Bez cienia wątpliwości miniony weekend w Warszawie należał do x-kom teamu. Zawodnicy spod znaku "X" sięgnęli po przekonujący triumf na Meet Poincie, zgarniając tym samym przepustkę na Games Clash Masters 2019. Drużyna najwyraźniej szybko znalazła wspólny język po niedawnych przetasowaniach w składzie, bo jej gra w stolicy momentami powodowała, że ręce same składały się do oklasków. O burzliwym okresie dla formacji, zmianach w aktywnym składzie i na ławce trenerskiej czy niepowodzeniu w pierwszych kwalifikacjach do Minora porozmawialiśmy z Michałem "mono" Gabszewiczem.


Adam Suski: W ciągu kilkunastu ostatnich miesięcy dość często zmieniałeś barwy. Najpierw nie wypalił projekt pod nazwą SEAL Esports, później było attackiereN, BLAST czy Team Preparation. Różne okoliczności decydowały o tym, że ty i twoi koledzy nie mogliście znaleźć na dłużej miejsca dla siebie. W końcu pomocną dłoń wyciągnął x-kom team. Wreszcie poczułeś tutaj stabilizację?

Michał "mono" Gabszewicz: Bez cienia wątpliwości mogę powiedzieć, że x-kom jest najlepszą organizacją, dla której grałem. Mamy zapewnione świetne warunki i nie musimy w zasadzie o nic się martwić. Tutaj jest mój dom i cieszę się, że trafiłem właśnie w to miejsce.

W wymienionych wyżej drużynach miałeś okazję występować z oskarishem, z którym grasz w jednym zespole do teraz. Dzięki jego obecności początek przygody z x-komem był łatwiejszy?

Oczywiście. Z Oskarem gram już jakieś dwa lata i dzięki temu naprawdę świetnie się rozumiemy. Przez to też niewątpliwie było łatwiej dołączyć do nowego zespołu, razem zdobywać pierwsze sukcesy, a przez to też iść do przodu.

Niedawno rozstaliście się z Goofym oraz jedqrem. Jak ty zareagowałeś na te zmiany? Wiedziałeś o nich wcześniej, a może było to dla ciebie coś niespodziewanego i zaskakującego zarazem?

Byłem na to przygotowany, bo jednak coś tam niewątpliwie wisiało w powietrzu. Dało się odczuć, że wyniki nie były takie, jakie powinny być i nasza gra się nie polepszała. Tak więc byłem świadomy, że wkrótce coś się wydarzy i nie będę ukrywać, że poczułem swego rodzaju ulgę, gdy dokonały się te zmiany. Od razu pojawiła się świeżość w naszej drużynie, przez co wzrosła moja motywacja do gry. innocent i reatz przychodząc do naszego zespołu, wnieśli sporo doświadczenia i ogrania. Od tamtego momentu nasza gra się klei, w zasadzie tak było już od naszych pierwszych treningów w nowym składzie.

No właśnie, gołym okiem widać, że wiedza czy doświadczenie obu Pawłów pozwoliła wam zrobić spory progres. Czego nauczyliście się od nich?

Może "nauczyliśmy się" to trochę złe słowo w tym przypadku. Bardziej chodzi o to, że chłopaki wnieśli po prostu spokój do naszych poczynań. Zarówno innocent, jak i reatz, mogą zagrać każdą rolę, dzięki temu się uzupełniamy.

Udało im się może przekazać wam jakieś uwagi, do których stosujecie się teraz w trakcie konkretnych rund czy spotkań?

Na pewno do tej pory brakowało nam pracy nad naszymi błędami tak z dnia na dzień, z treningu na trening. Mieliśmy pewne zastoje i często ciężko było nam wyeliminować powtarzające się w kółko pomyłki. Teraz duet Pawłów pomaga nam kłaść znacznie większy nacisk na stałą poprawę gry, tak aby ciągle być lepszym, dążyć do nieustającego rozwoju.

W ostatnim czasie x-kom miał dwóch różnych szkoleniowców. Zacznijmy jednak od IMD – co zadecydowało, że współpraca z nim dobiegła końca?

To akurat nie wyszło od nas – zawodników, ale od samej organizacji i jej konceptu. Z chłopakami nie byliśmy z tego powodu nazbyt zadowoleni, bo to był właśnie ten czas, kiedy gorzej nam się grało. Z tego powodu uważaliśmy raczej, że zmiany prędzej powinny zajść w naszym składzie, a nie na ławce trenerskiej. Ale nie ma tego złego, co by na dobre nie wyszło. Teraz występujemy bez trenera i w sumie idzie nam nie najgorszej. Lilou [Maciej Mozeluk, trener x-komu w 2017 roku – przyp. red.] jest naszym analitykiem i bez wątpienia jego pomoc w przygotowaniach do meczów jest nieoceniona. Do tego oskarish wziął na siebie trochę tych trenerskich obowiązków, przez co może nam pewne rzeczy pokazać. Jakoś to idzie.

No to teraz nieco o NeiLu. Dlaczego ten pomysł z trenerem z zagranicy nie wypalił?

Myślę, że sporym problemem była bariera językowa, bo nie komunikowaliśmy się przecież po angielsku, ale praktycznie tylko i wyłącznie po polsku. Tak było również poza grą, zdecydowanie częściej rozmawialiśmy w ojczystym języku. Być może właśnie przez to NeiL nie czuł się z nami zżyty, nie było widać tego, że tworzymy z nim zespół, a nawet zaryzykuje stwierdzenie, że on stał nieco z boku. To mogło być też przyczyną tego, że szybko stracił zapał, jakim emanował na początku naszej współpracy.

Przez te zawirowania wokół waszego zespołu, mam tu na myśli odsunięcie dwójki graczy od składu i zmiany szkoleniowców, spadło na was sporo krytyki. Do tego doszła także szydera, bo fani co rusz prześmiewczo komentowali decyzje waszej organizacji. Jak radziliście sobie z narastającą presją?

My akurat byliśmy przekonani, że te zmiany wyjdą nam na plus, więc nie przywiązywaliśmy wyjątkowej wagi do takich komentarzy. Kibice nie wiedzą do końca, co dzieje się w drużynie i co było jej w tamtym momencie potrzebne. Uznaliśmy, że po prostu obronią nas wyniki. Nie ma lepszego sposobu na pokonanie krytyki.

Jakie cele po tych rotacjach w składzie postawiła przed wami organizacja, a czego oczekujecie sami od siebie?

Na pewno chcielibyśmy pokazać się z dobrej strony w ESL Mistrzostwach Polski, najlepiej byłoby, gdybyśmy zakończyli fazę zasadniczą na pierwszym lub drugim miejscu i od razu zapewnili sobie spota w półfinale rozgrywek. Bez wątpienia do poprawienia jest też nasz wynik w MDL-u, bo przez te różne zawiłości kadrowe zaliczyliśmy kiepski start. Głównym celem jest na pewno dostanie się na Minora.

A ze strony x-komu są nakreślone jakieś konkretne wymagania?

Nie ma narzuconych jakichś celów od organizacji. Po tych zmianach chcemy zdecydowanie popracować nad mapami, poszerzyć nasz mappool. Iść do przodu krok po kroku – to nasze jedyne założenie.

Wspomniałeś ESL MP – tam na razie druga lokata, po drodze był też Puchar Zdobywców Pucharów, podczas którego również zaprezentowaliście się całkiem przyzwoicie. Bez wątpienia można zaliczyć was do ścisłej krajowej czołówki. Uważacie, że możecie wskoczyć nawet na sam piedestał? 

Jak najbardziej. Jeśli tylko dopracujemy nasza grę i będziemy poświęcać CS-owi dużo czasu, to jesteśmy w stanie wygrać Mistrzostwa Polski i zostać tym numerem 1 w kraju.

Także i w Warszawie rozprawiliście się ze wszystkimi rywalami. To jest taki dobry prognostyk na przyszłość?

Myślę, że to jest po prostu kolejny krok do osiągnięcia tego, co sobie zamierzyliśmy.

W sobotę przystąpiliście także do otwartych kwalifikacji do Minora, ale szybko pożegnaliście się ze zmaganiami. Swoje mecze, dzięki uprzejmości organizatorów, rozgrywaliście tutaj, na zapleczu głównej sceny Meet Pointu. W starciu przeciwko Ancient wypuściliście z rąk prowadzenia i to głównie przez porażki w przewadze liczebnej czy łatwych rundach. Co zawiodło?

W pojedynku przeciwko Ancient mieliśmy do pewnego czasu niemal wszystko pod kontrolą. Niestety, tak jak powiedziałeś, przegraliśmy głupie rundy, coś takiego nie powinno mieć miejsca. Puściliśmy kierownicę i wszystko się posypało. Niemniej problemem był także sprzęt, na jakim graliśmy, do tego doszły także kłopoty z internetem – mieliśmy ciągłą utratę pakietów, więc to na pewno nie ułatwiało zadania. Bardzo chcieliśmy się dostać do zamkniętych eliminacji, ale jak nie teraz, to przy następnych okazjach.

Ja stojąc gdzieś w waszym pobliżu odniosłem wrażenie, że w końcówce zabrakło jakiś mocnych męskich słów. Te przegrane rundy przyjmowaliście z taką przesadną pokorą, nawet powiedziałbym ze smutkiem. Nie uważasz, że może warto było w takiej sytuacji na siebie nakrzyczeć, zmobilizować się na nowo?

Możliwe, że mogłaby nam pomóc jakaś pauza, w sytuacji kiedy przegraliśmy jakąś głupią rundę jak ta akcja drakena 1 na 3. Akurat nie mamy trenera i to był jedna z tych chwil, że bez wątpienia przydałby się ktoś, kto by nam z tyłu coś podpowiedział, zasugerował zatrzymanie meczu. Na pewno zabrakło czegoś takiego.

Nie macie trenera, ale macie za to psychologa. Może opowiedzieć jak na co dzień wygląda taka współpraca z taką osobą, bo nadal jest to coś nowego w esporcie?

Ula [Urszula "Xirreth" Klimczak, psycholog zespołu – przyp. red.] dba o naszą psychikę jak tylko może. Jest z nami chociażby na TeamSpeaku i słucha jak się komunikujemy. Na lanach kontroluje to, czy jesteśmy wystarczająco skoncentrowani, obserwuje nasze zachowanie. Po meczach idziemy czasami także na specjalną sesję, gdzie możemy wysłuchać jej rad. Podczas bootcampów mamy różnego rodzaju spotkania, podczas których Ula przedstawia nam jakieś ciekawostki dotyczące na przykład tego, jak funkcjonuje mózg w trakcie gry.

Wracając na koniec do kwestii Minora. Zostały wam jeszcze tylko dwie szanse na awans do zamkniętych kwalifikacji, bo na jednej turze nie pojawicie się z uwagi na wesele STOMPA. Będzie na pewno ciężko, ale ufacie, że podołacie temu zadaniu? 

Jestem przekonany, że się uda. Dlatego też od razu po turnieju wracamy do domów, włączamy komputery i jedziemy.


Śledź autora na Twitterze – Adam Suski
Śledź zawodnika na Facebooku – mono