Dwa i pół tygodnia i po krzyku. StarLadder Major Berlin to już historia, teraz zaś czeka nas najdłuższa w historii przerwa między jednym współorganizowanym przez Valve turniejem CS:GO najwyższej rangi a drugim. 245 – tyle dni upłynie między finałem zawodów Berlinie a startem letniego Majora 2020. To cholernie długo.
Na początek fakty:
- tak, wczoraj zakończył się drugi i jednocześnie ostatni tegoroczny Major Counter-Strike: Global Offensive,
- tak, na kolejny tego typu turniej przyjdzie nam poczekać 245 dni, czyli ponad 8 miesięcy.
Z czego to wynika? Ze zmiany, jaką postanowiło wprowadzić Valve w turniejowym kalendarzu, o której dowiedzieliśmy się na początku maja. Wówczas światło dzienne ujrzały wstępne daty Majorów CS:GO na 2020 i 2021 rok. Wiemy dzięki temu, że kolejne tego typu zawody powinny rozpocząć się 11 maja 2020 roku.
W tej sytuacji ponownie warto zastanowić się nad sensownością systemu legend i pretendentów. Bo na ten moment wygląda to tak – możesz przez kolejne dni, tygodnie przegrywać praktycznie ze wszystkimi, odpadać w najbardziej upokarzający sposób, ale kilka miesięcy temu wyszła ci jedna impreza. Dzięki temu, chociaż dziś zaliczasz się mniej więcej do 2-3 tieru, masz pewne miejsce na Majorze. Tego samego nie mogą powiedzieć drużyny, których forma np. wystrzeliła niedawno – one to miejsce muszą sobie dopiero wywalczyć na drodze Minorów. Czy jest to sprawiedliwe? Oczywiście, że nie. To na tych zasadach korzystały Winstrike Team czy Vega Squadron, a teraz skorzysta także AVANGAR. Żadna z tych drużyn na innych turniejach praktycznie nie błyszczała. Albo ich tam w ogóle nie było, albo jeśli udało im się gdzieś awansować, to w zdecydowanej większości przypadków odpadały one jako jedne z pierwszych. No ale potem wyszedł im Major i chociaż Vega i Winstrike powróciły do przeciętności, to slot na następnej imprezie Valve miały zapewniony.
Zastanówmy się więc teraz, czy po upływie 245 dni zespoły, które dziś mogą pochwalić się statusem Legend czy Pretendentów, nadal będą tymi samymi zespołami? Oczywiście, będą one musiały utrzymać swoje trzyosobowe rdzenie, aby zachować przepustkę, ale... czy na pewno? Spójrzmy na przypadek HellRaisers, które w pierwszej połowie roku wymieniło aż trzech zawodników, ale wykorzystało sprytny fortel ze zmianą trenera, dzięki czemu ostatecznie pojawiło się w Berlinie. Problem w tym, że to HR w niczym nie przypominało HR, które podczas Intel Extreme Masters Katowice 2019 zajęło miejsca 12-14. A teraz w obliczu jeszcze dłuższej przerwy takich przypadków może być więcej. Z drugiej strony inne formacje będą miały ograniczone pole manewru, jeśli chodzi o roszady i to nawet jeżeli, powiedzmy, zaczną grać dramatycznie słabo. Nie każdy wszak jest w stanie pozwolić sobie na ryzyko braku awansu na Majora, jakie podjęło niedawno Cloud9. Organizacje chcą tam wystąpić, bo to prestiż i pieniądze.
Jedyny pozytyw z tego wszystkiego jest taki, że w przyszłym roku przerwa wakacyjna będzie mieć miejsce po, a nie przed Majorem. Dzięki temu nie powinno być sytuacji znanych nam z Berlina, gdy czołówka po długim okresie laby zatraciła większość swoich atutów i potrzebowała czasu, by wskoczyć w odpowiedni rytm. Tym razem wszyscy mają być w gazie. Pytanie tylko, czy faktycznie będą? Blisko 250 dni to przecież w Counter-Strike'u przepaść! Tak teoretycznie niedługi czas wystarczył, by rodziły się lub rozpadały nowe składy, by gracze wskakiwali na szczyt lub z niego spadali. Tym bardziej Valve usilnie próbuje zatrzymać czas i wmówić nam, że to, co wydarzyło się na przełomie sierpnia i września 2019, będzie mieć znaczenie w maju 2020. Odpowiedź na to może być tylko jedna:
System legend był archaiczny już od dawna, ale przedłużenie przerwy między ostatnim Majorem A.D. 2019 a pierwszy Majorem A.D. 2020, spowodowane chęcią częściowego unormowania kalendarza rozgrywek, w jeszcze większym stopniu obnaża jego niedociągnięcia. Major to mają być mistrzostwa, wielkie CS-owe święto z najlepszymi drużynami na świecie. Ale nie najlepszymi pół roku temu, ale najlepszymi obecnie. W przeciwnym wypadku trudno walczyć o prestiż i zainteresowanie, gdy sam organizator zawiązuje sobie ręce i zamyka niektórym zespołom, które np. wywodzą się z silnie obsadzonych regionów, drogę do awansu. Bo dziś powiemy, że AVANGAR czy np. CR4ZY zasłużyły sobie na takie uhonorowanie. Ale czy to samo powiemy w maju 2020 roku?