Z czym do tej pory kojarzyły wam się World Electronic Sports Games? Bo mi z turniejem, który poza wysoką, jak na standardy Counter-Strike'a, pulą nagród nie bronił się na żadnej innej płaszczyźnie. Impreza nazywana przez niektórych esportową olimpiadą nigdy nie miała najwyższego priorytetu dla czołowych formacji globu, gdyż jej poziom czysto sportowy pozostawiał wiele do życzenia, a poza tym uczestnictwo wymagało spełnienia jednego jakże istotnego warunku.
Zacznijmy może od kwestii poziomu rywalizacji. Tak jak już powiedziałem wcześniej, WESG określa się olimpiadą, a to dlatego, że Alibaba Sports nie zapomina o żadnym regionie świata. Często bywa tak, że przy okazji tego turnieju po raz pierwszy widzę na oczy piątki z Afryki czy też mniej znanych zakątków Azji, ponieważ w ciągu roku nie mają one szans, by zakwalifikować się na większego lana. Bez wątpienia dla bardziej anonimowych zawodników pojawienie się na WESG to piękna historia i powód do wspomnień na całe życie, jednak patrząc przez pryzmat zmagań, nie działa to pozytywnie na ich atrakcyjność w oczach kibiców. Na dobrą sprawę egzotyczne ekipy w większości zostają "odstrzelone" już po fazie grupowej i nawet nie zabierają do domów żadnych nagród pieniężnych.
Dla niektórych drużyn wrota do występu na WESG były od zawsze zamknięte. Regulamin zmagań zakładał dopuszczenie do rywalizacji wyłącznie jednolitych narodowościowo składów, co automatycznie wykluczało międzynarodowe sklejki pokroju FaZe Clanu, mousesports czy HellRaisers. Organizatorzy doszli jednak do wniosku, że zasady są zbyt rygorystyczne i przed tegoroczną edycją nieco je złagodzili. Oczywiście przy wszystkim zachowano pewny umiar, wszak rdzeń ekipy muszą stanowić gracze pochodzący z jednego państwa, natomiast pozostali dwaj zawodnicy mogą być obcokrajowcami. W praktyce FaZe, mouz czy HR ze swoimi obecnymi kompozycjami nadal nie mają czego szukać, ale to wbrew pozorom dobrze. Cieszy mnie to, że WESG nie zamierza całkowicie odchodzić od swoich korzeni tylko po to, by pójść na rękę znanym markom. Impreza zachowa swoją wyjątkowość i niezmiennie będzie wyróżniać się w kalendarzu.
Uważam, że zmiana w przepisach może znacząco wpłynąć na zainteresowanie gigantów profesjonalnej sceny azjatyckimi rozgrywkami. Spójrzmy zresztą na światowy ranking – tylko w czołowej dziesiątce korekta regulaminu zmienia perspektywę dla pięciu formacji, w tym chociażby dla Evil Geniuses czy Teamu Liquid. Jeśli ramy czasowe turnieju nie będą pokrywać się z zawodami rangi Intel Extreme Masters, DreamHack Masters czy BLAST Pro Series, to czemu najlepsi mieliby nie wybrać się na WESG? Fakt, ulokowanie wydarzenia w Azji nie jest szczególnie korzystne dla zespołów ze Starego Kontynentu czy obu Ameryk, ale z drugiej strony w ciągu roku często podróżują one między kontynentami i można powiedzieć, iż jest to nieodzownym elementem życia zawodowego gracza. A takie pół miliona za stanięcie na najwyższym stopniu podium oferuje właściwie tylko Major, co powinno być wystarczającą zachętą.
Oczekuję jednak, że Alibaba Sports nie poprzestanie tylko i wyłącznie na pojedynczej poprawce w regulaminie. Nawiązując do tematu, który poruszyłem na początku, nie podoba mi się sposób dystrybucji slotów. Doceniam chęć dania szansy bardziej egzotycznym drużynom i wcale nie jestem przeciwny ich obecności na evencie, jednakże ograniczyłbym nieco ich liczebność. Tu nie trzeba nie wiadomo jakiej filozofii – jeden przedstawiciel Afryki zamiast dwóch, wspólne kwalifikacje dla Azji z mniejszą pulą biletów na stole. To sprawi, że WESG będzie bliżej do rozgrywek tieru 1, a to chyba kierunek, w którym chcieliby dążyć organizatorzy.
Dobrze, że przynajmniej wycofano się z kuriozalnych eliminacji w obrębie jednego kraju – Polski, Rosji, Serbii czy Ukrainy. To tak jakby lekkoatleci o miejsce na Igrzyskach Olimpijskich rywalizowali tylko ze swoimi rodakami. Dziwne, nieprawdaż?
Wszystkie felietony z cyklu „QuickScope” można znaleźć pod tym adresem. Kolejny tekst już w następną środę w godzinach wieczornych.