Maciej Petryszyn: Na początku będę chciał się prześlizgnąć po temacie YouTube'a. Bo chociaż może to brzmieć trochę pejoratywnie, to jesteś trochę dinozaurem polskiego YT. Ty też tak się czujesz?

Patryk "Rojo" Rojewski: Myślę, że bardziej w kwestii doświadczenia, a nie czegoś posiadającego pejoratywny wydźwięk jako np. relikt przeszłości. Jak w grze RPG – wybrałem sobie taką drogę, żeby się wyspecjalizować w segmencie bardziej ludologicznym. Scementować wizerunek i odbiór mojej osoby jako tego gościa od gier, który je kocha, który traktuje je jako społeczne narzędzie integracyjne w myśl kilku różnych projektów. Staram się również wykorzystywać swoją, nabywaną przez 30 lat wiedzę, by ludzi z jednej strony zarażać tą pasją, a z drugiej oddemonizować ogólnie branżę elektronicznej rozrywki gier wideo.

O ile dobrze kojarzę, to w tym roku czeka cię 12-lecie istnienia kanału. Dobrze liczę?

Zgadza się, dobry research. Szanuję <śmiech>.

To imponujący wynik, gdy weźmie się pod uwagę, że twoje materiały bardzo często przygotowane były z myślą o nastoletnich odbiorcach, którzy przecież przez te 12 lat zdążyli już dojrzeć. Pewnie doszło do jakieś wymiany pokoleniowej itd. i, jak sam dobrze wiesz, wielu twórców nie dało rady dobrnąć do takiego stażu.

Problem polega na tym, że przez te wszystkie lata polityka YouTube'a się zmieniała. Na początku promowane i algorytmicznie wspierane było to, co wiąże się z kanałami różnotematycznymi, różnoformatowymi. Teraz promowany jest monoformat, a jeżeli chodzi z kolei o sektor gamingowy to tzw. monogra. Po prostu pewne materiały docierają do osób, które zasubskrybowały kanał przez konkretne treści. Jeżeli nie są one dostarczane na bieżąco i systematycznie, to temat w tym segmencie trochę się psuje. Ja jestem osobą o wielu pasjach. Jak wcześniej wspomniałem, zawsze chciałem nimi zarażać innych. Moja droga zaliczyła kilka przystanków. Była zarówno sztuka, czyli BazgRojki, jak i wspieranie domorosłych twórców gier wideo, czyli RojoFanGames. Gry wideo zostały jednak jako kręgosłup kanału, nazwijmy to… pasja podstawowa. Rozszerzyłem temat o szeroko rozumianą kinematografię w ramach Kina z tatą, a paintball jako moje dziecko, z którego jestem najbardziej dumny, czyli integracyjne imprezy sportowe Paintball z Rojem (PZR), prosperuje do dzisiaj.

Tych aktywności pobocznych dookoła twojej działalności faktycznie jest sporo, ale, jak sam powiedziałeś, główną osią był jednak gamingowy YouTube. Uważasz, że w obecnych czasach, gdy w dużej mierze stawia się na streaming, to gamingowe YT w starym stylu typu np. nagrywanie gameplayów z gier, ma jeszcze rację bytu?

Jeżeli ludzie chcą zobaczyć grę, to sobie sami ją kupują. Jeżeli oglądają dziś letsplaye, to przez wzgląd na charyzmę albo wyjątkowy, niecodzienny styl prowadzenia przez twórcę. Jeżeli chodzi o gaming, to teraz bardziej funkcjonują dynamicznie zmontowane przekazy w ramach zapowiedzi i wideorecenzji. Ja bardziej specjalizuję się we vlogach – życie, otoczenie, świat, branża, ludologia, gry. A jeśli chodzi o czysty gaming, to tutaj bardzo sobie cenię streaming przez wzgląd na lepszą integrację i komunikację z odbiorcami.

Ty sam jesteś jednym z tych twórców, którzy w pewnym momencie w większym stopniu postawili na streamowanie. To takie pójście z duchem czasu?

Niekoniecznie, bo ja to traktuję jako dodatkowe narzędzie, które ułatwia mi cały proces przerobowy, jeżeli chodzi o różne premiery. Nie zamykam się na jedną grę i nie rżnę non stop np. w Minecrafta, CS-a czy w inną produkcję z bardziej popularnej półki. Zamiast tego jestem miłośnikiem wielu smaków, tzn. w ramach miesiąca staram się przetestować jak najwięcej gier i po prostu albo polecić te programy, albo wprost przeciwnie – odradzić. I tutaj z pomocą przychodzą mi moje różne serie w ramach czystego gamingu na YouTube w kontekście klasycznego filmu. Na przykład "5 lub 10 powodów", dla których warto albo nie warto w coś zagrać. Jeśli chodzi o streaming, to w tym momencie dzięki temu narzędziu jestem w stanie przerobić więcej tytułów.

Dlaczego w takim razie streaming na YouTube, a nie na Twitchu? Nie chciałeś budować nowego kanału?

To wynikało z tego, że nie chciałem pokazać środkowego palca sponsorom kanału, bo jest coś takiego, jak wspieranie kanału i tam w ramach trybu premiery budowałem już grupę osób, które przez wzgląd na wykupowanie różnych poziomów wsparcia kanału otrzymują różne bonusy związane tylko z YouTube. I gdybym nagle przeszedł na Twitcha to tak, jakbym ich olał. Dla mnie zawsze najważniejsze były PR i dobre relacje z ludźmi, a nie pieniądze czy sława.

Ty jako twórca zwracasz w ogóle jakąś szczególną uwagę na generowane liczby? Czy może, skoro masz już taki staż, to nie robią one na tobie szczególnego wrażenia?

Myślę, że minęło już tyle lat, skonstruowałem już taką sieć kontaktów, potworzyłem tyle rzeczy, różnych inicjatyw i projektów, że nie muszę nikomu niczego udowadniać. Szczęśliwie, nie muszę już brać udziału w tym wyścigu szczurów. Chociaż jak teraz o tym myślę, to tak naprawdę nigdy w nim nie brałem, bo umówmy się – nie żebym był jakimś nonkonformistą, ale po prostu mam coś takiego, że to, co było na topie, nigdy nie było mi jakoś w smak. To nie było moim światem. Żeby nie było, ja się wcale z tego nie cieszę, ale jak była jakaś popularna gra, to przez to, że nie była ona pode mnie, to z niej nie nagrywałem i nie miałem pewnych dodatkowych liczb, bo gdybym nagrywał, to trochę oszukiwałbym widzów. Ludzie nie są głupi, od razu zobaczyliby i odnotowaliby tę maskę. Zawsze starałem się znaleźć sobie np. paintballową niszę albo, jeżeli chodzi o gaming, to stricte socjologiczno-naukową, czyli ludologiczną. Przez to, że cały czas starałem się w tych sektorach działać różnymi narzędziami i formatami, to po prostu dobrze się w tym czuję. Mam grono odbiorców, którzy to lubią, szanują i z myślą o nich to robię.

I to twoje podejście w pewnym momencie naprawdę zdawało egzamin. Bo chociaż nie stawiałeś na topowe tytuły, to sam byłeś w naszym kraju topowym gamingowym youtuberem.

Podoba mi się to, że w przypadku szczególnie kolosalnych projektów – o jednym jeszcze nie mogę mówić, a drugi dzisiaj zapewne poruszymy – zostałem wybrany na podstawie researchu w myśl "potrzebujemy jakiegoś gościa, co się zna na grach". Ale nie, że ma miliardy wyświetleń pod Minecraftem, tylko że traktuje gry przekrojowo, ma swój wiek, ma na to jakieś papiery. Ma dowody, które uzasadniałyby jego wiedzę.

O te liczby i twoje przejmowanie się nimi pytałem też, bo gdyby ktoś z boku spojrzał na twój kanał – półtora miliona subów, a przy materiałach ledwo kilkanaście-kilkadziesiąt tysięcy wyświetleń. Dla kogoś niezaznajomionego z realiami nie wygląda to zbyt okazale.

Raz, że to dotyczy wszystkich, a dwa, że troszeczkę demografia się zmienia. Człowiek kiedyś był młodszy, być może nagrywał mniej ambitne materiały, bardziej dynamicznie. Wszystko się zmienia, każdy dorasta. Ja sam dorastam z widzami, widzowie razem ze mną – na tej zasadzie. I przez to, że tak to kocham, tak to sobie szanuję, to dalej się w tym szczerze realizuję. I też nie przesadzajmy – nigdy nie grzeszyłem jakimiś turbo wyświetleniami przez wzgląd właśnie na to, że mam 40-kilka playlist na kanale. Każda playlista ma swoją grupę odbiorczą. Jedna osoba może oglądać jedną rzecz, ale np. szesnaście innych pominie. Bardziej traktuję swój kanał jako pewną telewizję, a nie jeden program.

Czyli funu z nagrywania nie uzależniasz od liczb, które dany materiał generuje?

Od przekazu, prostej przygody, radości. Bardzo budujące i mobilizujące jest to, że w dalszym ciągu biorę udział w wielu różnych kreatywnych inicjatywach. Komercyjnych, społecznych, charytatywnych – nie ma to znaczenia. Paradoks polega na tym, że przez to, że się wyspecjalizowałem kosztem ładnych liczb, za którymi nie idzie żadna duma z tytułu kreacji konkretnego contentu, żyje mi się lepiej. Zarówno psychicznie, jak i finansowo.

