Fnatic | vs (18:00, BO5) |
G2 Esports |
Powrót legendarnego zestawienia LEC na salony
Historia rywalizacji G2 Esports i Fnatic sięga znacznie wcześniej niż początki LEC. Pojawienie się Samurajów w European League of Legends Championship Series w 2016 roku zatrzęsło ligą i przerwało niemal nieustające rządy Czarno-Pomarańczowych. Od tamtej pory obydwie formacje przecinały się w seriach BO5 wielokrotnie, jednak w tych najważniejszych starciach to G2 miało w zwyczaju sprowadzać swoich rywali do parteru, nierzadko dając im wcześniej złudne nadzieje i powracając z przytupem autostradą dolnej drabinki. W latach 2018-2020 zestawienie tych drużyn w "best of piątkach" mieliśmy okazję oglądać aż sześć razy, z czego czterokrotnie był to bezpośredni pojedynek o tytuł. Później nastała cisza.
Wraz z wejściem do ligi systemu franczyzowego i jej przemianowaniem na League of Legends European Championship do walki o najwyższe stawki wdarły się dwie nowe organizacje – MAD Lions oraz Rogue. To zachwiało nienaruszalny dotychczas porządek i sprawiło, że w finałach zaczęły pojawiać się kompletnie nowe zestawienia. Choć G2 oraz Fnatic nadal spotykały się na przestrzeni play-offów, to były to "zaledwie" potyczki o awans do kolejnej rundy lub utrzymanie w drabince. Emocji nie brakowało, choćby w momencie, gdy Czarno-Pomarańczowi natknęli się na Samurajów w dolnej drabince latem 2021 roku. Wtedy to "superteam" G2 z Martinem "Rekklesem" Larssonem w składzie po raz pierwszy w historii organizacji ominął mistrzostwa świata, przegrywając niesamowicie zaciętą serię i kończąc split na czwartym miejscu. Przez trzy lata nie uświadczyliśmy jednak legendarnego zestawienia w finale LEC ani razu – aż do dziś.
Te same organizacje, zupełnie nowa formuła
Od tamtych czasów bardzo wiele zdążyło się zmienić. Choć w erze dominacji G2 Esports i Fnatic składy tych formacji ewoluowały co roku, to obecności dwóch zawodników mogliśmy być pewni. Twarzą Czarno-Pomarańczowych przez wiele lat był właśnie szwedzki strzelec – Rekkles. Samurajów od samego początku reprezentował natomiast chorwacki środkowy (tymczasowo również marksman) – Luka "Perkz" Perković. Ten rozdział zakończył się jednak pod koniec roku 2020, a głównym elementem układanki był nie kto inny, jak sam Larsson. Europejscy fani profesjonalnego LoL-a doznali niemałego szoku, kiedy okazało się, że legenda brytyjskiej organizacji przechodzi do swojego największego rywala. Wiązało się to również z odejściem Perkza, który zdecydował się kontynuować swoją przygodę za oceanem.
Transfer Rekklesa okazał się jednak niewypałem, a oba zespoły przeszły gruntowną przebudowę jeszcze kilkukrotnie. Po dawnym Fnatic nie ma obecnie śladu. W G2 jedynym stabilnym elementem ostatnich lat okazał się być Rasmus "Caps" Winther, który swoją karierę również rozpoczął w czarno-pomarańczowych barwach. W szeregach brytyjskiej organizacji także znalazł się zawodnik, który swojego czasu przyczynił się do świetności Samurajów. Martin "Wunder" Hansen, bo o nim mowa, do składu FNC powrócił jedynie tymczasowo, ze względu na kontuzję aktualnego toplanera. Nie umniejsza to jednak pikanterii tej rywalizacji – myśl o wielkim powrocie tylko po to, by utrzeć nosa swoim dawnym kompanom, zdaje się jedynie ją podsycać.
"The Topfather" zmierzy się z byłym pracownikiem McDonald's
Jednym z głównych architektów sukcesu bieżącej iteracji G2 Esports stał się bez wątpienia reprezentant górnej alei – Sergen "BrokenBlade" Çelik. Początkowo forma niemieckiego toplanera mogła budzić wątpliwości. Nierzadko jego dyspozycja we wczesnych etapach gry pozwalała przeciwnej drużynie zdobyć przewagę w górnej części mapy i znacznie utrudnić Samurajom rozgrywkę. Aktualna forma Çelika jest jednak czynnikiem, który na formację wpływa zdecydowanie pozytywnie. Kreatywność i elastyczność tego zawodnika objawia się już na etapie wyboru bohaterów. Niezbyt często widujemy bowiem Swaina czy Kleda na górnej alei – a te postacie pojawiały się właśnie w rękach BrokenBlade'a w ostatnich tygodniach. Nie neguje to jednak jego umiejętności grania metą, gdyż toplaner zawsze sięgnie po to, czego w danej chwili potrzebuje jego formacja.
Jego bezpośrednim rywalem w finale LEC będzie wspomniany już Wunder, powracający do profesjonalnych rozgrywek po półrocznej przerwie. Duńczyk nie kryje się z tym, że z League of Legends w ostatnich miesiącach nie było mu po drodze. Po rozstaniu z Fnatic w splicie zimowym zawodnik nie spodziewał się, że jeszcze w tym roku będzie miał okazję zagrać w meczu o stawkę i poświęcał znacznie więcej czasu na rozrywkę. Choć jego kondycja w pierwszej serii przeciwko Teamowi BDS momentami była wątpliwa, to z gry na grę doświadczony toplaner zaczął rozwijać skrzydła. Zarówno w końcowych spotkaniach tydzień temu, jak i we wczorajszym pojedynku z MAD Lions, Hansen zameldował się na Rifcie bez kompleksów. Słusznym jest jednak założyć, że starcie z BrokenBladem do najłatwiejszych należało nie będzie. Po dwóch tygodniach wspólnych treningów górna aleja Czarno-Pomarańczowych nadal może być słabym punktem, na którym G2 Esports będzie starało się skapitalizować.
Najlepszy Rookie LEC kontra rozpędzony Hiszpan
Zestawienie w dżungli zapowiada się niezwykle ciekawie. Martin "Yike" Sundelin dołączył do G2 Esports na początku tego roku, zastępując Marcina "Jankosa" Jankowskiego. Nic więc dziwnego, że transfer ten budził wiele pytań i wątpliwości. Czy dzięki jego występom zostały one rozwiane? Cóż, odpowiedź wydaje się nie być tak oczywista. Młody szwedzki leśnik ma za sobą naprawdę dobry pierwszy sezon. Nie oznacza to jednak, że podejmowane przez niego decyzje zawsze okazują się optymalne. Dżungler Samurajów ma bowiem tendencje do obierania nietypowych ścieżek, w szczególności we wczesnych etapach rozgrywki. Choć często przynoszą one jego formacji zyski, to jednak nadmierne ryzyko nie zawsze popłaca. Lekkomyślne odwiedziny lasu przeciwnika bez odpowiedniej wizji i towarzystwa zdarzają się kończyć szybką wywrotką ze strony Szweda.
Z takich sytuacji Iván "Razork" Díaz korzysta fenomenalnie. Wraz z rozwojem całego składu hiszpański dżungler zdaje się rozkwitać najmocniej. Niegdyś skazany na herosów zadaniowych, skupiających się na pomocy reszcie drużyny, dziś potrafi przejąć stery i poprowadzić swoją formację do zwycięstwa. Meta również układa się po jego myśli – bohaterowie korzystający z mocy umiejętności w jego rękach potrafią zdziałać prawdziwe cuda, dodatkowo zgrywając się z pulą postaci ogrywanych przez środkowego Fnatic. Jest to jednak miecz obusieczny. Kiedy gra nie toczy się po myśli Razorka, przeważnie cierpi na tym cały zespół, a Hiszpan kończy ze statystykami 1/9/5, desperacko próbując uratować płonącą mapę. Dobrych spotkań w jego wykonaniu jest natomiast w ostatnim czasie znacznie więcej i to w nim Czarno-Pomarańczowi mogą pokładać dziś swoje nadzieje.
Legenda zachodniego mida vs czeska gwiazda
Środkowa aleja w tym pojedynku nie ma prawa przejść bez echa. Być może to odważne stwierdzenie, ale przed nami pojedynek dwóch współczesnych europejskich midlanerów z najwyższym sufitem. A wraz z wysokim sufitem przychodzi także niska podłoga. Zarówno Caps, jak i Marek "Humanoid" Brázda potrafią przesądzić o zwycięstwie oraz o porażce swoich formacji. Obaj zawodnicy mają na sumieniu wiele wątpliwych zagrań na przestrzeni tego sezonu. Dziwne flanki, absurdalne teleportacje i niepotrzebne zużywanie błysków to dla nich chleb powszedni. Kiedy trzeba potrafią jednak założyć pelerynę i wcielić się w rolę superbohaterów, znajdując okazje do budowania przewagi, których większość graczy nie zdołałaby zauważyć.
Duńczyk niewątpliwie jest jednym z głównych kandydatów w dyskusji o najlepszych zachodnich zawodnikach wszechczasów. Bywały jednak sezony, turnieje czy serie, gdzie czeski środkowy prezentował się lepiej, wchodząc na wyżyny swoich możliwości. Nawet jeśli w dzisiejsze starcie Caps wchodzi w roli faworyta, to Humanoida lekceważyć po prostu nie można. Każdy krok za daleko ze strony któregokolwiek z nich może skończyć się tragicznie – szczególnie, że dżunglerzy spać nie będą...
Polsko-koreański duet stanie przed prawdziwym wyzwaniem
Adrian "Trymbi" Trybus i Oh "Noah" Hyeon-taek potrafili zachwycać, szczególnie na początku swojej współpracy w letnim splicie. Powiew świeżości na dolnej alei odmienił Fnatic, które po zmianach wystrzeliło z dołu tabeli na sam szczyt. Od tamtej pory co nieco zdążyło się jednak zmienić – między innymi meta. Podczas fazy zasadniczej na pozycji supporta królowały postacie zasięgowe, na których polski wspierający odnajdował się wyśmienicie. Koreański strzelec w tym czasie również błyszczał, mogąc balansować na ostrzu noża, wspomagany tarczami i wzmocnieniami. W obecnej aktualizacji gry zaklinacze odpoczywają na dnie lamusa, a do łask wrócili klasyczni inicjatorzy. Sytuacja ta wydaje się być dla botlane'u Czarno-Pomarańczowych zdecydowanie mniej komfortowa. Choć duet Noaha i Trymbi w późniejszych etapach gry zazwyczaj radzi sobie bez większych problemów, a zagrania znajdowane przez Polaka potrafią wygrywać spotkania, to okres zmagań w alei bywa w ich wykonaniu nieco gorszy.
Dla Stevena "Hansa Samy" Liva i Mihaela "Mikyxa" Mehle pojęcie mety nie istnieje. Dolna alejka Samurajów potrafi zagrać niemal wszystkim, często wprowadzając do ligi własne, nowe trendy. Kog'Maw i Braum? Kalista i Lissandra? Draven? Nautilus? Do wyboru, do koloru – dla tej dwójki nie ma rzeczy niemożliwych. Nie bez powodu zresztą słoweński wspierający został w tym sezonie wyróżniony tytułem MVP, co w przypadku supportów zdarza się dość rzadko. Duet z Misfits po latach rozłąki powrócił w wielkim stylu i dominuje LEC. Choć botlanerom G2 Esports zdarza się oczywiście popełniać błędy, to powroty z deficytu także leżą w ich kompetencjach. Nie ujmując zawodnikom takim jak Matyáš "Carzzy" Orság czy Zdravets "Hylissang" Galabov – najważniejszy test dla Polaka i Koreańczyka nadchodzi właśnie w wielkim finale.
G2 Esports niekwestionowanym faworytem do wygrania LEC
Zawodnicy Fnatic mają swoje momenty i silne strony. Mają też za sobą trzy męczące, pełne serie BO5 i zaledwie jeden dzień na przygotowanie się po wyczerpującym starciu z MAD Lions. Nie wspominając już o tym, że aktualny skład gra ze sobą dopiero od czerwca, a licząc Wundera – od dwóch tygodni. Po dwóch fatalnych splitach zakończonych na dziewiątym i ósmym miejscu nikt nie spodziewał się, że to właśnie Czarno-Pomarańczowi staną w szranki z Samurajami w finale całego sezonu, dostarczając nam stare, dobre El Clásico. Zdaje się jednak, że na tym zakończą się sukcesy brytyjskiej organizacji w tym sezonie.
G2 Esports ma na swoim koncie zwycięstwo dwóch splitów, wyjazd na Mid-Season Invitational i cały rok wspólnych treningów. Pokazało się również jako formacja bardziej stabilna. Tygodniowy odpoczynek po poprzednim spotkaniu i możliwość spokojnego przygotowania się do nadchodzącego starcia także działają na korzyść graczy hiszpańskiej organizacji. Nic więc dziwnego, że do ostatecznego pojedynku podchodzą oni jako zdecydowani faworyci. Pozostaje mieć jednak nadzieje, że Fnatic chowa w rękawie jakieś asy i obie drużyny dostarczą nam kawał dobrego League of Legends, a finał nie zamknie się w trzech szybkich meczach.
Ostateczne starcie finałów sezonu LEC rozpocznie się już dziś o godzinie 18:00. Transmisja dostępna będzie na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube. Więcej informacji na temat bieżącej odsłony LEC znajdziecie w naszej relacji tekstowej, do której przejdziecie po kliknięciu poniższego baneru: