Rok 2015. Po klęsce w wiosennym splicie do mistrzowskiego Fnatic wraca syn marnotrawny – Martin "Rekkles" Larsson. Na górnej alejce oraz w dżungli widzimy Heo "Huniego" Seung-hoona i Kima "Reignovera" Yeu-jin, czyli dwóch Koreańczyków, którzy wcześniej w swoim regionie nie osiągali ogromnych sukcesów. Jak się jednak okazało, drużyna ta wykręciła najlepszy wynik w historii europejskich rozgrywek, nie ponosząc w całej fazie ligowej ani jednej porażki. Dwa lata później inny Koreańczyk był głównym aktorem w jednym z najbardziej symbolicznych dla Europy meczów. Lee "IgNar" Dong-geun w ćwierćfinałowym starciu z SK Telecom T1 był w stanie poprowadzić swoje Misfits Gaming do triumfu w dwóch potyczkach, przez co Króliki były o krok od sprawienia ogromnej niespodzianki na Mistrzostwach Świata. Mimo że wygrać im się nie udało, to tamto spotkanie było uznane za jeden z najlepszych występów Europy w pojedynkach z koreańskimi formacjami.

Mamy jednak już rok 2019, a Liga Legend od czasu tamtych dwóch wydarzeń zmieniła się diametralnie. Dodatkowo europejscy gracze również niesamowicie się rozwinęli i wcale nie są gorsi mechanicznie od swoich rywali ze wschodu. Rasmus "Caps" Winther jest w tej chwili uznawany za jednego z najlepszych zawodników na świecie, a w starciu z Lee "Fakerem" Sang-hyeokiem radził sobie bez większych problemów, a mówimy tutaj przecież o pojedynku z prawdopodobnie najwybitniejszym graczem w historii tej gry. Kiedyś byłoby to nie do pomyślenia, bo o ile np. Luka "Perkz" Perković był w stanie w początkowych fazach gry walczyć z Unkillable Demon Kingiem jak równy z równym, tak Koreańczyk podczas walk drużynowych zawsze robił ogromną różnicę, a oprócz tego prezentował wyraźnie stabilniejszą formę.

Różnicy nie ma już jednak nie tylko na najwyższym poziomie, ale także i wśród koreańskich oraz europejskich "średniaków". Jako najlepszy przykład możemy przytoczyć obecny skład SK Gaming, w którym zarówno na środkowej alejce, jak i na pozycji wspierającego oglądamy zawodników ze wschodu. Jak powszechnie wiadomo Choi "Pirean" Jun-sik nie jest graczem, który prezentowałby poziom czołówki Starego Kontynentu. Marek "Humanoid" Brazda, Tim "Nemesis" Lipovsek czy Emil "Larssen" Larsson, dla których ten sezon jest pierwszym w najlepszej europejskiej klasie rozgrywkowej, prezentują wyższą i stabilniejszą formę od Koreańczyka. To tylko pokazuje, że lepiej postawić na perspektywiczny europejski talent niż na zmiennika Fakera, który w Korei nie pokazał nic szczególnego.

Różnicy w aspektach umiejętności mechanicznych albo nie ma, albo jest niesamowicie niewielka. To nie 2016, Koreańczycy nie będą ogrywać Europejczyków, tylko dlatego, że są Koreańczykami. Ogromnie ważna jest jednak komunikacja, z którą u graczy ze wschodu jest po prostu słabo. Tam nikt nie komunikuje się po angielsku i ludzie nie mają potrzeby, aby uczyć się tego języka. Z tego powodu w europejskich drużynach zawodnicy ci czasami po raz pierwszy zmuszeni są do regularnych i codziennych rozmów po angielsku. Oczywiste jest, że niektórzy będą w stanie przyswoić nowy język, ale w wielu przypadkach będzie to spory problem.

Czasami okazuje się, że nawet gracze będący na absolutnym szczycie w Korei nie są w stanie podbić zachodnich regionów. Na myśl jako pierwszy przychodzi mi Kang "GorillA" Beom-hyun, który wraz z superskładem z Misfits Gaming miał być nową siłą europejskiej sceny, a nie udało mu się nawet awansować do play-offów. Trudno ocenić co zawiodło w tej drużynie, jednakże Steven "Hans sama" Liv dwa lata wcześniej mając u boku koreańskiego wspierającego, absolutnie niszczył większość przeciwnych botlane'ów, a w tym roku wyglądało to nieco inaczej. Oczywiście, za porażkę tego składu nie można winić tylko byłego gracza KINGZONE DragonX, ale na pewno zaprezentował się on poniżej oczekiwań wszystkich innych.

Trzeba przyznać, że istnieją zawodnicy, którzy radzą sobie na zachodzie całkiem nieźle. Dobrym przykładem jest chociażby IgNar, który na początku tego roku dołączył do FC Schalke 04 i wraz z Eliasem "Upsetem" Lippem stanowią całkiem solidną dolną alejkę. Nadal jednak możemy wskazać Europejczyków prezentujących się nieco lepiej. Mihael "Mikyx" Mehle, Alfonso "Mithy" Aguirre Rodríguez czy Zdravets "Hylissang" Iliev Galabov to czołowi europejscy wspierający, którzy zdecydowanie nie odstają poziomem od IgNara, a nawet śmiało można stawiać ich wyżej. Krótko mówiąc, dla każdego Koreańczyka, który w ogóle miałby ochotę przenieść się do Europy, najpewniej znajdziemy lepszą alternatywę w postaci zawodnika z Europy, gdyż wątpię, że Song "Rookie" Eui-jin, Kang "TheShy" Seung-lok albo Faker chcieliby przenieść się na Stary Kontynent.

Podsumowując, w każdym sporcie i esporcie gra się po to, żeby wygrywać. W tym momencie nie widzę opcji, w której europejska drużyna z importami w składzie miałaby jakiekolwiek szanse na pokonanie G2 Esports czy Fnatic w pięciomapowym starciu, bo tamci zawodnicy po prostu nie będą w stanie indywidualnie dorównać czołówce Europy, a dodatkowo mamy jeszcze problemy z komunikacją. Nie widzę też powodu, dla którego SK Gaming zdecydowało się na dwóch średnich zawodników zamiast utalentowanych graczy z lig regionalnych. Oskar "Selfmade" Boderek, który takim zawodnikiem był, otrzymał tytuł Rookie of The Split, a kto wie, czy gdyby SK wzięło podobnego gracza na środkową aleję czy wspierającego, to nie skończyłoby się to dla tej formacji jeszcze lepiej? W tym momencie Pirean kompletnie sobie nie radzi i w drużynie ewidentnie potrzeba powiewu świeżości. Mam tylko nadzieję, że włodarzom nie wpadnie do głowy sprowadzenie kolejnego Koreańczyka, który od nowa będzie musiał "uczyć się" europejskiej Ligi Legend i języka angielskiego.


Był to kolejny tekst z cyklu Pątko w piątki. Artykuły pojawiają się co tydzień w godzinach wieczornych, a autora możecie śledzić na Twitterze lub Facebooku.