Viktor Wanli, założyciel i prezes firmy Kinguin, bardzo śledzi poczynania zawodników swojej drużyny. Zarówno w sekcji Counter-Strike: Global Offensive, jak i League of Legends pokłada spore nadzieje. Przyznał jednak, że strukturę zespołów trzeba poszerzyć o opiekę medyczną, psychologiczną i analityków.

Skąd w ogóle zrodził się u Was pomysł pozyskania dywizji League of Legends? Dotychczas słynęliście z drużyn CS:GO.

Nie chcę powiedzieć, że to był zupełny przypadek, ale już od jakiegoś czasu były sygnały od Hatchy’ego, że chciałby powrócić do Polski. Ja dowiedziałem się tego mniej więcej dwa miesiące temu i od tego czasu przyszła do nas pierwsza propozycja, czy bylibyśmy zainteresowani rozmowami. Powoli wszystko się składało w całość, aż w końcu doszliśmy do wniosku, że warto w to wejść.

Od jakiegoś czasu macie polską drużynę CS:GO, teraz pozyskujecie polski skład LoL-a. Oznacza to, że chcecie wspierać głównie rodzimych zawodników?

Kinguin został założony siedem lat temu w Polsce, dlatego tutaj widzimy jego korzenie. Jest to logiczne, że kontynuujemy tę tradycję tutaj i widzimy siebie przede wszystkim w Warszawie. Tutaj chcemy w przyszłości budować zaplecze dla graczy. Nie wykluczamy również współpracy z zawodnikami z całego świata, ale korzenie mamy w Polsce.

Przy ogłaszaniu drużyny CS:GO pojawiły się informacje o tym, że zawodnicy przeprowadzą się do Warszawy, by tutaj wspólnie trenować. Czy te plany jeszcze są aktualne?

Są aktualne. Chcemy wrócić do rozmowy z graczami na ten temat i widzimy to jako kluczowy element, by zagwarantować sobie przyszły sukces. Scena jest coraz bardziej profesjonalna i widzimy tutaj potrzebę wspomagania tego na różnych płaszczyznach. Obecna struktura jaka istnieje to trener i gracze, ale powoli trzeba ją uzupełniać następnymi rolami – opieką medyczną, psychologiczną czy analitykami. Na ostatnim DreamHacku teoretycznie późno dowiedzieliśmy się z jaką drużyną będziemy grać w półfinale i musieliśmy spędzić czas do godz. 4 rano, aby analizować dema. Mogliśmy zrobić to trochę wcześniej, więc na pewno będzie trzeba dodatkowych rąk do pracy i myślę, że będzie dobrze.

Ma Pan w głowie jakąś grę, której zawodników jako następnych chciałby Pan zobaczyć w barwach Kinguin?

Śledzimy to, co dzieje się na świecie w różnych grach. Wiadomo też, że najważniejsze są takie gry, które są wysoko na szczebelkach popularności, więc pod tym kątem oferuje się Overwatch. Chcemy jednak do tego podejść rozsądnie i nie przyspieszać niepotrzebnie swoich kroków.

Śledzi Pan poczynania swoich zawodników. Jakie zmiany postrzega Pan w drużynie CS:GO od przyjęcia do ostatniego DreamHacka?

Na pewno sukces drużyny jest widoczny nie tylko dla mnie, ale i dla wszystkich fanów. Bardzo mnie to cieszy i ja ze swojej strony zawsze próbowałem w nich podnieść taką wiarę w siebie, bo nieraz jest to klucz do sukcesu. Jeśli chodzi o poziom indywidualny to myślę, że nie tylko ja wierzę w to, że nasi gracze są już na światowym poziomie i brakuje nam tylko więcej teamowej gry, z którą czasami mamy problem. Dodatkowo trzeba budować wiarę w siebie, ale ostatni DreamHack był przełomowy pod tym kątem, bo to pierwszy raz od wielu eventów, kiedy gracze naprawdę uwierzyli, że mogą walczyć z najlepszymi.