Maciej Petryszyn: Od premiery VALORANTA minęły ponad 4 lata. Jak ty, jako osoba, która w naszym kraju uchodzi za jedną z najbardziej związanych ze sceną, oceniasz ten okres? Udało się stworzyć nową, dużą grę esportową? Czy może jednak szanse i nadzieje były ostatecznie większe niż to, co na ten moment udało się osiągnąć?
Krystian "terp" Terpiński: Odpowiadając na pierwszą część pytania, uważam, że na pewno trudno jednoznacznie określić te cztery lata. Powiedziałbym, że były to zarówno lata grube, jak i troszeczkę chude. Mam wrażenie, że mieliśmy dobre wejście w nowy esport. Pierwsze mistrzostwa świata wygrało dwóch Polaków, był niesamowity hype. Mieliśmy dużo dobrych polskich drużyn i tak dalej. Ale siłą rzeczy ekosystem trochę ewoluował. I dlatego gracze też musieli poszukać dla siebie miejsca w drużynach, żeby się tym ekosystemie z dobrymi pensjami, pulami nagród itd. pomieścić. I doszło trochę do momentu rozwodnienia polskiej sceny.
Uważam, że na przykładzie LoL-a i CS-a widać, że jest kryzys, jeżeli chodzi stricte o polski esport. Nie omija to też VALORANTA. Zwłaszcza że VALORANT początkowo był mocno międzynarodowy. I może to nawet dobrze, bo mamy polskich graczy, którzy grają w naprawdę świetnych zespołach. Teraz np. zbliżamy się do VCT Ascension, czyli turnieju promocyjnego VCT i najmocniej reprezentowaną na nim nacją są Polacy, którzy są rozbici po sześciu różnych drużynach. To miłe dla oka. Chociaż smutne z perspektywy gościa, który jest tutaj od początku, bo prawdopodobnie nie doczekamy się już na takim turnieju w pełni polskiej piątki, która będzie miała szansę, by awansować do VCT. Z drugiej strony trzeba cieszyć się tym, że ci gracze grają w dobrych drużynach we Francji, Niemczech itd. Zarabiają dobre pieniądze i mają szanse na duże sukcesy.
Ale też de facto żadna nacja w Europie nie może się pochwalić za bardzo jednolitym i jednocześnie mocnym składem.
No tak. Jak patrzysz w tym momencie na region EMEA, stricte na Europę, to jeżeli już widzisz jednonarodowościowe zespoły, to jest to Turcja. Nie wiem, czy jeszcze jakiś inny kraj można by tutaj wymienić. Chyba nie. Tak czy inaczej, wszystko opiera się na miksach. Nawet w VCT masz jednolite tureckie zespoły, a reszta to po prostu miksy.
Do samej sceny esportowej i jej struktury jeszcze przejdziemy. A jakbyś miał powiedzieć, co w samym VALORANCIE jako grze zmieniło się na lepsze przez te cztery lata? To znaczy, co dziś jest lepsze niż na premierę?
To trudne pytanie, bo coś, co dla jednej osoby będzie lepsze, dla drugiej będzie gorsze. Ja uważam, że obecny ekosystem, chociaż w żadnym stopniu nie jest perfekcyjny, to jest w nim stała struktura. Jest wyznaczona ścieżka i możesz przejść od amatora do profesjonalisty, od najniższej ligi do najwyższej. To coś, co mi się bardzo podoba, bo np. w LoL-u tego nie masz. Nie możesz awansować z 2. Ultraligi do Ultraligi, potem z Ultraligi do EMEA Masters, a potem z EMEA Masters do LEC-a. A w VALORANCIE taka ścieżka jest możliwa i to jest moim zdaniem fajne. Ale na pewno coś, co zmieniło się w pewien sposób na gorsze, to tożsamość kibicowska. Przez co, o czym mówiłem przed momentem, drużyny rozmywają się narodowościowo i przez to trudniej kibicować.
Niemniej wykreowaliśmy nazwiska, które światowo dużo znaczą. Niezmiennie mamy dwóch mistrzów świata, którzy zawsze będą cieszyć się dużą renomą. A paTiTek... To był absolutnie rok paTiTka i nikt mu tego nie odbierze. Dwa razy pojechał z Heretics na Masters, a to, że zrobił to w roli stand-ina, jest moim zdaniem jeszcze bardziej imponujące. Jeżeli to nie był docelowy skład, a oni mimo to najpierw awansują na Masters w Madrycie, a potem na Masters w Szanghaju dochodzą do finału, to moim zdaniem to nie jest przypadek. To jest całe "redemption story". Patryk w 2020 roku zaczynał bardzo wysoko. G2, wygrywane praktycznie wszystkie turnieje w Europie, a potem była trochę droga w dół. EXCEL, po drodze pojawiło się nawet Incognito. Pokazał, że można spaść, ale można się też odbić i za to bardzo duże uznanie dla Patryka.
W tej sytuacji będzie zaskoczeniem, jeżeli w przyszłym roku nie zobaczymy Patryka w VCT.
Powiem więcej. Uważam, że zaskoczeniem będzie, jeżeli oprócz Patryka w VCT nie znajdzie się też kilku innych Polaków. Albo drogą awansu z Ascension, albo po prostu poprzez transfery, bo tylu mamy rewelacyjnych graczy na poziomie tier 2. W Apeks masz kaajaka i MOLSIEGO, którzy są rewelacyjni. Myślę, że szczególnie kaajak, który jeszcze do niedawna był totalnym rookie itd., pokazuje, że jest gotowy na wielkie granie.
Z kolei MOLSI już kiedyś w VCT był.
Tak, i MOLSI też, moim zdaniem, z pewnego poziomu nie schodzi. We Francji masz jasia i kamyka. Ten drugi już przewijał się jako stand-in we Fnatic. Natomiast jasiu jest według mnie w tym momencie najlepszym indywidualnie graczem w Polsce. I uważam, że oni też będą brani pod uwagę przez wiele drużyn. W naszym East: Surge masz GoNext, które ma polski core. I także sądzę, że wszyscy oni, zeek, PROFEK i BULD, mają szansę, żeby zagrać w VCT. Oczywiście mam nadzieję, że drogą awansu, bo kolejny zespół z polskim corem w VCT to byłoby coś pięknego.
Kurczę, mamy też starkiego i xussa w MOUZ, którzy naprawdę robią genialną robotę. Nie chcę tutaj nikogo pominąć. Jest filu, który robi robotę we Włoszech, chociaż to słabsza liga. Naprawdę wierzę, że mamy szansę, by w przyszłym roku być jedną z trzech najlepiej reprezentowanych nacji w VCT. Pewnie nie przebijemy Turków, którzy mają dwie rodzime organizacje i tam będą nadal pewnie grać sami Turcy. Ale naprawdę Polacy indywidualnie zmierzają w bardzo dobrym kierunku i to bardzo cieszy.
Pewnie pamiętasz, że gdy zapowiadano VALORANTA, szybko przypięto mu łatkę pogromcy Counter-Strike'a. Nie masz wrażenia, że mogło to trochę zawyżyć oczekiwania? A nawet dziś gołym okiem widać, że chociaż CS dostaje aktualizacje takie, jakie dostaje, to i tak gracze przy nim trwają. Nie było wyraźnego exodusu do VALORANTA, gdzie przecież support dewelopera stoi na o wiele wyższym poziomie.