Skoro mowa już o zaangażowaniu w różne projekty, to jak doszło do tego, że wszedłeś w inicjatywę Day of Duel?

Został zrobiony research przez wzgląd na to, że projekt stara się łączyć sport tradycyjny i wszystko, co się z nim wiąże – zdrowa rywalizacja, poleganie nie na szczęściu, a na umiejętnościach – z aspektami stricte digitalowymi, jeżeli chodzi o gry wideo. I tutaj połączeniem tych dwóch światów, sportu i gamingu, jest esport.

A jaka jest konkretnie twoja rola w tym projekcie? Poza tym, że jesteś inwestorem.

Pierwsza sprawa, że nie jestem inwestorem, tylko udziałowcem. Udziałowcem i inwestorem, m.in. oczywiście, jest Arkadiusz Milik. Ja jestem przede wszystkim twarzą projektu, jak i główną osobą, która doradza w kwestii różnych mechanizmów, kwestii stricte wizualnych i targetowych. Tego jest naprawdę sporo i są to w głównej mierze raczej elementy, które wykorzystują moją nabywaną latami wiedzę pod kątem tego, co działa, a co nie, co ludziom się może spodobać, a co niekoniecznie. Wykorzystuję tutaj zarówno wizję artystyczną, pewien zmysł przestrzenny z liceum plastycznego, jak i wszystkie aspekty stricte społeczne dzięki studiowaniu socjologii.

Czyli można powiedzieć, że starasz się wejść w buty takiego typowego użytkownika i przewidzieć, czego może on oczekiwać po takim serwisie?

Bo ja cały czas jestem tym użytkownikiem. Najważniejsza jest obserwacja uczestnicząca. Jako graczowi zdecydowanie jest mi łatwiej o tych grach opowiadać – to jest logiczne. Ale nie chodzi nawet o to, że gram i jakaś mechanika mi się podoba, jakieś kwestie wizualne mnie urzekają. Czytam na bieżąco różne serwisy, biografie czy ciekawostki. Z branżą gier jestem up-to-date. Widzę też w komentarzach na rozmaitych portalach, na co ludzie najbardziej narzekają albo jaki pozytywny aspekt podkreślają.

Rojo Milik GGDABfot. GGDAB

Jeżeli chodzi o propozycję angażu w projekcie, to jest jakaś jedna konkretna rzecz, która cię przekonała, by faktycznie w to wejść? Co było dla ciebie najważniejsze?

Team. Miałem propozycje brania udziału w różnych projektach, tylko że, mówiąc brzydko i kolokwialnie, często wiało od tych projektów biedą. To znaczy, zamysł mógł być fajny, ale nie było środków, nie było sztabu ludzi o zróżnicowanych umiejętnościach, którzy tworzyliby w myśl bajki "Kapitan Planeta" właśnie tego tytułowego kapitana. A tutaj są bardzo fajnie dobrani specjaliści, którzy przede wszystkim czują ten projekt, robią dużo rzeczy ponadto, dopytują się, angażują i starają się zaproponować swoje pomysły, bo ta furtka jest otwarta. Bardzo premiujemy własną inicjatywę, własne spojrzenie, być może zaproponowanie jakiejś alternatywnej drogi. Tutaj można by było mówić godzinami, ale zapytałeś o jeden element, więc jest to właśnie grupa ludzi pracujących nad projektem. Drużyna. Nie przyszedł do mnie pan w kołnierzyku, tylko osiem osób i każda z nich jest odpowiedzialna za coś innego.

Przed ostateczną decyzją, czy wchodzisz w to, czy nie, zrobiłeś sam jakiś research? Jak wygląda zapotrzebowanie na tego typu platformę, czy już coś podobnego istnieje na rynku, co można byłoby poprawić itp.

O research nie było trudno, bo nie ma na rynku czegoś takiego. To znaczy, są miękkie alternatywy pokroju Kurnika, ale my wprowadzamy do tego możliwość organizowania własnych turniejów, brania udziału w dedykowanych comiesięcznych eventach i to w ramach umiejętności, a nie szczęścia. To nie hazard gdzie decyduje jego łut. Mamy możliwość wygrywania realnych pieniędzy na podstawie skilla, nie dzieła przypadku.

Niemniej jeżeli chodzi o gaming, możliwość organizacji własnych turniejów, drabinek itp. to są na rynku platformy pokroju ESEA czy FACEITA. To nie jest dokładnie to samo, co Day of Duel, ale są to też podmioty, które mają już ugruntowaną pozycję na rynku, co oznacza, że waszemu projektowi już na starcie może być trudno się wybić.

Po pierwsze kreatywna konkurencja jest zawsze na plus. Druga sprawa jest taka, że otwieramy się również na niedzielnych graczy, tzw. casualowych. Wszystko, żeby absolutnie każdy, a nie tylko zawodowi gracze, miał szansę wygrać zainwestowane w dany turniej bądź pojedynek pieniądze. To będzie bardzo rozbudowany, kompleksowy system dobierania ludzi po wynikach, po skillu, a nie na zasadzie szczęścia czy szeroko rozumianej randomowości. To będzie platforma dla wszystkich. Nie będzie tylko i wyłącznie stargetowana na tych, co grają latami.

Jeżeli chodzi o Arka Milika, to miałeś okazję odbyć z nim jakąś dłuższą rozmowę na temat tego projektu?

Z Arkiem to w ogóle jest fantastyczna sprawa, że zawsze, jak cokolwiek mu napiszę na WhatsAppie – czy to dotyczy np. podsumowania jego aktualnych dokonań na murawie, czy tematów związanych z platformą – to otrzymuję błyskawiczną odpowiedź. Bardzo sobie cenię taką łatwość komunikacyjną i pewną przejrzystość w relacjach. Najdłużej rozmawialiśmy na terenie Marsylii, gdzie robiliśmy nasz filmik promocyjny i od razu załapałem z nim klimat, od razu pojawiła się chemia. On jest ode mnie o 10 lat młodszy, ale tak samo zakręcony na punkcie gier. Myślałem, że gość ma wyniki, jest przesympatyczny, mądrze inwestuje, ale chciałem zrobić reserach, czy on ma w ogóle cokolwiek wspólnego z grami, czy je lubi. Od razu zrobiłem wywiadzik, w co gra, jakie są jego ulubione programy, co w częściach składowych danej gry lubi najbardziej, czym się kieruje w kwestii podstawowego funu płynącego z rozgrywki. I od razu wyczułem, że jest naprawdę bardzo fajnym i zaangażowanym graczem z fajną historią.

Bardzo analogiczną sytuację miałem w odniesieniu do rapera Słonia, mojego przyjaciela Wojtka, któremu pomagałem w promocji jego gier. I też się zastanawiałem, czy to taki skok na hajs, bo umówmy się, gaming wyprzedził przemysł filmowy w Stanach Zjednoczonych i muzyczny w Anglii, więc warto w niego inwestować. Byłem więc ciekaw, czy zarówno jeden, jak i drugi liczą tylko na pieniądze, czy za tym stoi też jakaś pasja. Okazało się, że pasja i to tym bardziej utwierdziło mnie w przekonaniu, że chcę być w tych projektach.

Mam wrażenie, że tak jak kiedyś bycie graczem w mainstreamowym rozumieniu było trochę "obciachem", tak teraz to jest już coś normalnego, że ktoś gra w gry. Nawet sławni ludzie nie obawiają się mówić głośno, że są graczami.

Na pewno w zmianie wizerunku gier pomógł esport, którego można być gwiazdą. Czasy strasznie się zmieniły. W Stanach Zjednoczonych bycie nerdem to było coś strasznie obciachowego, tak jak wspomniałeś. A teraz jak jesteś graczem, esportowcem, masz potężnego YouTube'a, Instagrama, to rządzisz wszędzie praktycznie. Kiedyś się wyrywało dziewczyny na muskuły, teraz się wyrywa na liczby. Nie mówię, że to jest coś społecznie pozytywnego czy fajnego, ale czy ujmującego? Też z drugiej strony niekoniecznie. Po prostu to się zmieniło, bo też sam gaming się troszeczkę oddemonizował, ujawniając swoje fantastyczne cechy zarówno stricte biznesowe, marketingowe, jak i te społeczne w myśl choćby edukacji czy integracji. O tym też mógłbym gadać godzinami, bo studiowałem przede wszystkim właśnie te aspekty sieciowych interakcji.

Można powiedzieć, że medialnie też nie robi się już z gamingu źródła wszelkiego zła i patologii wśród młodych. A przynajmniej ja praktycznie nie spotykam się już z takim ujmowaniem tego tematu.

Jeśli są jacyś reprezentanci takich poglądów, jeżeli chodzi o sektor starych mediów to... kiedyś można się było dać na to złapać. Mam jednak wrażenie, że teraz ludzie są dużo bardziej świadomi tego wszystkiego i odczuwają, że to są takie głosy niewychodzenia z piwnicy. Ludzi zamkniętych na świat, jego rozwój i zmiany. Z jednej strony są takie osoby, do których, myślę, mogę się zaliczyć, które działają trochę na korzyść pozytywnego PR-u gier wideo i mają dowody, że gry łączą, a nie dzielą. Sam mam na to dobitne dowody choćby pokroju kilkunastu czy kilkudziesięciu związków, które zawarły się na moich imprezach paintballowych. Tam połowa osób jest zaręczona, dwie osoby są już małżeństwem, mają dwójkę dzieci. Także jak najbardziej gry łączą, a nie dzielą i te pozytywne aspekty jak najbardziej są. Ale też trzeba dalej uważać na tę mroczniejszą stronę gier w myśl np. dostosowania choćby konkretnej gry wideo z uwzględnieniem klasyfikacji PEGI do swojej pociechy.

Wy na Day of Duel będziecie w jakiś sposób kontrolować kwestię wieku waszych użytkowników?

Tak, to jest platforma wyłącznie dla osób pełnoletnich. Konta będą sparowane z dowodami osobistymi. Głównie przez wzgląd na bezpieczeństwo i walkę z potencjalnymi oszustami.

Ludzie jednak, nie bez powodów, mają trochę bzika na punkcie udostępniania własnych danych, a pokazanie dowodu to już w ogóle taki wyższy level. Nie macie obaw, że dla niektórych może to być pewna bariera psychologiczna, która ich zniechęci?

Liczymy się z tym oczywiście, ale dla nas najważniejsze jest bezpieczeństwo użytkowników, jeśli chodzi przede wszystkim o fair play. W ruch wchodzą tu pieniądze i trzeba to jak najbardziej zabezpieczyć. Wiadomo, że potencjalne zyski są dla nas istotne, ale na pierwszym miejscu stawiamy bezpieczeństwo.

Na jakiej zasadzie będzie odbywać się dobór tytułów, w jakich na Day of Duel toczyć się będzie rywalizacja?

Jest pewien paradoks, bo od razu mówię – te tytuły to nie będą jakieś audiowizualne perełki, bo to nie o to chodzi. Od tego są gry AAA albo AA. Tutaj priorytetem będzie mechanika, która będzie pasowała do założeń turniejowych opartych na umiejętnościach, czyli na zręczności czy szybkim myśleniu i planowaniu, nie na szczęściu.

Mam jednak wrażenie, że od momentu, gdy ogłoszono te wszystkie plany, zaprezentowano ciebie i Arka Milika, to o całym projekcie zrobiło się w przestrzeni medialnej cicho. Do tego stopnia, że sam w pewnym momencie miałem wątpliwości, że ten projekt jeszcze funkcjonuje.

To bardzo dobre pytanie. Już tłumaczę – nie osiągnęliśmy tzw. pełnej kwoty emisji. Osiągnęliśmy tzw. zgromadzony kapitał na zasadzie "progu powodzenia". Daje nam on opcję, żeby ruszyć z platformą, jednak wszystkie zapowiedziane elementy, ficzery z nią związane, będą opóźnione w czasie. Nie wprowadzimy więc wszystkiego w pełnej krasie. Cały czas szukamy też dodatkowych inwestorów, którzy mogliby przyspieszyć cały proces prac nad platformą. Ona jednak cały czas powstaje. Cicho czy nie cicho – bardziej chodzi o to, że chcemy uderzyć do ludzi już z konkretami, a nie karmić ich mrzonkami.

Gdy sprawdzałem na platformie crowdfundingowej, na której funkcjonuje wasz projekt, to zgromadziliście tam mniej niż 1/4 całej emisji. To coś, z czym się mimo wszystko liczyliście, czy może bardziej was to negatywnie zaskoczyło?

Wiadomo, że liczyliśmy na większe kwoty. Po prostu wpływ na to miało wiele różnych czynników – od wojny, przez pandemię, po inflację. Nie był to najlepszy okres, żeby odpalić taką emisję, ale niestety nie mogliśmy tego zrobić ani później, ani wcześniej. Dlatego cały czas liczymy na dodatkowych sponsorów i inwestorów, którzy mogliby przyspieszyć ten projekt. Nie zmienia to jednak faktu, że on cały czas powstaje i powstanie. Tylko po prostu potrzebujemy więcej czasu, żeby za uzbieraną kwotę wdrożyć najważniejsze elementy w myśl struktury, kręgosłupa całego przedsięwzięcia.

Pojawiły się już jakieś podmioty, które faktycznie wyraziły zainteresowanie inwestycją w wasz projekt?

Czekamy na oficjalną decyzję kilku osób, które są w stanie jednym działaniem zamknąć to wszystko w jeden dzień.

Czyli rozumiem, że data startu, która była ogłaszana, czyli marzec 2023, jest już nieaktualna?

Jest dalej aktualna. Jak mówię, platforma się pojawi. Projekt zostanie zrealizowany, jednak na starcie będzie chociażby mniej gier, niż zakładaliśmy, jednak w ramach rozwoju platformy będą one sukcesywnie i na bieżąco dodawane. To niestety kosztuje krocie.

Czyli kwota emisyjna, którą udało się zgromadzić, wymusiła na was dość drastyczne ograniczenie waszych pierwotnych założeń.

To jest logiczne. Gdybyśmy nie uzyskali tej kwoty, to w takiej sytuacji projekt nie zostałby zrealizowany, a pieniądze wróciłyby do inwestorów. Koniec tematu. Trafiliśmy jednak do tzw. Klubu Milionera, jeżeli chodzi o Beesfunda, także jest to mimo wszystko fajne osiągnięcie. Jak mówię, cały czas prowadzimy rozmowy z różnymi inwestorami, którzy zbliżają nas do tego, żeby jednak rozwój platformy był ciut szybszy i zbliżony do pierwotnych założeń startowych.

Te utrudnienia nie zmniejszyły trochę twojego zapału?

W żadnym wypadku. Jestem twarzą czegoś fajnego, tworzonego przez fajnych ludzi. Nigdy nie będę tego żałował. Z jednej strony jest to dla mnie fantastyczna przygoda, z drugiej mega docenienie, że zostałem wzięty w czymś takim pod uwagę.

Rojo izakfot. fb.com/ROJOV13

Jeżeli chodzi o twoje zaangażowanie w, nazwijmy to, rywalizacyjny gaming, to z mojej perspektywy, jako osoby, która w młodszym wieku oglądała twój kanał, jest to dość ciekawe. Nigdy nie kojarzyłeś mi się tak stricte z rozgrywkami w ramach rywali, bo głównie grywałeś albo single, albo ewentualnie coop. Co prawda był u ciebie też np. Battlefield, ale to raczej odstępstwo od normy i Day of Duel nie do końca odpowiada twojemu wizerunkowi jako twórcy.

To, że nie jestem esportowcem, w żadnym wypadku nie wyklucza mnie jako obserwatora tego wszystkiego pod kątem socjologii. Plus, brałem też udział w wielu różnych, nazwijmy to, nieprofesjonalnych turniejach, prezentujących w akcji jakiś tytuł albo np. uczestnicząc w rozgrywkach z widzami na terenie stoisk przy okazji różnych wydarzeń. Znam też sporo osób, które w esporcie dużo znaczą. Mam tutaj na myśli chociażby Snaxa, pashę czy Piotrka Skowyrskiego.

Od momentu, gdy zacząłeś nagrywać z izakiem regularnie, odczułeś wzrost zainteresowania ze strony bardziej esportowej społeczności? Masz wrażenie, że odznaczyło się to jakoś na twoim kanale?

Cały czas monitorowałem to, co robił izak i zawsze byłem pod ogromnym wrażeniem, jak ten człowiek potrafi fenomenalnie komentować praktycznie wszystko. Od CS-a, przez walki robotów, aż po mecze reprezentacji w piłkę nożną. Tak więc siłą rzeczy stykałem się też z tym tematem, również w czasie swojej współpracy z MSI, gdy mieliśmy esportową grupę eventową Dragon Shields. Było to kilkadziesiąt osób i w zależności od miasta, nasza grupa pojawiała się na różnych eventach i grała w różne gry o nagrody z widzami albo osobami, które te stoiska odwiedzały. Ale jak mówię, ja bym platformy GGDAB bezpośrednio, w stu procentach nie wiązał z core’owym esportem. Bardziej chodzi o sam zamysł, bo esport to jest jednak pewna drużynowość. Z kolei na Day of Duel wariantów, jeżeli chodzi o tryb zabawy, będzie kilka. Mamy duel – to jest pojedynek między dwoma graczami. Będzie turniej. Ale większość elementów to jest jeden versus jeden. Czy nazwałbym to takim teamowym klasycznym esportem? Nie do końca.

Aczkolwiek esport mimo wszystko formułę duo czy solo też przyjmuje.

Jak najbardziej. Po prostu ciężar jest położony na tym, a nie ma np. turnieju piątek czy ósemek.

Ciekawi mnie twój stosunek do Counter-Strike'a, bo on u ciebie na kanale pojawił się dopiero w momencie, gdy zacząłeś nagrywać z izakiem. A czy jako osoba z pokolenia kafejek internetowych byłeś też jednym z tych dzieciaków, które chodziły do kafejek i grały tam w CS-a?

Oczywiście graliśmy. Chociaż mniej kafejki, a bardziej imprezy urodzinowe za dzieciaka, kiedy w Empiku wynajmowało się salę na godzinę czy dwie, żeby pograć w takie gry jak Quake, Duke Nukem 3D czy KKnD Xtreme, jeżeli chodzi np. o strategie. A jeśli mowa o kafejkach internetowych, to to mnie trochę ominęło. To znaczy, korzystałem z nich, jeżeli chciałem za granicą wejść na maila, na tej zasadzie. Jeżeli chciałem w coś pograć, to grałem zazwyczaj w gry, które nie chodziły na moim domowym komputerze. Zdecydowanie bliżej zawsze było mi do tzw. LAN Party w garażach u kumpli. I tam już naprawdę rżnęliśmy we wszystkie klasyczne tytuły – CS 1.6, Source itd.

Na swoim kanale, gdy nagrywałeś materiały z Battlefielda czy Call of Duty, widać było u ciebie zamiłowanie do bardziej taktycznej, zespołowej gry. A mimo tego, że w 2014, gdy Virtus.pro wygrało Majora i zaczął się szał, a praktycznie wszyscy gamingowi youtuberzy zaczęli nagrywać CS-a, to u ciebie tego nie było.

CS jest totalnym wyjątkiem, bo jeżeli wchodziłem w jakąś popularną grę, to już totalnie po jej boomie. To był główny element, który łączył mnie z izakiem. Podczas kilku wspólnych projektów mega się ze sobą zaprzyjaźniliśmy. W ogóle, żeby było śmiesznie, paradoksalnie okazało się, że ulubioną grą Piotrka jest mój ulubiony Fallout 2. Ludzie byli strasznie zaskoczeni, straszna konsternacja się na sali pojawiła, gdy izak zapytany o swoją ulubioną grę wymienił F2. Od razu wszyscy myśleli, że Rojo dokonał na nim jakiejś indoktrynacji <śmiech>. Ale wracając – wszyscy mówią "Ej, Rojo, ty grasz w Battlefieldy, pograj w CS-a". Więc powiedziałem "izak, zróbmy coś takiego, pograjmy w tego CS-a, ja będę noobem, ty będziesz prosem, będzie śmiesznie". I faktycznie, przez cztery lata od 2017 do 2021 z izakiem nagrywaliśmy cały czas praktycznie dwa materiały tygodniowo. Jasne, głównie był to CS albo jakieś rzeczy z warsztatu, ale był to fantastycznie spędzony czas i ludzie też fajnie odnotowywali mój postęp. Bo początkowo faktycznie nie potrafiłem niczego w tej grze i nadrabiałem komentarzem, brednią czy specjalną niewiedzą, ale potem troszeczkę się wyrobiłem pod skrzydłami izaka.

Można powiedzieć, że na żywo pokazywałeś w kolejnych latach swój progres.

Ale Leh to samo. Uważam, że Leh też jest świetnym esportowcem, genialnym snajperem. Dlatego potem nasze trio, może w środowisku innych gier, ale też takich competitive czy challenge'owych, dawało fajny mix.

Jako fan gamingu jeszcze przed nawiązaniem relacji z izakiem kręciłeś się w jakiś sposób koło esportu? Budziło to w ogóle twoje zainteresowanie, czy przechodziłeś raczej obok tego?

Nie, np. pracując dla serwisu GRY On-line, byłem osobą, która robiła relacje z różnych eventów, podczas których bardzo często dochodziło do esportowych pojedynków. Spisywałem relację, zbierałem wyniki, obrazowałem emocje.

Z ludologicznego punktu widzenia, a to przecież też jest coś, czym się parasz, kwestia esportu, to, że jedni grają na komputerze o duże pieniądze, a inni to oglądają, to jest coś ciekawego.

Ja zawsze wolałem uprawiać sport niż go oglądać. Co nie zmienia faktu, że zdecydowanie bliżej jest mi do gier wideo przez wzgląd na pewne bezpieczeństwo konsekwencji. To znaczy wolę, gdy młodzież sobie strzela do potworów czy gania się z karabinami w CS-ie, niż jak chleje, bije się czy bierze jakieś dopalacze pod spożywczym.

Jako osoba z zasięgami i znajomościami w środowisku miałeś kiedyś propozycję, by pójść tą samą drogą, co swego czasu inni youtuberzy? Sam dobrze wiesz, że izak miał organizację, IsAmU i Nitro mieli organizację, Karolek miał organizację. Myślałeś, by samemu dać w ten sposób szansę np. młodym ludziom?

Nie, bo, jak mówię, jestem bardziej ludologiem. Jakby naukowcem, socjologiem, jeżeli chodzi o gry wideo. Nie profesjonalnym graczem czy esportowcem. Zawsze było mi bliżej do gier single albo do takich z trybem szeroko rozumianej kooperacji. Bardziej skupiałem się na tym, żeby pomagać ludziom w gamedevie, na początku wspierając ich jako domorosłych deweloperów. Potem ci ludzie okazali się na tyle dobrzy, że sprzedają już teraz swoje gry na Steamie, gdzie rodowodem czy genezą było jednak RojoFanGames, o którym wspominałem. Ponadto chodziło mi też o to, by odprowadzać ludzi od komputerów i bez utraty gamingowego siedliska wyprowadzać ich na świeże powietrze w rozumieniu mojego Paintballa z Rojem, gdzie jednak mimo wszystko dominują potyczki o strukturze rodem z sieciowych gier akcji, tj. team deathmatch, zdobycie flagi, ochrona VIP-a czy tryb zombie.

A czy w ramach promowania Day of Duel, gdy już platforma ruszy, to gracze też będą mogli cię tam spotkać w ramach jakichś rozgrywek albo po prostu po to, by porozmawiać?

Oczywiście. Powiem ci to, co mówiłem na różnych konferencjach związanych z projektem. Ja zdecydowanie rozwinę swoje promocyjne skrzydła, kiedy platforma już wystartuje, bo wtedy bezpośrednio będę mógł się zająć tym, czym zajmuję się na co dzień, czyli gamingiem, ogrywaniem tych tytułów, graniem z widzami. Bo można robić treningi bez pieniędzy, żeby poznać sterowanie, co trzeba zrobić w danej grze, żeby zainwestować w najlepsze osiągi. Bardzo trudno było mi promować platformę, która dopiero co powstaje. Będę tym gościem od efektu końcowego, może tak to sobie nazwijmy.

Już teraz tworzysz sobie w głowie jakieś akcje, które mogą mieć miejsce, byś mógł promować waszą platformę?

Na pewno będzie można ze mną zagrać. Na pewno będzie można zagrać z Arkadiuszem Milikiem. Na pewno będziemy także razem grać na streamie w ramach promocji. Zdecydowanie ciekawsze sektory promocyjne powstaną już po ukazaniu się Day od Duel.

Zmierzając powoli do końca – jako ten wspomniany dinozaur masz poczucie, a może nawet dumę z tego, że poniekąd wychowałeś pewne pokolenie graczy? Wielu młodych ludzi, dziś już dorosłych, tak naprawdę dorastało, oglądając twoje materiały.

Mam świadomość tego wpływu, dlatego tu pojawia się coś, o czym dziś jeszcze nie mówiliśmy, czyli moje vlogi "Mówię, co czuję", a także "Gry na receptę", gdzie staram się, wykorzystując empirycznie nabytą wiedzę, pomagać w różnych aspektach życia. Dla mnie przede wszystkim bardzo budujące są maile, które stanowią jakby dowód, że zrobiłem coś dobrze. Że ktoś jednak odłożył tabletki, sznur czy żyletkę.

Czyli gdybyś miał jednym zdaniem... Albo nawet kilkoma, nie będę cię ograniczał. Gdybyś miał więc powiedzieć, w jakim miejscu jest dziś Patryk Rojewski i czy czuje się spełniony jako osoba kreatywna, to co byś powiedział?

Czuję się bardzo spełniony, jeżeli chodzi o swoją misję obrony gier wideo w ramach idei "gry łączą, a nie dzielą". Ale broń Boże, proszę tego nie mylić z przekonaniem, że osiadłem na laurach. To jest coś, w czym cały czas uczestniczę, cały czas staram się rozwijać, poszerzać horyzonty, brać udział w różnych projektach natury społecznej, które mają szansę jeszcze bardziej skonsolidować, zintegrować tych ludzi, dając im narzędzie własnej realizacji. Niezależnie od tego, czy jest do deweloperka, esport, czy też właśnie growe dziennikarstwo.

Słowem zakończenia można powiedzieć, że Game of Duel też jest trochę przedłużeniem tej maksymy, że "gry łączą, a nie dzielą", bo przecież to też jest misja stworzenia pewnej społeczności, która potem będzie ze sobą współgrać.

Oczywiście. Współgrać, konkurować – nazywajmy rzeczy po imieniu. Czy to sport tradycyjny, czy wszystko, co wiąże się z rywalizacją, budzi emocje, często skrajne. Bądźmy na to przygotowani, nie każdy potrafi poradzić sobie z porażką. Ważne, żeby ta porażka mobilizowała nas do pracy nad sobą w rozumieniu podnoszenia własnych umiejętności.

Na początku rozmowy wspomniałeś, że jest jeszcze jeden projekt, o którym nie możesz jeszcze mówić. A kiedy coś więcej na ten temat?

Już za niedługo. Myślę, że mogę powiedzieć na tyle, w jakim stopniu było to do tej pory przedstawione. Wszystko to ma związek z tzw. gamingowo-technologicznym hubem na terenie Katowic.

W takim razie dzięki za poświęcony czas. Oby plany z platformą wypaliły, bo wtedy z pewnością będzie jeszcze okazja, by porozmawiać.

Mam nadzieję, z ogromną przyjemnością.

  Obserwuj rozmówcę na Facebooku – Patryk "Rojo" Rojewski

  Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn