Bartosz Burchardt: Zacznijmy od samych początków. Od ponad dwóch lat jesteś profesjonalną zawodniczką VALORANTA. Jak do tego doszło i dlaczego akurat VALORANT? Czy grasz od samej bety?

Weronika "speedówka" Dąbrowska: Tak. Przed VALORANTEM grałam w CS:GO i chciałam tam tak naprawdę zostać. Grałam z moją drużyną z uniwersytetu, ale jak wyszedł VALORANT, to oczywiście każdy był bardzo zainteresowany. Każdy chciał w to grać i siłą rzeczy po prostu przenieśliśmy się na VALORANTA. Tam też od samego początku graliśmy turnieje pomiędzy innymi uniwersytetami. Mimo to jednak najpierw nie byłam fanką. Nie przemawiały do mnie rakiety i inne umiejętności. Z czasem jednak przywykłam i teraz gra po prostu jest fajna. Dużo się dzieje. Wydaje mi się, że nawet na poziomie casualowym jest po prostu więcej zabawy niż w CS:GO. 

Mówisz Counter-Strike, a oprócz niego i VALORANTA grasz jeszcze w jakieś inne gry? Rozrywkowo bądź w rywalizacji?

Ja jestem ogólnie rzecz biorąc gamerką. Grałam i gram w różne gry. GTA, Assasin's Creedy – bardzo to lubię. Teraz jednak bardzo zależy mi, żeby się wspiąć z moimi umiejętnościami w górę. W związku z tym mało czasu pozostaje mi na inne gry.

Zaczęłaś więc od uniwersyteckich rozgrywek w CS-a. Jak to się stało, że nigdy nie zagrałaś na polskiej scenie, a twoja kariera od samego początku była międzynarodowa? 

Powiem ci, że to jest bardzo dobre pytanie. Tak naprawdę nie planowałam nawet iść w poważniejsze imprezy. Dla mnie taki turniej uniwersytecki był wtedy czymś bardzo poważnym. Jak zapisałam się na uniwersytet w Anglii, to mój kolega popchnął mnie, bym zapisała się do tamtejszego esportowego klubu. Wtedy nie wiedziałam, że coś takiego w ogóle tam istnieje. Pomyślałam, że spróbuję. Bez tego nadal grałabym gry rankingowe. Zawsze chciałam iść w esport, ale nie wierzyłam za bardzo, że mogę ot tak do tego wejść i zacząć grać. Pewnie dlatego nie szłam w polską scenę.

W zespole pełnisz funkcję inicjatora. Czy wyszło to naturalnie, czy może od zawsze wolałaś grać na pierwszej linii? 

Już grając w CS-a zawsze lubiłam flashować oponentów. To była moja ulubiona rzecz. Różne line-upy i szybkie zagrywki z granatami błyskowymi. Jednocześnie bardzo lubię komunikować tego typu zagrywki. Ustawiać mojego duelista na zaplanowaną przeze mnie akcję. Biorąc to pod uwagę, to drużyna mi zaproponowała, abym poszła w inicjatora. Bardzo mi to podpasowało, to jest, można powiedzieć, mój plac zabaw. Jestem otwarta na inne role, jeżeli będzie taka potrzeba, nie ma problemu, ale jednak najbardziej się odnajduję tu, gdzie jestem.

Kiedy Aliance przejęło waszą drużynę, chat banned, poczułaś, że twoja kariera nabiera rozpędu i profesjonalizmu, czy może było to już wcześniej? 

Na początku nie za bardzo przemawiały do mnie te turnieje. Poziom był niski. Organizacje zaczynały tam wstępnie dawać kontrakty zawodniczkom. Pamiętam, jak Rix.GG jako pierwsze przyjęło do siebie skład kobiecy. Gdy dołączyłam do Alliance, to miałam jednak poczucie, że tutaj naprawdę coś się dzieje. Był to spory zastrzyk motywacji, której i tak miałam sporo. Był to bez wątpienia wielki krok dla mnie i dla reszty dziewczyn.

Po Alliance następnym przystankiem było GUILD X. Przeszłaś tam pod sam koniec istnienia tego składu. Dlaczego po tak krótkim czasie zespół został rozwiązany, a wszystkie zawodniczki rozeszły się w różnych kierunkach? 

Mieliśmy w planach zostać jak najdłużej się da w organizacji, ale było bardzo dużo komplikacji. Były spore problemy w komunikacji wśród graczy, ale i drobne sprzeczki z organizacją. Koniec końców, gdy odeszła pierwsza osoba, to za nią podążyły błyskawicznie kolejne. Mieliśmy bardzo duże plany, ale niestety stało się jak się stało. Jestem pewna, że gdybyśmy zachowali ten skład od początku, czyli klaudia, Smurfette, ja, Ness i aNNja, to byśmy na spokojnie wygrały następny turniej. Miałyśmy naprawdę bardzo duże plany, ale wyszło tak, że po prostu każdy się posprzeczał. I te sprzeczki nie były prywatne czy personalne. Nie mogliśmy po prostu osiągnąć porozumienia z celami.

Całkiem niedawno, bo pod koniec czerwca, przeszłaś do swojej obecnej organizacji, Acend Rising. Spotkałaś się tam ze znaną ci wcześniej ze wspólnej gry w Alliance Joliiną. Czy miałaś inne oferty poza Acend? Co było powodem, że to właśnie tam się przeniosłaś?

Miałam oferty z różnych drużyn i organizacji, ale miałam bardziej ambitną wizję. Chciałam iść do topowych ekip. Byłam cierpliwa i czekałam na lepsze propozycje. W końcu dostałam się na try-outy od Acend. Na początku byłam mało przekonana. Wizja drużyny różniła się od mojej. Komunikacja i organizacja w drużynie różniły się od tego, co sobie wyobrażałam. Wszystko zmieniło się, jak zaczęliśmy razem grać. Zdałam sobie sprawę, że ta drużyna bardzo do mnie pasuje. W tym momencie jest to jedna z lepszych ekip, w jakich grałam.

W Acend występowali i występują polscy zawodnicy. Wcześniej Patryk "starxo" Kopczyński i Aleksander "zeek" Zygmunt, a teraz Kamil "baddyG" Graniczka. Czy przed transferem rozmawiałaś z nimi na temat opinii o organizacji?

Nie, nie miałam okazji, ale znałam ich wcześniej. Rozmawiałam ze starxo, ale nie na temat organizacji. Ostatnio mieliśmy jednak dzień contentu w Acend. Graliśmy z męską drużyną i są to naprawdę fajni ludzie. Każdy ma wielki zapał do gry i wszyscy tam jesteśmy dla siebie kolegami i koleżankami w organizacji.

Zaraz po transferze do Acend zaczęły się rozgrywki VCT Game Changers. Jakie były wasze cele na tę edycję?

Miałyśmy świadomość, że jesteśmy jednak w gruncie rzeczy nową drużyną i trzeba mieć wyrozumiałość do siebie nawzajem. Wiadomo, chcieliśmy wygrać, naszym celem był triumf, ale jednak bardziej podeszliśmy do tego na zasadzie treningu i wzajemnego zapoznania się, przyzwyczajenia się do siebie. Głównym celem więc było wyciągnięcie wniosków po VCT. Powiem jednak, że gdyby nie parę głupio przegranych map, to mogłybyśmy nawet wygrać.

No właśnie. Trening treningiem, ale przez fazę grupową przeszłyście jak burza. Wszystko szło super, aż do meczu z G2 Gozen. Po dobrym spotkaniu jednak myśleliśmy, że rewanż w finale będzie pewniakiem a tu nagle sromotna porażka z FUT. Co się stało? 

To się tak naprawdę zaczęło od G2, kiedy to prawie mieliśmy Haven w naszych rękach. Nie dokończyłyśmy jednak i to nas rozbiło. Myślę, że już nawet na następny mecz. Nie mówię, że miałyśmy złą mentalność czy coś. Byłyśmy gotowe wygrać z FUT, ale była presja, że jak nie wygramy, to już nie ma na co liczyć. Jak zaczęłyśmy grać z FUT, to nie mieliśmy "momentum". Weszło to nam do głów i nie mogłyśmy tego domknąć. Byłyśmy jednak w pozytywnym nastroju. Byłyśmy z siebie dumne. Miałyśmy świadomość, że doszłyśmy daleko.

W tym momencie zajmujecie drugie, premiowane awansem na mistrzostwa świata miejsce w regionie EMEA. Przed wami jednak jeszcze jeden split VCT. Uważasz, że jesteście faworytkami w walce o MŚ? 

Myślę, że na pewno większość drużyn się nas boi. Dużo osób było zaskoczonych tym, co zaprezentowałyśmy. Mam teraz duże nadzieje na zwycięstwo w następnym splicie. Nie sądzę, że oddamy tak łatwo mapy, jak to miało miejsce teraz. Nie chcę zapeszać, ale jesteśmy już ze sobą troszkę czasu. Nie jesteśmy już aż tak nowe i myślę, że czujemy się na to gotowe.

Męski skład Acend ma już na swoim koncie mistrzostwo świata. Czy w organizacji jest parcie na to, aby panie poszły w ślady swoich kolegów? 

Myślę, że organizacja jest bardzo ambitna. Czujemy też bardzo duże wsparcie z jej strony. Szkoda, że nie doszło do franchisingu, ale to wsparcie i tak jest ogromne.

W Polsce mamy jedną drużynę kobiecego VALORANTA, która prezentuje wysoki poziom. Mówię oczywiście o Anonymo. Śledzisz poczynania polskich zawodniczek i polską scenę? Znacie się? Jakie jest twoje zdanie na ich temat? 

Na początku nie śledziłam za bardzo. Od paru miesięcy uległo to jednak zmianie. Po prostu z ciekawości. Znam te wszystkie dziewczyny, pisałyśmy ze sobą, dużo też grałyśmy przeciwko sobie. Jestem bardzo dumna, że mamy taką drużynę reprezentującą Polskę. Jest to dobry poziom, dziewczyny są bardzo przyjazne, sympatyczne i na pewno będę dalej śledzić ich poczynania i im kibicować.

Przejdźmy do bardziej ogólnych spraw. Czy uważasz, że kobiecy esport rozwija się w zadowalającym tempie? Jakie są główne problemy? 

Myślę, że się rozwija. Zwłaszcza w VALORANCIE. Moim zdaniem jest to ogromna zasługa Riotu. Organizacja wszystkich turniejów wygląda naprawdę dobrze dla dziewczyn. Mamy sporą widownię. Nowe organizacje cały czas wchodzą w obieg. Wygląda to dobrze. Nawet w CS:GO widziałam, że coś się dzieje. Dla nas, kobiet, esport na pewno się rozwija. Nie ma w ogóle dwóch zdań na ten temat.

Z tym wsparciem jednak różnie bywało. W Counter Strike'u było sporo uszczypliwości względem kobiecej sceny. W LoL-u były wręcz przykłady jawnej dyskryminacji. Jak odbierają ciebie i twoje koleżanki w społeczności valorantowej? Spotykacie się z jakimiś uszczypliwościami? 

Myślę, że to jest trochę nieuniknione. Jest lepiej przez to, że mamy duże wsparcie ze strony organizacji. Takie coś jednak może się nigdy nie skończyć. Zawsze będzie temat "dziewczyny kontra faceci". Sama jestem do tego przyzwyczajona, ale po prostu gram swoje i robię swoje. Będzie tego mniej, ale nie uniknie się tego.

Czy są jakieś problemy, które uważasz, że dotyczą tylko zawodniczek, a nie dotyczą zawodników w esporcie?

Sposób, w jaki podchodzimy do treningów. Podejście trenerów. Czasem mam wrażenie, że jest w tym mniej powagi. Wydaje mi się, że ludzie oglądają kobiecą scenę z małym przymrużeniem oka, jeśli chodzi o umiejętności. Samo funkcjonowanie drużyny też się trochę różni.

Dlaczego, twoim zdaniem, w Polsce w dalszym ciągu to CS dominuje popularnością nad VALORANTEM i czy może to ulec zmianie? 

CS w Polsce jest legendą. Widownia na turniejach od zawsze była potężna. Sama pamiętam czasy Virtus.pro. To było coś niesamowitego i myślę, że to wygląda tak właśnie dzięki temu. VALORANT jednak przybiera na popularności. Turnieje są organizowane w wielu krajach. W Polsce jest mało zawodniczek. Jest to trochę przykre, bo zdarza mi się, że znajdę podczas zwyczajnej gry rankingowej dziewczynę, która naprawdę ma talent, ale nie chce iść profesjonalnie w VALORANTA. Myślę jednak, że prędzej czy później również w Polsce popularność gry skoczy w górę.

Trzeba przyznać, że kobiecy i nie tylko kobiecy Counter-Strike bardzo mocno stracił na wyjściu VALORANTA. Wiele zawodniczek zdecydowało się "przebranżowić". Czy myślisz, że po wyjściu CS 2 proces ten może się odwrócić?

CS 2 na pewno będzie miał jakiś wpływ, ale VALORANT jest jednak trochę inną grą. Mimo podobieństw są też znaczne różnice. Słyszałam o pojedynczych osobach wśród naszej dziewczęcej społeczności, które chcą wrócić do CS-a, ale nie sądzę, że to będzie jakiś znaczący ruch.

Mówiłaś o wsparciu ze strony Riot Games. Rzeczywiście firma mocno promuje VALORANTA. Na pewno mocniej niż Valve CS-a. Niedawno zapowiedziała powstanie filmu z uniwersum VALORANTA. Takie inicjatywy są bardzo dobrą formą reklamowania gier i budowania lub wzmacniania wokół nich bazy fanów. Tak zrobiły chociażby Arcane czy Edgerunners. Czy zawodniczki zwracają ogóle uwagę na takie kwestie? Czy zainteresowanie i cała otoczka wokół gry są dla was istotne, czy też myślicie tylko o stricte na aspektach mechanicznych? 

Jak najbardziej jest to ważna rzecz, jeżeli gra jest promowana, piosenki są wypuszczane tak, jak robi to Riot. Niedługo film, to naturalnie jest wielki rozgłos, na przykład na tak istotnym teraz Tik-Toku. Valve czegoś takiego praktycznie nie organizuje. Taki naturalny rozgłos działa świetnie. Część zainteresowanych zacznie oglądać turnieje. Dla nas, a przynajmniej dla mnie, jest to dość ważne. Bo jednak był ten argument, że VALORANT kiedyś umrze, a CS znów wróci do popularności. Nie sądzę, że to się stanie właśnie dzięki temu, co robi Riot. Wiadomo, ja skupiam się na poprawianiu swojej mechaniki, swojej gry, ale takie promocje są bardzo istotne, żeby utrzymać przy życiu cały hype.

Gdzie widzisz siebie za dwa-trzy lata? Jakie są twoje najbliższe i nieco dalsze cele oraz esportowe marzenia? 

Planuję zostać w esporcie najdłużej jak to możliwe. Oczywiście jako gracz. Dalej będę uczestniczyć w takich rozgrywkach. Jeżeli jednak coś miałoby się zmienić, to wtedy może rozpocznę karierę trenerską lub jako content creator. Esport od dziecka był moim marzeniem, więc będę w nim do końca i wyciągnę z niego, ile mogę, aż do ostatniej kropli.

Na sam koniec muszę spytać. Trochę to może odsunięte od esportu, ale oglądałem kiedyś często Patryka "Roja" Rojewskiego i wśród jego fanbase’u aktywna, głównie w kwestii fanartów, była również speedówka. To ty czy zbieżność ksywek?

Ha ha, to jestem ja! Do tej pory czasami mam kontakt z Rojem. Powiem więcej, gdyby nie on, to nie wiem gdzie bym teraz była. Naprawdę jestem mu wdzięczna za to, co wtedy powstało.

Miałaś jakąś pomoc od Patryka? W jakiś sposób pomogło ci bycie istotną częścią tego fanbase'u w rozwinięciu swojej kariery? 

Na pewno mi to pomogło. Nie wiem, czy w esporcie, ale miało to pozytywny wpływ na mnie i mój charakter. Oprócz tego pomogło mi to w budowaniu własnej marki. Bywało, że ludzie przychodzili na moje media społecznościowe właśnie dzięki temu, że miałam wstęp u Roja. Miałam kiedyś kanał na YouTube. Gdy go zamykałam, poinformowałam ludzi, że będę szła w esport. Pamiętam, że od tego momentu, nawet na uniwersyteckich turniejach, gdy były one streamowane, na czacie pojawiali się fani Roja. W jakimś stopniu pomogło mi to zabrzmieć choćby na polskiej scenie.

  Śledź rozmówczynię na Twitterze – Weronika "speedówka" Dąbrowska

  Śledź autora na Twitterze – Bartosz Burchardt