Powiem ci tak. Moim zdaniem przede wszystkim warto zadać sobie pytanie, kto napędza tę narrację, że VALORANT będzie pogromcą CS-a. Bo ja, jako osoba, która jest związana z VALORANTEM od samego początku, nigdy czegoś takiego nie powiedziałem. Nie znam też zbyt wielu osób, które są z tej sceny i mówiły coś takiego. Nie znam takich Rioterów. Oczywiście VALORANT miał być konkurencją. Pewnie, że tak. Tylko czy miał być konkurencją w kontekście graczy, którzy już przy CS-ie byli? To jest moim zdaniem ten case. Ludzie nie do końca rozumieją, że VALORANT nie był stworzony jako gra, która ma ukraść playerbase CS-a. VALORANT, moim zdaniem, powstał, by dać graczom z pokolenia Gen Z alternatywę dla Counter-Strike'a. Taką, która będzie potencjalnie w nieco innym stylu, bardziej przypominającym gry, w które Gen Z gra. Fortnite'y, Robloxy i inne tego typu dynamiczne rzeczy.
Taki CS dla nowego pokolenia.
Szczerze? Wydaje mi się, że trochę tak. Pewnie, gdybyś wyciągnął dane demograficzne z CS-a i VALORANTA, to zobaczyłbyś, że w VALORANTA gra o wiele młodszy playerbase. Generalnie nie ma w tym nic złego.
fot. BeChampions/Maciej Kołek |
Oczywiście, że nie.
Uważam, że tak samo fakt, przy jakiej okazji rozmawiamy... Premiera VALORANTA na konsole, zorganizowana przez polski Riot, to trochę udowodnienie, jak wygląda ta polityka, strategia. Zobacz, jaki jest wielki playerbase gier multi na konsolach. Między innymi jest to Fortnite. I teraz robisz grę na konsolę, która pokazuje gościom z Fortnite'a: Słuchajcie, was również zapraszamy. To, że wy gracie na konsoli, nie ma znaczenia. Wy również jesteście mile widziani. A tak naprawdę nie ma w ogóle darmowej gry 5 na 5 konsolę, która w tym momencie byłaby konkurencją. To jest rynek, który VALORANT może fajnie zdominować. Może wyciągnąć tutaj graczy z Fortnite'a. Może po prostu stworzyć sobie naprawdę duży playerbase właśnie na konsoli.
Niemniej polskie organizacje specjalnie się na VALORANTA nie rzuciły. Pod kątem popularności, zainteresowania nigdy nie był to szczytowy poziom, mam takie wrażenie. Mówię oczywiście o czasach, gdy tych organizacji było jeszcze dużo, a i tak szczególnie nie pchały się one do VALORANTA. Bo kto był? Anonymo, Ungentium, AVEZ też coś chyba próbowało i tyle.
Z drugiej strony patrzysz na LoL-a, patrzysz na CS-a. Jakie polskie orgi się tam ostały?
Teraz nie ma już niemal żadnej.
Ale to też nie jest tak, że przez ostatnie lata była jakaś, moim zdaniem, klęska urodzaju. Nawet gdy nieco bardziej znane organizacje coś próbowały, to było to na małą skalę. Ogólnie rozmawiałem z większością właścicieli polskich organizacji. Siłą rzeczy była to część mojej pracy. Nie tyle, ile ich namawiałem, bo nie uważam, by zdrowe było nagabywanie kogoś "weź zainwestuj w tego VALORANTA" itd. Nie, ja po prostu chętnie odpowiadałem na pytania i pokazywałem dane. Chętnie dzieliłem się tym wszystkim. Ale wiesz, często było to odbijane, że np. w VALORANCIE zakazani są bukmacherzy i inne tego typu rzeczy sponsoringowe, które np. napędzają dywizje CS-a. A to już był argument, bo nie ma sensu robić dywizji, jeżeli ma ona być nierentowna. Z drugiej strony w Polsce przywiązanie do LoL-a i CS-a jest ogromne. Nie było tak, że VALORANT miał ukraść jakiś playerbase. VALORANT miał być sobie grą, która według mnie funkcjonuje równolegle.
