Maciej Petryszyn: Co ciekawe, nie zaczynałaś wcale od profesjonalnego grania, tylko od streamowania. Jak to się w ogóle zaczęło? Miałaś kogoś ulubionego, kogo sama oglądałaś? A może to znajomi cię namawiali?

Agata „Ailie” Serafin: Odkąd zaczęłam grać, chciałam streamować. Można powiedzieć, że było to jedno z moich marzeń i tak powoli się do tego przekonywałam. Od czasu do czasu były jakieś streamy, aż zaczęłam robić to regularnie i tak już zostało do tej pory.

Jak wyglądały twoje początki? W sensie znałaś kogoś, kto sam się tym zajmował i mógł ci jakoś ze wszystkim pomóc?

W moim mieście jest taka streamerka i to ona na początku bardzo mi pomogła jeżeli chodzi np. o jakieś ustawienia czy porady. Dużo mi podpowiadała.

Nie było w tobie jednak jakiejś obawy, że jako streamerka możesz zwyczajnie się nie przyjąć? Albo, że spotkasz się z nieprzychylnymi komentarzami?

Początki były oczywiście stresujące. Była jednak też świadomość, że ktoś to ogląda, że wszystko jest na żywo. Niby byłam w swoim pokoju, ale wiadomo, że trzeba się trochę otworzyć przed ludźmi. I oczywiście spotykałam się z różnymi komentarzami, wciąż zresztą się z nimi spotykam. Na początku te mniej przychylne komentarze mnie rzeczywiście dotykały, ale teraz już raczej nie bardzo.

Nie ruszają cię już negatywne słowa?

Zależy, czy to słowa konstruktywnej krytyki, czy też zwykły hejt. Szanuje zdanie innych na różne tematy, ale gdy jest sytuacja, w której osoba przychodzi pierwszy raz na streama i mnie ocenia, kompletnie mnie nie znając, to uważam, że nie ma się czym przejmować.

Wydaje się, że ty jako kobieta jesteś w sieci trochę bardziej narażona na tego typu rzeczy.

To na pewno. Sądzę, że większość kobiet w internecie spotyka się z negatywnymi komentarzami. Staram się jednak skupić na tych bardziej przyjemnych dla mnie.

Jak wyglądała kwestia doboru gier? Mówisz, że odkąd zaczęłaś grać, marzyłaś o streamowaniu. Ale od początku były to tytuły sieciowe pokroju CS-a?

Na samym początku był to sam CS, cały kanał kręcił się wokół niego. Teraz CS-a jest również bardzo dużo, ale od jakiegoś czasu przekonuję się też do gier single player.

Skąd w ogóle u ciebie miłość do CS-a?

Jak byłam mała, oglądałam zza pleców mojego brata, gdy grał i to właśnie on namawiał mnie do tego, żebym sama zaczęła to robić. Spróbowałam i tak trwa to już osiem, prawie dziewięć lat.

Gdy przeglądałem twoje media społecznościowe, to w oko wpadł mi fakt, że przez jakiś czas współpracowałaś jako streamerka z organizacją Kingz.

Kingz to organizacja, w której na tamten moment grał mój brat oraz moi przyjaciele. Ja bardzo ich wtedy wspierałam i pomagałam w prowadzeniu social mediów. Streamując również wykorzystywałam grafiki Kingz.

Miałaś nawet okazję stand-inować w jednym meczu chłopaków z Kingz.

Tak, był jeden taki mecz. Do teraz pamiętam, że było to na Trainie. Totalnie nie mam pojęcia, co to były za rozgrywki, ale pamiętam, że komentator początkowo myślał, że jestem mężczyzną. A gdy dowiedział się, że jestem kobietą, to stwierdził “Nie no, jak na kobietę, to super jej idzie” (śmiech).

Bardzo się wtedy stresowałaś?

Bardzo, bo wtedy z tego co pamiętam, nie grałam jeszcze w żadnym zespole i można powiedzieć, że z marszu weszłam na serwer. Ale było fajnie, po prostu czułam, że lubię to robić.

Jak ci wtedy poszło?

Pamiętam, że źle. Kiepsko.

Ten mecz miał w ogóle jakieś znaczenie np. motywacyjne w kwestii tego, że potem zaczęłaś grać teamowo i już po kilku miesiącach miałaś zespół, w którym grałaś regularnie?

Na pewno, w pewien sposób wpłynął on na wszystko, bo podczas meczu towarzyszyły mi fajne emocje. Co prawda było to tylko jedno spotkanie i nie było do niego żadnych większych przygotowań z mojej strony, ale zawsze chciałam spróbować swoich sił w graniu. Dodatkowo mój brat czy znajomi, którzy sami grali na wyższym poziomie, zapewniali, że powinnam w to iść, że dobrze mi to idzie, że mogę coś osiągnąć. W końcu sama się przemogłam i spróbowałam. No i nie żałuję.

Aczkolwiek, gdy zaczynałaś grę z RISE, wspomniałaś, że kiedyś bardzo zniechęciłaś się do gry w kobiecych zespołach.

Tak, tak było. To była kwestia pewnych niemiłych doświadczeń, ale chyba nie ma co wchodzić w szczegóły.

To w takim razie co sprawiło, że zmieniłaś zdanie?

Przez to, co wydarzyło się w przeszłości, totalnie się zraziłam. Nie chciałam już grać w zespołach kobiecych i nawet o tym nie myślałam. I tak, aż do momentu gdy byłam na wakacjach, a znajomy podesłał mi link, w którym wspomniano o projekcie fridy [Sandry Wojanowskiej - przyp.red.]. Chodziło o juniorki, szukali tam kobiecej drużyny i mieli w związku z tym robić eliminacje. Znajomi więc znowu zaczęli mnie namawiać, żebym spróbowała, żebym się nie zamykała, że może spotka mnie coś lepszego. Spróbowałam i w ten sposób poznałam moje koleżanki z RISE.

Gdyby nie te namowy, w ogóle nie szukałabyś już gry teamowej, czy starałbyś się np. grać z facetami?

Szczerze mówiąc w ogóle o tym nie myślałam. Można powiedzieć, że skreśliłam granie teamowe. Nie wiem tak naprawdę co by się wydarzyło w przyszłości, czy może znowu chciałabym spróbować. Tak więc ten projekt fridy mnie przekonał, ale też znajomi, o których wspominałam.

Niemniej granie na streamach a granie w drużynie to dwie różne rzeczy. Trudno było się przestawić z jednego na drugie?

Na początku faktycznie było trudno, tym bardziej że moje koleżanki z RISE miały już jakieś doświadczenie, a moje było bardzo niewielkie. Tylko przez chwilę kiedyś grałam w 4750crew i na starcie nie było łatwo. Ale starałam się uczyć od dziewczyn, a one z kolei bardzo starały się mi pomagać. W końcu, że tak powiem, weszłam w ten tryb.

Nim zaczęłaś grać, śledziłaś kobiecą scenę CS-a?

Właśnie zupełnie nie i będąc w drużynie, w której są doświadczone zawodniczki obecne na scenie od lat, tak naprawdę wszystkiego się uczyłam. One o tym rozmawiały, a ja dowiadywałam się, kto grał, gdzie grał, kto był, od kiedy itp. Wcześniej nigdy się tym nie interesowałam.

Nie masz więc porównania w kwestii tego, jak obecnie wygląda poziom sceny, a jak to było, nim kobiecy CS podupadł.

Jeżeli chodzi o to, to nie, zupełnie nie mam.

Chociaż twoje koleżanki były kojarzone na kobiecej scenie, to długo nie mogłyście znaleźć dla siebie organizacji.

Oferty były, ale wolałyśmy po prostu poczekać na coś, co pozwoli na rozwój nasz oraz organizacji. I w końcu padło na Invictę.

Wcześniej jednak miałyście problem ze składem, bo ubyła wam jedna z zawodniczek.

Tak i już po dojściu do Invicty szukałyśmy piątej zawodniczki.

[caption id="attachment_322235" align="aligncenter" width="1120"]Entropiq Queens fot. Entropiq[/caption]

Wtedy też ogłosiłyście zapisy na testy w waszym zespole. Dużo dziewczyn się wtedy do was zgłosiło?

Było około 10-15 dziewczyn. Zgłaszały się takie, które gdzieś już grały teamowo, ale i takie, które po raz pierwszy chciały spróbować swoich sił. Ogólnie pojawiały się różne dziewczyny, ale było bardzo fajnie.

Trochę tam jednak zajęło znalezienie nowej “piątej”.

Tak, zrobiłyśmy nawet drugi etap eliminacji dla dziewczyn, które najbardziej się nam spodobały i w których widziałyśmy największy potencjał. Dlatego tak długo nam to wszystko zajęło. Aż w końcu wybrałyśmy bartoszenkę, która z grą teamową nie miała właśnie nic wspólnego.

Niemniej wydaje się, że to przedłużające się szukanie piątej zawodniczki i przez to brak stabilizacji mogły w jakimś stopniu wpłynąć na wasze wyniki. Bo one porywające nie były.

Zgadzam się, ale po prostu nie chciałyśmy wybierać nikogo na szybko, tylko po to, by kogokolwiek wziąć. Wiesz, na zasadzie “dobra, niech już będzie ta”. Chciałyśmy kogoś, z kim się dogadamy. Kogoś, kto będzie mieć potencjał, by potem nie było sytuacji, że gramy ze sobą dwa miesiące i znowu musimy szukać kogoś nowego. Dlatego też wierzyłyśmy w ten proces. Uważałyśmy, że lepiej teraz poświęcić trochę czasu, by potem móc osiągać lepsze wyniki.

Jednakże wasza wspólna gra z bartoszenką też ostatecznie nie trwała szczególnie długo, bo trzy miesiące później rozstałyście się z Invictą.

Tak (śmiech). To była wspólna decyzja – nasza i organizacji. Ja bardzo dobrze wspominam Invictę, czy jeśli chodzi o kontakt z ludźmi z organizacji, czy też ich opiekę nad nami jako drużyną i jako streamerami. Ale po prostu przyszedł ten czas, w którym musieliśmy się pożegnać. Rozstaliśmy się w zgodzie.

Kwestia wyników też miała w tym wypadku znaczenie? Bo trudno nie odnieść wrażenia, że nie było w waszym wykonaniu jakiegoś szczególnego progresu.

Z naszej strony na pewno nie. A jeśli chodzi o organizację, to nigdy nie dawano nam do zrozumienia, że zamierzają nas cisnąć w stylu “wyniki, wyniki, wyniki!”. Wiadomo, że chcieli, kibicowali nam bardzo, ale nie było nigdy żadnych nieprzyjemności związanych z naszymi rezultatami.

Początkowo wasz skład miał razem szukać nowego domu, ale po krótkim czasie ty i paulele jednak opuściłyście RISE.

paulele stwierdziła po prostu, że nadszedł już czas na dorosłe życie. Dlatego też postanowiła odejść od gry teamowej – na jakiś czas albo może już na zawsze. Jeżeli zaś chodzi o mnie, to coś po prostu popsuło się w naszej drużynie. Dlatego też dziewczyny, tj. bartoszenka, Sysula i Grumpy, stwierdziły, że będą dalej próbowały grać, a ja uznałam, że być może nadszedł czas na nowy zespół i jakieś nowe doświadczenia.

To “psucie się” w zespole było na jakim tle?

Wydaje mi się, że nieporozumienia w drużynie. To wszystko narastało, nawarstwiało się i w końcu było tego troszeczkę za dużo.

Gdy rozmawialiśmy jeszcze przed wywiadem i wspomniałem o VALORANCIE, to zareagowałaś z takim “oj”. A przecież w tamtym roku miałaś okazję grać w eLadies, turnieju od fridy.

Wtedy żeńska scena CS-a podupadła i stwierdziłam, że spróbuję. Dlatego też razem z dziewczynami “znalazłyśmy siebie” i wraz z paulele uznałyśmy “czemu nie”. Jeżeli jednak chodzi o moją osobę, to nie jest to gra dla mnie. Na dobrą sprawę nie umiem wyjaśnić dlaczego. Może to te dodatkowe umiejętności nie robią na mnie takiego wrażenia? Wolę grę czysto skillową, taką jak CS.

Tak więc grałam na tamtym turnieju i dziewczyny potrafiły korzystać z tego wszystkiego, z tych skilli. A ja mówię “o kurczę, co tu się dzieje?”. Oczywiście bardzo to szanuję itp. Jeżeli ktoś to lubi, to wszystko w porządku. Ja jednak wolę CS-a.

W tamtym momencie jednak, jak mówisz, scena CS-a podupadała, a w VALORANCIE – wręcz przeciwnie. Było więc dużo argumentów, by spróbować w nowej grze.

Jak najbardziej. Stwierdziłam jednak, że jeżeli nie czuję z czegoś zbyt dużego funu, to nie ma to sensu. A w przypadku VALORANTA nie czułam się tak dobrze, jak w CS-ie.

Ale w kobiecym CS-ie nie działo się wtedy praktycznie nic.

To prawda. Dlatego też w tamtym momencie nie miałam zbytnio żadnych planów. Tak naprawdę nie było w ogóle wiadomo, czy coś jeszcze się wydarzy, czy to już definitywny koniec. Grałam jednak dalej. Nie przestawałam grać w CS-a i miałam nadzieję, że to wszystko w końcu wróci. No i długo czekać nie musiałam.

Fakt, ESL ogłosiło inicjatywę ESL Impact. Sądzisz, że gdyby ten cykl się nie pojawił, to prędzej czy później jednak rozważyłabyś przesiadkę na VALORANTA?

Raczej nie. Nie czułam tego. Gram w CS-a i bardzo lubię to robić, nazywam to swoją pasją. Gram teamowo i spędzam na tym dużo wolnego czasu. Gdy tylko jest chwila, to skupiam się np. na treningu indywidualnym. Gdyby w grę wchodził VALORANT, nie chciałoby mi się tego robić. Wolałabym mimo wszystko pograć w CS-a. VALORANT szybko mi się nudził. Bywały oczywiście okresy, że pograłam w niego nawet na streamach, ale to był góra miesiąc i zostawiałam tę grę na kolejne pół roku czy nawet dłużej.

Jeżeli chodzi o twój obecny skład CS:GO, to jak w ogóle doszło do jego sformowania?

Gdy dowiedziałam się, że żeńska scena wraca, dodałam na swojego fanpage’a i ogólnie na social media posta, że chciałabym stworzyć zespół. Że szukam zdecydowanych i zaangażowanych dziewczyn. Potem napisało do mnie kilka osób, w tym m.in. Olkaa. z mojego obecnego składu. Powiedziała, że brakuje im jednej osoby i czy nie chciałabym spróbować z nimi. Zauważyłam, że były tam nicki, które miały już doświadczenie. Była to drużyna z prawdziwego zdarzenia, w której nie trzeba już uczyć się żadnych podstaw, tylko można od razu działać. Tak więc spróbowałam z dziewczynami, zagrałyśmy kilka treningów i bardzo fajnie mnie przyjęły. Od razu zarówno z mojej, jak i ich strony było przekonanie, że chcemy ze sobą grać.

I co było dalej? Zaczęłyście grać ze sobą i jak szybko pojawiły się możliwości poważniejszego grania w barwach jakiejś organizacji?

Gdy dołączyłam do dziewczyn, były cztery dni do pierwszego ESEA Cash Cup. Zagrałyśmy tam bardzo miksowym stylem, ale ostatecznie zajęłyśmy drugie miejsce. Potem znowu się nam to udało i stwierdziłam, że od samego początku bardzo fajnie to wszystko wygląda. Wtedy też zaczęły się do nas odzywać różne organizacje. Z każdą z nich rozmawiałyśmy, zastanawiając się nad tym, czy warto, czy nie warto, czy to już ten moment itp.

Aż w końcu odezwało się Entropiq i wszystkie wątpliwości zniknęły. Uznałyśmy, że na pewno chcemy nadal ze sobą grać. Żadna z nas nie miała pytań w stylu “no nie wiem, czy chcę dalej grać w CS-a, czy to dobry pomysł?” Byłyśmy bardzo zdecydowane na wspólne występy, więc gdy tylko odezwała się tak profesjonalna organizacja, jak Entropiq, stwierdziłyśmy, że to naprawdę dla nas duża szansa i błędem by było z niej nie skorzystać.

Jakie w ogóle oferty dostawałyście? Tylko zagraniczne czy z Polski też ktoś się odzywał?

Odzywały się i organizacje zagraniczne i polskie. Z kraju były to Arcane Wave i Invicta.

[caption id="attachment_322234" align="aligncenter" width="1120"]Entropiq Queens fot. Entropiq[/caption]

Jak w ogóle doszło do kontaktu z Entropiq? Mówimy tutaj przecież o znanej organizacji, która ma bardzo dobry skład CS-a, niezły skład LoL-a. A wy dopiero zaczynałyście budować swoją markę. Skąd w ogóle was znali?

To sprawka Mateja. Jest on tam kimś, kto szuka drużyn podobnych do nas. I można powiedzieć, że to właśnie on nas znalazł i stwierdził, że jesteśmy dobrym “materiałem” na żeńską drużynę. Tak więc zaczęły się rozmowy i ostatecznie w Entropiq uznali, że jeżeli mają mieć żeńską drużynę, to chcą, żebyśmy to były my.

Pojawiały się jakieś rozmowy na temat waszej roli, waszych wyników? Przedstawiono wam konkretne oczekiwania?

Entropiq bardzo wierzy w proces treningów. Oni chcą, żebyśmy trenowały, żebyśmy naprawdę wkładały serducho w to, co robimy. Wierzą, że wraz z tym przyjdą wyniki . A my trenujemy dużo. Dużo na tyle, w jakim stopniu czas nam pozwala. Każdą wolną chwilę spędzamy tak naprawdę trenując.

Pytam o to, bo można trochę odnieść wrażenie, że po znalezieniu organizacji wasze wyniki nieco się pogorszyły.

Na pewno po przejściu do organizacji w każdej z nas i w naszym trenerze pewnie też pojawiło się dużo presji. To już nie było przecież, że tak powiem, byle co – to już gra w profesjonalnej organizacji. Właśnie weszłyśmy na wyższy poziom i trzeba się dobrze pokazać. To z pewnością siedzi gdzieś z tyłu głowy i uważam, że dlatego nasze wyniki troszeczkę się pogorszyły.

Z drugiej strony jednak dopiero zaczynamy. Wiadomo przecież, że gdy przyszłam, to nie znałam żadnych taktyk dziewczyn i teraz wszystko powoli sobie układamy. Jest na pewno trochę trudno, bo trzeba się wszystkiego nauczyć, dobrze się przy tym wszystkim zgrać i to zajmuje nam trochę czasu.

Jeżeli chodzi np. o wsparcie psychologa czy kogoś w tym rodzaju, to w Entropiq możecie na to liczyć?

Jak najbardziej. Nawet miałyśmy już spotkanie z trenerem mentalnym i każda z nas była z niego bardzo zadowolona. Nie pamiętam już dokładnie, ale wydaje mi się, że to było przy okazji Cash Cupa. Wtedy znowu udało nam się dojść do ćwierćfinału albo półfinału, bo weszłyśmy w mecz ze zdecydowanie innym myśleniem. Wydaje mi się, że to właśnie ta rozmowa bardzo nam pomogła.

Dobrze się zatem składa, bo niedawny brak awansu do ESL Impact musiał być dla waszej drużyny naprawdę bolesnym ciosem. Tym bardziej że miałyście przecież aż dwie szanse na awans, a żadnej nie wykorzystałyście.

Na pewno to zabolało, bo oczywiście bardzo chciałyśmy się tam dostać. Ale, gdy odbywały się pierwsze eliminacje, to my dopiero co wróciłyśmy z media dayu w Pradze, a do tego trzy z nas się rozchorowały. Także nie miałyśmy wtedy zbyt dobrych warunków do tego, by grać. Sama zresztą grałam z gorączką. A w drugich eliminacjach… Cóż, coś w naszych głowach troszeczkę podupadło.

Można powiedzieć, że wysypałyście się w najważniejszym momencie.

Niestety tak. Dlatego też pracujemy z trenerem mentalnym. Przede wszystkim po to, by umieć radzić sobie z takimi rzeczami, jak porażki.

Gdy ogłoszono wasz transfer do Entropiq, dużo się o was mówiło, bo to była spora rzecz. Teraz jednak cała uwaga skupiona jest na Totalnych Gituwach, które świetnie radzą sobie w ESL Impact. To może nieco zdejmować z was presję.

Chyba nie patrzę na to w ten sposób. Nie mam poczucia, że presja spada. Zresztą fajnie byłoby, gdybyśmy również my, reprezentując taką organizację, dostały się do ESL Impact.

Jest w ogóle jakieś poczucie rywalizacji między wami o prym w Polsce?

Rywalizacja jakaś na pewno jest, aczkolwiek z dziewczynami z Totalnych Gituw mamy dobre relacje i bardzo sobie kibicujemy. Jeszcze przed ESL Impact pisałam z Angelką, że super byłoby spotkać się na jakimś późniejszym etapie, żebyśmy razem jako dwie polskie ekipy mogły dostać się na lana. Nam się ostatecznie nie udało, ale dziewczynom bardzo kibicuję.

Stawką jest przecież wyjazd do Dallas.

A dziewczynom świetnie idzie. Oby tak dalej!

Wy z kolei musicie teraz trochę poczekać do kolejnego sezonu. Macie dużo czasu na przygotowania, sama zresztą wspominałaś, że dużo trenujecie. Jak dużo?

Dużo to pojęcie względne z uwagi na to, że mamy w zespole osoby pracujące czy studiujące. Sama i streamuję, i studiuję, także tego czasu nie ma wcale specjalnie dużo. Ale, jak mówiłam, każdą wolną chwilę staramy się przeznaczać na treningi. Próbujemy trenować codziennie, a ponadto w weekendy co dwa tygodnie są Cash Cupy. Wychodzi więc, że dziennie udaje nam się poświęcić na trenowanie około czterech godzin.

Jak wygląda współpraca z waszym trenerem? Nie jest on przecież zbyt doświadczony jeżeli chodzi o pracę szkoleniową.

Uważam, że współpracuje się z nim bardzo dobrze. Misior na pewno ma doświadczenie w graniu teamowym z Dr Peppera czy OFF-MODE. Jako trener może faktycznie nie ma tego doświadczenia aż tyle, ale z dziewczynami z 4750crew działa od wakacji 2020 roku i został z nami także w Entropiq. Czasem pojawiają się może jakieś nieporozumienia, ale nie wyobrażam sobie trenować z kimś innym.

Wspomniałaś o studiach. Jak wygląda u ciebie godzenie ze sobą tego, że grasz w profesjonalnej organizacji i jednocześnie masz studia z gatunku tych raczej bardziej wymagających.

Studiuję zaocznie, więc na pewno jest prościej niż gdybym miała to robić dziennie. Staram się po prostu ułożyć sobie pewien schemat dnia, żeby znaleźć czas i na streama, i na naukę np. w wypadku sesji, ale też i na inne rzeczy. A wieczorami zawsze mamy trening. Jedynie czasami moje zjazdy na studiach gryzą się z Cash Cupami w weekend. Niestety nie jestem w stanie niczego z tym zrobić. Jeżeli w sobotę, gdy jest Cash Cup, mam zjazd, to nie gram. Aczkolwiek w niedzielę mam już zdalne wykłady, więc jeżeli dziewczynom uda się dojść do kolejnego etapu, to do nich dołączam.

Czy te rzeczy, które wyciągasz ze studiów, jakoś przydają ci się w kontekście np. funkcjonowania w drużynie?

Jestem na psychologii, więc w pewnym sensie na pewno. Zresztą chciałabym kiedyś połączyć ten zawód z esportem, pójść bardziej w mental coaching. Także na pewno mi to pomaga, bo mogę teraz poznać wszystkie problemy drużynowe i dzięki temu wykorzystać doświadczenie w przyszłości.

Mental coaching z naciskiem właśnie na esport?

Tak, z naciskiem na esport. Chciałabym po prostu być psychologiem i dodatkowo połączyć z pracą moją pasję.

Jeżeli chodzi o wasz skład, to macie już jakieś konkretne plany względem kolejnych tygodni? Gdzie chcecie zagrać, nad czym konkretnie będziecie pracować na treningach?

Jeżeli chodzi o turnieje, to na pewno chcemy co dwa tygodnie grać Cash Cupy. Z pewnością będziemy brały udział też w kolejnym sezonie ESEA Open i przy tym oczywiście poczekamy na ESL Impact. To ostatnie to na ten moment nasz najważniejszy cel. A w kwestii treningów, to po prostu skupiamy się na naszych błędach. Oglądamy swoje mecze i staramy się poprawiać to, co nie wychodziło. Próbujemy nowych rzeczy, na różnych mapach, wprowadzamy nowe rozwiązania, nowe taktyki itd. Robimy po prostu wszystko, żeby nasze wyniki były lepsze.

Eliminacje do turniejów, w których grają głównie męskie składy, też będą w waszym wypadku wchodziły w grę?

Wydaje mi się, że tak, jak najbardziej. Zresztą już w ESEA Open gramy z męskimi drużynami. Nie zamykamy się wyłącznie na kobiece turnieje, chociaż wiadomo, że są dla nas najważniejsze. Ale jeżeli pojawi się coś wartego uwagi, no to na pewno my również weźmiemy w tym udział.

Obserwuj rozmówcę na Facebooku – Agata "Ailie" Serafin
Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn