Od wielu lat podział na międzynarodowej scenie CS:GO jest jasny. To drużyny z Europy wiodą prym, zgarniając dla siebie większość najbardziej prestiżowych tytułów. Jeśli zaś chodzi o ekipy z Ameryki Północnej to tylko czasami są one w stanie przerwać hegemonię rywali ze Starego Kontynentu, z reguły oglądając ich plecy. No ale nie ma się co dziwić – poziom w Stanach Zjednoczonych i innych okolicznych krajach jest wyraźnie niższy, liczba naprawdę dobrych zespołów nie tak ogromna, zaś ogólny przebieg poszczególnych spotkań oraz wachlarz stosowanych w nich zagrań czy innowacji pozostawiają sporo do życzenia. To wszystko to oczywiście banały, ale ważne w kontekście dokładnego wyjaśnienia dlaczego europejscy gracze decydują się na tak drastyczny krok i wyjazd na obcy kontynent. Przede wszystkim, dla wielu z nich jest to szansa, by w ogóle zaistnieć, bo nierzadko dopiero wtedy są w stanie udowodnić swoją wartość na większych turniejach. W Europie część z nich nie dostałaby nawet szansy w drużynie, która startuje na imprezach ESL czy DreamHacka, zaś w Stanach jest o to o wiele łatwiej.
Pionier znad Sekwany
Szlaki europejczykom już w czasach CS-a 1.6 przecierał David "Xp3" Garrido. 30-letniego dziś Francuza wielu kibiców może w ogóle nie kojarzyć, ale jeszcze na początku swojej kariery snajper uważany był za dość spory talent. Nie bez przyczyny występował m.in. w legendarnym against All authority, wraz z którym w 2006 roku zajął czwarte miejsce podczas CPL Winter Championship. Z dziennikarskiego obowiązku warto wspomnieć, że wtedy na drodze francuskiej formacji stanęła złota piątka z Pentagram G-Shock. Tak czy inaczej, przed Garrido stał cały CS-owy świat, ale wtedy nie był on aż tak rozwinięty, jak dziś.
Dlatego też już w 2009 roku po nieudanej przygodzie w Dimension4 Xp3 opuścił rodzimy kraj i wyjechał za ocean, by tam w barwach Blight Gaming realizować swój amerykański sen. Bardzo szybko zresztą piął się po kolejnych szczeblach tamtejszej sceny, aż wreszcie pod koniec marca 2010 roku zasilił compLexity Gaming. – To świetne uczucie, jestem niesamowicie podekscytowany moim dołączeniem do coL. Mam nadzieję, że pomogę drużynie w zdobyciu kilku ważnych tytułów. coL to już od wielu lat ścisła czołówka i mam nadzieję, że dzięki mnie zespół ten pozostanie w topie – w rozmowie z serwisem HLTV nie krył ekscytacji francuski zawodnik. Jednakże potem już tak różowo nie było. Ekipa z Xp3 w składzie nie osiągała żadnych sukcesów – dość powiedzieć, że największym z nich było trzecie miejsce na finałach ESEA Invite Season 6. Nie ma się zatem co dziwić, że po zaledwie sześciu miesiącach Garrido zakończył swoją bytność w organizacji, by szczęścia szukać gdzie indziej.
fot. fb.com/xp3cs |
Doszło nawet do tego, że w połowie 2012 roku, czyli u schyłku panowania CS-a 1.6, definitywnie zakończył on swoją przygodę z produkcją Valve, by spełniać swoje esportowe ambicje w Shootmanii. Gra ta nie zdobyła nigdy jednak zbyt wielkiej popularności i dziś możemy umieścić ją obok tak dziwnych tworów, jak esportowa scena World of Warcraft. Co zaś stało się z Xp3? Gracz znad Sekwany po roku przeprosił się z Counter-Strikiem, wtedy chełpiącym się już podtytułem "Global Offensive". – Co prawda grałem w Shootmanię, ale tuż po zakończeniu ESWC zdecydowałem się na powrót do CS-a – przyznał w sierpniu 2013 roku sam Garrido za pośrednictwem Twittera. Od tego momentu AWP-er wielokrotnie zmieniał jeszcze kluby, zaś obecnie spotkać go możemy w Denial eSports. Francuz zainteresował się także pracą szkoleniową, dzięki czemu od lutego tego roku pełni także funkcję trenera żeńskiej drużyny Teamu Dignitas.
No to (CS)GO
Postać Xp3 warto przywołać jeszcze z uwagi na fakt, że we wrześniu 2015 roku trafił on do teoretycznie amerykańskiego zespołu Winterfox. Dlaczego tylko teoretycznie? Cóż, poza nim, Francuzem, w składzie znalazło się także miejsce dla dwóch Amerykanów oraz... dwóch Szwedów. Jacob "pyth" Mourujärvi oraz Jonatan "Devilwalk" Lundberg, bo o nich tu mowa, do Ameryki trafili już kilka miesięcy wcześniej, zasilając Luminosity Gaming, ale czas miał pokazać, że ich eskapada do USA zakończy się bardzo szybko. Ostatecznie obaj powrócili do Europy, ale należy wspomnieć o tej sytuacji, gdyż był to tylko jeden z przejawów odmieniających się trendów. Właściciele drużyn coraz chętniej korzystali z mieszanych drużyn, których członkowie niekoniecznie posługiwali się tymi samymi językami (nie licząc oczywiście angielskiego). Ta zmiana nastawienia pozwoliła kolejnym chętnym ze Starego Kontynentu spróbować szczęścia w wymarzonej dla wielu krainie.
Prawdziwy wysyp zaczął się w 2016 roku. Już w styczniu Team Liquid ogłosił pozyskanie znanego z trudnego charakteru Oleksandra "s1mple'a" Kostylieva. – To dla mnie niesamowity krok, zarówno w mojej karierze, jak i całym życiu. Przenoszę się do nowego kraju, w którym nikogo nie znam, zostawiając jednocześnie za sobą moich rodziców, przyjaciół, a także dziewczynę. Wszystko po to, by móc zrealizować marzenie, które, jak wierzę, jest w moim zasięgu – przyznał nastolatek. Wtedy wielu pukało się w czoło, wieszcząc, że Ukrainiec rozniesie ekipę od środka. On tymczasem dwukrotnie doprowadził zespół do strefy medalowej na Majorze. Zresztą, gdy tylko Kostyliev postanowił odejść do upragnionego Natus Vincere, jego miejsce w Liquid zajął inny europejczyk, Jacob "Pimp" Winneche.
fot. ESL |
No i się zaczęło – w kolejnych miesiącach na amerykańskiej ziemi coraz chętniej zatrudniano gości zza oceanu i to nierzadko takich o znanych nazwiskach. Przez różne drużyny przewinęli się m.in. Fatih "gob b" Dayik, Johannes "tabseN" Wodarz czy też Alexander "SKYTTEN" Carlsson. Nie da się jednak ukryć, że większość z nich trafiała do formacji co najwyżej przeciętnych i rzadko który osiągał naprawdę znaczące sukcesy. Bodajże jedynym chlubnym wyjątkiem może być w tej sytuacji Oscar "mixwell" Cañellas. Hiszpan, którego przed wyjazdem do Stanów kojarzyło prawdopodobnie niewielu, w barwach OpTic sięgnął m.in. po triumf podczas ELEAGUE Season 2, a także dotarł do wielkiego finału ECS Season 2. Niemniej potwierdzało to tylko regułę, bo spójrzmy prawdzie w oczy – skoro poszczególni gracze nie byli w stanie zabłysnąć na teoretycznie mniej wymagającej amerykańskiej scenie to jak w ogóle mieliby zabłysnąć w Europie? Jednym ze świeższych przykładów jest m.in. François "AmaNEk" Delauney – w Europie gracz mało znaczących francuskich ekip, zaś w Ameryce Północnej członek występującego na międzynarodowych zawodach Misfits.
Z duchem postępu
Włodarzom nie wystarczyło już tylko tworzenie skromnych, europejsko-amerykańskich mozaik. Na całość poszło Tempo Storm, które w połowie sierpnia ogłosiło utworzenie dwóch składów CS:GO – pierwszego brazylijskiego, drugiego zaś szwedzkiego. Oba miały docelowo rywalizować na scenie NA, chociaż nie ma się co czarować – zespół ze Skandynawii wrażenia na nikim nie zrobił, zaś najciekawszą dotyczącą go kwestią było to, że znalazł się w nim Linus "Limpone" Wecksell, młodszy brat słynnego Jespera "JW" Wecksella. Niemniej największa bomba miała dopiero spać w momencie, gdy swój nowy kształt wyjawić miało OpTic.
Organizacja w przeciągu zaledwie kilku tygodni utraciła całą budowaną przez wiele miesięcy drużynę, a to zapowiadało radykalne kroki. Mało kto jednak spodziewał się, że będą one aż tak radykalne, a Hector "HECZ" Rodriguez zaproponuje posady graczom z takimi nazwiskami i z takimi pozycjami. Wyrzucony Ninjas in Pyjamas Adam "friberg" Friberg, zbędny w FaZe Clanie Aleksi "allu" Jalli czy też niechciany w North Emil "Magisk" Reif. Do tej robiącej wrażenie zbieraniny dołączył wspomniany wcześniej mixwell, a później także pozyskany z PENTA Sports Kevin "HS" Tarn. Pięciu europejczyków, którzy wystartowali w... północnoamerykańskiej dywizji ESL Pro League. Co więcej, mimo konieczności gry zza oceanu, co wiązało się z nie najlepszymi pingami, zawodnicy byli w stanie wygrywać kolejne mecze i obecnie znajdują się na pierwszym miejscu. Potem OpTic wywalczyło także awans na Intel Extreme Masters Oakland 2017, co wywołało zresztą fale protestu – bo jak to tak, europejski skład będzie odbierał slot należący pierwotnie do amerykanów?
fot. fb.com/OfficialFriberg |
Trudno nie dostrzec, że takich sytuacji możemy mieć w przyszłości więcej. Już wcześniej swoją obecność w USA zaznaczali gracze z Brazylii czy Australii, nierzadko przenosząc tam nawet całe formacje. Teraz ich śladami poszli również europejczycy, pogłębiając ten trend na zasadzie małych kroków – począwszy od pojedynczych zawodników, którzy od czasu do czasu wykazywali się odwagą i decydowali się na wyjazd na obce terytorium, a kończąc na pełnych, pięcioosobowych składach. Naprzeciwko temu wyszli organizatorzy przyszłorocznego Majora z ELEAGUE, którzy umieścili OpTic w gronie ekip pretendujących do gry na europejskim Minorze. To jednak nie rozwiązuje problemu, bo jak w przyszłości amerykański kibic ma identyfikować się z teoretycznie reprezentującą go na zawodach drużyną, w której próżno szukać kogokolwiek z północnoamerykańskiego kontynentu?