I szczerze? Zajebiście. Jeżeli jest jakaś konkurencja, którą de facto społeczność sama sobie trochę narzuciła, to tym lepiej. Bo nawet, gdy są przepychanki w socialach, to napędza to zasięgi i nie jest to wcale nic złego. Ja sam na pewnym etapie, patrząc, w jaką stronę szły polskie organizacje, nie byłem szczególnie smutny, że w VALORANCIE ich brakuje. Bo w Polaków inwestowały duże organizacje z zagranicy i to często było nawet korzystniejsze. Często szły za tym większe pieniądze, większa stabilność, chociaż oczywiście nie zawsze. Były też totalne wtopy, jak np. TENSTAR, gdzie do dziś chłopakom nie wypłacono mnóstwa pieniędzy.
Uważam, że jeszcze potrwa, nim będziemy mówić o VALORANCIE jako o mega popularnej esportowo grze w Polsce. Ale wydaje mi się też, że nie jest to też wcale największym na świecie priorytetem dewelopera, by esportowa ta gra była kosmicznie wielka. Ta gra ma być dla wszystkich i było to komunikowane od samego począku. Oczywiście takim osobom, jak my, czyli odpowiedzialnym za esport, zawsze marzyło się, by ten esport rósł i rósł. Ale sądzę, że potrzeba pewnej cierpliwości i zrozumienia, że CS czy LoL przeszły już jakąś drogę. I to nie oznacza, że nowa gra esportowa pominie jakieś etapy rozwoju. To, że ktoś popełnił jakieś błędy, nie oznacza, że tych błędów nie popełnimy my sami. Bo tak przecież jest w życiu, że często uczysz się dopiero na własnych błędach. Dopiero z czasem dzieją się pewne rzeczy.
Ja nadal głęboko wierzę, że VALORANT będzie równie popularny jak CS. Równie potężny esportowo w Polsce. Bo pod kątem sceny, rywalizacji, nie ma obecnie czegoś takiego, jak polski CS. Mamy polskich zawodników w świetnych drużynach. Mamy siuhego, mamy Snaxa, teraz jest ultimate. Można by wymieniać. Fajnie, że przebijają się w końcu nowe nicki, to jest dla mnie zajebiste. Mimo że wiele osób ze środowiska CS-a różnie na mnie później patrzyło, to sam nigdy nie przestałem CS-a śledzić. Zawsze kibicuję chłopakom i mega się jaram, że osiągają tyle sukcesów. Takiego zdrowego podejścia życzę wszystkim. Nieważne, która gra jest twoją main gierką. Ciesz się z sukcesów Polaków w każdej grze, kibicuj im itd. Spytam tak dobitnie – po chuj my chcemy rywalizować, skoro na koniec dnia chcemy tego samego, czyli żeby Polakom wiodło się w każdej grze?
Niemniej mam takie wrażenie, że za każdym razem pojawia się osoba... Przykładem na to niech będzie Nivera czy teraz nitr0. Osoba, która grała w CS-a, a potem na fali przenosin zaczęła grać VALORANTA i teraz znowu wraca do Counter-Strike'a. To ktoś taki używany jest jako argument w dyskusji o tym, która gra jest lepsza. Też zapewne spotykasz się z takimi komentarzami.
Z drugiej strony zarówno nitr0, jak i Nivera niczego w VALORANCIE nie osiągnęli. W przypadku Nivery wiemy, bo przyznał on to wprost, że chciał po prostu zagrać w drużynie ze swoim bratem, a ten był już wtedy w VALORANCIE. Z kolei nitr0 miał jeden dobry turniej, ale i tak go nie wygrał. Potem był już bardziej, nazwałbym to, dodatkiem dla tej sceny. Zresztą moim zdaniem tacy ludzie, jak nitr0, na koniec dnia idą po prostu tam, gdzie płacą i taka jest rzeczywistość. Poza tym w VALORANCIE nikomu szczególnie nie zależy na tym, by jacyś prosi z CS-a tutaj przechodzili. To jest piękne w VALORANCIE, że my nie musimy się opierać na dawnych gwiazdach z CS-a czy jakiejkolwiek innej gry FPS. Jasne, są goście, którzy przyszli z innej gry i im wyszło, ale przede wszystkim VALORANT sam wykreował nowe gwiazdy.
Właśnie mam wrażenie, że coraz rzadziej w kontekście dużych lanów czy sukcesów na tych lanach mówi się o drużynach, w których są gracze pokroju nitra czy Nivery. Minęły cztery lata, a w ścisłej czołówce sceny jest coraz więcej graczy wykreowanych już stricte przez VALORANTA.
Totalnie. Wiesz, to jest naturalna kolej życia. Masz nowy esport, masz gości, którzy dorastają razem z nim.
Niemniej wydaje się, że cztery lata w esporcie to nie jest wcale tak dużo, by wykreować nowe gwiazdy.
A jednak tutaj już jakieś gwiazdy wykreować się udało. Myślę, że są goście, którzy globalnie są kosmicznymi gwiazdami i wywodzą się właśnie stricte z VALORANTA. Chociaż wiadomo, że są też ludzie z innych gier. Kosmiczną gwiazdą jest TenZ, który wcześniej grał w CS-a, ale też nie miał w tym CS-ie osiągnięć. Kosmiczną gwiazdą jest też benjyfishy, który wcześniej był wielką gwiazdą Fortnite'a. Ale też trudno mówić, że jedzie on na tym samym, bo Fortnite to zupełnie inny typ gry.
Jest też zeek.
Jasne, zeek też. Gość, który w Fortnicie był dobry, ale nigdy nie osiągnął swojego peaku. Ten przyszedł dopiero w VALORANCIE. Tak naprawdę moim zdaniem to totalnie działa w ten sposób, że my w VALORANCIE wykreowaliśmy nowe gwiazdy. A w zasadzie nawet trudno powiedzieć, że to MY je wykreowaliśmy. One wykreowały się same i to w tym wszystkim jest piękne.
fot. Polska Liga Esportowa/Julka Szałapska |
Największym mankamentem, jeżeli chodzi o esportowego VALORANTA, jest kalendarz, o którym powiedziano już bardzo dużo. Ten temat pojawia się zresztą kolejny sezon z rzędu. Bo ekipy, które nie jadą na Champions, de facto już od czerwca-lipca mają wolne. Wydaje mi się, że nie do końca zostało to przemyślane, a najgorsze, że, jak mówię, wraca do kolejny rok z rzędu. I nic się w tej kwestii nie zmienia, co chyba nie zachęca graczy ani też samych organizacji, które na dobrą sprawę przez pół roku płacom graczom, którzy nie grają.
Jasne. Myślę, że po stronie dewelopera jest świadomość, że ten ekosystem nie jest perfekcyjny. Już teraz są na przykład zapowiedziane zmiany na przyszły rok, które mają zwiększyć rywalizację między regionami i dać właśnie więcej grania itd. Aczkolwiek ilu ludzi, tyle opinii. Bo są też komentarze graczy, którzy występują przez cały rok, w tym też teraz na Championsach. I oni mówią, że są przemęczeni. Wiesz, po prostu nie ma reguły.
Ja akurat jestem po stronie, że rzeczywiście grania powinno być więcej. Szczególnie off-sezony powinny być bardziej wypchane, ale też jako człowiek, który przez długi czas pracował przy organizacji turniejów, wiem, ile pieniędzy pochłania tworzenie takich rzeczy. Wiem też, jaka jest sytuacja na rynku, jeżeli chodzi o sponsoring itd. To nie jest nic łatwego. Wszyscy chcieliby utopijnego świata, w którym każdy może non stop coś grać, każdy może z tego wyżyć, każdy może zarabiać dużo pieniędzy itd. Ale to jest utopia, która nie istnieje.
Może pójść bardziej drogą tego, co jest w CS-ie?
W CS-ie jest inna sytuacja. Masz dozwolonych wszystkich sponsorów. Bukmacherzy non stop robią jakieś swoje turnieje. Ale rozumiem też politykę Riotu, że nie chce takich sponsoringów. Chociaż wydaje mi się też, że nie ma co walczyć z czymś, czego de facto nie możesz sam zmienić.
A ty jesteś zwolennikiem właśnie takiego bardziej uporządkowanego systemu, jaki Riot wprowadził w VALORANCIE? Czyli że wszystko jest dokładnie rozpisane, określone itp. Czy może bardziej odpowiada ci taki, nie oszukujmy się, burdel, jaki jest w CS-ie, gdzie tych turniejów jest masa, cały czas coś się dzieje? Oczywiście są lepsze i gorsze imprezy, ale generalnie nie ma momentu, którym nie dzieje się zupełnie nic.
Myślę, że coś pomiędzy. Uważam, że w CS-ie jest za dużo rzeczy. Gdybym chciał śledzić tylko CS-a i śledzić wszystko, to totalnie nie miałbym w życiu czasu na nic innego. Tak mi się wydaje. Sądzę, że w VALORANCIE bardzo fajne jest to, że jest wyznaczona konkretna droga, ale, jak mówię, mam świadomość, że momentami tej gry jest trochę za mało i jej po prostu brakuje. Szczególnie w off-sezonie, gdy można byłoby spokojnie planować sobie jesień, zimę itd. Te off-sezonowe turnieje często też są późno ogłaszane. Jestem większym fanem tej uporządkowanej drogi, ale uważam jednocześnie, że jest za mało grania i powinno być go więcej. Mam nadzieję, że Riot będzie to rozwijał z roku na rok w tę stronę, że jednak nie będzie gołych miesięcy.
Przejdźmy do Champions. Uważasz, że ktoś będzie w stanie powstrzymać Gen.G? Koreańczycy przybyli do Seulu jako wicemistrzowie pierwszego Masters, mistrzowie drugiego Masters.
Grają też u siebie.
Czy zatem można powiedzieć, że ten wyrok już zapadł i każdy inny wynik niż tytuł dla Gen.G będzie zaskoczeniem?
Nie, totalnie wyrok jeszcze nie zapadł. VALORANT pokazał, że jest taką grą, w której faworytom na każdym etapie może powinąć się noga. Uważam, że generalnie wszystko może się jeszcze wydarzyć. Oczywiście sam najbardziej trzymam kciuki za Heretics. W tym momencie jest przynajmniej 4-5 zespołów, które mogą tam wygrać. Największe nadzieje pokładamy oczywiście w Heretics i Fnatic, bo reprezentują Europę. To też moi partnerzy biznesowi, więc w ogóle trzymam mocno kciuki <śmiech>. Sentinels też mogą się totalnie odbić po porażce. Uważam też, że jakieś DRX może paradoksalnie zaskoczyć, chociaż dziś mieli trochę shaky mecz. Generalnie Ameryka zawsze jest groźna i nie można tam nikogo skreślać. Pewnie jedynie Chiny można całkowicie wykreślić z walki, bo nie jest to na razie region gotowy na rywalizację na tym poziomie.
Ale to dopiero ich pierwszy rok w VCT.
Oczywiście. Region chiński zadebiutował dużo później i o tym trzeba pamiętać.
W przypadku Fnatic mam wrażenie, że to ekipa, którą zawsze umieszcza się w gronie faworytów. A generalnie tych sukcesów nie było tam wcale aż tak wiele. Oni często przyjeżdżają na turnieje jako faworyci, a mimo to nie do końca spełniają oczekiwania. Weźmy sezon, gdy całkowicie zdominowali VCT EMEA, przegrywając dopiero w finale z Liquid. A koniec końców Champions i tak opuścili z pustymi rękami.
Wcześniej jednak wygrali i LOCK/IN, i Masters Tokyo. Są pierwszą drużyną, która wygrała dwa turnieje jeden po drugim i jedyną w Europie, która ma dwa międzynarodowe trofea. Więc wiesz, ja bym nie powiedział, że oni zawsze zawodzą. Chociaż faktem jest, że mieli gorszą końcówkę ubiegłego roku. Faktem jest też, że nie mieli łatwego wejścia w ten rok. A mimo to dwa razy wygrali VCT EMEA.
Na dodatek wygrali ze zmiennikiem.
No właśnie. Ale jak pokazuje ten rok, zmiennicy często potrafią zrobić robotę. A hiro ma naprawdę niezłe wejście i powiem szerze, że wierzę, że to Fnatic może zaskoczyć pozytywnie. Nie wiem, czy to jest drużyna na miarę wygrania całego Champions. Nie powiem, że tak jest, ale uważam, że będą spokojnie walczyć o finał.
Przed naszą rozmową patrzyłem trochę na kursy bukmacherów i Fnatic pod kątem szans na tytuł było na drugim miejscu zaraz za Gen.G.
Okej, powiem szczerze, że nie spodziewałem się.
Na koniec trochę o tym, po co tu jesteśmy, czyli VALORANT na konsolach. Jak ty zapatrujesz się na FPS-owy gaming na konsolach? Mam wrażenie, że ten był zawsze traktowany przez PC-owców trochę po macoszemu. Jako coś dziwnego, bo jak tu grać w FPS-y na padzie?
Ja uważam, stary, że wszystko ma swoją niszę. Uważam, że konsole to naprawdę fajna opcja dla ludzi, którzy po prostu grają tylko na konsolach. Jak mówię, mają pierwszy raz darmową strzelankę 5 na 5. Mogą się zbierać z ziomkami na granie itd. Uważam, że to naprawdę może być banger. I o ile sam nie ukrywam, że nie jestem konsolowy na takiej zasadzie, że będę dużo grał w VALORANTA na konsoli, tak uważam, że jest pewna nisza osób. Sam mam znajomych, którzy pykają tylko na konsoli i wiem, że oni są tą betą, która dziś się zakończyła, zachwyceni. Sądzę, że to totalnie będzie strzał w dziesiątkę, tylko właśnie dla konkretnej grupy ludzi.
Ale uważasz, że może powstać jakiś esportowy odłam VALORANTA na konsoli? Czy to raczej nie pójdzie w tym kierunku i wszystko będzie tylko czysto gamingowo, for fun?
Myślę, że może. To znaczy, zakładam, że będzie to na takiej zasadzie, iż będą próby. Zobaczy się, jak to się przyjmie itd. Obawiam się po prostu, że pod kątem oglądalności może to być trudne. Ale też Riot często podkreśla, że nie chce wykluczać żadnej platformy, żadnej grupy. Więc zakładam, że będą mieli jakąś swoją esportową odnogę. Ale trzeba czekać na informacje, wiele więcej nie wiem. Zacznie się pewnie podobnie, jak w zwykłym VALORANCIE. Jakieś mecze pokazowe, turnieje, pierwsze próby, streamerzy będą kleić klany. Coś takiego. A potem może będzie jakaś liga typowo dla konsolowców. Tak naprawdę wiele zależy od tego, jak Microsoft i Sony będą chciały to wspierać. Jakie będą inwestycje. Ale zakładam, że coś po tym kątem będzie sprawdzane.
Patrykowi w turnieju Deathmatch poszło całkiem nieźle, zdobył nawet figurkę. Może to jest jakiś trop.
To wyobraź sobie gości, którzy grają tylko na konsoli. I grają w coś takiego na wyższym poziomie. Myślę, że tacy ludzie się znajdą. Znajdą się goście, którzy będą naprawdę zgniatać niektórym łeb tym, co potrafią zrobić na padzie. Tak mi się wydaje.
Czekamy na VALORANT Champions 2025 na konsoli.
Ja chcę to zobaczyć. Po prostu z ludzkiej ciekawości.