Michał Rosiak: Jak wyglądał twój proces dołączenia do Cincinnati Fear?

Mateusz "Kiao" Sujdak: Szczerze był bardziej skomplikowany, niż pewnie mogłoby się wydawać, gdyż w przedsezonie nie miałem wielu ofert. Jedynie robiłem try-outy w paru drużynach, w tym dla jednej z amerykańskiego Challenger Series. Tam było pięciu graczy, którzy później dołączyli do Fear. Dokładnie nie wiem, co się stało z ich głównym trenerem, ale dzień po ogłoszeniu organizacja się z nim rozstała i ja na tym skorzystałem. Podobnie było w Grypciocrafcie, ale obiecuję, że to tylko taki zbieg okoliczności, że te zespoły zmieniały akurat trenera i ja wszedłem na zastępstwo. W taki sposób dołączyłem do Cincinnati Fear. Na początku były nerwy, ponieważ nie znałem się na amerykańskiej scenie, zwłaszcza że widziałem, że byliśmy stawiani pomiędzy 12 a 16 miejscem w power rankingach.

Jakie cele sobie założyliście przed sezonem i czy udało się je wam zrealizować?

Jeśli chodzi o cele, to ja jako trener po prostu chcę, żeby moja drużyna polepszała się z tygodnia na tydzień. Miejsce w fazie zasadniczej nie miało większego znaczenia, zwłaszcza że w amerykańskim Challenger Series wszystkie 16 drużyn wchodzi do play-offów i gra się tylko o rozstawianie. Także najważniejsze było to, żebyśmy cały czas powolutku się poprawiali. Oczywiście nastawialiśmy się na to, że będziemy musieli zagrać relegacje, co było bardzo prawdopodobne przez to, że grają w nich cztery z sześciu amatorskich drużyn, ale udało się tego uniknąć. Szczerze sami nie wiedzieliśmy, jak daleko zajdziemy i kiedy przestaniemy się rozwijać. Skończyło się na top 4, ale nawet ostatnia nasza seria z Teamem Liquid była pięciomapowa, więc wyszło bardzo dobrze.

A jak oceniasz ogólnie atmosferę w drużynie i całą organizacją?

Atmosferę w drużynie musiałbym podzielić na tę podczas scrimów i poza nimi. Dużo ludzi się śmiało i mówiło, że idzie nam bardzo dobrze, dzięki rozwiniętej przyjaźni w zespole. Prawda zaś była taka, że scrimy nie wyglądały aż tak dobrze i nie każdy się dogadywał. Nawet moi gracze mówili w wywiadach pomeczowych, że lubią gry oficjalne, ponieważ podczas nich każdy zachowuje się jak człowiek, a na scrimach nie i szczerze tak to trochę wyglądało. Wydaje mi się, że to przez to, że dla czterech z nich był to pierwszy raz, gdy mieszkali poza domem bez rodziców. Trudno było im rozdzielić pracę od tego, że mieszkali pod jednym dachem z kilkoma kolegami i grali w grę, więc nie zawsze podchodzili aż tak poważnie do scrimów. Natomiast gdy przykładowo cztery osoby podejdą do scrimów poważnie, a jedna nie, to prędzej czy później dochodzi do konfliktów. Moją rolą było często upewnianie się, że chociaż jest ten konflikt, to dalej idziemy w jakąś pozytywną stronę, jeśli chodzi o grę. Mieliśmy też tam performance coacha, który z nimi mieszkał i bardzo dużo z nimi robił, jeśli chodzi o pracę nad osobowością. Ogólnie atmosfera była bardzo dobra, tylko bywały momenty, w których moi gracze dekoncentrowali się łatwo, ponieważ byli kolegami, mieszkającymi razem.

Mieliście okazję scrimować na drużyny z LCS-a?

Tak, wcześniej już miałem okazję grać na drużyny z LCS-a w Rainbow7. Natomiast w Cincinnati Fear co tydzień graliśmy dwie gry z TSM przed ich oficjalnymi grami w czwartek/piątek. To było bardzo użyteczne, dlatego że mogłem widzieć, jak się rozwijamy, patrząc na to, jak wyglądamy na ich tle. Przez pierwsze dwa tygodnie nas niszczyli, później podczas sezonu były bliższe gry, a nawet czasem z nimi wygrywaliśmy. Oczywiście to i tak tylko rozgrzewki przed grami oficjalnymi, więc pewnie nie brali tego aż tak na poważnie, ale jak rozmawiałem z głównym trenerem TSM-u, to wspominał, że bardzo dobrze gramy i lubi z nami scrimować. Później nawet chyba mieliśmy scrima, gdzie zagraliśmy z nimi pięć gier. Także z pewnością bardzo fajnie się scrimuje z tymi drużynami.

Podoba ci się format amerykańskiego Challenger Series? W końcu, jak wspomniałeś, faza zasadnicza tak naprawdę nie ma obecnie większego znaczenia.

Nie jest to problem, gdy patrzysz na to, jak na ligę akademii, gdzie drużyny starają się rozwijać swoich graczy, by następnie ich promować do głównego składu. Jak grasz w Challenger Series, a szczególnie, gdy jesteś akademią, to twoim celem nie jest wygrana, a rozwój poszczególnych zawodników, wynik schodzi przy tym na drugi plan. Po to te ligi istnieją, by rozwijać przyszłe gwiazdy. Warto zwrócić też uwagę na to, że było bardzo dużo gier, w całości zagraliśmy około 40 gier w tym splicie, więc jest to spore pole do treningu. Gdybym ja pracował w drużynie z LCS-a, to bym chciał mieć w akademii skład będący dobrym miksem starszych i młodszych graczy, a końcowym celem byłoby to, żeby akademia była prawie tak dobra, jak główny skład. Można wtedy z nimi trenować i ćwiczyć dokładniejsze rzeczy. Ogólnie moim zdaniem scrimy nie są dobrym sposobem polepszania się jako drużyna, ale lepszych aktualnie na scenie nie ma. Nawet z tym sandboxem, którego Riot wypuścił, gdzie można testować więcej rzeczy, to dalej nie możesz wejść na scrima i powiedzieć, że dziś chcesz trenować tylko podejmowanie pierwszego smoka. Natomiast posiadając rozwiniętą akademię łatwiej takie rzeczy ustalać i ćwiczyć z nią dokładniejsze aspekty gry. Także uważam, że format Challenger Series jest bardzo fajny, ale nie każdy potrafi w pełni z niego korzystać.

Jaki wpływ na twój indywidualny rozwój miał ogólnie pobyt w Cincinnati Fear?

Wydaje mi się, że w każdej drużynie, do której dołączam, uczę się innych rzeczy. Czasami jest to po prostu wracanie do początku. Na przykład w Rainbow7 nie gadałem dużo o fundamentalnych rzeczach, o których rozmawiałem teraz w Fear, czy nawet w takim Grypciocrafcie. To jest dobre jako takie odświeżenie, czy dalej pamiętam niektóre rzeczy. Pobyt w Cincinnati Fear dużo mi też pomógł w byciu bardziej pewnym siebie i w radzeniu sobie z konfliktami w drużynie. Moim zdaniem musi wystąpić konflikt w drużynie, ponieważ jeśli grupa ludzi stara się zrobić coś najlepiej, to prędzej czy później ktoś coś zrobi źle czy ktoś się o coś pogniewa, ale ważne jest to, jak z tego wszystkiego zrobić produktywny czas i wynieść z tego lekcję. Też nauczyłem się większej bezpośredniości. Na początku mówiłem: nie robimy tego, zamiast powiedzieć wprost do danego gracza, że on czegoś nie robi. Także ten rozwój był bardziej na tle pewności siebie i odwagi, bo jeśli chodzi o wiedzę w LoL-u, to znam swoje umiejętności.

Wspominałeś już wcześniej o trenowaniu Rainbow7. Liga latynoamerykańska nie jest popularnym kierunkiem, więc skąd pomysł przejścia do takiej drużyny?

Bardzo podobnie jak z Fear, nie miałem wielu opcji w przedsezonie. Szczerze widziałem, że oni szukają asystenta trenera, więc tak dla trochę dla jaj wysłałem aplikacje i dostałem się do rozmów o pracę, ale nie sądziłem, że będą mnie chcieli, gdyż widziałem, że dostały do nich się też większe nazwiska. Natomiast okazało się, że bardzo mnie chcieli, a jak zgodziłem się na dołączenie, to 5-6 dni po tym chcieli, żebym wyleciał do Meksyku. Nie mogłem tego zrobić od razu, bo nie miałem drugiej dawki szczepionki, więc poszedłem na szczepienie i po paru tygodniach się tam przeprowadziłem i mieszkałem tam trzy miesiące. Także na początku nie było dużo opcji dla mnie, ale cudem skończyłem z lepszą opcją, niż mógłbym sobie nawet wyobrazić. Byłem pierwszym polskim trenerem w tym regionie, wcześniej jeszcze mieliśmy tam jedynie analityka Seereesa w Kaos Latin Gamers. Dla mnie to była wielka zmiana, ponieważ nigdy wcześniej nie byłem na stałe w gaming housie.

Ogólnie w LLA wszystko jest bardzo profesjonalne. Przed oficjalnymi grami w studio podjeżdżał po nas van od Riotu. Wrażenie zrobiło też to, ilu fanów przyszło na pierwszą grę oficjalną na żywo po przerwie spowodowanej przez COVID-19. Wszyscy chcieli od moich graczy zdjęcia, podpisy na myszkach i tym podobne. Ogólnie nie oglądając LLA nawet byś się nie spodziewał, że to wszystko jest aż tak profesjonalne. Przynajmniej ja trafiłem bardzo dobrze, gdyż znam kilku trenerów, którzy po trafieniu do Meksyku byli bardzo zniesmaczeni swoimi organizacjami. Choć odnośnie do tego, to nawet ja miałem gorszą sytuację. Pierwszy raz mogę poruszyć to, czemu nie zostałem w Rainbow7 na letni split. Mój główny trener Ruuxi zdecydował, że wróci do uniwersytetu. Wtedy organizacja rozpoczęła poszukiwania jego zastępcy i znalazła najlepszego, jaki mógł być, czyli Stardusta, który w 2021 roku trenował T1 i doszedł do półfinału Worldsów. Niestety on wolał pracować z innym asystentem, co jest zrozumiałe, więc nie mam R7 za złe, ale oczywiście, gdybym mógł, to bym tam został. Dalej mam dobre relacje z menadżerami i graczami tej formacji, a za niedługo będę leciał na MSI do Londynu i ich spotkam, gdyż wygrali w swoim regionie. Podsumowując, Meksyk to piękny kraj, a Rainbow7 to bardzo dobra organizacja.

W takim razie zostańmy jeszcze przy wynikach sportowych, ponieważ wraz z Rainbow7 zdominowaliście fazę zasadniczą, a w play-offach nagle przegraliście 0:3 z Estral Esports. Co się tam stało?

Gdy to się stało, sam nie wiedziałem, jakim cudem przegraliśmy 0:3. Natomiast później przyszedł czas refleksji. Podczas regularnego sezonu byliśmy dużo lepsi od innych drużyn. W końcu pobiliśmy rekord wygranych w fazie zasadniczej LLA i to stompując rywali w większości gier. Nawet zagraliśmy jedną grę z naszym rezerwowym, gdyż i tak mieliśmy zapewnione pierwsze miejsce, a i tak wtedy wygraliśmy. Wydaje mi się, że po prostu zrobiliśmy się zbyt pewni siebie. Oczywiście nie tak specjalnie, że zaczęliśmy mniej pracować, ale musieliśmy puścić trochę z gazu, jak każdy da z siebie nawet te 5-10% mniej, to to się może zsumować. Porażka z Estral Esports była dla nas sporym reality checkiem, wtedy zrozumieliśmy, że inne zespoły sprogresowały, gdy my staliśmy w miejscu. My nawet nie mieliśmy jak trenować Baronów czy dłuższych gier, ponieważ po prostu nie mieliśmy takowych na scenie. Natomiast po tej porażce mieliśmy dwa tygodnie na przygotowanie się do gry w drabince przegranych i podtrzymanie statku, który szedł na dno. Rozumieliśmy to, że ostatnie tygodnie były okresem stagnacji i zagraliśmy bodajże 12 dni scrimów z rzędu, aż do serii z Isurus. Ta zaczęła się dla nas fatalnie, gdyż od przegrania dwóch pierwszych gier. To był bardzo trudny mentalnie dla nas moment, ale udało nam się doprowadzić do reverse sweepu. Mimo tego, że na drugi dzień przegraliśmy znów z Estral, to i tak jest to jeden z moich ulubionych momentów w karierze. Nigdy wcześniej nie byłem częścią reverse sweepu i to na scenie. Myślę, że gdybyśmy z Ruuuxim byli bardziej doświadczeni, to nie doprowadzilibyśmy do takiej sytuacji z zahamowaniem rozwoju i dostali się na MSI, to były tak naprawdę nasze debiuty na bardziej profesjonalnej scenie, więc zabrakło obycia. Gdybyśmy zostali we dwójkę na trenerce na letni split, to wydaje mi się, że już na pewno byśmy pojechali na mistrzostwa świata.

Chciałbyś zwiedzić jeszcze więcej świata, korzystając z pracy w esporcie?

Na 100%. Nawet przed tym, jak dołączyłem do Fear, to pisałem do drużyn z Wietnamu, z Brazylii, z Japonii. Nie mam szczerze miejsca, do którego nie chciałbym jechać. A jeśli o esport, to od długiego czasu jest on praktycznie całym moim życiem. Chcę oczywiście jak najwięcej z tego skorzystać. Niestety najwięcej z tych wszystkich ról nie zarabiam, więc chociaż zostaje mi zwiedzanie i dobre wspomnienia. Żadne pieniądze nie zastąpią tych emocji przy reverse sweepie z Isurus. To jak się czułem po tym, jest niesamowite, nie da się takiego momentu znowu przeżyć, więc na pewno chciałbym zwiedzić więcej świata. Jeszcze na pewno chciałbym kiedyś się zakwalifikować na turniej międzynarodowy. Miałem co prawda dopiero jedną szansę, ale było tak blisko, że cały czas to boli. Gdyby tylko te dwa tygodnie inaczej poszły, to już wtedy zwiedziłbym Koreę, bo już aplikacje wysyłaliśmy, bo każdy musiał zrobić to miesiąc przed potencjalnym wylotem.

Po epizodzie w Rainbow7 dołączyłeś do Grypciocraft Esports. Traktowałeś to jako klasyczny krok w tył, by zrobić później dwa do przodu?

Pewnie już widzisz ten sam motyw, ale znowu było praktycznie to samo, gdyż miałem bardzo trudny przedsezon i bardzo mało opcji miałem. Do polskiej ligi nie za bardzo chciałem iść, ale Grypcio jest bardzo przekonującą osobą. Pierwszy raz, gdy z nim rozmawiałem, od razu był bardzo szczery i wprost powiedział, że nie mają wielu pieniędzy i nie mogą mi dużo zaoferować, ale za to miałem wolną rękę i mogłem robić wszystkie zmiany, jakie chcę i tak dalej. Podczas sezonu też starał się mi pomagać jak najwięcej. Naprawdę podobało mi się podejście Grypcia. To jest człowiek, który nie ma dużego doświadczenia w prowadzeniu organizacji, ale nie udaje, że je ma i nie boi się prosić o pomoc. Rozmawialiśmy nieraz o tym, co byłoby dobre, a co złe dla jego biznesu. Nawet pomagałem mu przy tworzeniu tego składu, który grał w Ultralidze w tym sezonie. Szczerze nie planowałem iść do drugiej dywizji, nawet myślałem, by wziąć się za inną pracę i powoli odchodzić z esportu, bo trudne są te przedsezony. Też wiek już się zaczął się odzywać i zacząłem myśleć bardziej przyszłościowo i fajnie byłoby się wyprowadzić i pomieszkać z dziewczyną za więcej niż tysiąc funtów miesięcznie. Natomiast Grypcio przekonał mnie do siebie, gdyż jest szczerym człowiekiem i był to taki krok w tył, by zrobić dwa do przodu, ale też nie było to tak bardzo spodziewane, że się zakwalifikujemy do Ultraligi.

Udało wam się awansować do Ultraligi. Co było kluczem do tego sukcesu i czy dużo wniósł czas spędzony na bootcampie?

Jeśli chodzi o poprawę w graniu w LoL-a, to bootcamp mało pomógł. Przez wykonane przeze mnie zmiany w trakcie sezonu niekoniecznie był to zaplanowany skład, w którym wiedziałem, jak kto będzie się dogadywał i tak dalej. Była to piątka bardzo dobrych graczy na swoich pozycjach, ale problem był ze zgraniem, gdyż każdy lubił grać strong side i występowało niedogadywanie się. Właśnie z tym pomógł ten bootcamp, by spędzić razem dużo czasu i poznać się jako koledzy. Ostatni dzień scrimów nawet anulowałem i wziąłem moich graczy na kręgle, gdyż myślałem, że to będzie bardziej użyteczne dla nich i myślę, że było. Natomiast sam turniej promocyjny to kompletnie inna historia. Wszystko, co trenowaliśmy przez ostatnie kilka tygodni nie działało i przegraliśmy pierwszą serię z devils.one. Także stwierdziliśmy, że będziemy grać komfortowymi dla nas postaciami i zobaczymy, co się stanie. W taki sposób Gepard, który nie grał Threshem w trakcie scrimów ani razu, wybrał go nagle trzy razy z rzędu i zmiażdżył DV1. Tak to właśnie wyglądało, nie mieliśmy wielkiego planu, tylko po prostu zaryzykowaliśmy. Oczywiście, gdybyśmy przegrali drugą serię z devils.one, to wyszedłbym na idiotę, gdyż nasze kompozycje nie miały za bardzo synergii i po prostu wygrywały linie, ale na szczęście się udało.

Dobra, to cofnijmy się jeszcze na chwilę w czasie. W 2021 roku byłeś asystentem trenera w Teamie Singularity i otarłeś się o awans na European Masters, przegrywając po reverse sweepie z przyszłymi finalistami (Fnatic Rising). Myślisz, że was też było stać na taki wynik na tym turnieju?

Trudno powiedzieć, czy aż do finału, ale na pewno byliśmy bardzo dobrą drużyną, o wiele lepszą, niż ludzie myśleli. Jedną z moich ulubionych statystyk w Teamie Singularity było to, że w sezonie regularnym mieliśmy najmniej złota do piętnastej minuty, a mimo to najszybciej wygrywaliśmy swoje gry. Świetnie czuliśmy się w tym stylu, w którym oddawaliśmy pierwsze dwa smoki i wymienialiśmy się przez pierwsze piętnaście minut, a potem wygrywaliśmy wielką walkę drużynową z naszym Aatroxem, Akali, Yone, Lillią, z bohaterami, którymi wchodziliśmy z różnych stron w przeciwników. Nawet jak Fnatic Rising starało się rywalizować z nami w tym stylu, to dalej mieliśmy kilka kreatywnych wyborów i nawet w tym reverse sweepie graliśmy Mordekaiserem w dżungli. Także na pewno mieliśmy spore szanse na EU Masters, gdyż byliśmy unikalną drużyną z wieloma przygotowanymi postaciami. Są postacie, które można zawsze wybrać, gdy jest się odpowiednio dobrym, tak jak teraz Olaf, którym lubiliśmy grać w Cincinnati Fear. Wracając, z Teamem Singularity mielibyśmy spore szanse na EM, zwłaszcza że w serii z akademią Fnatic było blisko do wygranej 3:0.

Jakie kierunki rozpatrujesz w kontekście dalszej pracy w esporcie? Myślisz, że to będzie dla ciebie najlepszy przedsezon w karierze?

Patrząc na to, że rozmawiałem do tej pory z dwiema drużynami, czyli z dwiema więcej niż zwykle, to już powiedziałbym, że jest to najlepszy przedsezon. Powiem trochę egoistycznie, ale patrząc na moje rezultaty, z każdą drużyną, w której byłem, osiągnąłem więcej, niż było to zakładane. Przez ostatnie 2,5 roku nie skończyłem nigdzie poniżej top 4 w lidze, więc chciałbym, żeby był to dla mnie najlepszy przedsezon. Natomiast byłem już w tej pozycji po tym, jak z Teamem Singularity jako młodzi trenerzy osiągnęliśmy top 3 w lidze i ofert nie było. Podobnie po sezonie w Rainbow7, z którym pobiłem rekord wygranych gier w fazie zasadniczej – też nie było później ofert. Mam nadzieję, że będzie to dla mnie najlepszy przedsezon, już robię wszystko, co mogę, by tak było. Dalej jestem w kontakcie z Fear i nie byłbym rozczarowany, gdybym został u nich na letni split. Dla mnie najważniejsze jest to, bym mógł kontynuować bycie trenerem, gdyż robię to już parę lat, zaczynałem w PRIDE na polskiej scenie, były to ciekawe czasy. Bardzo lubię trenowanie i na pewno będę kontynuował trenowanie tyle, ile mogę i oby ta przygoda trwała długo.

Masz jakiś długoterminowy cel?

Szczerze ciężko mieć długoterminowy cel, jak zmieniłem regiony trzy razy przez ostatnie trzy sezony. Kiedyś z celami było prosto, chciałem wygrać EU Masters. Natomiast teraz bardzo bym chciał być w drużynie powiązanej z LCS lub LEC, czy to akademia, czy główny skład. Bardzo chciałbym mieć poczucie komfortu, które daje kontrakt na rok, by nie musieć się stresować i naprawdę w stu procentatch skupić się tylko na trenowaniu. A jeśli chodzi o szczegóły, to zależą one od tego, w jakim regionie zostanę. Jak zostanę w Ameryce Północnej, to moim celem będzie pomoc ich talentom, których jest naprawdę dużo. Wcześniej w to nie wierzyłem, ale dostrzegłem to po dołączeniu do Rainbow7 i scrimowaniu na akademie drużyn z LCS-a. Natomiast w Fear z ekipą czterech 18-latków zająłem czwarte miejsce w Challenger Series, gdzie grają tacy gracze jak UNF0RGIVEN. Także w NA chciałbym po prostu pomagać talentowi i jeśli jakiś menadżer lub menadżerka to czytają po polsku, to chciałbym zostać. Dobrą opcją byłoby też granie w mniejszym regionie i zakwalifikowanie się na turniej międzynarodowy, a gdybym wrócił do Europy, to awans na EMEA Masters byłby głównym celem, trenując jakąś drużynę od samego początku.

  Śledź rozmówcę na Twitterze - Mateusz "Kiao" Sujdak

   Śledź autora na Twitterze – Michał "Michaleczny" Rosiak