Producenci headsetów dla graczy toczą walkę o klienta na wielu frontach. Poza wygodą, jakością wykonania i odwzorowaniem dźwięku istotny jest również sam wygląd. W tym przypadku mamy do czynienia z dwoma nurtami – jedni wolą klasyczne i stonowane konstrukcje, podczas gdy inni cenią futurystyczny i ekstrawagancki design. Bloody zdecydowanie lepiej czuje się w tym drugim nurcie, czego przykładem jest model M660. Wyraziste podświetlenie i zdobienia kojarzące się ze steampunkiem tworzą charakterystyczną kompozycję. Ja jednak ocenię również co kryje się pod tą fasadą złożoną z trybików i czerwonych diod.
Specyfikacja:
- Typ: stereo
- Przetworniki: Ø40 mm z dwiema membranami
- Podświetlenie: czerwone
- Pasmo przenoszenia słuchawek: 20÷20000 Hz
- Mikrofon: dookólny z diodą LED
- Pasmo przenoszenia mikrofonu: 75÷16000 Hz
- Waga netto (bez kabla): 390 g
- Impedancja słuchawek: 16 ± 20% Ω
- Okablowanie: przewód 1.2 m ze złączem mini-Jack 3.5 mm 4-polowym, adapter PC 1 m z dwoma złączami mini-Jack 3-polowymi, kabel USB 1 m do zasilania LED
- Cena: ~209zł
Budowa
Bloody M660 to headset, którego design balansuje na krawędzi. Niektórzy będą go uznawać za ciekawy i urozmaicony, podczas gdy dla innych może się już okazać nieco przesadzony i kiczowaty. Dla mnie istotniejsza jest ocena konstrukcji, więc werdykt w sprawie wizualnej pozostawiam Wam.
Szkieletem konstrukcji jest metalowy pałąk wykonany ze stopu aluminium. W celu zwiększenia elastyczności wycięto z niego dość szeroki pasek blachy niemalże na całej długości, co pozwoliło na jednoczesne zredukowanie masy całości. W celu ukrycia metalicznego koloru pałąk pokryto czarną, matową farbą. Tuż pod nim znajduje się opaska na głowę z pięcioma cienkimi gąbeczkami w całości wykończona ekoskórą. Dzięki wysuwanym taśmom, których końce zamocowano w nausznikach, opaska sama dopasowuje się do rozmiaru głowy użytkownika. Dodatkowo w jej wnętrzu umieszczony jest również przewód zasilający i przekazujący sygnał między nausznikami.
Na końcach opaski oraz pałąka pojawiają się pierwsze zdobienia z motywem koła zębatego. Mniejsze zdobienia stanowią zabezpieczenie przewodu oraz posiadają oznaczenia „L” oraz „R” odpowiednio dla lewej i prawej strony headsetu. Nie ma to jednak zbyt dużego znaczenia, gdyż zewnętrze zdobienia umieszczone na pałąku zasłaniają te pod spodem. Sprawia to, że zamiast być dodatkowym urozmaiceniem stają się one elementem dorzuconym na siłę, bez przemyślenia od strony praktycznej.
Kontrast dla lekkiej górnej części stanowią masywne nauszniki. Muszle grube na niemalże 2,5 cm zaprojektowano tak, że otwory na uszy są znacznie mniejsze niż w standardowo spotykanych padach, co dodatkowo potęguje wrażenie ich ogromu. Materiałem, którym je pokryto jest ekoskóra podobna do tej zastosowanej w przypadku opaski opierającej się na głowie. Przetworniki umieszczone pod spodem zamaskowano siateczkowym, gęsto plecionym materiałem z tworzywa sztucznego.
Obręcz zewnętrznej części nauszników wykonano z matowego tworzywa sztucznego z dodatkowymi akcentami wykonanymi z błyszczącego plastiku. Umieszczono tu również kolejne akcenty kół zębatych, które na pierwszy rzut oka zlewają się z całością, ale po włączeniu podświetlenia można zauważyć, dlaczego taki motyw został tam umieszczony.
Jak w większości headsetów to lewy nausznik jest miejscem, w którym zamontowano wejście przewodu sygnałowego oraz mikrofon, który niestety nie jest chowany, a jego długość pozostawia trochę do życzenia. Dodatkowym elementem jest pokrętło umieszczone z tyłu, dzięki któremu można sprzętowo nastawiać głośność dźwięku. Kręci się ono płynnie i jest wystarczająco szerokie, aby łatwo było w nie trafić palcem, jednak regulacja odbywa się przeciwnie niż w większości headsetów. Mianowicie chcąc przyciszyć dźwięk, należy przekręcić rolkę w górę, a przekręcenie jej w dół z kolei powoduje zwiększenie głośności.
Elementem, który pozostał jeszcze do przedstawienia jest przewód, a w zasadzie cała ich garść. Wszystkie znajdują się w identycznym, czarno-białym oplocie wykonanym z tworzywa sztucznego, który przez dodatkowe zastosowanie czarnej żyłki wzmacniającej sprawia wrażenie szorstkiego i dość nieprzyjemnego w dotyku. Główny przewód o długości 1,2 m zakończony jest 4-polowym złączem mini-Jack, tuż przed którym znajduje się rozgałęzienie, do którego podpiąć można przewód USB. Jest to trik, który zastosowali projektanci, aby można było zasilić podświetlenie słuchawek. Ostatnim przewodem jest adapter PC o długości 1 m, który rozdziela sygnały słuchawek i mikrofonu pomiędzy dwoma złączami 3-polowymi.
Wrażenia z użytkowania
Pierwsze podpięcie słuchawek potwierdziło w moim przypadku, że załączanie swego rodzaju instrukcji obsługi lub broszury informacyjnej do produktu jest w pełni podstawne. Widząc przewód USB podpiąłem go bezzwłocznie do gniazda w przewodzie słuchawek oraz do komputera. W tym momencie nastąpiła pełna iluminacja hedsetu, co wydawało mi się dobrym znakiem. Brak wykrycia nowego urządzenia audio nie napawał już jednak takim optymizmem i dopiero w tym momencie przyjrzałem się manualowi dokładniej. Trik z wykorzystaniem przejściówki USB do zasilenia podświetlenia niestety służy tylko w tym celu.
Po podpięciu również wtyczki mini-Jack założyłem słuchawki na głowę i zacząłem odsłuch. Muszę przyznać, że spodziewałem się gorszej jakości dźwięku, a okazał się on całkiem niezły. Na plus muszę zaliczyć równowagę między wszystkimi tonami, która często jest mocno zachwiana w headsetach z niższej półki cenowej. Tutaj dźwięk nie jest spłaszczony jakby dopiero co przejechał po nim walec. Nie jest idealnie, ponieważ momentami dało się zauważyć, że audio jest mało dynamiczne oraz grubość padów zwiększa odległość uszu od membran, przez co dźwięk wydawał się cichszy i delikatnie przytłumiony. Jednak po ustawieniu wyższego poziomu głośności M660 sprawują się dość przyzwoicie zarówno podczas oglądania czy okazjonalnego słuchania muzyki jak i w trakcie grania. Odnośnie tego ostatniego muszę nadmienić, że pozycjonowanie dźwięku sprawuje się naprawdę dobrze co zdecydowanie jest bardzo pożądaną cechą wśród gamingowych headsetów.
O mikrofonie nie mogę wypowiedzieć się zbyt pochlebnie, bo zupełnie mnie on do siebie nie przekonał. Może i jest on odpowiednio giętki, ale tak krótkie mikrofony mają tendencję do kiepskiego wychwytywania głosu, co ma miejsce również w tym przypadku. Aby głos był dobrze słyszany konieczne jest wzmocnienie jego sygnału, ale to generuje dużo szumów i zakłóceń. Dodatkowo przy tak dużych nausznikach producenci mogli pokusić się o mikrofon chowany, jednak dostaliśmy ciągle sterczące ustrojstwo, które dodatkowo po podświetleniu (niestety nie można go oddzielnie wyłączyć) zaczyna rzucać pomarańczową poświatę. Jest ona trochę irytująca, a nadanie jej koloru przez zabarwienie plastikowej końcówki mikrofonu na pomarańczowo potęguje to wrażenie.
Kwestie wygody specjalnie poruszam jako ostatnią, ponieważ słuchawki te w pierwszej chwili wydawały mi się po prostu w porządku. Miałem jedno zastrzeżenie do zbyt małych otworów na uszy - przez ich okrojoną średnicę dolna część małżowin usznych delikatnie wystaje poza muszle, przez co słuchawki nie tłumią idealnie dźwięków z otoczenia. Poza tym wszystkie pozostałe elementy sprawdzały się poprawnie – pałąk był odpowiednio elastyczny, opaska na głowę wygodna, a system dopasowywania jej ułożenia do rozmiaru głowy sprawował się idealnie. Dopiero po jakichś 4 godzinach zauważyłem najistotniejszą rzecz. W ogóle nie bolała mnie głowa i nie czułem najmniejszej potrzeby, aby ściągnąć z niej słuchawki. Nadmienię tylko, że w przypadku padów z ekoskóry moja czaszka i uszy zaczynają mieć dość zazwyczaj po 2, maksymalnie 3 godzinach. Uznaję to za bardzo duży plus, ale muszę też wspomnieć o pewnej drobnostce. Co prawda nie ma ona większego wpływu na komfort podczas noszenia słuchawek, ale momentami może oddziaływać na jakość dźwięku. Chodzi o dość sztywne połączenie aluminiowego pałąka z nausznikami, które nie jest w żaden sposób wytłumione czy zamortyzowane. Brzmi to może dość niedorzecznie, ale w momencie uderzenia (np. ręką) pałąk zachowuje się jak kamerton i przekazuje drgania do nauszników. Każdy taki przypadek owocował u mnie odczuciem, jakby ktoś nałożył mi na głowę blaszane wiaderko i stuknął w nie drewnianą łyżką. Wydaje się to nieco kuriozalny szczegół, jednak według mnie warto o nim wspomnieć.
Podsumowanie
Bloody M660 to headset, który potrafi zaskoczyć. Na charakterystyczny wygląd składają się głównie zdobienia na nausznikach eksponowane przez podświetlenie, więc nie wydaje się to być forma, z której aż wylewa się przesyt i nadmiar. Jest to raczej propozycja dla osób ceniących sobie ciekawy design. Headset ten nie jest pozbawiony wad (ten nieszczęsny mikrofon), ale duża wygoda i dokładne wykonanie połączone z przyzwoitą jakością dźwięku to całkiem niezła kombinacja jak na produkt zaliczający się do niższej półki cenowej. Korzystanie z M660 było dla mnie przyjemne i zadowalające.