Smerfy (fr. Les Schtroumpfs, ang. The Smurfs) – bajkowa rasa małych, niebieskich stworzeń, wykreowanych przez belgijskiego rysownika komiksowego Pierre’a Culliforda, tworzącego pod pseudonimem Peyo. Smerfy są bohaterami serii komiksowej, filmów i serialu animowanego. Od śmierci Peyo w 1992 r. serię komiksową tworzą różni scenarzyści i rysownicy we współpracy z synem artysty, Thierrym Cullifordem.

źródło: Wikipedia

Niemniej nie o tych skądinąd sympatycznych niebieskich stworzeniach będzie ten tekst. Zamiast tego porozmawiamy o innych smurfach. O tych, które swoją nazwę zawdzięczają jeszcze czasom Warcrafta łupanego. O tych, które w skrajnych przypadkach niewiele różnią się od cheaterów, a na pewno z równie dużą skuteczności obrzydzają grę uczciwym graczom, rywalizującym bez wspomagaczy i na swoim nominalnym poziomie. O tych, z którymi porządek postanowiły zrobić zarówno Valve, jak i Riot Games.

Gdy niedawno przejrzałem komentarze pod newsem dotyczącym działań firmy Gabe'a Newella w kwestii graczy smufujących w Docie, złapałem się za głowę. – Prawda jest taka, jeśli będziesz grać przeciwko bardziej doświadczonym graczom, to szybciej się gry nauczysz – napisał jeden z komentujących. Przypomina mi to typową miejską legendę o najlepszym sposobie na naukę pływania polegającym na tym, że niepotrafiącego zaiwaniać kraulem tudzież żabką delikwenta wyrzucamy z łódki na środku jeziora, niech sobie radzi. Cóż, może i niektórym taki sposób nauki "na siłę" odpowiada, ale raczej nie ma to nic wspólnego z rozumem i godnością człowieka. Nie bez powodu dzieci w szkole, zanim zaczną rozwiązywać równania różniczkowe, uczą się najpierw tabliczki mnożenia oraz podstaw funkcjonowania ułamków. Krok po kroku. I tak samo jest w tym wypadku – jeżeli ktoś chce uczyć się powoli, w swoim tempie, to dlaczego mamy go przymuszać do nauki poprzez manifestację siły? Średnio to zachęcające.

Zresztą, powody istnienia smurfów są różne. Jedni po prostu nie dają sobie rady na swojej randze, dotarli do sufitu i chcą się zwyczajnie wyżyć – tym ludziom polecamy np. pójść pobiegać. Też można się wyżyć, a o ile zdrowiej! Inni chcą się z kolei zrelaksować i nie musieć przejmować się tym, że po ewentualnej porażce spadnie im ranga. Tutaj mała wskazówka. Otóż zrelaksować się można również podczas (uwaga) gry na swoim zwyczajnym poziomie, bo nikt nikomu tryhardować przecież nie każe. Mamy też grono, które zwyczajnie chce pograć ze swoimi znajomymi prezentującymi niższy od nich poziom. W tym wypadku teoretycznie zamiary są najmniej niecne, ale co z tego, skoro efekt końcowy jest taki sam? My i nasi koledzy może i dobrze się bawimy, ale ekipa przeciwna, która jest raz po raz tłamszona przez spadochroniarza z wyższych szczebli rankingowej drabinki już raczej funu z takiej gry nie ma.

Ktoś powie, że w stwierdzeniu, iż smurfy psują grę na równi z cheaterami, jest sporo przesady. Czy aby na pewno? Zastanówmy się więc, co nas denerwuje w oszustach wykorzystujących zewnętrzne oprogramowanie, by widzieć nas przez ściany lub celować od razu w nasze głowy? Ano fakt, że mają nad nami nieuczciwą przewagę. A czy w takiej sytuacji posiadanie np. 1000 godziny w grze X i zakładanie nowego konta, by mierzyć się z graczami z 10 godzinami, nie jest tym samym? W grach kompetytywnych po to wprowadzono system elo czy też wariacje na jego temat, by osoby o podobnym poziomie umiejętności lub doświadczenia rywalizowały między sobą, co czyni rozgrywkę tak uczciwą, jak to tylko możliwe. Każde odstępstwo od tej reguły jest zwyczajnym oszustwem i wykorzystywaniem niedoskonałości funkcjonujących zabezpieczeń.

Niedoskonałość niekoniecznie wynikającą nawet z braku chęci samych twórców. Teoretycznie przecież trudno komuś udowodnić, że jest smurfem, a nie po prostu nowicjuszem z umiejętnościami znacznie przewyższającymi te przeciętne. Mimo to Riot i Valve wreszcie się ta tę kwestię zabrały i chwała im za to. Czas najwyższy. Co więcej, obie firmy podchodzą do sprawy nieco inaczej, bo o ile twórcy VALORANTA zamierzają utrudnić celowe przegrywanie spotkań w celu wejścia na niższą rangę, tak studio odpowiedzialne za Dotę będzie po prostu sprawdzać grę zgłaszanych graczy, by samodzielnie ocenić, czy ma do czynienia ze smurfem, czy też nie. Szczególnie ten drugi system wydaje się być obarczony sporym ryzykiem błędu i przynajmniej przez jakiś czas wiązać się może z koniecznością wielokrotnego cofania nakładanych wcześniej banów za smurfowanie, które zostaną przyznane niesłusznie. Ale zawsze to jakiś początek, punkt zaczepienia w walce ze skądinąd szkodliwym dla całej społeczności zjawiskiem.

I gdzieś po cichutku możemy też sobie marzyć, że jak już deweloperzy rozwiążą problem smurfów, to może wreszcie na poważnie wezmą się za cheaterów?

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn