Na początku tygodnia pojawiliśmy się w Warszawie z okazji premiery kolejnego odcinka serii RedBull: Unfold. Tym razem twórcy skupili się na legendzie Counter-Strike'a – Wiktorze "TaZie" Wojtasie. Po zakończonym seansie mieliśmy przyjemność usiąść ze współzałożycielem HONORIS i porozmawiać między innymi na temat filmu, samej karierze 35-latka czy przyszłości polskiej sceny.
Premiera filmu Unfold - TaZ odbędzie się dzisiaj o godzinie 14:00 na stronie Redbulla. Natomiast wieczorem, o godzinie 19:00 film zostanie pokazany na Twitchu Wojtasa, gdzie po premierze odbędzie się krótka rozmowa z możliwością zadawania pytań z czatu.
Jesteśmy w Warszawie, na premierze filmu o Tobie, o Twojej karierze. Sam powiedziałeś, że ten film można by rozwinąć na 10 godzin. Czego najbardziej zabrakło Ci w tej produkcji?
Ten film mocno przekrojowo pokazywał, jak wyglądało moje życie, jaką rolę odgrywał w nim Counter-Strike. Brakowało mi rozwinięcia wielu wątków, właściwie każdego, który tam rozpocząłem. Nawet tego, że to wszystko, co stworzyłem, to nie tworzyłem tego sam. Tworzyłem to przede wszystkim z NEO i z mega utalentowanymi chłopakami na każdym etapie. Tak naprawdę ten film powstał też po części dzięki nim, dzięki sukcesom, które odnosiliśmy.
Czyli widzisz możliwość, aby w przyszłości powstał film o polskim Counter-Strike'u? Coś w rodzaju The Last Dance?
Wydaje mi się, że The Last Dance byłby genialnym typem filmu lub serialu, który mógłby powstać. Jednak potrzebujemy drużyny, która znów wspięłaby się na szczyt. Taką, która przejdzie wszystkie etapy, by pokazać, jak wchodzi na szczyt. Ciężko byłoby odtworzyć czasy CS-a 1.6, biorąc LUqa, Loorda, kubena, bądź też czasy Virtus.pro, gdzie wszyscy też są już starsi niż byli, i robić z tego serial. Potrzebujemy świeżej krwi.
Załóżmy, że za dwa czy trzy lata powstaje film czy to o Tobie, czy o Złotej Piątce. Jaki aktor powinien się wcielić w Wiktora Wojtasa?
Polski czy zagraniczny?
Masz wolną rękę.
Jak zagraniczny to Jason Statham, bo taki sam fryz jak ja. A w Polsce? Kurcze, ostatnio nie oglądam za dużo filmów. Kojarzy mi się jeden... Bogusław Linda. Zawsze odgrywał charakterne role, a ja przez całą swoją młodość i w sumie aż do dzisiaj, jestem trochę wybuchowy, trochę do rany przyłóż. To byłoby ciekawe.
Czy fakt, że spotkaliśmy się na pokazie takiego filmu, jest pewną oznaką, że to schyłek twojej kariery? Jak ty to postrzegasz?
Dla mnie jest to ogromny zaszczyt. Nie widzę w tym schyłku mojej kariery, bo o nim ludzie mówią od ośmiu czy dziewięciu lat. Ja to postrzegam jako wyróżnienie. Nie towarzyszą mi żadne negatywne emocje związane z tym filmem poza tym, że nie lubię siebie tak promować. To może się wydawać absurdalne, widząc mnie w wielu wywiadach czy w telewizji. Ale ja zawsze największą satysfakcję czerpałem z tego, że udawało mi się pomóc komuś rozwinąć, bądź osiągnąć jako drużyna. Nie szukałem rozgłosu, zawsze najważniejsze było to, co myślą o mnie koledzy z drużyny i najbliźsi.
fot. Bartek Wolinski/Red Bull Content Pool |
Czyli jesteś swego rodzaju altruistą.
Nie stawiam na pierwszym miejscu moich indywidualnych osiągnięć, mojej osoby. Na pewno chciałbym je osiągać i realizować się indywidualnie. Ale przede wszystkim zawsze stawiałem na ludzi. I to się raczej nie zmieni.
W filmie tego nie ujęto, a jest to ciekawa kwestia. Co nazwałbyś największym sukcesem, a co największą porażką w twojej karierze? Wiadomo, kariera jeszcze trwa, ale weźmy pod uwagę wszystko to, co do tej pory się wydarzyło.
Bardzo ciężko byłoby wybrać. Nie jestem w stanie wybrać jednego wydarzenia.
Największym sukcesem i największą porażką było EMS One Katowice 2014, kiedy wygraliśmy Majora CS:GO, a ja zagrałem najgorszy turniej w życiu. Bardzo trudno było mi się pozbierać po tych zawodach. Od początku lubiłem Global Offensive i świetnie mi się grało w tę grę, ale straciłem gdzieś swój ogień w grze indywidualnej. To zawsze zostanie mi w pamięci jako rysa na tym sukcesie. Jednocześnie motywowało mnie to do dalszej pracy i osiągania sukcesów. Chciałem czuć moje zaangażowanie i udział w osiąganiu tych sukcesów.
Sukcesem, który wyróżnia się z ostatniego okresu jest wygranie DreamHacka w Montrealu w barwach Teamu Kinguin. Był to moment, kiedy ja, po rozstaniu z Virtus.pro, szukałem i potrzebowałem tego sukcesu, żeby móc iść dalej. Ta wygrana mi na to pozwoliła.
Ta wygrana pokazała ci, że faktycznie możesz sobie dalej radzić w Counter-Strike'u?
Montreal to był event, który pozwolił mi zapomnieć o całym zaangażowaniu, które włożyłem w Virtus.pro i pozwolił mi pogodzić się z sytuacją, jaka powstała. Dzięki niemu jako człowiek mogłem iść do przodu, nie rozmyślając o tym, jaka była przeszłość. Co prawda potrzebowałem jeszcze roku, żeby sobie to wszystko poukładać, ale bez tego sukcesu byłoby o wiele, wiele ciężej.
Wcześniej wspomniałeś o jeszcze jednym wątku, do którego chciałbym wrócić. Mówiłeś, że podczas wygranego przez was Majora w Katowicach zagrałeś jeden z najgorszych turniejów i czułeś się z tym źle. Jako profesjonalny zawodnik z takim stażem na pewno miałeś wiele momentów, kiedy ta indywidualna dyspozycja nie była najlepsza. Jak w takich sytuacjach radziłeś sobie z odzyskaniem formy i co w tej kwestii podpowiedziałbyś młodym zawodnikom?
Zacznę od końca. Gracze powinni pamiętać, szczególnie w grach zespołowych, żeby wspierać swoich kolegów. Muszą wiedzieć, że każdy będzie miał gorszą akcję, dzień czy turniej i trzeba zawsze wierzyć w siebie nawzajem, bo nie tworzy się zespołu bez powodu. Jeśli wspólnie gracie i wspólnie poświęcacie godziny na rozwój drużyny, to trzeba też zainwestować mentalnie i psychicznie wspierać się nawzajem, żeby każdy był w stu procentach pewny siebie. Pewność siebie w Counter-Strike'u to jest wszystko. Jeżeli ją masz, to sky is the limit. Możesz wszystko. Bez niej nie osiągniesz nic.
Ze mną było tak, że sam musiałem szukać "resetów", powodów czy dróg, by poprawić grę. Raz było to granie non stop i szukanie rozwiązania w liczbie godzin w CS-ie. Innym razem było całkowite odpoczęcie od gry. Pamiętam czasy 1.6, kiedy najlepszą formę osiągnąłem, kiedy grałem właściwie tylko w League of Legends. To był moment, kiedy grałem najlepiej, bo grałem treningi z drużyną, byłem w nią zaangażowany, ale mentalnie byłem zaangażowany w LoL-a. Z tego powodu mecze, nawet te o najwyższą stawkę, nie miały na mnie aż takiego wpływu, bo byłem gdzie indziej pochłonięty w stu procentach. A to była dla mnie zabawa i byłem pewny siebie.
Czyli to też był jeden z takich głównych czynników, żeby nie przechodzić na League of Legends? Po filmie wspominałeś, że wszyscy wokół podpowiadali ci, byś to zrobił.
Pamiętam, że wiele, bardzo wiele osób mówiło mi, bym spróbował grać zawodowo w League of Legends. Nie chciałem jednak tego robić, bo wiedziałem, jak wielką historię zbudowaliśmy w Counter-Strike'u i wiedziałem, że wersja Global Offensive przyniesie mnóstwo młodych graczy oraz kibiców. Zdawałem sobie sprawę, że jeżeli ja i NEO przestaniemy grać, to tym młodym kibicom będzie niezwykle trudno znaleźć swoich idoli i ogień, który będzie ich napędzał, żeby oglądać CS:GO i próbować w nim swoich sił. W głównej mierze właśnie to miało wpływ na decyzję o tym, że nie zacząłem profesjonalnie grać w LoL-a. Wiedziałem, patrząc na Dotę 2, że Valve zainwestuje w CS-a, że będą mikropłatności, bo inaczej nie wydaliby tej gry i nie robili kolejnych update'ów, a z drugiej strony, że mamy zbyt dużą legendę, by to po prostu zaprzepaścić.
fot. ESL/Helena Kristiansson |
Miałeś poważne oferty profesjonalnej gry w LoL-a czy chodziło bardziej o samo rozważanie, czy warto się temu poświęcić?
Były pomysły, żeby robić drużynę. Pamiętam, że grałem wtedy m.in. z Veggiem, Celaverem.
To faktycznie starzy wyjadacze LoL-a.
Tak, zdecydowanie. Był też Nicker, grało się tez z Kubonem, chociaż on był wtedy w ścisłej topce. Były pomysły. Nie chodziło tylko o ladder, ale bardziej o składanie drużyny.
Powiedziałeś, że nie chciałeś porzucać CS:GO, bo chciałeś być przykładem dla innych, młodych graczy. Czy to samo próbujecie teraz robić z NEO w HONORIS? Chcecie być mentorami?
Tak, natomiast nie jesteśmy jeszcze mentorami. Uważam, że teraz się uczymy. Uczymy się młodzieży, jej podejścia do gry i do życia. HONORIS to projekt, który jest długoterminowy. My musimy mieć czas, by nauczyć się, jak zarządzać drużyną i organizacją. Musimy mieć też czas, by zrozumieć, jak działać z młodymi chłopakami z obecnej epoki, można powiedzieć. Bo przecież jeśli chodzi o Counter-Strike, to epoka już się zmieniła.
To jest nasz cel. Chcemy budować świadomość i pomóc osiągać sukcesy młodym graczom, dać im cały grunt do działania, ale my jako HONORIS najpierw sami musimy sobie taki grunt zbudować. Mocno działamy, żeby to osiągnąć.
Spodziewałem się tej odpowiedzi. W rozmowie z okazji pierwszych urodzin HONORIS powiedziałeś, że "nie uczycie się delikatnie podchodzić do młodych graczy, tylko sprytnie". Chciałbym zapytać, co kryje się pod tym "sprytnie"? Czy widzisz też różnice w podejściu między nimi i między samym sobą, gdy miałeś tyle lat?
Różnicą jest otwartość. Kiedyś gracze byli bardziej otwarci wobec siebie nawzajem. Dziś zawodnicy są bardziej pozamykani w sobie. Nie do końca chcą inwestować siebie w pełni w drużynę. Myślą, że polega to wyłącznie na wejściu na serwer i strzelaniu headów, a później na pogadaniu. A tak naprawdę bardzo ważne jest zbudowanie chemii w drużynie, zbudowanie takiego "mini-community", w którym każdy sobie ufa i dopiero wtedy zespół tworzy ogień potrzebny do osiągania sukcesów.
"Sprytniej", czyli trzeba po prostu umieć. Trzeba zadawać odpowiednie pytania, a przede wszystkim trzeba mieć dobro tych młodych chłopaków na pierwszym miejscu. I dziewczyn, bo mamy też coraz więcej gamerek.
To, co powiedziałeś, jest ciekawe. Poza byciem graczem i uczeniem się właściwego podejścia do młodych, jesteś też współwłaścicielem organizacji. Czy te obowiązki wzajemnie sobie pomagają?
Oczywiście, że nie. Są pewne bariery, które są nie do przeskoczenia zwłaszcza w postrzeganiu przez zawodników, którzy u nas grają. Natomiast, co my możemy dać od siebie, to ogromna wiedza. Mamy doświadczenia na temat tego, jak kiedyś byliśmy traktowani przez innych właścicieli. Nie jest łatwo. Ale wiemy, jak chcielibyśmy, aby nas traktowano i dzisiaj jesteśmy w stanie, w jakimś stopniu chociaż, to realizować.
Można powiedzieć, że na polskiej scenie powstał swego rodzaju trend próbowania sił za granicą, w międzynarodowej drużynie. Jak Ty byś zareagował, gdyby ktoś z graczy HONORIS otrzymałby taką propozycję?
Wydaje mi się, że ci zawodnicy nie są jeszcze gotowi, by pójść do takiego zespołu. Tutaj też mam na myśli szejna i siuhego. Dostali bardzo fajny start w Izako Boars i w momencie, gdy drużyna ta miała pierwszy większy kryzys, to opuścili statek, przechodząc do akademii mousesports, bądź organizacja ich sprzedała. Ja widziałem w tej drużynie bardzo duży potencjał i myślałem, że będą w stanie znaleźć jednego zawodnika, to będą w stanie poukładać sobie wszystko i systematycznie zaczną osiągać bardzo dobre wyniki. Dzięki temu ci gracze by się rozwinęli. Podobnie było przecież z Gambit Youngsters, które długo ze sobą grało, a aktualnie jest najlepszą drużyną na świecie. To pokazuje, że jeżeli uwierzysz w dany projekt, to możesz osiągnąć wiele, ale nie szukaj drogi na skróty.
Trochę wydaje mi się, że te odejścia naszych zawodników za granicę to szukanie drogi na skróty i szukanie dobrego zarobku. W Polsce są oczywiście zupełnie inne stawki niż w zagranicznych drużynach, ale my potrzebujemy, by nasze drużyny osiągały sukcesy, bo nic tak nie napędza sceny, jak one. My potrzebujemy polskiej drużyny w największych turniejach. Kibicowanie hadesowi czy dyszce w ENCE to nie to samo, co kibicowanie polskiej piątce reprezentującej barwy polskiej organizacji. To zupełnie inne emocje i potrzebujemy tego w Polsce. Mamy mnóstwo genialnych kibiców, którzy są nieco uśpieni i zawiedzeni, że tak długo muszą czekać na kolejne sukcesy.
Było to widać podczas meczu Anonymo vs NIP we Flashpoincie.
To pokazuje zasięg i pokazuje, jak wiele mamy w Polsce kibiców. Potrzebujemy sukcesu, a poza tym potrzebujemy charakteru. Ja jako kibic potrzebuję drużyny, która ma charakter, która czymś mnie zaangażuje. Jak przypomnimy sobie czasy Virtus.pro czy CS-a 1.6, to zawsze te drużyny były pełne odmiennych charakterów. Kibic mógł sobie wybrać, kto bardziej mu odpowiada. Teraz tego nie ma.
fot. DreamHack/Adela Sznajder |
Podsumowując: odejścia za granicę według ciebie to cios dla polskiej sceny.
Uważam, że to niepotrzebny ruch z perspektywy polskiej sceny. Totalnie nie jestem się w stanie postawić w roli chłopaków, którzy tak postąpili. Być może dana sytuacja w domu ich do tego zmusiła, być może oni mają inne cele i założenia niż ja. Trzeba rozmawiać i rozumieć, by dowiedzieć się, co oni chcą osiągać.
Ja pamiętam czasy, kiedy rozmawiałem z szejnem, który pytał mnie, ile chcielibyśmy grać. Powiedziałem mu, że bardzo dużo, a on był do tego sceptycznie nastawiony, bo miał wtedy szkołę. Dziś to jest bardzo fajny gracz, dobrze się rozwinął. Poszedł do akademii mouz, gdzie na pewno nie gra mało. Młodzież dojrzewa i fajnie byłoby jej zbudować fundament w Polsce, dzięki któremu mogliby się rozwijać. Nie chciałbym powtórki z polskiej ligi w piłkę nożną, gdzie wszyscy chcą uciekać za granicę, bo tutaj z klubem nic nie osiągnie się w Europie. Mam nadzieję, że jeszcze jesteśmy na etapie, kiedy możemy to zbudować.
Jako HONORIS zapowiadaliście, że po dwóch latach od założenia organizacji chcielibyście "liznąć" międzynarodowych turniejów. Zagraliście w ESL National Championships Global Playoffs, więc można chyba powiedzieć, że zaczynacie realizować ten cel?
Jesteśmy coraz bardziej świadomi tego, czego potrzebujemy, co musimy robić i w którym kierunku iść. Jestem przekonany, że będziemy dalej realizować to założenie.
Zahaczmy jeszcze o ostatnie zmiany w HONORIS i sztabie szkoleniowym. mSr już nie jest trenerem, a Nodsury dołączył jako analityk.
Na dołączenie do nas Nodsurego trzeba spojrzeć z dwóch perspektyw. Po pierwsze, to młody chłopak, ma 21 lat, więc to kolejna inwestycja w nowe pokolenie. Po drugie, jest bardzo zaangażowany, uwielbia wyciągać smaczki z demek, on tym żyje. Widać, że chce się rozwijać, jest świadom swoich braków.