Marcin Gabren: Co jako trener możesz powiedzieć swoim zawodnikom po wypuszczeniu z rąk tak pokaźnych przewag na obu mapach? Z Illuminar długo prowadziliście i na Vertigo, i na Mirage'u.
Piotr "p1ter" Kubiak: Trudno powiedzieć, czy to kwestia tego, że byliśmy na lanie i może nie czuliśmy się komfortowo w tym środowisku. Mieliśmy dwie mapy, które bez problemu powinniśmy byli domknąć. Na pierwszej prowadziliśmy bodajże 15:10, skończyło się dogrywką. Potem Mirage'a zaczęliśmy od 12:3 – i znów dogrywka. Tak naprawdę te dogrywki były jak dobicie, bo jednak zawsze działają one na twoją korzyść, gdy to ty gonisz wynik i jesteś na fali. My doprowadziliśmy do dwóch stanów, w których ta prawidłowość się na nas zemściła. Jedyne, co mogę powiedzieć graczom, to "więcej pewności siebie w kluczowych sytuacjach". Roztrwoniliśmy masę afterplantów – rund, których po prostu nie dało się przegrać. Poucinało nas komunikacyjnie i aimowo. Nagle zaczęliśmy przegrywać każdy możliwy pojedynek.
Mimo porażki w kwalifikacjach do Superpucharu wiosenną odsłonę PLE i tak możecie uznać za udaną. Drugie miejsce w ligowej tabeli nikomu wstydu nie przynosi.
Tak, myślę, że to liga, która poszła nam najlepiej ze wszystkich. Nasze cele zostały osiągnięte. Wiadomo, że fajnie byłoby wygrać jeszcze z Wisłą, ale oni byli w tej rundzie niepokonani i nie dało się nic zrobić. Rzeczywiście PLE było bardzo dobre w naszym wykonaniu. Niektóre mecze były bardzo wyrównane, ale koniec końców mimo kiepskiego Superpucharu możemy te rozgrywki zapisać jako udane.
To kontrast w stosunku do ESL MP, gdzie nie wyszliście z grupy. Dlaczego w tej lidze poszło wam gorzej? Może po prostu to efekt silniejszej konkurencji w postaci Anonymo czy HONORIS?
Na pewno w ESL MP były drużyny, które nam nie leżały. Z HONORIS kompletnie nie potrafimy grać i chyba jeszcze nigdy nie wygraliśmy nawet mapy. Dodatkowo zaliczyliśmy bardzo słaby start lanowy, gdzie mieliśmy spore problemy. W Katowicach udało się wprawdzie pokonać Illuminar, ale przegraliśmy dwa inne mecze. Brak awansu do play-offów był spowodowany dwoma porażkami z GameAgents, czyli zespołem, z którym czuliśmy, że powinniśmy wygrać. Szczególnie starcie na lanie zostało całkowicie oddane rywalowi, podobnie jak teraz na PLE zmarnowaliśmy ogromną zaliczkę. Gdyby nie te mecze, moglibyśmy myśleć o fazie pucharowej.
W sumie często mierzyliście się z Illuminar, bo zarówno w grupie ESL MP, jak i teraz w Warszawie. Nawiązuję do waszych rozmów z IHG, bo darko powiedział mi kiedyś, że ta cała sytuacja najbardziej wpływała na ciebie i kadzia. Jak to ujął, bez wsparcia organizacji nie możecie się w 100% poświęcić grze.
Tak, z tym że ja każde obietnice organizacji dzielę na pół. Można powiedzieć, że jestem już doświadczony, jeśli chodzi o takie incydenty. To, że potraktowali nas w ten sposób, nie było dla mnie szokiem. Bardziej było mi szkoda, bo pojawiła się lekka nadzieja, że razem z kadziem moglibyśmy przejść na full-time, szczególnie ja, bo aktualnie chodzę do pracy, więc raczej pomagam chłopakom niż jestem pełnoprawnym trenerem. Gdyby faktycznie pojawiło się zaplecze w postaci organizacji, na pewno wyglądałoby to zupełnie inaczej i dawałbym z siebie więcej. Jeśli chodzi o całą sytuację z Illuminar, to jest już ona za nami i myślę, że nie ma większego sensu w niej grzebać. Po prostu padło wiele obietnic, które w żaden sposób nie zostały dotrzymane i to wszystko.
Jak w tej chwili wyglądają poszukiwania wsparcia dla Impression? Czas płynie i płynie, a niewiele się zmienia.
Wciąż jesteśmy na etapie budowania naszego otoczenia. To długoterminowy proces. HONORIS jest chyba jedyną organizacją w Polsce, która stworzyła się sama z siebie, ale oni oczywiście od razu mogli liczyć na ogromną pomoc Red Bulla. My czegoś takiego nie mamy, zaczynamy bez żadnych partnerów. Gdzieś przebija się jeszcze myśl, że jeśli trafimy na dobrą ofertę od jakiejś organizacji z zewnątrz, to może ją przyjmiemy. Kilka takich propozycji mamy do przemyślenia, ale jeśli nie pojawi się nic satysfakcjonującego, to skupimy się na tym, żeby zainwestować w Impression i samodzielnie stworzyć własną markę. Wtedy będzie można mieć nadzieję, że odezwie się do nas potencjalny sponsor. Na razie kładziemy jednak nacisk na wyniki, bo prawda jest taka, że jeśli będziemy pokazywać, że potrafimy grać w CS-a, to opcje sponsorskie przyjdą same.
Czytałem jeden z twoich wcześniejszych wywiadów, mniej więcej po testach w Illuminar [marzec 2020 – przyp. red.], w którym zostałeś zapytany, czy możesz uważać się za profesjonalnego esportowca. Wtedy odpowiedziałeś, że nie i z tego, co mówisz dziś, ponad dwa lata później, wynika, że nie powinieneś mieć innego zdania.
Jedyny okres, w którym mogłem nazwać się profesjonalistą, to kiedy grałem w CLEANTmixie. Zwolniłem się z pracy, miałem pensję, która w tamtym momencie w pełni zaspokajała moje potrzeby i pozwalała mi się utrzymać. Wtedy grałem full-time, mieliśmy kilka fajnych epizodów, wygraliśmy Esport Tour. Niestety organizacyjnie wszystko się rozpadło. Nie pamiętam szczegółów, ale CLEANT po prostu przestał inwestować w esport. Potem miałem przerwę, ale potrzebowałem stałego dochodu, więc znalazłem inną pracę. Czułem, że nie jestem już w stanie grać w wystarczającym wymiarze czasowym, więc doszedłem do wniosku, że na razie lepszą opcją będzie dla mnie praca trenerska. Gdy nie jestem dostępny, chłopaki dalej mogą trenować, natomiast kiedy jestem, to stanowię dla nich dodatkową pomoc. To, że przebranżowiłem się z zawodnika na trenera, było spowodowane głównie moją sytuacją prywatną.
Takie okoliczności – gdy cały czas masz z tyłu głowy rzeczy niezwiązane z grą – nie mogą dobrze wpływać na motywację. A przecież każdy szczegół ma ogromny wpływ na przebieg kariery.
Jestem przyzwyczajony, bo u mnie zawsze to tak wyglądało. Już od 18. roku życia pracowałem, w międzyczasie studiowałem, teraz z kolei studiuję inny kierunek. Łączenie trzech rzeczy – praca, CS, studia; praca, CS, studia – jest dla mnie normalne. Dawniej grałem jednak półprofesjonalnie lub amatorsko, a gdy wchodzisz na wyższy poziom i jesteś w krajowej czołówce, to bardzo trudno jest to wszystko dopasować. Czynnik bycia full-time bardzo pomaga, natomiast i tak uważam, że jeśli ktoś jest wystarczająco mocno zmobilizowany, to da się to pogodzić i wybić na tyle, by w przyszłości otrzymać ofertę umożliwiającą zarabianie z grania.
Gdyby ktoś dziś zapewnił ci komfortowe warunki, pełne wynagrodzenie, to rozważyłbyś powrót do roli zawodnika?
Tak. Sądzę, że gdybym miał taką możliwość, to chętnie jeszcze raz bym spróbował. Lubię pracę trenera, teraz w Impression jest mi dobrze, bo mamy bardzo zgraną ekipę, ale niedosyt troszeczkę pozostał. Koledzy ze środowiska zawsze mi powtarzali, że szkoda, że tak szybko się przebranżowiłem, bo jako prowadzący byłem mega dobry i miałem potencjał. Jeśli rzeczywiście pojawiłaby się opcja powrotu – nawet gdyby trzeba było budować zespół od podstaw, ale z zagwarantowanymi środkami do życia – to bardzo chętnie bym się sprawdził.
Szczególnie że w Polsce cały czas mówi się o zapotrzebowaniu na dobrych IGL-ów.
Teraz akurat sytuacja nie jest aż tak zła. Mamy trochę prowadzących, natomiast faktem jest, że dalej brakuje osób zajmujących się tym z powołania. Kilku takich zawodników jest, ale to rola i odpowiedzialność tego typu, że w Polsce deficyt zawsze będzie istnieć. Musimy się do tego przyzwyczaić.
Na czym skupiasz się jako trener Impression? Tylko na stronach taktycznych czy zajmujesz się też kwestiami motywacyjnymi albo zarządzeniem ewentualnymi kryzysami?
Staram się łączyć wszystko w jedno. Jestem jedyną osobą w sztabie, więc jednocześnie zajmuję się trenowaniem, analizą, a także walorami motywacyjnymi. W oficjalnych meczach zarządzam przerwami, służę dobrym słowem i szybką analizą. Czasami zaproponuję darko konkretne zagranie, bo nawet jeśli ja z boku widzę, że przeciwnik gra w dany sposób, to niekoniecznie musi być to widoczne z perspektywy graczy. Na treningach jestem raczej asystentem, bo darko to prowadzący, który chce układać grę w pełni wedle własnego uznania. Nasza struktura taktyczna nie opiera się na mnie.
Czyli nie jest tak, że masz u graczy bezwarunkowy posłuch, tylko to raczej obopólna współpraca.
Zawsze działamy demokratycznie, nie jestem wyżej w hierarchii. Pełnię funkcję pomocnika, który znajdzie dodatkową rzecz wartą wspólnego przedyskutowania.
Masz od kogo czerpać rady czy działasz na własną rękę we współpracy tylko z kumplami z ekipy?
Głównie współpracuję z kolegami z zespołu. Większość rad czerpie od baljsa i darko, którzy razem ze mną zajmują się sferą taktyczną. Są to bardzo inteligentne osoby, które zmuszają cię do rozwoju, bo wiele myślą o grze. Jeśli wprowadzamy nowe zagranie, jeśli rzucę jakimkolwiek pomysłem, to muszę przedstawić solidne argumenty, żeby oni go zaakceptowali i stwierdzili, że to coś dobrego. Takie zachowania skłaniają do największego progresu, więc śmiało mogę powiedzieć, że od baljsa i darko czerpię największe korzyści.
Stwierdziłeś, że jeśli chodzi o prowadzących, to w Polsce jest lepiej niż było. A co z trenerami? Czasami debatujemy, czy jest ich wystarczająco wielu i czy są wystarczająco kompetentni.
Na najwyższym poziomie – w Wiśle, AGO, PACT, Anonymo – trenerzy są z najwyższej półki. To cały czas są te same nicki, ale oni wykonują swoją robotę. Gdy graczowi nie siada forma, pojawia się toksyczność albo brak zaangażowania, to tego gracza się po prostu wymienia. Jeśli trener robi to, co do niego należy i ma autorytet, to tak naprawdę nie jest zbyt potrzebnym zmienianie go. Szkoleniowiec nie gra, on musi na treningach wykonać swoją robotę i pomóc podczas meczów oficjalnych.
Dużo większy problem jest z trenerami na niższym szczeblu, gdzie ta funkcja powinna być priorytetem, tak jak w Izako Boars, gdzie mają młodych, niedoświadczonych (poza Critym) graczy i Hypera, czyli doświadczonego coacha, którego zawodnicy mają się po prostu słuchać. Uważam, że w każdej drużynie zbudowanej z nieogranych graczy to absolutna podstawa, żeby był trener, analityk oraz psycholog, czyli ludzie wyżej postawieni w hierarchii, którzy znają się na swojej pracy i będą w stanie na każdym etapie służyć swoim podopiecznym pomocą.
Śledź rozmówcę na Twitterze – Piotr "p1ter" Kubiak |
Śledź autora wywiadu na Twitterze – Marcin Gabren |