W nawiązywaniu relacji nierzadko jest tak, że, chociaż niespodziewania, okazuje się ona idealnym połączeniem. Gdy trafią na siebie dwie osoby będące w potrzebie, które wzajemnie potrafią się uzupełniać, dając drugiej stronie część siebie, to mamy do czynienia z przepisem na coś długotrwałego. To właśnie tego typu stosunki są szansą na to, by wejść na kolejny poziom personalnego rozwoju. Stać się kimś lepszym niż było się wczoraj. I podobnie wygląda relacja Fnatic i Owena "smooyi" Butterfielda.
Utracona wielkość
O tym, że Fnatic to w Counter-Strike'u marka niezwykle zasłużona, nie trzeba nikogo przekonywać. Brytyjska organizacja na scenie obecna jest przecież od czasów legendarnego CS-a 1.6, a w międzyczasie zaliczyła też krótki romans z wersją Source. To wszystko przełożyło się na ogromną liczbę trofeów, w którą wkład mieli zawodnicy uważani za absolutną czołówkę swoich czasów. Zresztą, nie musimy się nawet cofać do prehistorii spod znaku 1.6, bo możemy skupić się na samym Global Offensive. Wszak to Fnatic wygrało pierwszego w historii Majora. To Fnatic aż trzykrotnie mogło świętować mistrzostwo świata i dopiero Astralis zdołało najpierw wyrównać, a potem pobić ten wynik. To we Fnatic najlepsze okresy w swojej karierze zaliczali m.in. Robin "flusha" Rönnquist, Jesper "JW" Wecksell czy też wreszcie Olof "olofmeister" Kajbjer, który został wybrany przez HLTV najlepszym zawodnikiem 2015 roku. Pomarańczowo-czarni przez wiele lat byli główną obok Ninjas in Pyjamas wizytówką szwedzkiej sceny, regularnie dokładając do jej dorobku kolejne medale najbardziej prestiżowych imprez. I tak aż do momentu załamania.
Nie da się bowiem nie zauważyć, że dziś Fnatic to już tylko marka. Nazwa ta i jej charakterystyczne logo nie budzą już lęku w sercach rywali, nie są elementem wojny psychologicznej, którą przeciwne drużyny nierzadko przegrywały jeszcze przed wejściem na serwer. Dziś to przeciętny zespół mogący żyć tylko dawnymi dokonaniami i wspomnieniami o wielkości, która została utracona. I bynajmniej nie stało się to momentalnie. To był długi proces związany ze stale pogarszającą się jakością składu. Proces, którego apogeum były m.in. angaże niechcianych w NIP-ie Richarda "Xizta" Landströma czy Williama "drakena" Sundina, ale również Jacka "Jackinho" Ström Mattssona. Skupmy się zresztą na tym ostatnim, bo to historia szczególna – bardzo podobna do tej, jaka ma miejsce obecnie w Teamie Vitality w związku z Jaysonem "Kyojinem" Nguyenem Vanem. Otóż Fnatic na początku 2021 roku ściągnęło Jackinho, by ten w roli głównego snajpera zastąpił samego flushę. I, co istotne, nie mówimy tutaj o nastoletnim talencie z FPL-a, a o graczu, który w momencie zatrudnienia miał już prawie 22 lata, a mimo to jego największym osiągnięciem były występy w Property i nerdRage. To nie mogło się udać i nie udało się, ale jednocześnie stanowi dowód na to, w jakim miejscu znalazła się legendarna niegdyś ekipa.
To ja, Brytyjczyk niepokorny
A w jakim miejscu zaczynał smooya? Cóż, Brytyjczyk w CS:GO obecny był od wieku nastoletniego i już wtedy posiadał opinię toksycznego zawodnika. Jednocześnie jednak doceniano prezentowany przez niego poziom, na co najlepszym dowodem niech będzie fakt, że posądzano go o cheatowanie. Zresztą, wystarczy wspomnieć, że już w 2016 roku o przysługę poprosił go czołowy wówczas przedstawiciel sceny CIS, FlipSid3 Tactics. Zespół ten z uwagi na wizowe problemy Denisa "electronica" Sharipova potrzebował zmiennika na czas iBUYPOWER Masters 2016 i zwrócił się właśnie do Butterfielda, ale ten na amerykańskiej ziemi nie wykazał się niczym szczególnym, a F3 dość szybko odpadło. Mimo to pół roku później snajper z Wysp zasilił szeregi Epsilon eSports i według nieoficjalnych informacji miał on kosztować belgijską organizację aż 10 tysięcy dolarów! Niemniej jego przygoda z nią nie potrwała zbyt długo – niespełna rok, z czego cztery miesiące i tak spędził na ławce rezerwowych. Szkopuł tkwi w tym, że gdy smooya jednak grał, to grał naprawdę dobrze. Nic więc dziwnego, że mimo tych problemów, związanych również z jego trudnym charakterem, pojawił się zainteresowany nim zespół z szeroko pojętego topu. Tym zespołem było BIG.
W niemieckiej organizacji brytyjski gracz spędził blisko dwa lata, ale to również był okres pełen wzlotów i upadków. Z jednej strony były ogromne sukcesy, jak finał ESL One Cologne czy wywalczenie statusu legendy na Majorze w Londynie. Z drugiej zaś przez połowę 2019 roku smooya i tak znajdował się na ławce, w międzyczasie wspomagając przez krótki okres Renegades. – smooya jest na ławce i nie chciałbym rozwodzić się na ten temat. Wygląda na to, że poszczególni gracze naszego zespołu mają na jego temat różne opinie. Nie mam pojęcia, czy będzie dla nas jakąkolwiek opcją, czy też nie – mówił jeszcze w lipcu Denis „denis” Howell. I chociaż miesiąc później młody zawodnik powrócił do składu, to tylko na chwilę, bo na początku 2020 roku odszedł definitywnie. Wtedy też znalazł bezpieczną przystań w Chaos Esports Club, gdzie dosłownie niszczył o wiele słabszą od europejskiej scenę północnoamerykańską. Niemniej to trwało tylko chwilę, bo wybuch pandemii COVID-19 sprawił, że Butterfield musiał opuścić Stany Zjednoczone i powrócić na Stary Kontynent. Tam przez pewien czas testowany był przez c0ntact Gaming, a sporą część roku 2021 spędził w Movistar Riders. Gołym okiem widać jednak, że kariera utalentowanego snajpera wyraźnie wyhamowała, a on sam wiązał się z coraz mniej znaczącymi formacjami.
Nowe otwarcie dla wszystkich
Aż wreszcie nadszedł październik 2021. Fnatic znajdowało się wtedy już w okresie przejściowym, po raz pierwszy w swojej historii w CS:GO porzucając kierunek szwedzki i rozpoczynając budowę zespołu międzynarodowego. Początkowo jego częścią był również Jackinho, ale ewidentne braki w grze Szweda sprawiły, że w końcu odsunięto go na boczny tor. Od razu też w jego miejsce ściągnięto smooyę, który początkowo był tylko stand-inem na czas eliminacji do Intel Extreme Masters Winter 2021. Ale te przebiegły po myśli brytyjskich włodarzy, bardzo szybko więc zaoferowano Butterfieldowi trzymiesięczne testy, a ten ofertę przyjął. – Nie przypuszczałem, że kiedykolwiek znajdę się w takiej sytuacji z uwagi na moje błędy z przeszłości – nie krył radości 22-latek. Jednakże to nie jest też tak, że Fnatic złożyło mu ofertę wyłącznie za ładne oczy. Włodarze dobrze wiedzieli, kogo do siebie ściągają i co mogą dzięki temu zyskać. I zyskali, bo od czasu połączenia sił zawodnik i organizacja wspólnie zatriumfowali podczas DreamHack Open November 2021 oraz drugiego sezonu REPUBLEAGUE. Dla legendarnej marki były to pierwsze złote medale po niemożebnie długiej, bo trwającej aż półtora roku przerwie. Dokładnie tak – pomarańczowo-czarni po raz ostatni smak mistrzowskiego pucharu poznali jeszcze w kwietniu 2020.
Ktoś powie, że to tylko mało znaczące imprezy. I owszem, ale problem w tym, że wcześniej Fnatic nie wygrywało nawet tam – jeszcze przed angażem smooyi ekipa odbijała się od tak potężnych turniejów, jak Spring Sweet Spring czy Elisa Invitational. Progres jest więc widoczny gołym okiem i nie ulega wątpliwości, że to w dużej mierze zasługa niepokornego snajpera. Ten bowiem od samego początku stał się istotnym elementem składu, wypracowując dotychczas rating na poziomie aż 1,27, co jest najwyższym wynikiem w zespole. Ale ta historia ma dwóch beneficjentów, bo o ile smooya faktycznie potrzebował miejsca, gdzie ktoś mu zaufa i po prostu da szansę na pokazanie umiejętności, tak Fnatic potrzebowało kogoś stabilnego, kto gwarantować będzie wysoki poziom. Gracz i formacja pomogli więc sobie nawzajem, wspólnie kładąc podwaliny pod być może kolejny piękny okres w historii legendarnej marki. Oczywiście nie ma co już teraz snuć takich planów, bo to dopiero początek drogi, ale na razie obrany kierunek wydaje się słuszny. Pierwszym poważnym testem będzie jednak IEM Winter. To tam przekonamy się w końcu, czy brytyjsko-szwedzkie Fnatic stać na coś więcej. I czy po tym, jak minie miesiąc miodowy, z tego mariażu pomiędzy wielką niegdyś organizacją a niepokornym zawodnikiem będzie coś więcej.