Specyfikacja

  • Wymiary: 118 × 61 × 39 mm
  • Waga: 55 g
  • Liczba przełączników: pięć
  • Połączenie: kabel USB-A/USB-C + adapter + odbiornik
  • Podświetlenie: brak
  • Sensor optyczny: PixArt 3395
  • DPI: do 26 000
  • Częstotliwość próbkowania: 1 000 Hz
  • Oprogramowanie: brak
  • Gwarancja producenta: 2 lata
  • Cena: 499,00 zł

Zawartość pudełka i budowa myszki

Myszka M8 Wireless umieszczona została w małym pudełku o designie klasycznym dla Xtrfy. Połączenie czarnego i żółtego od razu przywodzi na myśl szwedzkiego producenta, który typowo dla siebie postawił na minimalizm. I to nie tylko przy projektowaniu samego pudełka, ale także podczas ustalania jego zawartości. Poza samym gryzoniem i niezbędnymi do jego obsługi elementami, jak adapter, odbiornik czy też kabel USB-A/USB-C, nie uświadczymy zbyt wiele dodatkowej zawartości. Z drugiej strony na plus na pewno trzeba zaliczyć, iż producent dołączył do zestawu dodatkowe ślizgacze. Do tego dochodzi też naklejka z logiem samego Xtrfy oraz instrukcja, o której można powiedzieć tyle, że nie jest w języku polskim. Bo generalnie nie jest w żadnym języku – składają się na nią same obrazki.

Ale teraz przejdźmy do tych ważniejszych części kompletu. A wśród nich m.in. wspomniany kabel Xtrfy EZcord Pro o długości 180 cm. Z jednej strony zakończony jest on wtyczką USB-A, z drugiej zaś USB-C i to dzięki niemu możemy zarówno połączyć myszkę z komputerem, jak i po prostu ją naładować. Co ważne, podczas całego procesu ładowania możemy z powodzeniem nadal korzystać z Xtrfy M8 Wireless. Jeżeli zaś chodzi o komunikację bezprzewodową, to do tej wykorzystamy kolejny element zestawu, czyli odbiornik. Ten możemy wpiąć bezpośrednio do naszego komputera, gdy np. korzystamy z laptopa. Z kolei przy komputerach stacjonarnych pomocny będzie omawiany już kabel oraz adapter podpinany przez USB-C.

A na koniec sam gryzoń. Model M8 Wireless do sprzedaży trafił w pięciu różnych wersjach kolorystycznych, aczkolwiek w moje ręce trafiła widoczna na zdjęciach edycja "Frosty Purple". Jeżeli chodzi o samą budowę produktu, to jest ona bardzo klasyczna, bo w tym wypadku Xtrfy  nie zdecydowało się na żadne "udziwnienia". Całość wykonano z matowego plastiku bez żadnych wypustek czy dziur – wyjątkiem jest tutaj tylko rolka, którą pokryto antypoślizgową gumą. Na boku myszy znalazły się dwa dodatkowe przyciski, zaś na jej spodzie dwa ślizgacze, sensor optyczny PixArt 3395, a na koniec także przyciski odpowiedzialne za zmianę DPI oraz RGB.

Wrażenia z użytkowania

Po dłuższym okresie korzystania z Xtrfy MZ1 Wireless przerzucenie się na model M8 Wireless było nietypowym doświadczeniem. Mamy tutaj bowiem do czynienia z gryzoniem o nieco innym profilu, a do tego odczuwalnie krótszym. Tak więc potrzebowałem chwili przyzwyczajenia, by rozeznać się w nowej dla siebie sytuacji, ale po zakończeniu asymilacji używanie gryzonia przebiegał już bez większych komplikacji. Wersja ta szczególnie przypadnie do gustu użytkownikom o mniejszych dłoniach, natomiast ci z łapami jak bochny chleba powinni raczej szukać na rynku innych urządzeń. Co jednak ważne, całość sprawia naprawdę solidne wrażenie i próżno doszukiwać się jakichkolwiek luzów czy niedociągnięć, jeżeli chodzi o dopasowanie poszczególnych elementów.

Jeżeli chodzi o gamingową część testów, to ta przebiegała głównie w ramach PUBG: Battlegrounds, chociaż nie tylko, bo na tapet wziąłem także bardziej dynamiczne produkcje sieciowe pokroju Counter-Strike'a: Global Offensive oraz Overwatcha. Jak więc mysz Xtrfy sprawdza się w praktyce? Ano sprawdza się bardzo dobrze i to zarówno w wersji przewodowej, jak i tej bezprzewodowej. W obu tych konfiguracjach nie ma problemu, jeżeli chodzi o niezawodność połączenia. Tak naprawdę przez kilka tygodni, w których trakcie miałem okazję testować gryzonia, na palcach jednej ręki mogę zliczyć sytuacje, gdy mysz nie wykonała mojego polecenia. Aczkolwiek mogło to być spowodowane tym, iż do aktywacji głównych przycisków trzeba przyłożyć nieco większą siłę, co dla niektórych może być wadą, a dla niektórych zaletą.

Ale jest coś, do czego przyczepić się muszę. Kompletnie bowiem nie rozumiem decyzji projektanta, który zdecydował, że umieszczenie gniazda dla kabla z przodu, niczym we wspomnianym już modelu MZ1 Wireless, jest zbyt mainstreamowe. W efekcie przewód podczas ładowania wtykamy... z boku w tylnej części myszki. Jest to rozwiązanie nietypowe oraz zwyczajnie niewygodne, bo wyraźnie utrudnia korzystanie z myszy w momencie, gdy akurat wyczerpie jej się bateria. Wtedy pozostaje nam albo poczekać, albo męczyć się z tym, że kabel wystaje nam z tyłu naszej dłoni, co momentami mocno ogranicza ruchy. Szczerze mówiąc, nie wiem, co stało za takim, a nie innym wyborem i dlaczego zrezygnowano z idealnego rozwiązania ze starszego modelu MZ1.

Podsumowanie myszki

Cóż mogę powiedzieć, tak jak podobał mi się przywoływany tu już kilkukrotnie model MZ1 Wireless, tak i Xtrfy M8 Wireless uważam za dobrą myszkę. Pewną, jeżeli chodzi o sposób działania. Naprawdę solidnie wykonaną i cieszą także oko pod względem designu, bo ten jest surowy, ale jednocześnie ma klasę. Po tygodniach testów nie mogę złego słowa powiedzieć ani na sensor, ani też na scrolla. I tak naprawdę jedynie ten wspomniany przed chwilą wtyk kabla, umieszczony w totalnie nieintuicyjnym miejscu, psuje tę dobrze wyglądającą całość. W tej sytuacji trudno mi powiedzieć, czy opłaca się kupić ten model za pełną cenę. Pytanie, jak bardzo przeszkadza wam ta kwestia, która objawiać się będzie jedynie podczas ładowania? Na to musicie już odpowiedzieć sobie sami.