Rok 2021 pod wieloma względami był powrotem do ostrożnej normalności. Na scenie Counter-Strike'a np. powróciły lany, a nawet odbył się Major! W League of Legends z kolei udało się ponownie zameldować chociażby w berlińskim studiu LEC. Turniejów tak więc nie brakowało, ale problem w tym, że lwia część z nich bynajmniej nie obfitowała w sukcesy nie tylko polskich drużyn, ale nawet pojedynczych polskich graczy. No cóż, zdecydowanie nie było to 12 miesięcy, które zapisało się w historii naszego esportu złotymi zgłoskami i co do tego nie ma raczej żadnych wątpliwości. Ale żeby nie było tak negatywnie, trzeba wspomnieć, że jednak jakieś osiągnięcia się pojawiły. Ba, nierzadko dotyczyły one imprez o randze mistrzostw świata – te w dwóch wypadkach kończyły się nawet triumfem naszych rodaków! Tak więc zapraszamy na krótką wycieczkę po chwilach radości, których mogliśmy doświadczyć w sezonie 2021.

Counter-Strike: Global Offensive

CS:GO, ach CS:GO... Cóż, czasy Virtus.pro niestety już dawno za nami, toteż dziś możemy tylko pomarzyć o tym, by polskie składy sięgały po medale tych najbardziej znaczących imprez. W związku z tym pozostaje nam kibicować zespołom międzynarodowym, których członkami są zawodnicy znad Wisły. I całe szczęście w roku 2021 było kilka okazji, by faktycznie świętować. Szczególnie tyczy się to ENCE, o którego sile w drugiej połowie roku stanowili Paweł "dycha" Dycha i Olek "hades" Miśkiewicz. Obaj Polacy byli ważnymi elementami niespodziewanych wicemistrzów Intel Extreme Masters Fall 2021, przyczyniając się tym samym do awansu zespołu na PGL Major Stockholm 2021. IEM szczęśliwy był również dla Mateusza "mantuu" Wilczewskiego. Rodzimy snajper wraz ze swoimi kolegami z OG dotarł do finału IEM Summer 2021, gdzie jednak musiał uznać wyższość zdecydowanie mocniejszego wówczas Gambit Esports.

fot. ESL/Adela Sznajder

Co poza tym? Nieco mniej prestiżowe, ale nadal istotne sukcesy, jak np. triumf w WePlay Academy League. I to nie jeden, a aż dwa, bo Kamil „siuhy” Szkaradek, Hubert „Szejn” Światły i inni członkowie MOUZ NXT całkowicie zdominowali rozgrywki dla akademii spod szyldu WePlay. Mimo zaledwie dwóch miesięcy spędzonych w ekipie, powody do radości miał też Kamil "KEi" Pietkun, bo pod banderą Sprout sięgnął po mistrzostwo 39. sezonu ESEA Premier. Niemniej to dało "tylko" awans do ESL Pro League Conference i z tej perspektywy o wiele ważniejsze było zwycięstwo x-komu AGO w sezonie 38., bo dzięki niemu Jastrzębie od razu dostały się do CS-owej ligi mistrzów. Nie można też pominąć emocji, które zapewniło nam Anonymo Esports. Podopieczni Adriana "imd" Piepera co prawda nie zdobyli żadnego medalu, ale jako jedyni spośród polskich składów dostali się na turniej RMR, co już samo w sobie było pewnym osiągnięciem. A przecież podczas Flashpoint Season 3 stoczyli też naprawdę zacięty bój z Ninjas in Pyjamas.

