy do drużyny fordon boars. Tam grałem głównie Cypherem i miałem nawet niezłe akcje. Zawsze lubiłem grać jako taka "kotwica", czyli stać sam na BS-ie. Cypher był do tego idealny. Obecnie każdy sentinel i tak gra Chamberem, więc chyba dobrze, że przeszedłem na smokera.

Jak twoim zdaniem Cypher wpisuje się w obecną metę? Czego mu potrzeba, żebyśmy widzieli go częściej?

Myślę, że jego ult powinien zostać przebudowany. Zbyt trudno jest go wykorzystać. Można też tak, jak w becie VALORANTA, zrobić, żeby potykacze działały nawet po śmierci Cyphera, to by było mocne. Ale nie oszukujmy się, to Chambera muszą osłabić, żeby w ogóle był sens brania innego sentinela.

Schodząc już z tematu mety, jak wyglądały początki twojej kariery?

Przygodę z FPS-ami zaczynałem w CS-ie, tam byłem na wielu małych lanach, czasami utarłem nosa większej organizacji. W jednym z moich meczów wydarzył się jeden z najbardziej znanych momentów polskiego CS-a (śmiech).

Nigdy nie potrafiłem jednak przebić się na większą scenę. Przeszedłem w pewne wakacje na Zulę, gdzie polska drużyna została mistrzem świata. Grał tam właśnie Incredible. Mega spodobała mi się ta gra, poznałem wielu wspaniałych ludzi, wspólnie z YouBreakiem i Katu udało się zostać drugą najlepszą europejską drużyną oraz dostać na mistrzostwa świata…  które niestety nigdy się nie odbyły. Wtedy usłyszałem o Project A, czyli nowej grze Riotu. Stwierdziłem z Katu, że warto będzie w to pograć, na początku z różnymi kolegami z CS-a, a później wzięliśmy YouBreaka. Zawsze mieliśmy dobre wyniki, ale dopiero po skompletowaniu Pit Stopu, czyli później PACTU, w końcu udało mi się pokazać na polskiej i niższej europejskiej scenie.

Dzięki za rozmowę!

Dzięki wielkie za ten wywiad, mam nadzieję na kolejny po wygraniu VEU!


Monthly Cup w VALORANT EAST: UNITED rozpocznie się już w sobotę i zobaczymy tam cztery drużyny. O miejsce w finale rywalizować będzie Anonymo Mentos, Zero Tenacity, Dsyre oraz ekipa zaproszona przez organizatorów. Więcej na ten temat znajdziecie w naszej relacji tekstowej.

 Śledź zawodnika na Twitterze – Robert "vilczek" Ptok

 Śledź autora na Twitterze – Andrzej Kowalski