Światowa profesjonalna scena League of Legends wchodzi w zupełnie nowy etap swojego istnienia. Zmiany wizualne, wprowadzenie franczyzy w Europie, wizerunkowe odłączenie się tego regionu od Ameryki Północnej i pojawienie się wielu nowych twarzy na wschodzie. I choć z czasem sprowadzanie importów stało się normą, to w regionie amerykańskim wciąż budzi wiele emocji.

Podczas przyszłorocznego sezonu League of Legends Championship Series zobaczymy co najmniej siedemnastu zawodników, którzy nie urodzili się w Stanach Zjednoczonych lub nie mają obywatelstwa amerykańskiego. Jest to liczba mniejsza niż w ubiegłym roku, jednak wciąż pokazuje jakim zainteresowaniem cieszą się gracze spoza Ameryki Północnej. Owszem, wielu zawodników gra w tym regionie od lat, a rok 2019 będzie kolejnym etapem ich przygody, ale wraz ze zbliżającym się wiosennym splitem poznawaliśmy coraz więcej nowych twarzy, które zagrają w LCS, a nie pochodzą z USA lub Kanady. Kto zatem najczęściej przenosi się do Ameryki Północnej i jakie są tego powody?

Zaciąg koreański

Impact
fot. Riot Games

Jednym z najpopularniejszych regionów, z których drużyny amerykańskie decydują się na szukanie swoich nowych nabytków jest oczywiście Korea Południowa. Niemal od zawsze koreańczycy są uważani za naród, który najlepiej radzi sobie w League of Legends. Nic dziwnego, w końcu drużyny z tego regionu wygrywały Mistrzostwa Świata aż pięciokrotnie. Dlatego też i zespoły amerykańskie decydują się na sprowadzanie coraz to lepszych graczy. Choć pierwsi Koreańczycy w NA LCS, Shin “Seraph” Woo-yeong oraz Shin “Helios” Dong-jin, nie błysnęli umiejętnościami, do rodzimych formacji już nie powrócili, osiedlając się w Stanach Zjednoczonych.

Jednym z najważniejszych transferów pomiędzy Koreą Południową a Ameryką Północną była decyzja o ściągnięciu Junga “Impacta” Eon-yeonga z SK Telecom T1 do Team Impulse. Były mistrz świata miał swoje problemy, jednak po nieco ponad roku gry o jego zatrudnienie powalczyło Cloud9. Tam talent Impacta eksplodował na nowo, powodując, że zaczęto stawiać go w pozycji najlepszego gracza górnej alei w NA. Bardzo długo stanowił o sile C9, lecz w końcu zdecydował się na przenosiny do Teamu Liquid, w którym także bardzo dobrze sobie radzi.

W sezonie 2019 zobaczymy aż trzech kolejnych mistrzów świata, którzy postanowili dołączyć do drużyny z LCS. Bae “Bang” Jun-sik, Lee “Crown” Min-ho i Jo “CoreJJ” Yong-in, bo o nich mowa, zdecydowali się na dość zaskakujący krok, jakim jest przeniesienie się do odpowiednio 100 Thieves, OpTic Gaming i Teamu Liquid. Najwięcej emocji wzbudziły transfery pierwszej dwójki, gdyż ostatni z nich miał już wcześniej okazję zaprezentować się w barwach Team Dignitas. Zarówno Bang jak i Crown swoją decyzją zaskoczyli cały świat, jednak jak można przypuszczać, cokolwiek złego by się nie stało w trakcie sezonu, oni wciąż będą gwiazdami całej ligi. Ich umiejętności są wręcz niesamowite, a na pewno oprócz szansy na kolejny wyjazd na Mistrzostwa Świata, otrzymają ogromne pieniądze.

Duńczycy też potrafią

Jensen
fot. Riot Games

Oprócz rosnącej fali popularności koreańskich graczy, jednym z najbardziej ulubionych narodów przez amerykańskie zespoły są Duńczycy. Przełomowym momentem nie tylko dla Danii, ale także i całego NA LCS było podpisanie kontraktu przez Sorena “Bjergsena” Bjerga z Teamem SoloMid. To właśnie on w 2013 roku stał się pierwszym Duńczykiem w amerykańskiej lidze, przecierając szlak takim graczom, jak Henrik “Froggen” Hansen, Nicolaj “Jensen” Jensen czy Jesper “Zven” Svenningsen. I choć nie każdy z Duńczyków może wspominać swoją przygodę w NA za udaną (patrz – Jesse “Jesiz” Lee czy Jonas “Kold” Andersen), to zazwyczaj postawienie na gracza z kraju nordyckiego wychodziło na dobre.

