Najbliższy sezon profesjonalnego League of Legends zbliża się wielkimi krokami. Zespoły z czołowych lig jak League of Legends European Championship, czy League of Legends Championship Series niegdyś miały w zwyczaju masowo ściągać graczy z Azji. Dzisiaj powoli możemy obserwować nowy trend, w którym to do wspomnianych lig zaczynają przychodzić zawodnicy z regionów Dzikich Kart. Dlatego też dzisiaj przyjrzymy się niektórym z nich i pokażemy, dlaczego warto mieć na nich oko.

Brandon Joel "Josedeodo" Villegas

Kiedy 20 listopada FlyQuest ogłosiło zakontraktowanie Josedeodo, w Argentynie najprawdopodobniej zaczęto świętować. W końcu Villegas to pierwszy gracz w historii LoL-a z Ameryki Łacińskiej, który został zaimportowany nie tylko do LCS, ale do jednego z głównych regionów League of Legends. Trudno się jednak temu dziwić, wszak poziom umiejętności zaprezentowany przez 20-latka na przestrzeni ostatnich miesięcy był godny podziwu.

Po dosyć burzliwej wiośnie i fazie zasadniczej lata, Josedeodo wraz z resztą Rainbow7 mógł w końcu cieszyć się z pierwszego medalu, zdobytego podczas play-offów Liga Latinoamérica. Był to zresztą pierwszy tytuł dla samej organizacji. Faza pucharowa LLA ma format King of The Hill, co oznacza, że R7 musiało przejść trzech rywali w seriach BO5 w drodze po puchar. Nie było łatwo, gdyż w każdej serii oponenci urwali Josedeodo i spółce co najmniej mapę. Niemniej Rainbow7 dopięło swego. A kto został MVP każdej z trzech serii? Tak, dobrze myślicie: Villegas.

Na Worlds 2020 Rainbow7 również prezentowało przyzwoity poziom gry, jednakże w finalnym etapie fazy Play-In trafiło ono na LGD Gaming. Reprezentanci LLA polegli wynikiem 0:3, kończąc tym samym swoją przygodę z Mistrzostwami Świata. Trudno jednak mieć pretensje do południowoamerykańskiej mieszanki, wszak poziom League of Legends Pro League jest po prostu o wiele wyższy. W Szanghaju Josedeodo kontynuował passę dobrej formy, przez co został dostrzeżony przez włodarzy FlyQuest. Jestem pewien, a wraz ze mną pewnie cała Ameryka Południowa, że 20-latek może w LCS sporo namieszać.

Irfan Berk "Armut" Tükek

Tureccy gracze w głównych ligach nie są już taką nowością jak reprezentanci Ameryki Południowej. Niemniej wciąż są rzadkością, a skoro są sprowadzani do rywalizacji w najlepszych światowych rozgrywkach, to są w stanie sporo zmienić. Tak zapowiada się przypadek Armuta, który od listopada jest zawodnikiem MAD Lions. Swoją wartość udowodnił między innymi poprzez wyeliminowanie Lwów z Worlds 2020, gdyż to SuperMassive po pełnej serii zmusiło czwartą reprezentację Europy do pakowania walizek.

Za Armutem stoi jednak parę innych argumentów niż samo to, że okazał się bezpośrednio o niebo lepszy niż Andreia "Orome" Popa. Turek zdobył u siebie wszystko, co było do zdobycia. Dwukrotnie wygrał letnie play-offy ligi tureckiej, aby następnie dwa razy reprezentować region na Mistrzostwach Świata. Niefortunnie dla fanów The Turkish Championship League, Tükek i jego kompani byli bliscy awansu do turnieju głównego Worlds, ale za każdym razem czegoś brakowało.

Trudno jednak obwinić Armuta. W starciach z głównymi regionami na MŚ to właśnie on przejawił największą wytrzymałość, dlatego nic dziwnego, że w końcu ktoś z zachodu po niego sięgnął. Zawodnik posiada niezły talent i dobre nastawienie, które w wymagającym środowisku MAD Lions jedynie mu pomoże. Lwy na pewno oczekują przecież ponownego występu na Worlds w 2021 roku, a będzie to niełatwe zadanie.

Quin "Raes" Korebrits

Na początku przyda się małe wyjaśnienie, wszak region znany niegdyś jako Oceanic Pro League został w offseasonie rozwiązany, a jego zawodnicy zostali rezydentami LCS. Nie zmienia to faktu, że mało kto sięgnął po zawodników z Oceanii. Wyjątkiem jest Immortals, które zatrudniło Raesa. 22-latek, podobnie jak Josedeodo i Armut, zaimponowali głównie na zakończonym dopiero co Worlds 2020.

Chociaż, zaimponować to mało powiedziane. Legacy Esports, którego barwy jeszcze do niedawna reprezentował Korebrits zapowiadało się naprawdę świetnie. Formacja zdołała nawet pokonać w pojedynku BO1 amerykański Team Liquid, który był o włos od zakwalifikowania się do play-offów turnieju. Na drodze zespołu z OPL stanęło, podobnie jak w przypadku Rainbow7, LGD Gaming. To Chińczycy zakończyli przygodę Raesa z Mistrzostwami Świata, ale gdyby R7 jakimś sposobem zdołało dojść do fazy grupowej, to tam mogłoby być równie ciekawie. W moich oczach Legacy miałoby szansę, by napsuć krwi innym rywalom, tak jak Raes będzie miał teraz szansę na zrobienie tego w Ameryce Północnej.

Śledź autora na Twitterze – Mateusz Miter