Profesjonalna scena Counter-Strike'a: Global Offensive opiera się na turniejach "klubowych", co do tego nie ma żadnych wątpliwości. Tak na dobrą sprawę od przeszło dwóch lat nie odbyły się żadne zawody, w których udział brałyby reprezentacje poszczególnych krajów. Ostatnim takim turniejem były rozgrywane w Belgradzie The World Championships 2016. Czy tego typu impreza jest w ogóle potrzebna i mogłaby ponownie znaleźć swoje miejsce w kalendarzu?
Zacznijmy od tego, co w przeszłości stanowiło największą bolączkę CS-owego mundialu. Wskazałbym na kadry uczestniczących w nim zespołów. O ile w 2015 roku niektóre nacje podeszły do tematu poważnie, desygnując praktycznie najsilniejsze możliwe piątki, tak już rok później, spoglądając na składy ekip, trudno było powstrzymać się od śmiechu. Prosty przykład? Szwecja z Marcusem "Delpanem" Larssonem i Jerrym "xelosem" Råbergiem na pokładzie. Tak, to były najbardziej rozpoznawalne twarze w skandynawskiej piątce. Ponadto w stolicy Serbii zameldowały się takie tuzy światowej sceny jak Singapur czy Tunezja. Zresztą w spotkaniu finałowym ostatniej edycji Mistrzostw Świata zmierzyły się Turcja oraz Argentyna, a to mówi wiele o poziomie samych rozgrywek. Z drugiej strony oczekiwanie, że strzelcy ze światowej czołówki poświęcą treningi drużynowe na rzecz turnieju z pulą 100 tysięcy dolarów jest pozbawione sensu. Biorąc pod uwagę napięty harmonogram imprez, najlepsi zawodnicy zwyczajnie nie mają czasu na dodatkowe godziny gry, a tym bardziej na wylot na lana.
Istotne byłoby zatem odpowiednie dobranie terminu TWC, tak aby nie kolidował on z żadnymi innymi zawodami. W roku kalendarzowym pojawiają się miesiące, w których dzieje się mniej i mamy do czynienia z tak zwanym sezonem ogórkowym. Czemu by nie wykorzystać tego czasu na organizację mundialu? Idąc dalej, konieczne jest zwiększenie prestiżu oraz renomy Mistrzostw Świata, jakiekolwiek zachęcenie graczy do udziału, chociażby przez większą pulę nagród. Wątpię, aby Valve było zainteresowane sprawowaniem nad nimi pieczy, lecz poza amerykańską firmą jest jeszcze kilka innych (DreamHack, ELEAGUE), które mogłyby się tego podjąć. Mam na myśli chociażby zagwarantowanie należytej oprawy czy zadbanie o komentatorów. Warto w tym momencie nawiązać do głośnego skandalu z E-Frag (organizator) oraz Azubu (sponsor) w rolach głównych. Główny sponsor TWC 2016 do dzisiaj nie wypłacił zawodnikom należnych im pieniędzy, co jest niepoważne. Jeżeli chcemy, aby nasz turniej był traktowany na serio, to sami musimy zachowywać jakieś standardy.
fot. Hitbox |
Problematyczną kwestią byłby również dobór szkoleniowca oraz graczy. Kto i w jaki sposób miałby podjąć decyzję o wyborze trenera? W świecie sportu ten obowiązek należy do federacji, zaś w Counter-Strike'u próżno szukać podobnych instytucji. W tym miejscu dochodzimy do sytuacji patowej. Pozostawienie tej kwestii kibicom, nie daj Boże w formie głosowania, to żadne rozwiązanie, podobnie jak odgórny wybór trenera ze strony organizatorów turnieju. Sam szkoleniowiec to jeszcze mały pryszcz, cała zabawa zaczynałaby się przy delegowaniu zawodników do składu. Już widzę te dyskusje w mediach społecznościowych pokroju "dlaczego gracz X, przecież Y jest lepszy!". A jeszcze gdyby selekcjoner był związany z jakąś organizacją i powołał do kadry swojego podopiecznego kosztem faworyta społeczności... W każdym razie nie chciałbym być na miejscu takiej osoby. Prawdę mówiąc, dokonanie w pełni obiektywnej selekcji to awykonalne zadanie.
Skoro tematem dzisiejszego felietonu są Mistrzostwa Świata, nie sposób nie przywołać sukcesu naszych rodaków z 2015 roku. Biało-czerwoni trafili wówczas do grupy C, którą śmiało można było nazwać grupą śmierci. W premierowym starciu Polacy pokonali Holandię, a w meczu o awans do fazy play-off, po dogrywce, ograli Francję. W drodze do finału Paweł "innocent" Mocek i spółka wyeliminowali kolejno Kirgistan oraz Szwecję, by w najważniejszym pojedynku, tym razem w formule BO5, raz jeszcze stanąć naprzeciw Trójkolorowym. Tym razem reprezentacja Polski nie zdołała wyjść z meczu obronną ręką i poległa 1:3. Aczkolwiek nie zapominajmy, że przyszło im się mierzyć z praktycznie galową piątką znad Sekwany. Składało się na nią trzech graczy Teamu EnVyUs (Nathan "NBK" Schmitt, Dan "apEX" Madesclaire oraz Vincent "Happy" Cervoni), a także dwóch zawodników Titan (Richard "shox" Papillon i Edouard "SmithZz" Dubourdeaux).
Ktoś powie: "hej, przecież co roku odbywają się World Electronic Sport Games, które jakby nie patrzeć są namiastką zawodów reprezentacji. Formacje muszą składać się ze strzelców pochodzących z jednego kraju. W dodatku w ramach tego eventu rywalizują one o ogromne pieniądze". Zgoda, jednak zauważam pewne różnice pomiędzy WESG a Mistrzostwami Świata. Po pierwsze, lokalne drużyny rywalizują ze sobą w krajowych lub też regionalnych kwalifikacjach. Nie występuje łączenie składów kilku ekip, w celu sformowania jednej kadry. Po drugie, na turnieju organizowanym przez Alisports może przydarzyć się sytuacja, w której pojawią się na niej dwie piątki z jednego państwa. Ucinając temat, po trzecie, system kwalifikacji do WESG w moim przekonaniu nie ma nic wspólnego z wyłonieniem najmocniejszych drużyn. Eliminacje nie obejmują danego kontynentu jako całości, a są podzielone na mniejsze regiony w jego obrębie. Co za tym idzie, niektóre zespoły mają niemalże gwarancje występu na chińskiej imprezie.
W dzisiejszych realiach kanterowy mundial byłby swoistą gratką dla kibiców z danego kraju, bowiem mieliby oni szansę, aby obserwować swoich reprezentantów noszących trykoty w narodowych barwach. Byłby on również urozmaiceniem jednolitego kalendarza imprez. Mimo wszystko wizja Mistrzostw Świata w CS:GO jest dosyć odległa. Póki co nie widać na horyzoncie żadnego chętnego, który wyraziłby chęć przywrócenia tych zawodów do życia. A szkoda, bo dostarczałyby one unikatowych emocji, powiedziałbym że porównywalnych do występów Virtus.pro sprzed dwóch czy trzech lat.
Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.
Śledź autora tekstu na Twitterze – Tomasho |