Już tylko kilkanaście dni dzieli nas od startu drugiego w tym roku turnieju CS:GO o randze Majora. W związku z tym warto byłoby ponownie pochylić się nad obecnie stosowanym systemem legend, który ma przecież ogromny wpływ na przebieg kolejnych turniejów. A ponadto jest skrajnie niesprawiedliwy i prowadzi do wielu rzeczy, które budzą tylko śmiech i zażenowanie wśród obserwatorów sceny. No i sprawia, że słowo "legenda" ma w Counter-Strike'u coraz mniejszą wartość, bo dziś "legendą" w majorowym sensie tego słowa może być np. Winstrike Team czy BIG.

System legend stosowany jest na współorganizowanych przez Valve imprezach od samego początku i u jego podstawy leży założenie, by nagradzać najlepszą ósemkę danych zawodów bezpośrednim awansem na kolejną jej edycję. Niby wszystko w porządku, ale problem zaczął się w momencie, gdy firma Gabe'a Newella zmniejszyła liczbę Majorów z 3 na 2 w roku. Tym samym odstępy między kolejnymi turniejami zwiększyły się, a wszyscy wiemy jak bardzo niestabilna jest światowa scena i jak często poszczególne drużyny decydują się na zmiany. Co prawda przepisy mówią o tym, że aby utrzymać status legendy, ekipy muszą zachować swój rdzeń, tzn. co najmniej trzech zawodników, ale i tak – czy jeśli zespół wymienia dwóch członków, czyli 40% swojego składu to jest nadal tym samym zespołem, co pół roku wcześniej? Oczywiście, wiele zależy od tego o jakiej wymianie mówimy, bo tego typu roszada może zarówno zwiększyć ogólny poziom formacji, jak i go obniżyć. Zresztą, namacalnym przykładem niech będzie Cloud9.

Jeszcze na początku roku Amerykanie sięgali po historyczny triumf, który po raz pierwszy w historii dał mistrzowskie trofeum Majora Ameryce Północnej. Wydawało się, że po takim sukcesie może być tylko lepiej, ale rzeczywistość okazała się być brutalna – drużyna szybko spuściła z tonu i nie była już w stanie choćby zbliżyć się do prezentowanego wcześniej poziomu, a jakby tego było mało to na rzecz MIBR straciła również dwóch ważnych członków, Jake'a "Stewie2K" Yipa i Tarika "tarika" Celika, ich miejsce obecnie zajmują natomiast Maikil "Golden" Selim oraz Martin "STYKO" Styk. Ten pierwszy był niechciany we Fnatic, drugiego natomiast pozbyło się mousesports i to będzie chyba najlepszy komentarz w tej sprawie. Ale, ale Cloud9 i tak ma już zagwarantowane miejsce w top 16 FACEIT Majora, o czym pomarzyć może np. Astralis, które w ostatnich miesiącach zdominowało scenę. No ale w styczniu potknęło się, co oznacza, że jeden słabszy występ jest mniej wart niż późniejsze trzy triumfy na najbardziej prestiżowych zawodach. I to jest główna ułomność stosowanego systemu.

Bo niezależnie od tego, jak wyglądać będą zmagania w Londynie, na Majorze w Katowicach na pewno wystąpią wspomniane już C9, G2 Esports, MIBR oraz Winstrike Team, a wszystko dlatego, że kilka miesięcy temu zagrały JEDEN dobry turniej. Sytuację pogorszyła jeszcze decyzja Valve o powiększeniu ogólnej liczby uczestników, bo wcześniej bezpośredni awans na kolejną imprezę otrzymywało 8 na 16 drużyn, czyli połowa, teraz zaś na 24 uczestników aż 16, czyli ok. 67% nie musi się martwić o swój los, bo dobry wujek Gabe i tak zapewni bilet na kolejny swój event. Wystarczy tylko wygrać trzy mecze, a potem można nawet nie grać na żadnym innym turnieju i wymienić dwóch graczy – nic się nie stało, wszystko jest w porządku. Tak było np. w przypadku FlipSid3 Tactics, które na PGL Major Kraków 2017 nie weszło nawet do play-offów, ale znalazło się w czołowej szesnastce. Co było potem? Wschodnioeuropejska formacja pojawiła się tylko na dwóch mało istotnych lanach i z Majora w Bostonie odpadła z bilansem 0:3, na co wpływ miał też fakt, że w składzie zabrakło największej gwiazdy F3, Denisa "electronica" Sharipova, który wtedy grał już w Natus Vincere. A skoro wymiana tylko jednego członka może mieć aż tak drastyczny wpływ na postawę całej drużyny, to co powiedzieć o sytuacji, w której dochodzi do aż dwóch roszad? A tak już za kilkanaście dni w Londynie pojawi się kilka formacji, które mogą w ogóle nie przypominać samych siebie sprzed kilku miesięcy. Bo wygląda to tak:

Drużyna Liczba zmian Drużyna Liczba zmian
Cloud9 2 Gambit Esports 1
FaZe Clan 0 Vega Squadron 2
Natus Vincere 0 Space Soldiers 0
MIBR 2 BIG 2
mousesports 1 Astralis 1
Winstrike Team 0 Team Liquid 2
G2 Esports 2 North 2
Fnatic 2 Virtus.pro 2

Na szesnaście formacji tylko cztery pojawią się na wrześniowym Majorze w składzie takim, jak na Majorze styczniowym. Ponadto w trzech ekipach doszło do jednej roszady, a aż dziewięć zespołów wymieniło po dwóch graczy! Czy wobec tego warto nagradzać bezpośrednimi zaproszeniami do jednego z dwóch początkowych etapów składy, które tak znacząco się zmieniły? A przecież nie poruszyliśmy nawet kwestii nowych szkoleniowców, a tych też kilku by się znalazło. Nawet nasz polski rodzynek, czyli Virtus.pro przyjedzie do stolicy Wielkiej Brytanii kompletnie odmienione, bo bez Wiktora "TaZa" Wojtasa i Janusza "Snaxa" Pogorzelskiego. Do VP przybył nowy snajper, odszedł natomiast Snax, który miał ogromny wpływ na ogólną postawę nadwiślańskiej formacji. Czy zatem nadal mamy do czynienia z tymi samymi Virtusami, których mogliśmy oglądać na początku roku?

Zresztą, tak długi okres, jaki dzieli kolejne Majory, sprawia też, że drużyny mogą notować mniej lub bardziej znaczące zniżki formy lub też jej poprawę. Tutaj najlepiej byłoby spojrzeć na tak znienawidzony przez wielu ranking HLTV, który wydaje się jednak być względnie miarodajnym źródłem informacji na temat tego jak na przestrzeni ostatnich kilku miesięcy zmieniła się postawa poszczególnych formacji. I cóż, tutaj też nie mamy dobrych informacji, bo wygląda to co najmniej słabo, zwłaszcza, że duża część uczestników FACEIT Major London w porównaniu do sytuacji zaraz po ELEAGUE Major Boston 2018 albo w ogóle nie poprawiła swojej sytuacji w zestawieniu, albo nawet ją pogorszyła. Zresztą, niech tabela mówi sama za siebie:

Drużyna Miejsce Różnica Drużyna Miejsce Różnica
29.01 20.08 29.01 20.08
Cloud9 3. 19. -16 Gambit Esports 11. 18. -7
FaZe Clan 2. 4. -2 Vega Squadron 17. 78. -61
Natus Vincere 9. 2. +7 Space Soldiers 18. 22. -4
MIBR 1. 7. -6 BIG 24. 6. +18
mousesports 7. 5. +2 Astralis 5. 1. +4
Winstrike Team 16. 45. -29 Team Liquid 14. 3. +11
G2 Esports 4. 11. -7 North 12. 10. +2
Fnatic 6. 8. -2 Virtus.pro 10. 20. -10

Gdybyśmy mieli przyjąć, że awans do fazy nowych legend ma zapewnione tylko osiem najlepszych drużyn świata, to na ten moment w gronie tym nie powinny się znaleźć aż trzy z ośmiu faktycznych legend. Wówczas G2 Esports spadłoby do fazy nowych pretendentów, zaś Cloud9 i Winstrike Team w ogóle nie mogłoby być pewne gry na Majorze, bo o tę musieliby walczyć w eliminacjach. Podobnie zresztą wygląda to w przypadku Gambit Esports, Vega Squadron, Space Soldiers i Virtus.pro. Każda z tych formacji znajduje się obecnie poza przyjętym top 16, a rekordy wszystkiego bije wspomniana Vega, którą kilka dni temu HLTV umieściło na odległym 78. miejscu. Można więc przyjąć, że stosowany przez Valve system jest skrajnie niesprawiedliwy, bo wschodnioeuropejski skład nadal zbiera profity z uwagi na fakt, że kilka miesięcy temu wyszedł mu jeden turniej, przez co te kilkadziesiąt innych drużyn, które na przestrzeni ostatnich tygodni prezentowały się znacznie lepiej, są zwyczajnie poszkodowane. No i o żadnym wysokim poziomie samych zawodów też nie może być mowy, wszak mówimy tutaj o 78. ekipie świata. Pozostaje nam tylko czekać na pojedynek Vega Squadron vs Winstrike Team – emocje murowane.

Nie bez powodu wielu członków esportowej społeczności odwołuje się do formatu stosowanego w Docie 2, gdzie wszystkie zespoły o awans na The International walczą przez cały sezon, a nie tylko na jednym turnieju. Chcesz pojechać na najbardziej prestiżową imprezę roku, której pula nagród wywołuje palpitacje serca? No to się postaraj – zbieranie punktów poprzez imprezy spod szyldu Dota Pro Circuit jest idealnym sposobem, by na swoistych mistrzostwach faktycznie pojawiły się najlepsi z najlepszych. Nie ma tu mowy o przypadku, bo drogi do awansu na The International są dwie – albo dostateczna liczba punktów DPC, albo też awans poprzez eliminacje. Tak czy inaczej, liczy się tylko obecna dyspozycja. Esport to nie sport – tutaj nie można brać pod uwagę czegoś, co miało miejsce wiele miesięcy temu, bo w takim CS:GO to naprawdę długi okres. W Counter-Strike'u zaledwie tygodnie wystarczą, by jakiś skład rozpadł się lub też zmienił nie do poznania, jak więc w takiej sytuacji w sierpniu możemy brać pod uwagę wyniki osiągane jeszcze w styczniu? To zakrawa o absurd i w dużej mierze wpływa na fakt, że sam Major nie jest już tak atrakcyjny, jak kiedyś. Oczywiście, innym jest też nie tak atrakcyjna pula nagród, którą niektóre turnieje organizowane przez prywatne firmy już nawet przebiły, ale to już temat na inną rozprawkę.

Tak czy inaczej, w CS:GO słowo "legenda" nie ma już żadnej wartości, bo na przestrzeni ostatnich lat określane nim były takie drużyny, jak BIG, Winstrike Team czy też FlipSid3 Tactics, które nigdy do ścisłego światowego topu nie należały. A mimo to według stosowanej przez Valve nomenklatury były legendami i czerpały korzyści z faktu, że udało im się zagrać jedną dobrą imprezę. A to nie tak powinno wyglądać, bo nawet na tak prestiżowym turnieju, jak Mistrzostwa Świata w Piłce Nożnej start trzeba sobie zapewnić. Nie ma nic z darmo. Ktoś powie, że to porównanie bez sensu, bo przecież MŚ rozgrywane jest tylko raz na cztery lata. Tylko czy te 6-7 miesięcy, które dzieli od siebie kolejne Majory, to w esporcie nie jest w pewnym stopniu podobny okres, podczas którego także może zmienić się zaskakująco wiele. Chociaż akurat w esporcie ciągłe zmiany są jakby mniej zaskakujące, a to jeszcze bardziej podważa sens nagradzania za dokonania sprzed ponad pół roku.


FACEIT Major London 2018 rozegrany zostanie między 5 a 23 września – w imprezie udział wezmą 24 drużyny, które powalczą o łączną pulę nagród w wysokości miliona dolarów. Po więcej informacji na temat zawodów zapraszamy do naszej relacji tekstowej.

Śledź autora tekstu na Twitterze – MaPetCed