Maciej Petryszyn: Naszą rozmowę chciałbym zacząć od twojego czasu w HONORIS. Po okresie w AGO, który, jak wiadomo, nie był specjalnie udany, wydawało się, że tam możesz odżyć jako zawodnik. Zakładam zresztą, że sam wiązałeś z tym spore nadzieje – że będziesz miał okazję pograć więcej niż dotychczas.

Denis "Grashog" Hristov: Tak było, bo tak naprawdę to był pierwszy zespół, w którym mogłem naprawdę prowadzić na takim poziomie. To był na dobrą sprawę taki poziom, jaki był już w AGO – tier 3 z porywami do tier 2. Mecze w większości przypadków z drużynami z top 40-60. I miałem okazję, by cały czas grać, co mnie bardzo cieszyło. Od początku miałem też wolną rękę i to się trochę różniło w porównaniu do AGO, bo dostałem więcej pola do manewru. I wydaje mi się, że przez to też dobrze graliśmy zważając na to, że to był zupełnie nowy zespół. Nie wkraczałem do HONORIS, które miało czterech zawodników grających ze sobą przez wiele miesięcy. To był zupełnie nowy zestaw graczy i według mnie powoli, miesiąc po miesiącu, było coraz lepiej. Było po prostu dobrze.

Niemniej zaczęliście od dużego zderzenia ze ścianą, jakim był brak awansu do ESL Mistrzostw Polski. Zakładam, że bardzo wam to wszystko pokomplikowało.

Czy bardzo? Nie wiem, ale to jest absolutnie normalne, bo przegraliśmy BO3 z kim? Z miksem dobrych graczy i z los kogutos. Pierwszy mecz był z zespołem mwlky'ego, mouza i AxEcHo, a drugi z Kogutami, czyli dzisiejszym AGO. Teraz sprawy zaczynają już wyglądać trochę inaczej, ale w tamtym momencie w Polsce każdy mógł wygrać z każdym i tak było przez kilka kolejnych miesięcy. Z kolei od początku tego roku 9INE się wybija i widać już, że jest ponad wszystkie inne polskie drużyny, ale wtedy takiej sytuacji nie było. Także to, że jakiś polski zespół czy miks wygrał z nowym składem, dla którego to był może drugi tydzień treningów, jest absolutnie czymś normalnym. Oczywiście szkoda, nie powinniśmy przegrać, ale się wydarzyło i tyle.

Nie mieliście wtedy poczucia, że to niepowodzenie już na samym starcie mocno podkopało waszą pewność siebie?

Pewność siebie... Szczerze mówiąc, nie wiem. Faktem jest, że byłem zupełnie świadomy, dlaczego się to wydarzyło. I nie, nie sądzę, żeby w jakikolwiek sposób to na nas wtedy wpłynęło. To znaczy – na pewno nie było przyjemnie, ale dla mnie to niczego nie zmieniło. Po prostu działaliśmy dalej.

Mówię o tym, bo nie było ESL MP, w PLE w ogóle nie występowaliście, więc można powiedzieć, że w waszym kalendarzu powstała wyrwa. Chociaż może to dobrze, bo było więcej czasu na treningi czy odpoczynek?

Tak, granie meczów oficjalnych z drużynami, z którymi dane nam było grać później, a z tymi, z którymi musielibyśmy grać w polskich ligach, to zupełnie coś innego. I byłoby za mało czasu, gdybyśmy musieli się tym wszystkim zajmować. Plus specyfika tych meczów jest tak zupełnie różna od tej na europejskiej scenie... Według mnie to wszystko dużo nam nawet dało, bo mieliśmy po prostu czas, żeby na spokojnie podchodzić do wszystkich europejskich spotkań. I cały czas było coraz lepiej.

Jak tobie, jako graczowi, który nie posiadał szczególnie dużego doświadczenia, współpracowało się z kimś takim jak TaZ? Wiktor sam w przeszłości miał okazję, by być prowadzącym, więc pomagał ci, podpowiadał, czy może bardziej robiłeś wszystko sam i po swojemu?

Na pewno był on drugą najbardziej wokalną osobą w zespole. Zresztą, powiedziałbym, że to była przede wszystkim współpraca między mną a VinSem, a potem najwięcej właśnie z TaZem. TaZ, prawdopodobnie też przez całe swoje doświadczenie i to, że zrozumiał raczej, co jest potrzebne dla drużyny, jest jednym z najlepszych teammate'ów, jakich miałem. Jeśli chodzi o aspekt czysto ludzki, to bardzo go lubię jako osobę, dobrze mi się z nim grało. Ja sam nie jestem osobą, która będzie podchodzić emocjonalnie do spraw teamowych, która podczas meczu krzyczy "Dawajcie, chłopaki, jedziemy" i tego typu rzeczy. To on był taką soboą i bardzo dużo dawał drużynie. I dzięki temu dobrze mi się przez to grało. Jako prowadzącemu nie dawało mi to rzeczy stricte in game'owych, ale pomagało w utrzymaniu spójności zespołu.

Z twojej perspektywy to brzmi korzystnie. Nie musiałeś wchodzić w rolę, w której czułbyś się niekomfortowo. Miałeś kogoś, kto mógł się zająć np. motywowaniem poprzez różne okrzyki itp.

To jest kwestia tego, że ani ja nie jestem taką osobą, ani sam też nie potrzebuję takiego rodzaju wsparcia, żeby ktoś np. krzyczał. Ale są inni i mogą tego potrzebować, dlatego fajnie, że była taka osoba, która może to innym dać.

W momencie, gdy przechodziłeś do HONORIS, byłeś tak naprawdę pierwszym z graczy, którzy w kolejnych tygodniach trafili do zespołów. Sam miałeś wpływ na to, co działo się później, czyli choćby przyjście Sobola, odejście fr3nda itd.?

Wydaje mi się, że każdy miał coś do powiedzenia, bo jak w każdej drużynie mieliśmy testy. Graliśmy i fr3ndem, i z SaMeyem. Z kim tam jeszcze graliśmy... Z gRuChĄ przez jakiś czas. Były też mieszane składy z NEO. Taka była ogólna decyzja, chociaż wiadomo, że najwięcej do powiedzenia miały osoby najbardziej decyzyjne, czyli TaZ i NEO, tak mi się przynajmniej wydaje. Ale też cały czas nas pytano, co myślimy, jak się grało itp. Po prostu braliśmy udział w podejmowaniu tej decyzji.

Niemniej fakt, że zaledwie kilka tygodni po twoim przyjściu odszedł fr3nd, był zaskakujący. Przecież ty i Sebastian mieliście już okazję grać wcześniej ze sobą w Pompie, obaj pozytywnie się o sobie wypowiadaliście i bardziej można było się spodziewać, że teraz ta współpraca będzie kontynuowana.

Na testach bardzo dobrze grało mi się z i nim, z SaMeyem, chociaż łatwiej było z fr3ndem, bo go znam i wiem, czego mogę się po nim spodziewać. I vice versa. Ogólnie są oni jednak innymi graczami i konsensus był wtedy taki, że profil SaMeya będzie bardziej pasować do tego, czego potrzebujemy. W tamtym momencie sam nie byłbym w stanie wybrać między nimi dwoma.

A co z NEO – to była indywidualna decyzja Filipa, że ustępuje ze składu?

Nie wiem, jak to dokładnie było. Wydaje mi się, że TaZ i NEO po prostu dogadywali się między sobą. Cel był taki, by zrobić w HONORIS jak najlepiej funkcjonujący skład. I taki skład, jaki finalnie powstał, czyli z Sobolem SaMeyem, reiko, mną i TaZem, był finalnym wyborem.

Potem graliście tak przez kilka kolejnych miesięcy i ty sam, nawet gdy odchodziłeś, wspomniałeś, że z twojej perspektywy był to udany czas. Ale jednak koniec końców do tej zmiany doszło. Jak uważasz, co o tym przesądziło?

Według mnie choćby fakt, że wtedy wydawało się nam wszystkim, że nie osiągnęliśmy tego, co chcieliśmy osiągnąć. Nie było żadnego większego sukcesu, bo wygranie Cupa od ESEA, lepsze wyniki w europejskich turniejach czy najwyższe miejsce w HLTV w historii organizacji to nie są wystarczające osiągnięcia. Później okazało się, że nasze wyniki jednak wystarczyły, żeby się dostać na lana na Malcie. Nie wiem, czy to by coś zmieniło, ale kto wie, możliwe, że by nie było tej zmiany <śmiech>. Ale najważniejsze jest to, że zwolnił się lunAtic, a on, jakby nie patrzeć, jest osobą, która ma kilka lat doświadczenia jako IGL więcej ode mnie.

Wydaje mi się, że proces myślowy był taki, że jeśli weźmie się osobę, która już pracowała z VinSem, to ten międzydrużynowy transfer będzie łatwy. Plus to ktoś, kto ma o wiele więcej doświadczenia niż ja i to da dodatkowe 5-10%, których brakowało, żeby zrobić ten ostatni krok i osiągnąć coś trochę większego. I w sumie tak to chyba teraz wygląda, że są faktycznie są o tych kilka procent lepsi. Tylko prawdopodobnie to się też tyczy tego, że kiedy lunAtic wstąpił do tej drużyny, to ona grała już ze sobą przez 7 miesięcy. Wszystko było zrobione od A do Z. Ja i VinS razem robiliśmy mapy, skupialiśmy się dosłownie na wszystkim i każdy był wyćwiczony na każdej mapie. Sposób gry też bardzo pasował lunAticowi, bo VinS pracował z nim chyba 4 lata, więc jest dużo podobnych rzeczy, które on wprowadził. Jest też dużo rzeczy ode mnie – taka kombinacja.

Tak czy inaczej, lunAtic wchodząc do HONORIS miał gotową drużynę, którą na dodatek zna, bo VinS uczestniczył w jej stworzeniu. Więc on poniekąd przejął 7 miesięcy naszej gry, dzięki którym wypracowaliśmy formę i dołożył od siebie kilka procent. Plus to naturalna kolej rzeczy, że drużyna cały czas gra lepiej, gdy jej core tworzą cztery osoby. Teraz wydaje mi się, że HONORIS jest... nadal niewystarczająco dobrze, żeby być w stanie walczyć z 9INE, czyli najlepszą polską drużyną i wejść do top 30. Sądzę, że brakuje im do tego jeszcze paru rzeczy, ale uważam też, że są trochę bardziej stabilni niż przed nowym rokiem.

Czyli rozumiem, że sądzisz, iż Dawid startował z łatwiejszego pułapu.

Oczywiście, o wiele łatwiejszego. My budowaliśmy zespół zupełnie od zera. Plus jestem o wiele mniej doświadczoną osobą, która, w przeciwieństwie do sytuacji w AGO, chciała w HONORIS w stu procentach się dla innych poświęcić. Miałem Sobola, najlepszego w Polsce gracza na pozycji lurkera. Z kolei SaMey okazał się mega zajebistym snajperem. Sam się tego po nim nie spodziewałem, bo był w HONORIS przez chwilę, a wcześniej jakieś ekipy typu PGE Turów, a okazał się bardzo solidnym graczem. Do tego reiko – on i F1KU to najlepsi aimowo zawodnicy, z jakimi grałem. Mając tę trójkę i jeszcze TaZa, który ma tyle doświadczenia, w stu procentach wierzyłem w ten zespół, więc robiłem wszystko, żeby było im jak najlepiej. Robiłem wszystko, żeby wygrać – czy jeśli chodziło o role, czy pozycje, nie miało to znaczenia. I według mnie to wychodziło, a z czasem było coraz lepiej. Udało nam się pozbyć wielu błędów, zrobić progres na różnych mapach, doszukać się sposobów zachowania w różnych sytuacjach. To wszystko po mnie zostało. To jest już wypracowany zespół.

Ale uważasz, że gdyby nie pojawiła się opcja ściągnięcia lunAtica, bo akurat był wolny, to dziś nadal mógłbyć być w HONORIS?

Możliwe, że tak. Szczególnie gdybyśmy wiedzieli o tym, że osiągnęliśmy jakiś większy sukces, czyli dostaliśmy się na lana tier 2 na Malcie. To były stosunkowo dobry sukces dla polskiej drużyny, bo przecież, o ile dobrze pamiętam, to ostatnią taką imprezą, w jakiej brał udział zespół z Polski, był jakiś turniej w Szwecji, na którym było Illuminar.

Gdy żegnałeś się z organizacją, wspomniałeś, że w najważniejszych meczach zawsze brakowało wam "trochę" do osiągnięcia czegoś więcej. A czym według ciebie było to trochę? Chodziło o więcej czasu?

Teraz gdy jestem w stanie porównać sytuację w polskich drużynach z tym, co się dzieje u mnie w nowym zespole, to widzę, jak ogromne znaczenie ma ogólnie pojęta jakość graczy. I nie mówię o tym, że ktoś jest lepszy czy gorszy mechanicznie. Chodzi bardziej o ogólne rozumienie gry, o takie małe elementy, szczególiki, jeżeli chodzi o aspekty komunikacyjne czy mikro decyzje. Wielu drużynom tego brakuje. Może 9INE ma w tej chwili ma te wszystkie aspekty na najwyższym poziomie w Polsce. Ale poza tym jest strasznie dużo małych rzeczy, które w Polsce, a przynajmniej tak było w moich drużynach, próbuje się łatać. Mamy bardzo dobre założenia, taktyki, dużo rzeczy ustalonych od A do Z, żeby pokonywać przeciwników sposobem, a nie tym, że moi gracze są niesamowicie ogarnięci. Np. nie tym, że zawodnicy są w stanie wygrywać 3 vs 5 o wiele częściej niż drugi zespół, bo każdy indywidualnie dużo lepiej się komunikuje i rozumie. To są takie mikro aspekty CS-a, o których nikt, szczególnie jeżeli chodzi o osoby, które oglądają CS-a, ale nie grają na wyższym poziomie, nie myśli. Ale jednocześnie jest to coś, czego brakowało w niezwykle wielu sytuacjach.

Zdarza ci się teraz czasami oglądać mecze chłopaków?

Tak, wczoraj np. oglądałem mecz w ESEA.

I widzisz tam dużo rzeczy, które wyszły od ciebie, były twoim pomysłem?

Tak, chłopaki nadal na wielu mapach korzystają z założeń, które wprowadziłem. Ale to normalne, rozumiem to. lunAtic nie jest chyba takim gościem, który przychodzi i chce mieć wszystko tak, jak on sobie zażyczy. On, tak jak ja, chce wygrywać, więc jeśli coś działa, to oczywiste, że będą z tego korzystać.

Ze sposobu, w jaki mówisz o tym wszystkim, wnioskuję, że mimo zakończenia współpracy pomiędzy tobą a organizacją nie ma żadnej złej krwi.

Nie, absolutnie nie. Sam jestem winny temu, że pozwoliłem, by zaistniała sytuacja, w której mnie wymieniono. Teraz już to wiem, ale wcześniej w AGO... To był mój pierwszy zespół na bardziej profesjonalnym poziomie i nie miałem o niczym pojęcia. A w HONORIS, że tak powiem, zachłysnąłem się tym, że gram ze zwycięzcą Majora, mam Sobola, mam reiko, jeszcze do tego obok bardzo dobry snajper, więc chciałem zrobić wszystko, żeby wygrywać. Tylko to nie jest G2. Ja nie jestem HooXim, który osiągnął najwyższy możliwy poziom, wygrał Katowice itd. A do tego nie mam NiKo i huNtera i nie mogę sobie na tym poziomie pozwolić na to, żeby wszystko poświęcić. Teraz już wiem, że nie da się w ten sposób wyjść na plus, bo potencjalny przyszły pracodawca, który szuka np. IGL-a dla międzynarodowego zespołu, popatrzy na gościa, który został wymieniony w drużynie top 60, która w sumie nic większego nie osiągnęła. Na dodatek chłop ma 0,9 ratingu. Czy weźmie go więc pod uwagę? Wiadomo, statystyki się nie liczą itd., ale czy naprawdę tak jest?

Grashog HONORISfot. fb.com/Grashog

Teraz to już chyba nie są te czasy np. pronaxa, gdy można robić 0,8 ratingu i nadal grać w drużynie z absolutnego topu.

W tej chwili tak jest w G2, tak jest też z karriganem w FaZe. Teraz otwieram i HooXi ma 0,87, niżej niż ja. Z kolei karrigan ma 0,94 – już trochę lepiej. I nitr0 tak samo. Ale to jest tier 1, oni grają z najlepszymi drużynami na świecie, mają najlepsze drużyny na świecie i opłaca im się dać wszystko dla zespołu. HooXi to może równie dobrze wyrzucić każdą broń i wejść z Glockiem, zginąć za zero, dać info i trzech gości wygra im rundę. Ale nie na naszym poziomie, nie tutaj. Tutaj to się nie opłaca choćby z tego względu, że w naszej drużynie różnica faktycznego mechanicznego skilla nie była taką różnicą, jaka jest między HooXim a NiKo.

Wielokrotnie graliśmy ze sobą duele 1 na 1 na prawdziwych mapach i tylko reiko się wybijał ponad resztę, bo faktycznie jest lepszy od każdego innego, jeżeli chodzi o samo strzelanie. A jeżeli chodzi o resztę, to były porównywalne poziomy, więc nie opłaca się na tym poziomie wszystkiego poświęcać. Doszedłem do takiego wniosku, bo czy my, grając w ten sposób, wygraliśmy coś większego? No nie. Według mnie w HONORIS w tej chwili działa to tak samo – lunAtic poświęca się dla drużyny prawdopodobnie więcej niż przywykł w innych zespołach, bo po prostu tak tam to działa. Czy SaMey, reiko i Sobol wygrywają mecze? Tak. Zajebiście to działa – na tej zasadzie, że oni są w stanie pokazywać się, mają więcej okazji do zaistnienia. Ale czy to wystarczy, czy wygrają coś większego? Wydaje mi się, że bez paru innych rzeczy, które trzeba zmienić, to nie. Jeszcze nie.

Jakich konkretnie rzeczy?

Rzeczy w stylu gry, który mają, bo teraz widzę też tę drugą stronę. Bułgarzy grają w zupełnie inny sposób i widzę, jakie to wszystko ma plus i minusy. Jest dużo plusów, ale też dużo minusów, które będą ograniczać tę drużynę i widzę to teraz o wiele lepiej. I to musiałoby się zmienić, tylko oni nie mają innej perspektywy. Nie mają jak o tym wiedzieć albo jak się o tym przekonać, bo nie wyszli nigdy ze swojej strefy komfortu. Ale też nie mają jak wyjść, bo nie mają dostępu do innego CS-owego środowiska.

Teoretycznie mają, bo przecież jest FPL i inne tego typu rozgrywki, gdzie mogą grać z zawodnikami z innych krajów.

Nawet jeśli, to jest zupełnie inny CS. Wielu jest polskich graczy, którzy grają FPL-e i tego typu sprawy, ale to jest coś innego i realia też są zupełnie inne.

Czy w związku z tym uważasz, że ogólnie błędem polskich graczy jest to, że nie próbują w większym stopniu grać międzynarodowo i kiszą się w Polsce?

Oczywiście, że tak. Od razu widać, że jeżeli ktoś ma możliwość, jest wystarczająco dobry, to od razu idzie za granicę. F1KU, siuhy, hades itp. Opłaca się grać za granicą, bo są lepsi gracze, jest lepsza mentalność ludzi. Jest zupełnie inna etyka pracy, szczególnie na zachodzie. A to pozwoliłoby tym graczom po pierwsze mieć inną perspektywę, a po drugie rozwinąć się w kierunkach, w których by się inaczej nie rozwinęli.

Czyli na polskiej scenie polskim graczom jest po prostu zbyt wygodnie.

To na pewno. Wiele osób nie chce wychodzić ze swojej strefy komfortu, co je strasznie ogranicza. To jest bardzo prawdziwe.

Wróćmy do ciebie – po tym, jak odsunięto cię od składu, przez kolejny miesiąc siedziałeś na ławce, zanim twoja umowa z HONORIS się skończyła. Co w tym czasie działo się u ciebie? Ładowałeś baterie?

Cały czas grałem, miałem ponad 100 godzin w CS-a. Nie wierzę w to, że... Wiadomo, przerwy są potrzebne, ale nie na takiej zasadzie, że nie mam drużyny, to w sumie machnę sobie 20 godzin w 2 tygodnie, a przez resztę czasu będę sobie chillował. W dzisiejszych czasach, gdy CS jest tak popularny i bycie pro jest tak opłacalne, a nie zawsze było, to każdy non stop robi tak, by być coraz lepszym. Więc jeżeli są ludzie nad tobą, są lepsi od ciebie i grają na pro poziomie, np. tier 1 czy 2, to ty nie możesz sobie pozwolić, żeby robić tyle samo albo mniej niż oni, bo w życiu ich nie dogonisz. Musisz nie tylko robić tyle samo, ale nawet więcej. Ja będąc na ławce nie mogę sobie czekać i tracić czas, bo jak będę miał drużynę, to wtedy będziemy sobie pracować full time, a potem już tylko Major, Paryż itd. No nie, trzeba grać cały czas i to się tyczy każdego gracza, który ma jakiekolwiek aspiracje. Niezależnie od tego, czy ma drużynę, czy nie. Więc ja też nie odpoczywałem, tylko grałem. I czekałem.

Ale rozumiem, że to nie było też tak, że od razu po tym, jak twoja sytuacja w HONORIS się wyklarowała, zacząłeś stawiać bardziej na trenerkę? Początkowo celowałeś pewnie w powrót do gry.

I nadal celuję, nie zamierzam być trenerem dłużej niż, że tak powiem, to będzie potrzebne. Na tej zasadzie, że teraz rzeczy się nam udają. Po dwóch tygodniach pracy z chłopakami dostaliśmy się na RMR-a. Jeśli więc będziemy osiągać sukcesy i wygrywać, to będę z chłopakami, bo wtedy to ma sens. Bo chcę wygrywać, chcę robić wszystko, by być coraz lepszym – drużynowo, w CS-ie, we wszystkim. Tak więc dopóki to ma sens, to będę, ale od razu, jak będę miał taką okazję, to na pewno będę chciał wrócić do gry. Kiedy będzie ta okazja? Nie wiem. Nie wiem, czy ktokolwiek da mi jeszcze szansę przez to, że "Ooo, Grashog 0,9 ratingu, po co mamy dawać mu drugą szansę?". Spoko, ja sobie zaczekam. Nagromadzę tyle wiedzy, ile się da z poziomu, na który w tej chwili wchodzi tylko jedna polska drużyna, czyli 9INE. I zobaczymy, jak będzie w przyszłości.

Jak w ogóle doszło do tego, że tak niespodziewanie stałeś się trenerem Grashogiem?

Akurat to był zbieg okoliczności, bo osoba, która zajmuje się CS-ową dywizją w 500, cossaq, to Polak. I pojawił się u mnie na streamie, pogadaliśmy o sytuacji na polskiej scenie, o tym, co się dzieje itp. Po prostu wiele razy gadaliśmy o ogólnie pojętym CS-ie i w jakimś momencie okazało się, że chłopaki z 500 mieli przyjechać do Warszawy na bootcamp, a przez to, że mówię w ich języku, poprosił mnie, żeby tam przyszedł i zwyczajnie pomógł. Przez tydzień, krótkoterminowo, bo przygotowywali się do kwalifikacji do RMR-a i nigdy nie mieli prawdziwego coacha, który wiedziałby więcej. Oni byli chętni, ja byłem chętny, bo była to dla mnie nowa perspektywa. Przyszedłem do drużyny top 30, która jest najlepszym zespołem w Bułgarii, więc było oczywiste, że się zgodzę choćby po to, żeby zobaczyć, w jaki sposób grają, funkcjonują itd.

Jeszcze przed bootcampem wszedłem do nich na TS-a, byłem na prakach, zacząłem im pomagać z różnymi rzeczami. Później na bootcampie też pracowaliśmy razem, wygraliśmy kwalifikacje na RMR-a i chociaż nie mogłem być na serwerze, to cały czas pracowałem na żywo z meczu na mecz. I przez to, że się udało, zaproponowano mi, żeby to wszystko było bardziej na stałe przez jakiś jeszcze czas, dano kontrakt. A ja uznałem, że to dla mnie najlepsza możliwa opcja, bo każdy inny zespół, w którym byłbym jako gracz, były strasznie daleko od poziomu, na którym byłbym z 500. Po prostu nie opłacałoby mi się to, bo tutaj mam okazję oglądać CS-a na o wiele wyższym poziomie, pracować z osobami, które mają sufit o wiele wyżej. Są w stanie utrzymać się w top 30. Możemy dostać się na Majora, jeżeli uda nam się w BO1 ograć lepszy zespół i w BO3 bardziej zbliżony do nas. Tak więc skoro miałem taką opcję, to było oczywiste, że z niej skorzystam.

Niemniej masz zaledwie 23 lata, więc zakładam, że wcześniej w ogóle nie myślałeś na poważnie o tym, by próbować swoich sił jako trener.

Oczywiście, że nie. Ale okazja się nadarzyła, a ja chcę wygrywać. I z nimi mogę wygrywać. Sam mogę im bardzo dużo pomóc, bo widziałem, jaką różnicę zrobiłem przez 2 tygodnie przed kwalifikacjami. Gracze też mi o tym powiedzieli i cieszyłem się, że po pierwsze zostałem doceniony, a po drugie, że faktycznie w jakimś procencie pomogłem im dostać się na RMR-a. Sprawiło mi to straszną frajdę i wiem, że wiedza, którą zdobędę funkcjonując w takim zespole, będzie niezwykle ważna później, czyli w momencie, gdy w jakiejś drużynie wrócę jako IGL.

Sam jednak nie miałeś wcześniej zbyt wielu trenerów poza miniroxem i VinSem, więc można powiedzieć, że nie masz też za bardzo materiału, by w swojej pracy się na kimś wzorować.

Tak, ale jestem in game leaderem i wiem, co było mi potrzebne, żeby było dobrze. I na tym się wzorowałem. Robiłem rzeczy, które, jak mi się wydawało, faktycznie będą robiły różnicę.

Znałeś się w ogóle wcześniej z chłopakami z 500? Przy okazji jednej z poprzednich naszych rozmów wspomniałeś, że bułgarska scena jest na tyle mała, że tam każdy każdego kojarzy.

Oczywiście, że się z nimi znałem. Z niektórymi lepiej, z niektórymi gorzej. Z niektórymi miałem wiele przegranych FACEITÓW, więc w tej kwestii nie było żadnego problemu.

A czy fakt, że przez całą profesjonalną karierę grałeś i callowałeś w języku polskim, nastręczał ci trudności w tym, by teraz przestawić się na robienie rzeczy po bułgarsku?

Od bardzo dawna nie robiłem żadnych CS-owych rzeczy po bułgarsku, więc to było stosunkowo trudne. Też z tego względu, że po bułgarsku mówię tylko w domu, a jak wyjdę na zewnątrz... Cóż, jakiś Ukrainiec pewnie mógłby mnie zrozumieć, ale głównie stety czy niestety muszę mówić po polsku. W każdym razie było trudno się przestawić, a teraz z kolei trudno mi przestawić się na mówienie o CS-ie po polsku, bo przecież o CS-ie nie rozmawiam na ulicy. A od 3 czy 4 tygodni używam w tej kwestii wyłącznie bułgarskiego i teraz gdy rozmawiam z tobą, to czasami muszę się zastanowić nad tym, co mówię.

Byłbyś jednak w stanie porównać bułgarską scenę CS-a ze sceną polską? Nawet jeżeli spojrzymy na ranking HLTV – z Polski jest w nim 9 drużyn, a z Bułgarii tylko 3. To sugerowałoby, że liczba ekip i ogólnie graczy na wyższym poziomie nie jest zbyt duża.

Tak, bo w tej chwili nie ma w Bułgarii żadnych organizacji, które płaciłyby na tyle dobrze, żeby być w stanie utrzymać się z CS-a i przez to jest po prostu mniej graczy. W Bułgarii nie opłaca się zostać graczem esportowym, bo scena jest zupełnie nierozwinięta. Plus ogólnie jest mniej osób, więc oczywiście będzie mniejsza pula graczy. Ale ci, którzy grają, są według mnie w wielu aspektach lepsi od polskich, aczkolwiek mają też braki w innych kategoriach drużynowej gry. Wydaje mi się, że maksymalnie jest 20 zawodników i przez to, że grają ze sobą cały czas od wielu, wielu lat, to mają tę przewagę, że zgranie jest u nich na o wiele wyższym poziomie niż w Polsce.

W nawiązaniu do tego, co mówiłeś o tych brakach – wydaje mi się, że ty jako trener z Bułgarii też nie masz specjalnie dużej konkurencji, bo przecież bułgarskich szkoleniowców CS:GO też nie ma zbyt wielu.

Na pewno nie ma żadnego, który grałby na jakimkolwiek wyższym poziomie typu tier 3. ToH1o, czyli gość, który wcześniej był w Windigo, teraz jest w żeńskiej dywizji NIP-u. Z kolei pNshr chyba w ogóle już nie trenuje. Ale to są osoby, które kiedyś grały – w 1.6 czy na początku CS:GO, ale nie mają tej wiedzy, którą mam ja jako IGL, który aktywnie grał przez jeszcze kilka miesięcy temu. Poza tym nie ma już nikogo innego w Bułgarii, kto mógłby zająć moje miejsce i dlatego chłopaki też się cieszą, bo tak naprawdę nie mieli żadnej opcji oprócz mnie. Musiałby być to inny gracz, który jest w stanie robić te rzeczy, które robiłby trener. A ja jestem w stanie, bo byłem in game leaderem.

W samym 500 średnią wieku zawyża wam trochę wasz prowadzący, który jest już po trzydziestce. Reszta chłopaków jest mniej więcej w twoim wieku, więc można powiedzieć, że ten skład jest względnie młody i chyba też przez to nieprzesadnie doświadczony.

O wiele bardziej doświadczony niż osoby w HONORIS, oprócz TaZa. Jest u nas SHiPZ, który, jeżeli chodzi o rolę i pozycję, to taki Sobol, chociaż bardziej doświadczony. W ogóle polscy gracze mają mało ogrania na wyższym europejskim poziomie, a wiele doświadczenia w walce jeden z drugim w ESL Mistrzostwach Polski czy Polskiej Lidze Esportowej. Z kolei u nas wspomniany SHiPZ grał już z nexą czy emim, ogólnie na wyższym europejskim poziomie. No i wygrywał więcej niż polskie zespoły przez ostatnie 2-3 lata, więc to jest trochę inna perspektywa i ci gracze mają w stosunku do siebie inne oczekiwania. Wiadomo, wszyscy są zadowoleni, gdy wygrywamy, niedawno np. zdobyliśmy 20 tysięcy dolarów na EDC. Ale jeżeli chodzi o sposób, w jaki tego dokonaliśmy... Jest niedosyt, że każdy mecz wygrywamy 2:1 i czasami ledwo co nam się udaje. To jest zupełnie inne podejście, bo według tych graczy powinniśmy z każdym wygrać 2:0. I do tego się dąży. To jest dobre, chociaż nakłada też dodatkową presję, ale osoby z Europy Wschodniej przez uwarunkowania kulturowe mają, wydaje mi się, twardszą skórę i lepiej reagują na presję, na krytykę. Ci ludzie nawet podczas meczu są w stanie otwarcie się krytykować, co w naszych polskich czy ogólnie zachodnich zespołach byłoby w ogóle niedopuszczalne. A tutaj to normalne i, jak sądzę, przez takie nakręcanie się jeden przez drugiego osoby te osoby potrafią bardzo dobrze grać.

Właśnie wspomniałeś o temacie, który sam chciałem poruszyć. Często mówi się, że mentalność polskich graczy jest jednym z większych problemów, który skutecznie wyhamowuje rozwój całej sceny. Domyślam się, że też tak uważasz?

Zdecydowanie tak. Mentalność jeżeli chodzi o aspekty poza growe, czyli sposób, w jaki dany gracz w Polsce dąży do tego, żeby być lepszym, progresować, rozwija się. Ale także jeżeli chodzi o in game'owe sprawy, czyli w jaki sposób podchodzi do danego meczu, w jaki sposób reaguje na stres, tego typu rzeczy. O wiele lepiej to funkcjonuje z chłopakami z 500, to na pewno. I nie wiem, z czego to wynika. Prawdopodobnie właśnie z tych uwarunkowań – po prostu z tego, jakimi ludźmi te osoby sobą. Nie potrafię sobie tego wytłumaczyć w inny sposób.

500fot. 500

W waszym zespole stawiacie bardziej na kolektyw, czy może bardziej macie kogoś, kto jako gwiazda zespołu potrafi dźwigać wyniki? W sensie, kogoś, kto jest waszym NiKo, s1mplem czy ZywOo.

Nie sądzę, chociaż możliwe, że podświadomie ktoś tak się czuje. Na pewno SHiPZ jest najbardziej doświadczony i ma największe sukcesy, więc czasami naturalnie wychodzi, że jest star playerem. Ale w tej drużynie nie ma jasno określonych ról tak, jak często jest w wielu polskich drużynach. Na przykład my w HONORIS mieliśmy jasno określone zasady – Sobol to główny lurker i ma swobodę działania, reiko wchodzi na fragi, bo bardzo dobrze strzela i daje po trzy głowy, SaMey, wiadomo, snajper, TaZ coś supportuje, ja wchodzę entry, bo jestem IGL-em, mam kupić MAC-10, zdobyć info i stworzyć miejsce dla reszty itd. W 500 nie ma czegoś takiego. Tutaj każdy jest w stanie robić wszystko.

Możesz sobie sprawdzić na HLTV – otworzyć pięć randomowych meczów 500, pięć randomowych meczów HONORIS i zobaczyć, w jaki sposób wyglądają statystyki w tych meczach. Gwarantuję ci, że najczęściej górna trójka to będzie SaMey, Sobol i reiko, a dolna dwójka to będą Grashog/lunAtic i TaZ. To przez to, jakie role mamy i jak sztywno to jest prowadzone, a w niektórych polskich drużynach bywało podobnie. Z kolei tutaj o wiele częściej znajdziesz pięciu absolutnie równych gości. Plus 5, plus 5, minus 1, plus 3 – i tak będzie wyglądać scoreboard. Wszystko z uwagi na to, w jaki sposób ten zespół funkcjonuje i to ma bardzo duże plusy w porównaniu do tego, co działo się w polskich drużynach.

Z czego wynika ten brak elastyczności w polskich zespołach?

Z jakości graczy, przez którą bardzo często nie da się grać inaczej. Gracz nie jest w stanie podjąć wystarczająco dużo dobrych indywidualnie decyzji, wziąć inicjatywę, ruszać osobami wokół siebie tak, jakby to robił IGL, żeby stworzyć jakąś akcję, która ma sens i jest opłacalna. To się wywodzi i z myślenia w grze, które jest na niższym poziomie, i z doświadczenia, które u jednych jest na niższym poziomie, a u drugich to doświadczenie z jakiegoś powodu do niczego się nie przydaje. I przez to w niektórych zespołach ten sposób działania, ustalania sztywnych ról itp. jest "the only way to go". A tutaj każdy przez to, że jest lepszym jakościowo graczem, jest elastyczniejszy.

Tak czy inaczej, zaczynasz przygodę szkoleniową jako zawodnik nieprzesadnie doświadczony. Dodatkowo zaczynasz od razu w zespole, który kręci się w okolicach top 30 HLTV. Można powiedzieć, że ruszasz z bardzo wysokiego pułapu.

Jest to bardzo głęboka woda, ale przez to, że widzę, ile rzeczy mogę poprawić w tym zespole i jak dobrzy są ci gracze, jak dobrze potrafią grać, to mega się cieszę. To najwyższy CS-owy poziom, w którym, że tak powiem, maczałem palce. I może mi to tylko więcej dać. Na pewno ludzie będą patrzeć, że "o, trenował przez kilka miesięcy, więc nie ma co go brać pod uwagę jako gracza". No dobra, ale ja nie przestaję grać w CS-a – w tej chwili mam jako coach 115 godzin. Kończymy z tymi chłopakami praki i godzinę później z nikim1 czy Patrickiem gramy FACEITY z innymi Bułgarami. Bywa np. CeRq, czasami ktoś z Partizana przyjdzie. Generalnie do północy jest tryhard na FACEICIE i tak codziennie. Każdy gra w grę, każdy tryharduje niezależnie od tego, czy to FACEIT, czy prak, czy oficjal. I w ten sposób robi się progres, a nie, że kończysz treningi i siedzisz sobie, oglądając Fame MMA po nocach, siedzą na TeamSpeaku i gadając o głupotach. Takie są realia i dlatego według mnie ten zespół ma wyższy sufit niż wiele innych polskich drużyn i cieszę się, że z nimi jestem. Mam nadzieję, że to doświadczenie, które tutaj zbiorę, da mi dużo, kiedy kiedyś wrócę do grania.

Rozumiem, że to mówienie o siedzenie po nocach na TS-ie i oglądaniu Fame MMA to taka trochę szpileczka?

Tak, ale taka ogólna. To nie tyczy się stricte jakiegoś zespołu czy coś takiego. Niemniej dużo słuchów mnie dochodziło, jeżeli chodzi o różne sytuacje w różnych drużynach.

Tak więc teraz przed wami RMR. Jeżeli tak się zdarzy, że kiedyś wrócisz na polską scenę, to będziesz jednym z niewielu graczy, którzy będą mogli pochwalić się obecnością na tak wysokim poziomie. Sądzisz, że sam fakt, że pojawisz się na tym turnieju, nawet jeżeli tylko jako trener, zwiększy twoją atrakcyjność na rynku prowadzących?

Oczywiście, że tak. To jest niezwykle ważne i cenne doświadczenie – grać przeciwko drużynom z tier 1 i to jeszcze na lanie, być w takim środowisku. Przygotowywać się do tego typu meczów. Tak naprawdę to jest bezcenne. Kilka miesięcy temu oddałbym wszystko, żeby oglądać taką drużynę, żeby słuchać TeamSpeaka takiej drużyny i żeby mieć okazję, by w takim czymś wziąć udział.

Nie wątpię, że jedziecie na RMR-a, żeby awansować, ale nie zmienia to faktu, że kandydatami do awansu nie będziecie. Czyli presja będzie mniejsza, więc i ewentualne rozczarowanie, jeżeli się nie uda, też będzie mniejsze?

Na pewno. Można zobaczyć naszą grupę – według mnie jesteśmy w tej trudniejszej, nawet jeżeli chodzi o ranking HLTV. Będąc na 34. miejscu i tak jesteśmy prawie najniżej punktowaną drużyną – jedynie iNation jest za nami. Więc oczywiście, że nie jesteśmy faworytami, ale to tym lepiej dla nas. Ktoś np. nas nie doceni, a my wygramy BO1 z jakimś lepszym przeciwnikiem. Później wejdzie BO3 z drużyną, z którą wygrywaliśmy już nie raz typu Eternal Fire czy choćby Astralis, z którym chłopaki wygrywali już na lanie w Finlandii. W takiej sytuacji bezproblemowo jesteśmy w stanie zaskoczyć, ale oczywiście jest to mniej prawdopodobne. Niemniej jest szansa i tylko od chłopaków, od naszej pracy będzie zależało, ile uda nam się zrobić. Pokazujemy, że jesteśmy w stanie wygrywać, bo w przeciwieństwie do wielu polskich drużyn chłopaki z 500 nie mają problemu z wygraniem w przeciągu 2-3 miesięcy kilku turniejów z 50 tysiącami dolarów w puli nagród. Tutaj coś takiego jest na porządku dziennym – to wygraliśmy EDC, to drugie miejsce w GCL. To jest zupełnie inne podejście do wygrywania.

Może paradoksalnie właśnie ten fakt, że organizacji i graczy jest w Bułgarii mniej niż w Polsce sprawia, że motywacja do tego, by się dobrze pokazać i wybić, też jest większa?

Możliwe, nie wiem, czy to jest główny powód. Na pewno jednak gracze nie mogą sobie uznać, że "ok, gram w jakiejś lokalnej organizacji, mogę się mniej więcej utrzymać za ten hajs, jest mi dobrze i nie muszę nic więcej robić".

Chodzi o to, że Polsce jest tak, że jak nie wyjdzie ci w zespole pokroju 9INE, HONORIS czy Illuminar, to nadal masz całkiem spore grono drużyn z nieco niższego poziomu, które cię chętnie zatrudnią i zapłacą. W Bułgarii tak nie jest – tam, jak wypadniesz z obiegu, to może być zwyczajnie lipa.

To prawda. Faktycznie może to dawać dodatkowego kopa, żeby rzeczywiście z tego obiegu nie wypaść.

Wracając do twojej pracy jako trenera – wyglądasz na spokojnego, stonowanego chłopaka i sam zresztą mówiłeś, że nie za bardzo krzyczysz itp. Nie masz jednak obaw, że w sytuacji, gdy trener musi być też trochę kimś od spraw mentalnych, to tego twojego mocniejszego głosu może w jakimś momencie drużynie zabraknąć?

Od razu powiedziałem chłopakom, że nie będę osobą, która nie będzie w stanie dać im czegoś takiego. Nie będę kimś, kto po słabej rundzie powie im "Nie, nic nie szkodzi, jedziemy dalej", a po lepszej zacznie krzyczeć. Według mnie lepiej utrzymać jedną linię emocjonalną, żeby nie było ani dołów, ani żadnych górek w kwestii formy drużyny w danym momencie meczu. Wolę po prostu utrzymać ten sam poziom i uważam, że jest to optymalne. Jeśli ktoś potrzebuje wsparcia typu "Dawajcie, jedziemy", to niech wyznaczą osobę, która jest w stanie to robić. Nikt nie powiedział, że jest mu to mega potrzebne, a i tak zresztą mamy już taką osobę, bo niki1 jest mega wokalnym gościem. Na przykład podczas kwalifikacji do RMR jako trener musiałem podczas meczu być w innym pokoju i mimo 30 metrów dystansu słyszałem jego krzyki. Więc z tym chłopaki nie będą mieć problemu.

Kto zatem jest głośniejszy – niki1 czy TaZ?

Ojej, tutaj to... Podczas naszego bootcampu w EPC także HONORIS grał stamtąd kwalifikacje do RMR-a, ale byli na drugim końcu budynku, więc nie jestem pewny. Musieliby zrobić jakieś zawody, kto mocniej wali po biurku <śmiech>. Ale generalnie obaj są mega głośni.

Gdyby tak się zdarzyło, że na RMR-ze traficie na 9INE, bo teoretycznie jest taka możliwość, to według ciebie kto byłby faworytem – wy czy Polacy?

My z tego względu, że już nie raz ich pokonaliśmy. Dosłownie przed chwilą, z tydzień temu, wygraliśmy z nimi 2:1, a mogliśmy 2:0. I to mimo że są w teoretycznie lepszej formie, bo mają więcej zwycięstw, częściej wygrywają 2:0, są na wyższej pozycji w rankingu HLTV. Ale Polacy nie lubią grać przeciwko Bułgarom. Ja o tym wiem i wykorzystam tę przewagę, mimo że 9INE ma obecnie najlepszych jakościowo graczy w Polsce i inne drużyny nie mają do nich podjazdu. Mimo to i tak jestem zdania, że w takim meczu bylibyśmy faworytami

Polacy nie lubią grać przeciwko Bułgarom. Polacy nie lubią przeciwko Polakom. Przeciwko komu zatem lubią grać Polacy?

Nie wiem, nie wiem <śmiech>. Trudno mi powiedzieć, ale generalnie zagrać przeciwko 9INE to byłby fajny mecz.

O ile dobrze sprawdziłem, to dotychczas na Majorach zagrał tylko jeden Bułgar, czyli CeRq. Tak więc majorowe tradycje jeżeli chodzi o bułgarskiego CS-a nie są zbyt duże, a wy macie dzięki temu okazję, by zapisać się na kartach historii.

Tak, nigdy jeszcze nie było na Majorze bułgarskiej drużyny i teraz faktycznie będzie bardzo dobra okazja, żeby się dostać.

Sądzisz, że ewentualny sukces 500 mógłby w jakimś stopniu przyczynić się do tego, że bułgarski CS się rozrusza?

Na pewno, tylko że to byłby impuls dla nowych graczy, którzy zaistnieliby za kilka lat. To miałoby znaczenie, ale dopiero w dłuższej perspektywie czasu. Coś w rodzaju Virtus.pro w 2014 – przez Virtusów wiele młodych osób zaczęło grać w CS-a, bo chcieli wygrywać tak jak oni. A jeżeli chodzi o tych, którzy grają już teraz, to nie sądzę. Każdy wie, co musi zrobić i ci, którzy chcą i mają motywację, będą dalej do tego dążyć. To się zbytnio nie zmieni. Wiadomo, mam nadzieję, że wszyscy będą nas wspierać z meczu na mecz albo gdy uda nam się dostać.

Cały czas mówić, że nie kończysz z graniem, że cały czas grasz i w ogóle, że chcesz wrócić do grania. A masz gdzieś z tyłu głowy myśl, że jednak możesz pozostać trenerem i skupić się już wyłącznie na tym?

Słuchaj, jeżeli dostaniemy się na Majora i będziemy wygrywać, to jestem z chłopakami. Jeżeli wygrywam, a chcę wygrywać, to będę robił jeszcze więcej, żeby wygrywać nadal. Będę trenować, dopóki wygrywamy, ale jeżeli się okaże, że dostanę propozycję czy będę miał okazję, żeby brać udział w jakimś projekcie, w którym też mogę wygrywać, ale jako gracz, to będę preferował to. Dla mnie najważniejsze jest wygrywanie w jakiejkolwiek formie i zrobię wszystko, żeby to osiągnąć. Wygrywać turnieje, wygrywać lany i może dostać się na Majora.

Czy w ogóle swoją przyszłość w 500 uzależniasz od tego, czy awansujecie na Majora? To znaczy, jeżeli tego awansu nie będzie, to będziesz się poważnie zastanawiał nad kontynuacją swojej pracy, czy może nie ma to aż tak dużego znaczenia?

Akurat krótkoterminowo to nie ma aż tak bardzo znaczenia, bo na pewno po Majorze zostanę z chłopakami, a później zobaczymy. Jeżeli widzę, że moja praca jest doceniana, że daje ona chłopakom więcej i przez to więcej wygrywamy, to będę to dalej robił. Bo to ma sens, bo to wysoki poziom i bo sprawia mi to satysfakcję. Jeżeli to, co powiedziałem, przestanie być prawdą, to rzeczywiście będę myślał, ale na razie jest naprawdę w porządku i cały czas robimy progres.

Czyli nie wyznaczasz sobie żadnego terminu, w jakim chciałbyś mniej więcej wrócić do gry?

Nie, nic takiego.

Wiadomo, że na ten moment trudno wyrokować, na jakie oferty mógłbyś liczyć, ale gdybyś miał wybierać – scena polska, bułgarska czy zagraniczna?

Gdybym miał wybierać to scena bułgarska pod warunkiem, że byłby to najlepszy zespół w Bułgarii, czyli nasz. A gdybym miał wybierać między Polską a zagraniczną to na pewno bez dwóch zdań zagraniczna.

Czyli Polska to dla ciebie najmniej atrakcyjny kierunek.

Z wieloma graczami musiałoby się co wydarzyć albo po prostu w zespole musieliby być bardzo odpowiedni zawodnicy. W tej chwili jakoś tego nie widzę, chyba że faktycznie 9INE się utrzyma, będzie takim nowym Virtus.pro, a chłopaki będą potrzebować IGL-a i dadzą szansę gościowi, który miał 0,9 ratingu <śmiech>. Ale to zobaczymy.

Biorąc pod uwagę, że teraz będziesz blisko dużego CS-a i że, jak sam mówisz, cały czas regularnie grasz mecze, to nie ma w tobie obawy, że będzie ci groziło np. jakieś zasiedzenie?

W tej chwili czuję, że jestem lepszy od wielu innych graczy. Nie mówię o mojej drużynie, tylko ogólnie – nawet skillowo. Przez ostatni okres, jak gram tylko i wyłącznie FACEITY, czuję się bardzo dobrze. Bez problemu mam 4,5 tysiąca ELO, grając teraz z Bułgarami jestem w stanie top fragować. Gdyby była różnica skilla to ok, ale w moim wypadku tak nie jest. Tak naprawdę wszystko wywodzi się od tego, że będąc stałym IGL-em w zespole, który działa w systemie rolowym, to nie da się lepiej. Po prostu się nie da. Można to zobaczyć na przykładzie choćby HooXiego albo lunAtica.

Cóż, czego na koniec mogę ci życzyć? Chyba awansu na Majora.

Przydałoby się, to by było coś. Więc dzięki, bardzo dziękuję.

  Śledź rozmówcę na Twitterze – Denis "Grashog" Hristov

  Śledź autora na Twitterze – Maciej Petryszyn