Z ośmiu duńskich graczy, którzy mają w swojej historii występy w Ameryce Północnej, aż sześciu z nich zobaczymy na wiosnę w odświeżonym LCS. Każdy z nich zdążył wyrobić sobie markę solidnego gracza, który przy dobrych warunkach jest w stanie osiągnąć wiele. Jensen, Bjergsen, Santorin czy Svenskeren wraz z ekipą z NA wyjechali na Mistrzostwa Świata, niekoniecznie stając się dostarczycielem punktów, a nawet wręcz przeciwnie.

Oprócz Duńczyków możemy zauważyć, że Amerykanie nie boją się postawić na inne narody europejskie, choć obecnie tylko trójka uczestników LCS z Europy nie pochodzi z Danii. Mowa oczywiście o Tristanie “PowerOfEvilu” Schrage’u, Yasinie “Nisqym” Dincerze oraz debiutancie, Sergenie “BrokenBlade” Celiku. Wygląda to o tyle ciekawie, że gdy spojrzymy na składy drużyn grających w LEC zobaczymy, że nie ma tam ani jednego gracza, który pochodziłby ze Stanów Zjednoczonych.

Pieniądze powodem przenosin?

Wiemy już jakie narody są najczęściej obserwowane przez skautów amerykańskich organizacji. Gdy już dojdzie do kontaktu pomiędzy graczem a przedstawicielami drużyny, trzeba ustalić warunki przenosin zawodnika i choć wydaje się to bardzo proste, to nastroje mogą zmieniać się z minuty na minutę. Największą rolę w tym wszystkim oczywiście grają pieniądze, jakie zawodnik dostanie za grę dla amerykańskiej organizacji. Wydaje się, że kwoty w Ameryce Północnej są wyższe niż te, które otrzymują gracze w Europie, jednak to nie jest jedyny powód, dla którego gracze decydują się na tak odważny ruch.

Chciałbym móc napisać, że kwestie sportowe czy możliwość rywalizacji w mocniejszej lidze też mają znaczenie, ale nie ukrywajmy, Ameryka Północna nie jest rajem dla esportowców, którzy marzą o wielkich triumfach. Amerykańskie zespoły bardzo często mają problemy z grą na Mistrzostwach Świata, a poziom ligi LCS jest podzielony – połowa zespołów walczy o tytuł mistrzowski, druga połowa o zachowanie honoru i jak najwyższą lokatę na zakończenie fazy zasadniczej. Chciałbym wierzyć w to, że którakolwiek drużyna poza Cloud9 zdobędzie się na realne podejście po finał Worldsów, jednak jak do tej pory mogę czuć się jedynie rozczarowany.

Ogromną zaletą gry w Ameryce Północnej może być fakt, że gracze przygotowywani są do współpracy z dużymi markami. Ich potencjał dla reklamodawców rośnie, a oni sami stają się gwiazdami pokroju aktorów, sportowców czy po prostu celebrytów. Świetnym przykładem może być chociażby wcześniej wspominany Bjergsen, którego oglądać mogliśmy w reklamach Gillette. Oczywiście, oprócz znanego pseudonimu należy posiadać odpowiedni charakter, ale wydaje się, że amerykańskie organizacje bez problemu potrafią poradzić sobie z kreowaniem swoich gwiazd, które obserwowane są przez setki tysięcy fanów na całym świecie.

Importowanie zawodników przez drużyny z Ameryki Północnej to nic nowego, a sam zabieg jest potrzebny nie tylko dla rozwoju drużyn, ale także zwiększenia bazy fanów wśród Koreańczyków czy Europejczyków. LCS jest ligą, która jest bardzo specyficzna, jednak wydaje się, że to właśnie budowanie medialności graczy, rozszerzanie popularności ligi poza regionem oraz sprowadzanie coraz większej ilości importów może stanowić o jej sile. Liczby wyświetleń przy transmisjach są coraz lepsze, a to właśnie dzięki temu północnoamerykańskie rozgrywki mogą myśleć o coraz to większych kontraktach, wpływach z reklam, a dzięki temu także i o zagranicznych transferach.

Śledź autora na Twitterze