Ostatnie tygodnie to okres, w którym w esporcie ponownie zrobiło się głośno na temat finansowych zaległości. A wszystko przez ogromną aferę z Ninjas in Pyjamas w roli głównej, które to, według oskarżeń Robina "Fifflarena" Johanssona i innych graczy, miało w nieuczciwy sposób traktować swoich pracowników.
Echa tej sprawy rozbrzmiewają do dziś i poniekąd to właśnie one skłoniły Antonio Meicia, CEO organizacji CR4ZY, do szczerzej rozmowy z dziennikarzami serwisu HLTV, którym opowiedział o problemach finansowych, z jakimi w ostatnim czasie mierzyła się jego formacja m.in. z uwagi na całkowite skupienie się na esporcie kosztem porzucenia wcześniejszego formatu działalności. To z kolei sprawiło, iż CR4ZY zaczęło zalegać swoim graczom z pieniędzmi. – Poziom naszych inwestycji spadał, a dodatkowo prowadziliśmy dość niestabilny biznes, przez co pieniądze z pul nagród, które trafiały na nasze konto, były wykorzystywane do tego, by pokryć inne długi. Krótko mówiąc, w tym roku poziom naszego długu w stosunku do byłych graczy wyniósł około 20 tysięcy euro i głównie dotyczy on pieniędzy z nagród. Kwoty te przychodzą z reguły miesiąc po danej imprezie, a my w międzyczasie znacząco zmieniliśmy nasz skład, zmieniliśmy trenera, pojawiło się kilku nowych graczy, ale te trupy nadal były w szafie – przyznał Chorwat.
Przypomnijmy, że w czerwcu tego roku ekipa przeszła rebranding, porzucając nazwę Valiance & Co na rzecz właśnie CR4ZY. To wiązało się również zakończeniem działań w zakresie produkcji treści, co okazało się główną przyczyną późniejszych kłopotów. Przychody osiągane przez formację w jednym z sektorów zmniejszyły się nawet o 90%, przez co kilkukrotnie cały projekt był bliski upadku. – Przed Majorem uznałem, że trzeba to rozwiązać. Rozmawialiśmy z naszym inwestorem i wyjaśniliśmy, że nie możemy utrzymywać długu w nieskończoność. Wspólnie postanowiliśmy spłacić naszych graczy. Bardzo im dziękuję, bo dziś jesteśmy tutaj, gdzie jesteśmy, dzięki temu, że żaden z byłych graczy nam nie groził, żaden nie był zły. Zamiast tego wykazywali się oni ogromną cierpliwością. Wielokrotnie przychodziłem do nich i mówiłem "Pieniądze będą w marcu", a potem przychodziłem jeszcze raz w czerwcu i mówiłem "Pieniądze będą w październiku". (...) Dlatego chcę im publicznie podziękować i jednocześnie przeprosić za to, że musieli czekać tak długo – wyjaśnił Meić.
Teraz jednak wszystko powinno iść już sprawniej i nie ma ryzyka, że problemy tego typu się powtórzą. A to m.in. dzięki temu, że CR4ZY zyskało długoterminową umowę inwestycyjną, która powinna pomóc wyjść na prostą. Gorzej wygląda kwestia głównego sponsora, który nadal się nie znalazł. Należy bowiem pamiętać, że awans na StarLadder Major Berlin 2019 to dopiero pierwszy sukces drużyny, a nie pomaga też fakt, że dotychczas członkowie składu nie byli zbyt aktywni w mediach społecznościowych, co uniemożliwiło im budowanie własnej marki.
Mimo wszystko, jak zapewnia CEO organizacji, CR4ZY przez ostatnie dwa lata nigdy nie miało opóźnień, jeśli chodzi o przelewanie pieniędzy należnych z tytułu zapisanych w umowach wypłat. A są to koszta niemałe, co Chorwat wyjaśnił w kolejnej wypowiedzi: – Załóżmy, że masz małą organizację i chcesz rywalizować w CS:GO. Mówiąc z perspektywy Europy Południowo-Wschodniej potrzebujesz budżetu na poziomie 500-700 tysięcy euro rocznie. Podziel to na 12, a otrzymasz uczciwe oszacowanie tego, jakie miesięczne minimum jest potrzebne organizacji, która ma graczy, trenera, menadżera, zespół od tworzenia treści złożony z dwóch-trzech osób, menadżera do spraw biznesowych, menadżera od marketingu. Bo gdy spojrzysz na materiały, które tworzymy, to ktoś wcześniej musi to przemyśleć, zorganizować. Jest to pracochłonny proces, ale my jakoś staramy się to robić – zapewnił działacz z Bałkanów.
Pozostaje więc pytanie, jaka przyszłość czeka zawodników CR4ZY, którzy przecież już teraz mogą być pewni gry na pierwszym przyszłorocznym Majorze? Na ten moment pozostają oni związani ze swoim dotychczasowym pracodawcą, niemniej Meić przyznał, że gdyby otrzymał odpowiednią ofertę, atrakcyjną także dla jego podopiecznych, nie wahałby się i przyjął ją od razu. – Gdyby ktoś przyszedł z workiem pieniędzy i powiedział "Mam dla twoich graczy dom, który pokochają", to nie byłbym osobą, która odebrałaby zawodnikom taką szansę. Suma wynagrodzeń, jakie jesteśmy w stanie pokryć, jest ograniczona. Są określone warunki, które mogę spełnić – nie mam np. Esports Performance Center. Jeśli więc nadarzy się okazja, by wznieść cały zespół, który stworzyliśmy, na wyższy poziom i zapewnić taką zmieniającą życie szansę huNterowi i chłopakom, to kim jestem, by niszczyć ich marzenia? Jeśli więc istnieje organizacja, która chciałaby wziąć cały skład i zabrać go w świetne miejsce, to sądzę, że mielibyśmy wspaniałą pożegnalną imprezę. Nie miałbym zamiaru powstrzymywać rozwoju ich karier – zakończył. Jednocześnie CEO dodał, że w tej sytuacji rozpocząłby budowę nowego składu i gdyby otrzymał odpowiednie środki, to w przeciągu kolejnych dziewięciu miesięcy wprowadziłby go na Majora.
Pełny zapis rozmowy z Antonio Meiciem w języku angielskim znaleźć można pod tym adresem.