Wiktor "TaZ" Wojtas zdecydowanie nie był postacią, która przepadała za zmianą otoczenia – pod banderą Virtus.pro doświadczony gracz spędził przecież przeszło cztery lata. W lutym rosyjska organizacja zdecydowała się jednak na odsunięcie Wojtasa od głównego składu, a niedługo później jego miejsce zajął przedstawiciel młodszego pokolenia – Michał "MICHU" Müller. Okres bezrobocia dla TaZa trwał wyjątkowo krótko. Niespełna miesiąc po wylądowaniu na ławce w VP, dokładnie 12 marca 2018, Polak znalazł bezpieczną przystań w Teamie Kinguin.
Dla 31-letniego wówczas zawodnika bez dwóch zdań był to krok wstecz w profesjonalnej karierze. Nic dziwnego, bo ze swoją starą ekipą jeszcze tego samego roku walczył na Majorze, a kilka miesięcy wcześniej miał możliwość sięgania po najważniejsze laury światowego Counter-Strike'a. Kinguin do czołówki na pewno nie należało. W obliczu wysokiej, w tamtym okresie, formy graczy AGO Esports, Pingwiny mogły stanowić dopiero trzecią siłę w Polsce. TaZ wyszedł jednak z założenia, że lepiej zrobić krok w tył, by następnie posunąć się dwa do przodu. Zresztą do pomocy w przywróceniu organizacji Viktora Wanliego dawnego blasku dostał znakomitych, jak na krajowe realia, pomocników.
Lukę powstałą po odejściu z drużyny duetu Portugalczyków Ricardo „foxa” Pacheco i Christophera „MUTiRiSA” Fernandesa zdecydowano się wypełnić dwójką reprezentantów PRIDE. Szeregi Kinguin oprócz TaZa zasilili bowiem także Jacek „MINISE” Jeziak oraz Paweł „reatz” Jańczak, którzy dobrze wiedzieli, jak zdobywa się trofea na rodzimym podwórku. Ambicją włodarzy TK było jednak coś więcej niż zdominowanie krajowych rozgrywek. Polska formacja chciała bez dwóch zdań przynajmniej powtórzyć wyczyn z 2017 roku, kiedy w młodym składzie wylądowała w najlepszej "20" rankingu HLTV, będąc chociażby w posiadaniu miejsca w najbardziej prestiżowej lidze na Starym Kontynencie – ESL Pro League.
Pomysł na nawiązanie do tamtych sukcesów był więc całkiem racjonalny. Ekipa znad Wisły miała już niezwykle bogatego w wiedzę i doświadczenia lidera oraz dojrzałych do europejskiego CS-a graczy wykupionych z innej rozpoznawalnej w Polsce marki, a także tych, których Kinguin wychowało sobie samo. Warunki były więc niemal idealne. Zdawało się, że w bardzo krótkim czasie drużyna ta może przekroczyć granicę między polską a zagraniczną sceną. Zresztą potężna otoczka, jaka zbudowała się wokół odświeżonej formacji, potwierdzała, że podobne oczekiwania wobec Pingwinów mają także fani. W Polsce wierzono, że w takim zestawieniu TK niebawem może wyprzedzić Virtus.pro w rankingach, a sam TaZ będzie miał nieraz okazję do wzięcia odwetu na swoich byłych kolegach.
Rzeczywistość uświadomiła wszystkich jednak, że Kinguin to nie zupka błyskawiczna, która po zalaniu wrzątkiem i ostygnięciu nadaje się do spożycia. Na efekty wytężonej pracy nowego zespołu trzeba było poczekać. I choć jeszcze wiosną 2018 roku pojawiały się pierwsze oznaki sprawiające, że o drużynie TaZa coraz poważniej myślało się w kontekście walki w Europie, tak jednak los niemal momentalnie podkładał polskim graczom kłody pod nogi. Gdy wydawało się, że Pingwiny znalazły się najlepszej formie od dobrych kilkunastu miesięcy, jak grom z jasnego nieba spadła na zespół dotkliwa porażka na londyńskim Minorze. Pożegnanie w kiepskim stylu z marzeniami o grze na Majorze nadszarpnęły reputację Wojtasa i spółki.
Były jednak i dobre momenty. Warto wspomnieć o zwycięstwie w europejskich finałach i wicemistrzostwie na globalnych rozgrywkach ZOTAC Cup Masters. We wrześniu natomiast TaZ i jego kompani zajęli pierwsze miejsce na DreamHack Open Montreal i drugie na Games Clash Masters. Później przyszła seria słabszych występów na międzynarodowych zawodach (miejsca 7-8. na cs_summit 3, TOYOTA Master CS:GO Bangkok, SuperNova Malta), a w końcówce roku Kinguin czekały ważne sprawdziany – baraże o ESL Pro League oraz kwalifikacje do Minora. I o ile te pierwsze wówczas jeszcze Pingwiny przebrnęły pomyślnie, tak te drugie nie ułożyły się po myśli ekipy Wojtasa.
To, jak szybko w esporcie następują kolejne wydarzenia, potwierdza refleksja nad losami TaZa. Któż z nas mógłby przypuszczać, że w ciągu 365 dni Kinguin w ogóle zniknie z mapy rodzimego sportu elektronicznego, a na jego miejsce pojawi się nowy gracz na rynku – devils.one, którego jednym z trzech właścicieli, a przy okazji nadal aktywnym graczem, zostanie bohater dzisiejszej historii. A przecież do dopiero początek nowego rozdziału w życiu 32-latka.