League of Legends

Po obfitym w puchary roku 2020 fani League of Legends mieli prawo, by w sezonie 2021 czuć ogromny zawód. A to za sprawą postawy G2 Esports oraz drużyn z Ultraligi, które mimo ogromnych oczekiwań nie zawojowały odpowiednio League of Legends European Championship i European Masters. Ba, Marcin "Jankos" Jankowski i spółka wypadli w ostatnich dwunastu miesiącach na tyle słabo, że zabrakło ich nawet na mistrzostwach świata! Ale my tutaj nie o porażkach, a o sukcesach. A o te postarali się Kacper "Inspired" Słoma oraz Adrian "Trymbi" Trybus. Polski duet poprowadził bowiem Rogue do największego osiągnięcia w historii organizacji, jakim było wicemistrzostwo Europy. We wiosennym splicie LEC Łotry wielokrotnie zaskakiwały, ale ostatecznie w finale i tak musiały uznać wyższość MAD Lions. To jednak wzmogło apetyty graczy amerykańskiej formacji, którzy letnią fazę zasadniczą zakończyli na pierwszym miejscu! Nie przełożyło się to na play-offy, gdzie lepsze okazało się Fnatic, czego efektem był finisz na trzecim miejscu. Ale to już wystarczyło, by pojechać na Worlds.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Jeżeli zaś chodzi o EU Masters, to te rozgrywki w sezonie 2021 należały do Jakuba "Cinkrofa" Rokickiego. Polski leśnik wraz ze swoimi kolegami z Karmine Corp dwukrotnie mógł wznieść mistrzowski puchar, raz pozbawiając go swojego rodaka. Miało to miejsce jeszcze latem, gdy Cinkrof i spółka w wielkim finale pokonali Fnatic Rising, czyli podopiecznych Pawła "delorda" Szabli. Co ważne, nasi rodacy nie najgorzej radzili sobie również w ERL-ach, gdzie udało im się zgarnąć kilka złotych pater. Tyczy się to chociażby Francji, gdzie w Ligue Française de League of Legends triumfowało Misfits Premier w składzie m.in. z takimi graczami, jak Tobiasz "Agresivoo" Ciba, Lucjan "Shlatan" Ahmad, Paweł "Woolite" Pruski oraz Jakub "Jactroll" Skurzyński. We Włoszech oba splity padły natomiast łupem Sebastiana "Sebekxa" Smejkali i Macko Esports. Do tego dochodzą wygrane Dawida "Melonika" Ślęczki w Niemczech, Wojciecha „Wojtusia” Świdra oraz Kacpra „Nahovskyego” Merskiego na Bałkanach, Jakuba "kubYDA" Grobelnego w Grecji, Michała "MichLita" Litwina w Holandii i Szymona "Kanny" Kawęckiego w regionie państw bałtyckich.

VALORANT

Za VALORANTEM pierwszy pełny rok obecności na scenie esportowej. Był to też rok, w którym toczyły się zmagania w ramach mistrzowskiego cyklu VALORANT Champions Tour i gdy ten startował, nikt chyba nie spodziewał się, kto go wygra. Aczkolwiek pewną wskazówką był już pierwszy etap zmagań, który toczył się jeszcze z podziałem na regiony i wyłącznie online. W Europie górą było wówczas Acend, złożone z pięciu nieutytułowanych jeszcze graczy, wśród których był też były zawodnik Fortnite'a, Patryk "starxo" Kopczyński. Z czasem dołączył do niego też inny były strzelec z produkcji Epic Games, Aleksander "zeek" Zygmunt, który miał za sobą nieudaną przygodę z G2 Esports. Co prawda polski duet w etapie drugim i trzecim już tytułu nie zdobył, ale to nic. Wszystko zostało zrekompensowane w grudniu, gdy starxo, zeek i spółka sięgnęli po najcenniejsze trofeum, przyznawane pierwszym w historii mistrzom świata w VALORANCIE.

fot. Riot Games/Michał Konkol

Co ciekawe, kilka miesięcy wcześniej, jeszcze w barwach G2, zeek miał już okazję do świętowania. W styczniu Samurajowie wspierani przez Zygmunta i Patryka "paTiTka" Fabrowskiego okazali się wszak najlepsi przy okazji pierwszej odsłony Red Bull Home Ground. Był to co prawda turniej o formacie dość nietypowym, w którym można było wygrać np. 3:2 albo... 2:0, ale i tak warto o nim wspomnieć. Tak samo nie można pominąć triumfu nieistniejącego już składu MAD DOG'S PACT. W sierpniu Piotr „YouBreak” Chodoła i spółka przez trzy dni zmagań pozostali niepokonani i dzięki temu zwyciężyli w europejskiej edycji DreamHack Beyond. To zapewniło im zarobek na poziomie tysiąca dolarów. Co ciekawe, już miesiąc później drogi zawodników oraz organizacji rozeszły się, a sam PACT postanowił tymczasowo zawiesić swoją aktywność na scenie VALORANTA.

FIFA i eFootball PES

Jeżeli chodzi o rywalizację stricte klubową, to w roku, w którym na świeczniku znajdowała się FIFA 21, największym osiągnięciem był awans Wisły All iN! Games Kraków na FIFA eClub World Cup. Szkoda tylko, że Jakub „cynaide” Mikołajewski i Bartosz „bejott” Jakubowski finalnie nie zawojowali klubowych mistrzostw świata, a ich przygoda zakończyła się już na fazie grupowej. O wiele lepiej wyglądało to pod kątem reprezentacyjnym. Biało-Czerwoni, w których składzie znaleźli się Miłosz „BackToLobby” Ziętek, Jan „Jancio” Wójcik, Bartłomiej „Ronbalto” Bałdyś oraz Mikołaj „TheOnly1Ziko” Ziętek, sięgnęli bowiem po wicemistrzostwo Europy! I był to sukces dość niespodziewany, bo w gronie uczestników UEFA eEURO 2021 w eFootball PES znajdowało się kilka teoretycznie mocniejszych drużyn, niemniej finalnie nasi reprezentanci ustąpili jedynie Serbii, z którą polegli w wielkim finale wynikiem 1:3.

fot. Wisła All iN!/Jeremi Śpiewak

Fortnite

Jeżeli chodzi o scenę Fortnite'a, to ta dziś nie jest już głównym punktem zainteresowania mainstreamu, ale nadal toczą się na niej zmagania. I to takie z całkiem pokaźnymi pulami nagród! Z tym większym zadowoleniem możemy więc poinformować, że w Rozdziale 2 czołową trójkę Fortnite Champion Series tworzyło trzech naszych rodaków, tj. Michał "Kami" Kamiński, Iwo "Setty" Zając oraz Maciej "teeq" Radzio. Trio to już w siódmym sezonie europejskich finałów stanęło na najniższym stopniu podium, dzięki czemu zgarnęło 120 tysięcy dolarów. Ale to był dopiero początek! W kolejnej edycji FCS nasi rodacy nie mieli sobie równych i zatriumfowali podczas światowych finałów! I to w jakim stylu – wszak ich łupem padło aż 420 punktów! Tym samym wzbogacili się oni o 300 tysięcy dolarów. Niemniej to jeszcze nie koniec, bo w listopadzie Kami, Sett i teeq mogli świętować też ogromny sukces, jakim było wicemistrzostwo Fortnite Champion Series: Grand Royale 2021. To z kolei zasiliło ich konta o kolejne 450 tysięcy dolarów.

fot. fb.com/dynamind.gg

Quake Champions

Jeżeli Quake, to Maciej "Av3k" Krzykowski. Nie będzie przesadą stwierdzenie, że 30-latek to jedna z żywych legend produkcji id Software. Ale, co ważniejsze, Polak nie jedzie obecnie tylko na swoim statusie, ale nadal znajduje się w ścisłej światowej czołówce. I udowodnił to przy okazji tegorocznych mistrzostw świata, które z powodu pandemii ponownie rozegrane zostały wyłącznie online. Reprezentujący barwy Endpoint CeX Krzykowski w trakcie wspomnianej imprezy nie miał szczęścia w losowaniu, bo już w drugiej rundzie natrafił na obrońcę tytułu i najlepszego gracza na świecie, Shane'a "raphę" Hendrixsona. I pokonał go! Avka zatrzymali dopiero późniejszy zwycięzca Quake World Championship 2021, Marco "vengeurR" Ragusa, oraz inny z weteranów, Marcel "k1llsen" Paul. Nie ulega jednak wątpliwości, że finisz w najlepszej szóstce świata, który wiązał się ze zdobyciem 8,5 tysiąca dolarów, to ogromne osiągnięcie. Zwłaszcza gdy mówimy o tak zasłużonej dla esportu produkcji, jaką jest Quake.

fot. ESL/Stephanie Lindgren

Teamfight Tactics

Przygoda Kacpra "shircane'a" Piśniaka z Teamfight Tactics: Reckoning pełna była zwrotów akcji. Jeszcze w pierwszym etapie zawodnik devils.one do końca nie mógł być pewny, czy pozostanie w grze i ostatecznie zaledwie jednym punktem wyprzedził pierwszego z pechowców, Pedro "inc mplete'a" Leala. O wiele lepiej wyglądało to w etapie drugim, w którym Polak finiszował na pierwszym miejscu w grupie A. Tym samym awansował on do fazy finałowej, w której udział wzięła najlepsza ósemka mistrzostw świata w TFT. Piśniak świetnie zaprezentował się w trzech ostatnich grach, ale niestety z powodu słabego startu nie udało mu się ostatecznie sięgnąć po światowy czempionat, chociaż nie był od tego wcale tak daleko. Niemniej finalnie shircane nie znalazł się nawet na podium Reckoning i zajął czwarte miejsce, ustępując dwóm Chińczykom oraz Amerykaninowi. Ale i tak polski taktyk miał powody do radości, bo przecież wzbogacił się o 17 tysięcy dolarów.

fot. devils.one

Legends of Runeterra

Last but not least! Być może dla części z was Mateusz „alanzq” Jasiński jest osobą anonimową, ale to błąd. Mówimy tutaj przecież o graczu reprezentującym na co dzień tak uznaną markę, jaką jest Team Liquid. Polak do organizacji trafił jako członek dywizji Teamfight Tactics, ale z czasem zaczął też rywalizować w Legends of Runeterra. I to był dobry wybór, bo jesienią doświadczony zawodnik wygrał Legends of Runeterra World Championship, czyli oficjalne mistrzostwa świata w grę Riot Games. Co prawda jeszcze w fazie grupowej radził on sobie ze zmiennym szczęściem, ale już w play-offach nie pokonał go nikt! Dzięki temu to alanzq zgarnął mistrzowski tytuł, a także główną nagrodę w postaci 40 tysięcy dolarów. Jakby tego było mało, na najniższym stopniu podium stanął inny z naszych rodaków, Bartosz „Szychu” Kosmacz, którego konto zasilone zostało o 18 tysięcy dolarów. Dwóch graczy z Polski przedzielił tylko pochodzący z Japonii Yamato.

fot. twitter.com/AlanzqTFT

Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn