Był taki czas, że Adil "ScreaM" Benrlitom zaliczany był do ścisłego grona najlepszych zawodników świata. 2013 rok – 7. miejsce w rankingu HLTV. Rok 2016 – miejsce 9. Ale w pewnym momencie coś się popsuło i nie było ScreaMa słychać. A raczej słychać o nim, bo w ciągu kilku lat Belg zaliczył potężny zjazd, zamieniając zespoły na coraz gorsze. A przecież mówimy tutaj o graczu, za którego płacono nie w dziesiątkach, a w setkach tysięcy. O zawodniku, którego na celownik obrał sobie naszpikowany gwiazdami FaZe Clan. O strzelcu, który kojarzony był ze swojego niewyobrażalnego aima. I dziś chyba tylko z powodu owego aima będziemy pamiętać ScreaMa.
Benrlitom wejście do CS:GO miał świetne, bo przecież już zimą 2013 roku wraz z VeryGames dostał się do top 4 DreamHack Winter. Co ciekawe, nigdy potem żadna z drużyn, w których grał, nie zdołała choćby powtórzyć tego osiągnięcia, ale nie uprzedzajmy faktów. Po VG było przecież Epsilon eSports (i afera z ustawianiem spotkań, która chociaż dotyczyła składu Belga, to nie konkretnie jego samego), kilka miesięcy w Titan i tak czas leciał. Przełomem był epizod w Teamie Kinguin – powstałym pod pieczą Mikaila "Maikelelego" Billa oraz właśnie ScreaMa międzynarodowym składzie, który zadziwił świat. Gracz z Beneluksu i jego koledzy nie tylko dostali się na Majora, ale wywalczyli podczas niego status legend! Nic więc dziwnego, że graczy TK przejęło Gamers2, ale akurat tam ScreaM nie zabawił zbyt długo, bo zaraz ponownie w swoich szeregach zażądało go Titan. I miało solidne argumenty w postaci 150 tysięcy euro, które rzekomo organizacja zapłaciła za wykup wschodzącej gwiazdy.
Carlos "ocelote" Rodríguez musiał być bardzo zadowolony z tej transakcji, bo cztery miesiące później Titan przestało istnieć, a Benrlitom powrócił do G2. Co prawda sam prezentował się nieźle, ale nie na tyle dobrze, by poprowadzić swój skład do bardziej znaczących triumfów. Gdy więc na francuskiej scenie doszło do wielkiej szufli, ScreaM stał się jedną z jej ofiar. I chociaż bardzo długo mówiono o jego przenosinach do FaZe Clanu, to finalnie obie strony nie dogadały się, a Belg wylądował w Teamie EnVyUs. Ale tam też wytrzymał nieco ponad rok, bo organizacja w połowie 2018 wycofała się ze wspierania CS:GO. A inne ekipy nie waliły po 24-latka drzwiami i oknami, czemu trudno się dziwić, bo coraz częściej był on w Envy hamulcowym, a nie kimś, kto były w stanie samodzielnie pociągnąć zespół do zwycięstwa.
Niczego nie zmienił też krótki epizod we Fnatic, gdzie gracz z Beneluksu był przez chwilę stand-inem. Ostatecznie wylądował on w miksie o nazwie Uruguay3, który w marcu 2019 roku przerodził się w Team GamerLegion. Był to więc kolejny zjazd, a na tym nie koniec, bo pół roku później ScreaMa już w podstawowym składzie nie było – wylądował on na ławce rezerwowych, z której nie wstał aż do dziś. W międzyczasie zainteresował się zresztą VALORANTEM, gdzie obecnie regularnie pojawia się na kolejnych imprezach, na których swoją reprezentację wystawia agencja menadżerska Prodigy.
Niewykluczone, że jesteśmy świadkami końca przygody Belga z CS:GO. Dziś jest on bowiem tak daleko od topu, jak to tylko możliwe i trudno oczekiwać, by w czasach, gdy sięga się raczej po młodych, dobrze rokujących zawodników, ktoś z czołówki zdecydował się odkurzyć Benrlitoma. Wróżono mu sporą karierę, z której ewidentnie można było wycisnąć więcej niż tylko nieco ponad 10 znaczących lanowych triumfów, a z której jednak wycisnąć więcej się nie udało. Pozostał za to spory niedosyt – bo przecież, gdy stajesz się w pewnym momencie najdroższym strzelcem na świecie, to musisz coś sobą prezentować.
I owszem, w pewnym momencie to "coś" faktycznie istniało. Niemniej dziś ScreaMa kojarzyć będziemy tylko z jego headshotów. No i 150 tysięcy euro, które miało zapłacić za niego Titan.