Wunder (KDA: 21/26/43)

Gdy w mediach społecznościowych Fnatic pojawiła się informacja, że z powodu kontuzji Óscara "Oscarinina" Muñoza Jiméneza do składu powróci Martin "Wunder" Hansen, nikt nie miał wygórowanych oczekiwań w stosunku do górnej alejki Czarno-Pomarańczowych. Ciężko było bowiem pokładać wielkie nadzieje w zawodniku, które ostatnie pół roku spędził przy grach nieco innych niż League of Legends. Toplaner na zastępstwie porządnie odrobił jednak zadanie domowe i po średnim pierwszym tygodniu zaliczył ogromny progres. Choć Sergen "BrokenBlade" Çelik z pewnością mógłby znaleźć się w dyskusji, jeśli chodzi o najlepszą piątkę LEC, to zdecydowaliśmy się wyróżnić w niej właśnie Duńczyka.

Wachlarz ogrywanych przez reprezentanta FNC postaci nie należał do najszerszych. Wybierane przez niego herosy nie były również wybitnie widowiskowe – w jego rękach najczęściej mogliśmy oglądać Renektona. Poza nim Wunder upodobał sobie innych wytrzymałych bohaterów, takich jak Ornn, Poppy czy Sion. Doświadczenie i decyzyjność weterana górnej alei w ogromnym stopniu przyczyniły się jednak do sukcesów jego zespołu. Pomimo drobnych potknięć, które zdarzały się Hansenowi podczas fazy gry na linii (choć i tam potrafił przeciwnika docisnąć), odgrywał on kluczową rolę w późniejszych walkach drużynowych. Śmiałe wejścia na tylną linię wroga wygrywały Fnatic niejedną potyczkę w ostatnich dwóch seriach. Choć popsute w starciu z G2 KDA Duńczyka nie powala, to nie można odmówić mu wartości, którą wniósł dla swojej formacji w miniony weekend.

Yike (KDA: 6/8/59)

Wybór leśnika okazał się być twardym orzechem do zgryzienia. Ciężko bowiem wymazać z pamięci Iverna czy Taliyah w wykonaniu Ivána "Razorka" Martína Díaza, które odegrały tak kluczową rolę w sobotnich spotkaniach. Koniec końców naszym typem do najlepszej piątki tygodnia został jednak Martin "Yike" Sundelin. Młody szwedzki dżungler po raz kolejny udowodnił, że nie bez powodu to właśnie on wszedł w buty Marcina "Jankosa" Jankowskiego. Podobnie jak Wunder, nie miał on okazji zaprezentować nam w tym tygodniu szerokiej gamy postaci. Nie przeszkodziło mu to jednak w widowiskowych zagraniach, które przesądziły o losie niejednej walki, przechylając szalę zwycięstwa na korzyść G2 Esports.

Aż trzy z czterech gier w ostatniej kolejce LEC Sundelin rozegrał jednym herosem – była to Rell. Postać ta okazała się w jego rękach tak skuteczna, że powtarzanie tego wyboru przy każdej możliwej okazji nie było niczym dziwnym. Już w pierwszym starciu z Fnatic Yike zdołał wykorzystać prawdziwą siłę Żelaznej Mścicielki, łapiąc w umiejętność ostateczną czterech rywali i wygrywając walkę o Nashora. Podobne zagrania z jego strony mogliśmy podziwiać na przestrzeni tej serii wielokrotnie. Choć leśnik Samurajów został sprowadzony do roli "zadaniowca", gdyż poza Rell w udziale przypadł mu Maokai, to odnalazł się na tej płaszczyźnie bez zarzutu. Znajdując się niemal zawsze we właściwym miejscu i o właściwym czasie, dostarczał swoim sojusznikom eliminacje jak na tacy, upewniając się, że zawartość ich portfela nie pozwoli na porażkę.

Caps (KDA: 30/7/30)

Ciężko byłoby podjąć inną decyzję w kwestii środkowej alei. Wyróżnienie wędruje do samego MVP finału LEC – Rasmusa "Capsa" Winthera. Trzeba jednak przyznać, że wszyscy midlanerzy mieli w ubiegłym tygodniu wiele dobrych momentów. Indywidualna dyspozycja Marka "Humanoida" Brázdy w serii przeciwko MAD Lions była niezwykle imponująca, a i przeciwko środkowemu G2 niekiedy udawało mu się znaleźć drobne przewagi. Niemniej jednak to właśnie reprezentant Samurajów odznaczał się największą elastycznością, kreatywnością i zrozumieniem swojej roli na przestrzeni wszystkich czterech pojedynków.

Nie jest tajemnicą, że duński zawodnik lubi balansować na granicy życia i śmierci, na czym czasem cierpi cały jego zespół. W finałowym spotkaniu znacznie częściej mieliśmy jednak okazję oglądać "Clapsa" – "Craps" najprawdopodobniej musiał zostać w hotelu. W decydującym starciu Winther zaprezentował się na aż czterech różnych postaciach i na każdej z nich wypadł świetnie. Każda z nich wymagała także zupełnie innego podejścia i stylu gry, ale nie stanowiło to dla niego żadnego problemu. Środkowy poradził sobie z adaptacją koncertowo. Zobaczyliśmy więc Azira, Jayce'a, Yone'a oraz Syndrę. I choć występ w roli brata Yasuo nie przyniósł G2 Esports zwycięstwa, to sam Caps utrzymywał rozgrywkę na swoich barkach znacznie dłużej, niż powinna ona potrwać. Na szczególne podkreślenie zasługuje za to jego Mroczna Władczyni – perfekcyjna prezencja na mapie i trafiane w punkt ogłuszenia były dla losów tego spotkania na wagę złota, co znalazło odzwierciedlenie w statystykach. Środkowy mistrzowskiej formacji zakończył bowiem finałowy pojedynek z KDA 10/0/7.

MAD Lions Carzzy (KDA: 30/20/29)

Oczywistym wyborem na pozycji strzelca mógłby wydawać się reprezentant Samurajów, Steven "Hans Sama" Liv. Ten został jednak nieco przyćmiony przez dokonania pozostałych członków G2 Esports. Francuz przemknął przez finał LEC niejako w roli pasażera. Tego samego powiedzieć nie można o Matyásie "Carzzym" Orságu. Czech był zdecydowanie najjaśniejszym punktem MAD Lions w starciu z Fnatic i głównym powodem, przez który seria ta przeciągnęła się aż do piątej gry. Choć Lwom ostatecznie nie udało się nawet zakwalifikować do finału, to ich strzelec z pewnością może być zadowolony z większości swoich występów.

Obrażenia zadawane przez Carzzy'ego potrafią budzić podziw – w tym aspekcie bezsprzecznie przewyższa pozostałych pretendentów do najlepszej piątki. Nie ma mowy, aby przepuścił on jakąkolwiek okazję na uszczuplenie paska zdrowia przeciwnika choćby o kilka procent. Na przestrzeni finałów sezonu LEC czeski zawodnik odpowiadał za niemal 31% obrażeń całej swojej drużyny. Nie inaczej było również w ostatniej serii. Wykresy mówią same za siebie, a wyrządzane przez strzelca szkody w szeregach Czarno-Pomarańczowych były niezależne od postaci, którymi operował. A te w serii pojawiły się aż cztery. Orság powtórzył dwukrotnie jedynie wybór Kalisty, sięgając także po Apheliosa, Varusa oraz Kai'Sę. Ta pierwsza jednak przyniosła jego formacji największe sukcesy, a on sam zwieńczył jedno ze spotkań spektakularnym pentakillem.

Mikyx (KDA: 9/16/53)

Najlepszy zawodnik tego sezonu okazał się również najlepszym wspierającym finałowej serii LEC. Mihael "Mikyx" Mehle nie miał przesadnej konkurencji – choć dwaj pozostali supporci niewątpliwie należą do europejskiej topki i pokazali na Rifcie wiele dobrego, to liczba popełnionych przez nich błędów w ostatni weekend właściwie wyklucza ich z tej dyskusji. Choć Słoweńcowi również kilka razy zdarzyło się postawić krok za daleko, to pomyłki te nie były zazwyczaj tak bolesne dla jego zespołu, jak niepotrzebne śmierci Zdravetsa "Hylissanga" Galabova, który już w dwóch pierwszych grach przeciwko Fnatic zaliczył ich aż siedemnaście. Adrian "Trymbi" Trybus był za to niekwestionowanym królem oddawania pierwszych krwi w starciach z G2 Esports.

Bohaterskie zagrania Mikyxa w finale wielokrotnie ratowały życia jego sojuszników. Potyczki na dolnej alei, które wydawały się niemożliwe do obrócenia, uchodziły Samurajom na sucho właśnie dzięki chłodnej głowie i zwinnym palcom ich wspierającego. Oprócz Rakana i Leony, Mehle po raz kolejny zdecydował się na dość nietypowy na tę pozycję wybór – Lissandrę. Ta znów okazała się strzałem w dziesiątkę. Support mistrzowskiego zespołu nie tylko kreował wygrane walki i przestrzeń dla swojej ekipy, ale sam stał się prawdziwą "maszynką do zabijania". A zabić jego było niezwykle ciężko – słoweński zawodnik w większości przypadków wiedział bowiem, kiedy należy się wycofać i jak wiele może jeszcze przyjąć, z czym problem ma zdecydowana większość graczy na tej pozycji.


Sezon 2023 w LEC dobiegł końca, a kolejna okazja na obejrzenie europejskich drużyn w akcji dopiero w październiku. Jeszcze przed Worldsami czeka nas seria kwalifikacyjna pomiędzy Teamem BDS a Golden Guardians – odbędzie się ona 9 października. Transmisja dostępna będzie jak zawsze na kanałach Polsat Games w telewizji, na Twitchu oraz w serwisie YouTube.

LEC 2023