– Pojawiły się plotki, że pewna firma przygotowuje grę, która pod względem konceptu będzie podobna do Counter-Strike’a i prawdopodobnie będzie konkurować z CS:GO – mówił we wrześniu 2018 roku były reprezentant Natus Vincere, Danylo "Zeus" Teslenko. Strzelanka od Riot Games to temat, który w świadomości graczy istnieje już od dłuższego czasu, ale do tej pory studio zajmujące się League of Legends i Teamfight Tactics nie odkryło ani jednej karty dotyczącej potencjalnej nowej produkcji. Stało się to dopiero przy okazji świętowania 10. urodzin LoL-a.
Trudno wyciągnąć daleko idące wnioski na podstawie niespełna trzyminutowego trailera gry, ale od razu mogę stwierdzić, że Projekt A nie będzie bezpośrednim zagrożeniem dla CS:GO. Z tytułem od Valve łączy go właściwie tylko strzelanie (nie model, a sam fakt), zaś pozostałe założenia w przypadku obu produkcji są zupełnie inne. Riot wykorzystał model zastosowany już wcześniej chociażby w Overwatchu czy Apex Legends i w swoim tworze umieścił bohaterów, którzy zostaną wyposażeni w umiejętności. Jeśli jakieś gry mają z miejsca stracić część swojego fanbase'u, to obstawiałbym, że będą to właśnie Overwatch oraz Apex.
Jak dotąd Valve musiało radzić sobie z zyskującymi popularność battle royale'ami i w końcowym rozrachunku wyszło z tej walki bez szwanku. PLAYERUNKNOWN'S BATTLEGROUNDS, Fortnite czy Apex były w stanie zdetronizować CS:GO na krótszą lub dłuższą chwilę, ale sam gatunek po pewnym czasie przejadał się graczom i wracali oni do poczciwej strzelanki. W dodatku Gabe Newell i współpracownicy nie musieli wkładać praktycznie żadnych sił, by odzyskać użytkowników, którym udzielił się hype na nowe tytuły. Niemniej jeśli Riot Games zabiera się za tak ambitny projekt, to śmiem wątpić, aby pracownicy Valve rozłożyli się wygodnie na kanapach i tylko przypatrywali się działaniom jednego z największych konkurentów.
Bo nawet jeśli sam Projekt A nie jest produkcją opierającą się na podobnych schematach co Counter-Strike, to zważywszy na to, jak dobre relacje ze swoją społecznością od zawsze miał Riot, twórcy CS:GO muszą mieć się na baczności. Już teraz osoby odpowiedzialne za Projekt A deklarują sprawnie działające serwery oraz skuteczny system rozpoznawania graczy używających wspomagaczy. A w CS-ie jak w lesie – nadal korzystamy z serwerów 64 tick, a na zbanowanie perfidnego cheatera nie raz trzeba czekać tygodniami. Nie zdziwię się, jeśli znudzone polityką Valve w kontekście jednego z flagowych tytułów osoby przeniosą się na FPS-a ze stajni Riotu.
A czy to samo zrobią profesjonalni zawodnicy? Ci najlepsi – raczej nie, ale gracze, których kariery nie rozwinęły się w odpowiedni sposób, mogą spróbować swoich sił we wchodzącym na salony tytule. Nietrudno o znalezienie takich przykładów z przeszłości: Brandon "Ace" Winn i Matej "MaTaFe" Fekonja rywalizują obecnie w Apex Legends, Keven "AZK" Larivière przez ponad rok grał profesjonalnie w Overwatcha, z kolei Adrián "NOFEAR" Birgány jest jednym z czołowych przedstawicieli sceny Quake Champions. Jeśli Riot zadba o esportowy wymiar Projektu A tak, jak ma to miejsce w przypadku League of Legends, to jestem przekonany, że zjedna sobie część półzawodowego środowiska CS:GO. Esportowiec nie musi być przecież przywiązany do jednej dyscypliny, co jest naturalnym zjawiskiem w tradycjnym sporcie.
Valve jeszcze niczego nie straciło – premiera gry Riot Games nastąpi najwcześniej w przyszłym roku, zatem Gaben i spółka mają sporo czasu, by przemyśleć swoją strategię i plany dotyczące CS:GO. Tak czy inaczej, oczekuję od deweleperów poważnej reakcji na trwające już prace nad Projektem A. Nadszedł w końcu moment na zaserwowanie czegoś ekstra społeczności Counter-Strike'a, która w minionych latach z zazdrością mogła spoglądać na to, jak Riot wsłuchuje się w głos sympatyków LoL-a. Może wypadałoby wreszcie zwiększyć pulę nagród na Majorach? Może warto wzbogacić produkcję o nowy silnik? Cieszę się, że pracownicy Valve najprawdopodobniej zostali zmuszeni do większego wysiłku, ale szkoda, że dzieje się to dopiero w obliczu pojawienia się przypuszczalnie silnego rywala na rynku.
Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.